Rozdział 23
(Brian)
Zostawiłem Lily na ulicy. Moją małą,
bezbronną Lily. Kiedy od niej odszedłem zdałem sobie sprawę, że popełniłem
błąd. Nie powinienem był ją zostawić samą. Na pewno wpadnie w tarapaty, ale nie
mogłem też jej zabrać. Poszedłem do mojego kumpla, który ma wtyki w kostnicy, więc
będę wiedzieć co i jak z tymi ciałami, a nie chciałem, żeby ona musiała tego
słuchać. Kiedy po wczorajszej nocy daliśmy naszym skrywanym emocjom upust,
kiedy w końcu przyznałem się sam sobie, co do niej czuję zacząłem się o nią
martwić jeszcze bardziej. W końcu wszedłem do sklepu zauważyłem mężczyznę
stojącego przy ladzie. Był trochę starszy ode mnie. Miał czarne włosy i nosił
okulary, można go bardziej wziąć za takiego kujona, ale to najlepszy hacker
jakiego znam, więc…
- David. – przywitałem się, a chłopak wstał i
popatrzył na mnie. Był trochę wystraszony, bo kiedy ostatni raz się widzieliśmy
zrobiłem mały pokaz ognia. Dobra może jednak nie jest moim kumplem, może jednak
porostu wisi mi przysługę, ale nie ważne. A jak mówiłem, że ma wtyki w kostnicy
to chodziło mi o to, że w 30 sekund włamie się na ich serwer. – Potrzebuję
pomocy. – powiedziałem. Brunet spojrzał się na mnie, a ja ciągnąłem dalej. –
Musisz włamać się do kostnicy i sprawdzić wszystko na temat ostatnich trupów.
Proszę. – uśmiechnąłem się sztucznie.
- Może usiądź. – wskazał na fotel i sam wyjął
laptopa. Zająłem miejsce i czekałem. Po kilku minutach chłopak znowu się
odezwał. – Większość ostatnich ciał zostało zabite nożem, mają podcięte
najpierw żyły na rękach, a następnie wycięty okrąg na klatce piersiowej. Na
samym końcu podcięta jest szyja. Te ofiary zostały zabite za pomocą tego samego
przedmiotu w identyczny sposób, nawet długość ran jest taka sama.
- Coś jeszcze?
- Inne ofiary nie zostały zabite nożem, ale
jakby po prostu została wyssane z nich życie.
- Co?
- Nie ma żadnych śladów, żadnych, po prostu
zginęli.
- Ale to nie możliwe? No nic dzięki. –
wstałem z fotelu i kierowałem się do wyjścia.
- Brian. – odwróciłem się do bruneta. – Jeśli
szukasz jakiegoś podejrzanego typka z mocą w weekend jest bal maskowy.
- Bal?
- Ale nie jest on dla normalnych ludzi, więc
jeśli ten ktoś poluje tylko na żywioły to jest idealne miejsce. Organizuje to
miejscowy ogień. Torreto. Znana rodzina, długa historia, więc może mają coś w
domu, nie wiem na przykład nóż, którym podcinają innym gardła. Wyśle Ci
wszystkie informacje.
- Dzięki za pomoc. Dodałem i wyszedłem ze
sklepu. Skierowałem się w stronę gdzie zostawiłem Lily. Dziewczyna nadal tam
stała. Podszedłem ją od tyłu i pocałowałem w szyje. Dziewczyna pisnęła i
odskoczyła ode mnie. – Co się stało?
- Nic, ja tylko się zagapiłam. Dowiedziałeś
się czegoś pożytecznego?
- Tak, potem Ci opowiem, a teraz chodź
pójdziemy coś zjeść. Wziąłem dziewczynę za rękę i poszliśmy do restauracji.
***
(Letty)
Leżałam na kanapie, a nogi miałam na kolanach
Luke’a. Oglądaliśmy jakiś film, kiedy zadzwonił telefon chłopaka. Blondyn
szybko podniósł się z kanapy, a ja usiadłam i spojrzałam na niego pytająco.
