sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 23



(Brian)

Zostawiłem Lily na ulicy. Moją małą, bezbronną Lily. Kiedy od niej odszedłem zdałem sobie sprawę, że popełniłem błąd. Nie powinienem był ją zostawić samą. Na pewno wpadnie w tarapaty, ale nie mogłem też jej zabrać. Poszedłem do mojego kumpla, który ma wtyki w kostnicy, więc będę wiedzieć co i jak z tymi ciałami, a nie chciałem, żeby ona musiała tego słuchać. Kiedy po wczorajszej nocy daliśmy naszym skrywanym emocjom upust, kiedy w końcu przyznałem się sam sobie, co do niej czuję zacząłem się o nią martwić jeszcze bardziej. W końcu wszedłem do sklepu zauważyłem mężczyznę stojącego przy ladzie. Był trochę starszy ode mnie. Miał czarne włosy i nosił okulary, można go bardziej wziąć za takiego kujona, ale to najlepszy hacker jakiego znam, więc…

- David. – przywitałem się, a chłopak wstał i popatrzył na mnie. Był trochę wystraszony, bo kiedy ostatni raz się widzieliśmy zrobiłem mały pokaz ognia. Dobra może jednak nie jest moim kumplem, może jednak porostu wisi mi przysługę, ale nie ważne. A jak mówiłem, że ma wtyki w kostnicy to chodziło mi o to, że w 30 sekund włamie się na ich serwer. – Potrzebuję pomocy. – powiedziałem. Brunet spojrzał się na mnie, a ja ciągnąłem dalej. – Musisz włamać się do kostnicy i sprawdzić wszystko na temat ostatnich trupów. Proszę. – uśmiechnąłem się sztucznie.

- Może usiądź. – wskazał na fotel i sam wyjął laptopa. Zająłem miejsce i czekałem. Po kilku minutach chłopak znowu się odezwał. – Większość ostatnich ciał zostało zabite nożem, mają podcięte najpierw żyły na rękach, a następnie wycięty okrąg na klatce piersiowej. Na samym końcu podcięta jest szyja. Te ofiary zostały zabite za pomocą tego samego przedmiotu w identyczny sposób, nawet długość ran jest taka sama.

- Coś jeszcze?

- Inne ofiary nie zostały zabite nożem, ale jakby po prostu została wyssane z nich życie.

- Co?

- Nie ma żadnych śladów, żadnych, po prostu zginęli.

- Ale to nie możliwe? No nic dzięki. – wstałem z fotelu i kierowałem się do wyjścia.

- Brian. – odwróciłem się do bruneta. – Jeśli szukasz jakiegoś podejrzanego typka z mocą w weekend jest bal maskowy.

- Bal?

- Ale nie jest on dla normalnych ludzi, więc jeśli ten ktoś poluje tylko na żywioły to jest idealne miejsce. Organizuje to miejscowy ogień. Torreto. Znana rodzina, długa historia, więc może mają coś w domu, nie wiem na przykład nóż, którym podcinają innym gardła. Wyśle Ci wszystkie informacje.

- Dzięki za pomoc. Dodałem i wyszedłem ze sklepu. Skierowałem się w stronę gdzie zostawiłem Lily. Dziewczyna nadal tam stała. Podszedłem ją od tyłu i pocałowałem w szyje. Dziewczyna pisnęła i odskoczyła ode mnie. – Co się stało?

- Nic, ja tylko się zagapiłam. Dowiedziałeś się czegoś pożytecznego?

- Tak, potem Ci opowiem, a teraz chodź pójdziemy coś zjeść. Wziąłem dziewczynę za rękę i poszliśmy do restauracji.

***

(Letty)

Leżałam na kanapie, a nogi miałam na kolanach Luke’a. Oglądaliśmy jakiś film, kiedy zadzwonił telefon chłopaka. Blondyn szybko podniósł się z kanapy, a ja usiadłam i spojrzałam na niego pytająco.

- Brian. – powiedział i odebrał telefon. Stanęłam obok niego i słuchałam rozmowy. – Rozumiem…. W weekend?.... maskowy….Kto jest z tobą?......Ty chyba kpisz……Nie zabiorę……Pojadę…..sam. – rozmowa się skończyła. Luke odłożył telefon, a ja dalej na niego patrzyłam.

- Co się stało? Odkrył coś? Kto jest z nim? – zadawałam pełno pytań.

- Jest z Lily. – odpowiedział spokojnie.

- Co?! Jak to? Co się właściwie stało?

- No skoro nie wiesz to Ci to wytłumaczę twoja przyjaciółka leci na Brian’a. – przecież to nie możliwe, ale postanowiłam się teraz na tym nie skupiać. Lily mi to wyjaśni

- Ok. to czego się dowiedzieli?

- Większość ciał została zabita nożem.

- Nożem? – blondyn pokiwał głową.

- A co?

- W moim śnie kiedyś był nóż, zwykle w wizjach widzę nóż, w moim szkicowniku narysowałam kiedyś nóż. – Luke spojrzał na mnie. – Nieważne. Gdzie jedziesz?

- Jadę do Waszyngtonu, bo jest bal i tam będzie pełno nie-ludzi, więc to idealne miejsce na atak.

- Jadę z tobą. –powiedziałam szybko.

- Nie słyszałaś co powiedziałem. Idealne miejsce na atak, na pewno zaatakują, nie zabiorę Cię w takie miejsce.