- Brian. – powiedział i odebrał telefon.
Stanęłam obok niego i słuchałam rozmowy. – Rozumiem…. W weekend?....
maskowy….Kto jest z tobą?......Ty chyba kpisz……Nie zabiorę……Pojadę…..sam. –
rozmowa się skończyła. Luke odłożył telefon, a ja dalej na niego patrzyłam.
- Co się stało? Odkrył coś? Kto jest z nim? –
zadawałam pełno pytań.
- Jest z Lily. – odpowiedział spokojnie.
- Co?! Jak to? Co się właściwie stało?
- No skoro nie wiesz to Ci to wytłumaczę
twoja przyjaciółka leci na Brian’a. – przecież to nie możliwe, ale postanowiłam
się teraz na tym nie skupiać. Lily mi to wyjaśni
- Ok. to czego się dowiedzieli?
- Większość ciał została zabita nożem.
- Nożem? – blondyn pokiwał głową.
- A co?
- W moim śnie kiedyś był nóż, zwykle w
wizjach widzę nóż, w moim szkicowniku narysowałam kiedyś nóż. – Luke spojrzał
na mnie. – Nieważne. Gdzie jedziesz?
- Jadę do Waszyngtonu, bo jest bal i tam
będzie pełno nie-ludzi, więc to idealne miejsce na atak.
- Jadę z tobą. –powiedziałam szybko.
- Nie słyszałaś co powiedziałem. Idealne
miejsce na atak, na pewno zaatakują, nie zabiorę Cię w takie miejsce.
- Jeśli na pewno zaatakują to ty też nie
jedziesz. Nie sam, nie puszczę Cię samego. – złapałam blondyna za rękę. – Nie
ma mowy, żebyś pojechał sam. Jadę z tobą.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
-Tak. Umiem o siebie zadbać, nauczyłeś mnie
jak się bronić, jak używać mocy.
- Ale nie umiesz jej kont…. – chłopak zgiął
się w pół i zaczął syczeć z bólu, w końcu zamrugałam i przestałam się skupiać,
żeby zadawać ból.
- Mówiłeś coś.
- Nie je… - znowu się na niego spojrzałam,
nagle chłopak zniknął i pojawił się za mną. – Widzisz znowu jesteś martwa.
Odwróciłam się do niego.
- Jesteś jedynym skoczkiem, a ty nie chcesz
mnie zranić. Pozwól mi jechać. Pozwól mi mieć na siebie oko, pozwól mi wejść za
ten mur, który tworzysz wokół siebie.
- Dobra jedziesz. – uśmiechnęłam się na te
słowa i rzuciłam chłopakowi na szyję. – Nieźle idzie Ci używanie mocy,
powiedział kiedy znowu zaczęliśmy oglądać telewizję.
- Dziękuję, miałam dobrego nauczyciela. –
Posłałam mu uśmiech.
- Najlepszego. – dodał blondyn i również się
zaśmiał.
*
Obudziłam się około 5 rano na kanapie. Obok
nie było Luke’a. Usiadłam powoli i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie
zauważyłam, więc wstałam z sofy i skierowałam się na pierwsze piętro. Zajrzałam
do pokoju Petera, który smacznie spał, następnie poszłam do Tiny, która również
była w objęciach Morfeusza. Ostatnia sypialnia jaką sprawdziłam należała do
Din’a. Po cichu wychyliłam się zza otwartych drzwi i zauważyłam blondyna, który
trzymał na rękach chłopczyka. Kołysał go powoli. Nie widział mnie, nie
wiedział, że stoję za nim. Oparłam głowę o próg i przyglądałam się całej
scenie. Uśmiechnęłam się kiedy mały zaczął gaworzyć, a chłopak mu odpowiadał, w
końcu dziecko zasnęło, a Luke odłożył go do kołyski. Odwrócił się w stronę
drzwi i zobaczył mnie.
- Jak długo tu stoisz? – zapytał szeptem.
- Wystarczają długo, żeby zauważyć, że jesteś
strasznie czuły dla dzieci. – Skoczek uśmiechnął się i minął mnie w drzwiach.
Poszłam za nim na dół. – Luke?
- Hmm?
- O
której wyjeżdżamy?
- „MY”?
- Wieczorem się zgodziłeś. – przypomniałam.
- Żebyś dała mi spokój. – powiedział chłopak.
- Jadę i koniec tematu. – powiedziałam
stanowczo.
- Urwisku posłuchaj mnie uważnie. Będzie
niebezpiecznie, więc nigdzie, ale to nigdzie nie jedziesz. – podeszłam do niego
bliżej.
- Możesz decydować albo jadę z tobą gdzie
będziesz mieć na mnie oko, albo pojadę sama. Twój wybór.
- Nie pozwalam Ci jasne. – zaśmiałam się.
- Myślisz, że czekam na twoje pozwolenie? Mam
mózg, więc sama o sobie decyduje.
- Może masz mózg, ale z niego nie korzystasz,
skoro chcesz się znaleźć w środku niebezpieczeństwa! – chłopak uniósł głos.
- Nie rozumiesz, nie chce żebyś TY był w tym
niebezpieczeństwie sam! TY.
- Czemu się tak o mnie martwisz? – chłopak
się uspokoił i spojrzał mi prosto w oczy. – Czemu Cię obchodzę?
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a
przyjaciele się o siebie troszczą. – odpowiedziałam spokojnie.
Resztę poranka minęła spokojnie około 7.00 do
domu wróciła moja sąsiadka.
- I jak wam minęła noc? – zapytała z
uśmiechem, mimo, że po jej twarzy można było stwierdzić, że jest bardzo
zmęczona.
- Wszystko było w porządku. – odpowiedziałam.
- Nie było jakiś napadów płaczu i dzieci były
grzeczne?
- Mieliśmy mały problem, ale Luke wspaniale
radzi sobie z dziećmi. – odpowiedziałam, a kobieta posłała promienny uśmiech
blondynowi.
- Nie wiem jak wam dziękować, zaraz wam
zapłacę…
- Nie trzeba. – powiedziałam. – To my już
będziemy szli. – wzięłam Luke’a za rękę i poprowadziłam do drzwi.
- Dziękuję jeszcze raz, ty to Letty jesteś
szczęściarą. Znalazłaś wspaniałego chłopaka, trzymaj się go. – powiedziała
kobieta.
- Ale on…
- Dziękuję pani. – odezwał się blondyn i
popchnął mnie do drzwi, gdy kierowaliśmy się w kierunku mojego domu zadałam mu pytanie.
- Czemu nie pozwoliłeś mi dokończyć
wyjaśniania, że nie jesteśmy razem?
- Bo nie chciałem tam stać godzinami
słuchając tłumaczenia, że nie jesteś z taki genialnym facetem jak ja, ponieważ
chodzisz z tym frajerem.
- On nie jest frajerem! Przyznaj , że lubisz
jak biorą nas za parę. – zaczęłam się droczyć.
- A jeśli tak. Czy to źle? – chłopak odbił
piłkę. – Czy to źle, że chce żeby brali nas za parę. – Luke złapał mnie za rękę
i splótł nasze palce. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Letty co z tobą? Uspokój
się.
- Nie dziwę się przecież jestem zajebista. –
odpowiedziałam i podeszłam do drzwi żeby je otworzyć. Luke stał kilka metrów
ode mnie. – Wezmę tylko prysznic spakuję się i możemy jechać do Ciebie.
- Do mnie? Chcesz ze mną zamieszkać? –
chłopak uśmiechnął się zadziornie.
- Żebyś ty się spakował, bo jedziemy do
Waszyngtonu. –blondyn prychnął. – Luke jadę z tobą.
- Czemu mam wchodzić, przyjdę po Ciebie.
- Jasne, a ja Ci wierzę, że mnie nie
zostawisz. Właź. – rozkazałam a Luke nonszalanckim krokiem przekroczył próg
mojego mieszkania. – Idę pod prysznic, a ty tu czekaj.
- Czemu myślisz, że nie zostawię Cię kiedy
będziesz się myć?