- Jeśli na pewno zaatakują to ty też nie jedziesz. Nie sam, nie puszczę Cię samego. – złapałam blondyna za rękę. – Nie ma mowy, żebyś pojechał sam. Jadę z tobą.

- Nie.

- Tak.

- Nie.

-Tak. Umiem o siebie zadbać, nauczyłeś mnie jak się bronić, jak używać mocy.

- Ale nie umiesz jej kont…. – chłopak zgiął się w pół i zaczął syczeć z bólu, w końcu zamrugałam i przestałam się skupiać, żeby zadawać ból.

- Mówiłeś coś.

- Nie je… - znowu się na niego spojrzałam, nagle chłopak zniknął i pojawił się za mną. – Widzisz znowu jesteś martwa. Odwróciłam się do niego.

- Jesteś jedynym skoczkiem, a ty nie chcesz mnie zranić. Pozwól mi jechać. Pozwól mi mieć na siebie oko, pozwól mi wejść za ten mur, który tworzysz wokół  siebie.

- Dobra jedziesz. – uśmiechnęłam się na te słowa i rzuciłam chłopakowi na szyję. – Nieźle idzie Ci używanie mocy, powiedział kiedy znowu zaczęliśmy oglądać telewizję.

- Dziękuję, miałam dobrego nauczyciela. – Posłałam mu uśmiech.

- Najlepszego. – dodał blondyn i również się zaśmiał.

*

Obudziłam się około 5 rano na kanapie. Obok nie było Luke’a. Usiadłam powoli i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie zauważyłam, więc wstałam z sofy i skierowałam się na pierwsze piętro. Zajrzałam do pokoju Petera, który smacznie spał, następnie poszłam do Tiny, która również była w objęciach Morfeusza. Ostatnia sypialnia jaką sprawdziłam należała do Din’a. Po cichu wychyliłam się zza otwartych drzwi i zauważyłam blondyna, który trzymał na rękach chłopczyka. Kołysał go powoli. Nie widział mnie, nie wiedział, że stoję za nim. Oparłam głowę o próg i przyglądałam się całej scenie. Uśmiechnęłam się kiedy mały zaczął gaworzyć, a chłopak mu odpowiadał, w końcu dziecko zasnęło, a Luke odłożył go do kołyski. Odwrócił się w stronę drzwi i zobaczył mnie.

- Jak długo tu stoisz? – zapytał szeptem.

- Wystarczają długo, żeby zauważyć, że jesteś strasznie czuły dla dzieci. – Skoczek uśmiechnął się i minął mnie w drzwiach. Poszłam za nim na dół. – Luke?

- Hmm?

-  O której wyjeżdżamy?

- „MY”?

- Wieczorem się zgodziłeś. – przypomniałam.

- Żebyś dała mi spokój. – powiedział chłopak.

- Jadę i koniec tematu. – powiedziałam stanowczo.

- Urwisku posłuchaj mnie uważnie. Będzie niebezpiecznie, więc nigdzie, ale to nigdzie nie jedziesz. – podeszłam do niego bliżej.

- Możesz decydować albo jadę z tobą gdzie będziesz mieć na mnie oko, albo pojadę sama. Twój wybór.

- Nie pozwalam Ci jasne. – zaśmiałam się.

- Myślisz, że czekam na twoje pozwolenie? Mam mózg, więc sama o sobie decyduje.

- Może masz mózg, ale z niego nie korzystasz, skoro chcesz się znaleźć w środku niebezpieczeństwa! – chłopak uniósł głos.

- Nie rozumiesz, nie chce żebyś TY był w tym niebezpieczeństwie sam! TY.

- Czemu się tak o mnie martwisz? – chłopak się uspokoił i spojrzał mi prosto w oczy. – Czemu Cię obchodzę?

- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele się o siebie troszczą. – odpowiedziałam spokojnie.

Resztę poranka minęła spokojnie około 7.00 do domu wróciła moja sąsiadka.

- I jak wam minęła noc? – zapytała z uśmiechem, mimo, że po jej twarzy można było stwierdzić, że jest bardzo zmęczona.

- Wszystko było w porządku. – odpowiedziałam.

- Nie było jakiś napadów płaczu i dzieci były grzeczne?

- Mieliśmy mały problem, ale Luke wspaniale radzi sobie z dziećmi. – odpowiedziałam, a kobieta posłała promienny uśmiech blondynowi.

- Nie wiem jak wam dziękować, zaraz wam zapłacę…

- Nie trzeba. – powiedziałam. – To my już będziemy szli. – wzięłam Luke’a za rękę i poprowadziłam do drzwi.

- Dziękuję jeszcze raz, ty to Letty jesteś szczęściarą. Znalazłaś wspaniałego chłopaka, trzymaj się go. – powiedziała kobieta.

- Ale on…

- Dziękuję pani. – odezwał się blondyn i popchnął mnie do drzwi, gdy kierowaliśmy się w kierunku mojego domu zadałam mu pytanie.

- Czemu nie pozwoliłeś mi dokończyć wyjaśniania, że nie jesteśmy razem?

- Bo nie chciałem tam stać godzinami słuchając tłumaczenia, że nie jesteś z taki genialnym facetem jak ja, ponieważ chodzisz z tym frajerem.

- On nie jest frajerem! Przyznaj , że lubisz jak biorą