- A zostawił byś dziewczynę, która jest naga
pod prysznicem, żeby iść do domu? – uniosłam brwi.
- Ok. to jakaś odpowiedź – uśmiechnęłam się.
-Możesz poczekać u mnie w pokoju, a ja zaraz
wrócę. – chłopak pokiwał głową. Poszłam do pokoju wzięłam czyste ubrania i
bieliznę, a następnie weszłam pod prysznic. Ciepła woda rozluźniła moje
mięśnie. Po 10 minutach wyszłam z kabiny, wysuszyłam włosy nałożyłam lekki
makijaż i przygotowane wcześniej ciuchy. – Ok. teraz się tylko spakuję i możemy
ruszać. – powiedziałam kiedy weszłam do pokoju. Luke’a nie było w środku.
Idiota mnie zostawił. – Luke!
- Tutaj. – usłyszałam głos chłopaka zza okna.
Wyjrzałam i zauważyłam siedzącego skoczka na dachu.
- Co ty tam robisz?
- Siedzę?
- To akurat widzę, ale czemu?
- Lubię być na wysokości, wszystko stąd
widać. – chłopak wyciągnął rękę w moim kierunku. – Chodź. – chwyciłam jego dłoń
i po minucie siedziałam obok niego. Widok był nieziemski. Wschodziło słońce,
wszystko wyglądało tak niewinnie, tak zwyczajnie.
- Tu jest pięknie. – powiedziałam.
- Mówiłem. – spojrzałam na chłopaka, nadal
patrzył się w niebo. Był spokojny, nie bał się tego, co nadchodzi, był
szczęśliwy. Siedzieliśmy tak jakieś 30 minut. Nie rozmawialiśmy, nie
musieliśmy. Wystarczyła nam tylko nasza
obecność. Wpatrywaliśmy się w niebo obserwując jak słońce powoli wychyla się
zza horyzontu, obserwowaliśmy chmury, które leniwie przemieszczały się po
niebie.
- Chyba powinnam dokończyć pakowanie się. –
odezwałam się w końcu. Luke pokiwał głową i pomógł mi zejść z dachu. Gdy byłam
już w swojej sypialni wyciągnęłam walizkę i zaczęłam brać najpotrzebniejsze
rzeczy. Otworzyłam szafę i zauważyłam bluzkę Luke’a, którą mi dał jak zmokłam
pewnego dnia. Wyciągnęłam ją i pokazałam chłopakowi. – To chyba twoje.
- Właśnie szukałem jej, to moja ulubiona
koszulka. – powiedział chłopak i wyciągnął rękę po koszulkę.
- Nie oddam Ci jej, na mnie wygląda lepiej. –
uśmiechnęłam się i założyłam t-shirt.
- Niech Ci będzie, ale pod warunkiem, że
właśnie w niej jedziesz do Waszyngtonu.
- Stoi. – poszłam do łazienki zdjęłam bluzkę,
którą miałam pod spodem i założyłam tą od Luke’a, wpuściłam ją w czarne spodnie
i wyszłam z toalety. – I jak?
- Idealnie. – zaśmiałam się. Nagle usłyszałam
dzwonek do drzwi.
- Zaraz przyjdę. – powiedziałam i zeszłam na
dół. Otworzyłam drzwi i zauważyłam Dylan’a – Hej. – przywitałam się – Czemu
wczoraj się nie odzywałeś? Dzwoniłam chyba z tys…
- To ta koszulka? – zapytał nagle, a ja nie
rozumiałam o co chodzi.
- Koszulka?
- Czy to właśnie ta jest Luke’a?
- Tak dał mi ją kiedy…
- Kiedy się z nim bzykałaś? – zaatakował mnie
nagle.
- Co?! Nie! O co Ci chodzi?
- Letty błagam przestań kłamać, przestań mnie
oszukiwać!
- Nie oszukuję Cię! Mnie i Luke’a nic nie
łączy!
- Czyli robisz to z każdym, z którym Cię nic
nie łączy! – otworzyłam szerzej oczy, o co mu kurwa biega?
- O czym ty do cholery mówisz, nic z nikim
nie robię idioto!
- Masz znamię na prawym udzie?
- Tak! A co to ma do rzeczy?
- A ja Ci ufałem, dałem Ci moje serce, a ty
cały czas…
- Możesz się uspokoić nic nie zrobiłam!
- On wie! Jasne! A niby skąd miał by
wiedzieć, że je masz skoro się z nim nie przespałaś!? – nie rozumiałam o co mu
chodzi.
- Co, kto wie?
- Luke wie, że masz znamię!
- Dziwne kurwa jakby nie wiedział skoro razem
trenowaliśmy, nie chodziłam ubrana do niego w habit!
- A czy przy nim w ogóle byłaś ubrana tego
nie wiemy!
- Traktujesz mnie jakbym była dziwką!
- Może nią jesteś! – oddaliłam się,
przesadził, tym razem przesadził.
- Czyli tak o mnie sądzisz. – mój głos się
uspokoił.
- Letty, nie o to mi chodziło…
- I ty mi mówiłeś, że Luke jest dupkiem, ale
spójrz na siebie.
- Nie jestem jak Luke! – wykrzyczał mi prosto
w twarz. – Nie porównuj mnie do niego!
- Nie jesteś jak Luke, jesteś gorszy! Na
niego mogę liczyć, ON mi ufa. Nie to co ty!
- Letty… ja… - zaczynał się tłumaczyć, ale ja
nie mogłam na niego patrzeć, mój gniew był coraz większy, a nie chciałam
wybuchnąć.
- Nie chce Cię widzieć! – zatrzasnęłam drzwi
i poszłam na górę. Luke spojrzał się na mnie kiedy przekroczyłam próg moich
drzwi.
- Letty jest mi strasznie przyk… - rzuciłam
się na chłopaka i przytuliłam się do niego. Blondyn szybko mnie objął i trzymał
w swoich objęciach póki nie uspokoiłam oddechu. – Ciiii- uspokajał mnie i
głaskał po plecach. Jego głos, jego stabilne bicie serca pozwoliły mi uciec w
inny świat. W jego ramionach poczułam silna, w jego ramionach byłam bezpieczna.
Otarłam łzy i oddaliłam się od chłopaka.
- Dziękuję, że jesteś kiedy Cie potrzebuję.
- Do usług. – chłopak jak zawsze się
uśmiechnął, ale ten uśmiech sprawił, że również ja się uśmiechnęłam. – Ok. to
dokończ szybko pakowanie i pojedziemy do mnie. – pokiwałam głową i dalej
wkładałam rzeczy do walizki.
W końcu zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do
mojego samochodu, żeby pojechać do Luke’a.
- To ja też wezmę prysznic i możemy jechać.
Poczekaj u mnie w pokoju.
- Jasne. – Kiedy blondyn wyszedł zostałam
sama w jego sypialni. Dopiero drugi raz jestem w tym miejscu, a za pierwszym
nie miałam zbytnio czasu na rozejrzenie się po tym miejscu. Podeszłam do regału
i dotknęłam książek, które miał na półce. Nie znałam żadnego tytułu, ale
wydawało mi się, ze są to jakieś horrory, czy thrillery. Mój wzrok przykuło
zdjęcie oprawione w ramkę. Na fotografii widziałam rodzinę. Raczej są to krewni
Luke’a. Na samym środku stał mały blond chłopiec, który uśmiechał się do
aparatu. To pewnie był dobrze znany mi skoczek. Delikatnie odstawiłam zdjęcie i
przeszłam do gitar, które miał ustawione w kącie wraz z nutami. Nie umiałam
grać, ale gitara była piękna. Opuszkami palców przejechałam delikatnie po
strunach, tak aby nie wydać żadnego dźwięku. W końcu mój wzrok skierował się na
kartki z zapisanymi nutami. Wzięłam jedną z nich w rękę i zaczęłam się jej
przyglądać.
- Kiedyś mogę Ci ją zagrać. – usłyszałam za
sobą głos Luke’a, który wyszedł z pod prysznica, jego mokre, blond włosy
opadały mu delikatnie na oczy.
- Bardzo chętnie posłucham jak grasz. –
odpowiedziałam i odłożyłam kartkę.
- Ok. to tylko spakuję rzeczy i możemy
jechać. – pokiwałam głową, a po paru minutach byliśmy gotowi. Tym razem
siedzieliśmy w żółtym humerze Luke’a. – No to w drogę.
Podróż nie była strasznie męcząca. Cały czas
myślałam o Dylanie, o tym co powiedział, o co mu chodziło, czemu od razu
wyskoczył z tą blizną, czemu zaczął krzyczeć na mnie tylko dlatego, ze miałam
koszulkę Luke’a. Trening! Coś się musiało wtedy stać. Od treningu ze mną nie
rozmawiał, po treningu przyszedł Luke, który był wkurzony. Co się tam stało?
- O czym tak myślisz? – zadał mi pytanie
Luke.
- Powiedz mi co się stało na treningu? –
chłopak spojrzał na mnie.
- Co?
- Co się stało na treningu? – powtórzyłam
pytanie.
- Nic się nie stało. – odpowiedział, a ja
wiedziałam, że nie mówi prawdy.
- Co mu powiedziałeś? – ciągnęłam dalej.
- Nic!
- Możesz przestać kłamać! – Luke zatrzymał
samochód na poboczu. Byliśmy akurat na jakimś pustkowiu.
- Co mam Ci powiedzieć?!
- Nie wiem, może prawdę.
- Ok. pokłóciliśmy się. To chciałaś usłyszeć!
- O co? – nie odpuszczałam.
- O nic!
- Co mu powiedziałeś Luke?! – chłopak
spojrzał na mnie.
- Powiedziałem, że ma Ci powiedzieć, żebyś
oddała mi koszulkę! Powiedziałem, że masz fajne znamię. – mój gniew zaczął
robić się coraz większy.
- Po cholerę to powiedziałeś!?
- Żeby go wkurzyć!
- Chciałeś żeby ze mną zerwał, chciałeś mi
zniszczyć życie?
- Nie! Nie wszystko tyczy się Ciebie!
- To po co?! -Nie mogłam w to uwierzyć, on
jest kompletnym egoistą, zasranym, popieprzonym egoistą. Nie mogłam panować nad
gniewem. Nagle o przednią szybę rozpił się kruk. Ja i Luke spojrzeliśmy przed
siebie. Cale stado leciało prosto na nas. Ptaki wpadały na samochód i zabijały
się nawzajem. Nagle moje ciało przeszył niewyobrażalny ból. – Aaaaa! –
krzyczałam nie mogąc nad sobą panować.
-Letty! – usłyszałam głos Luke’a. – Letty! –
podniósł mnie. – Letty spójrz na mnie! – Nie mogłam otworzyć oczu, to zbyt
bolało. – Letty spójrz na mnie! – Zrobiłam to spojrzałam w jego obłędnie
niebieskie oczy. – Skup się na moim głosie. – zaczął mówić spokojniej. Starałam
się nie myśleć o bólu jaki czułam w całym ciele. Paliło mnie od środa, czułam
jak moje żyły pocierają się o siebie, czułam jakby tysiące igieł wbiły się we mnie.
– Letty skup się na moim głosie. – powtórzył blondyn. Wziął moją rękę i położył
na swojej klatce piersiowej. – Czujesz moje serce? Skup się na jego rytmie,
wsłuchaj się tylko w nie. Uspokój oddech, Skup się na moim sercu. – popatrzyłam
w jego oczy i skupiałam się tylko na jego pulsie, na tym spokojnym biciu, które
już tyle razy mi pomagało. Ból ustał. Zniknął. Byłam wolna. Opadałam z sił i
przytuliłam się do chłopaka. – Już dobrze, już po wszystkim. Przepraszam. –
powiedział nad moim uchem.
- Ja też przepraszam. – Nic więcej nie
musieliśmy sobie mówić. Tyle wystarczyło, to jedno słowo przemawiało do nas
bardziej niż tysiąc innych. Oddaliłam się od chłopaka, ale wtedy poczułam ból
na przedramieniu. Znowu miałam wypalone napisy na ręce. – Co to znaczy? –
podałam rękę chłopakowi.
-Mortem
venit. – wyszeptał chłopak i spojrzał mi w oczy, a w nich był ból. – Śmierć
nadchodzi. - Spojrzałam na swoją rękę, pewnie i tan napis zniknie do jutra, tak
jak poprzednie. – Musimy jechać. – powiedział Luke, a kiedy próbował odpalić
samochód wydał on z siebie dziwny dźwięk i zgasł. – No dalej! – powtórzył
czynność, ale to nic nie dało. – Cholera! – chłopak wyszedł z auta, a ja
zrobiłam to samo. Wtedy zauważyłam chyba ze setki martwych kruków wokół
samochodu. Próbowałam zignorować ten obraz ale nie mogłam. Podeszłam do
chłopaka, który otworzył maskę samochodu. W środku również było martwe zwierze.
– Nie da rady tego naprawić. Muszę zadzwonić po pomoc. – pokiwałam tylko głową,
nie mogąc wysilić się, aby coś powiedzieć. Wsiadłam ponownie do samochodu i
oparłam się o fotel. Po paru minutach wrócił Luke.
- I co? – zapytałam,
gdy odzyskałam umiejętność posługiwania się językiem.
- Mam dwie wiadomości
jedną dobrą, druga zła. Po pierwsze pomoc przyjedzie dopiero jutro rano.
- Co?!
- Ale za to spędzisz
tą noc w wspaniałym towarzystwie. – chłopak się uśmiechnął, a ja przewróciłam
oczami. – Ej nie będzie tak źle.
- Oprócz tego że
umrzemy z głodu to będzie super. – powiedziałam ironicznym tonem.
- Na to mogę coś
zaradzić. – powiedział chłopak i chytrze się uśmiechnął. Wyciągnął swój telefon
i zrobił zdjęcie samochodu od środka. Po czym zniknął.
DO LUKE: Gdzieś ty
się teleportował?
OD LUKE: Poczekaj
cierpliwie urwisie, niedługo będziesz mi wdzięczna ^^
Odłożyłam telefon i
czekałam. Po jakiś 20 minutach chłopak pojawił się znowu na swoim miejscu, a w
ręku trzymał opakowanie gorącej pizzy.
- Kolacje podano. –
powiedział i uśmiechnął się szczerze.
- Myślałam, że nie
możesz się teleportować z kimś.
- Z kimś nie, ale
małe przedmioty takie jak pizza mogę przenosić ze sobą.
- Jesteś wapniały
powiedziałam i wzięłam kawałek pizzy. – Od poprzedniego wieczoru, kiedy
dzieliłam się z blondynem kolacją nic nie jadłam, więc ten posiłek był dla mnie
nieziemski.
- Możesz powtórzyć?
Chciałbym to nagrać na budzik.
- Spadaj. –
powiedziałam i zaśmiałam się. Chłopak również się zaśmiał i wziął swój kawałek.
Siedzieliśmy tak, jedliśmy i rozmawialiśmy do późnego wieczoru. W końcu czułam
się wyczerpana. – idziemy spać?
- Możesz przesiąść
się do tyłu jest tam więcej miejsca. – odpowiedział blondyn, więc posłusznie
poszłam na tylnie siedzenia. Rozłożyłam się do w miarę wygodnej pozycji i
próbowałam zasnąć. Nagle poczułam jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka i
zaczęłam się trząść. Luke obejrzał się na mnie. – Zimno Ci? – pokiwałam głową.
Chłopak również przesiadł się na tylnie siedzenie. – Ok. chodź do mnie. –
powiedział, a ja posłusznie przysunęłam się bliżej i położyłam swoją głowę na
jego torsie. Luke objął mnie ramieniem. Jego ciało było tak ciepłe, że od razu
zasnęłam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz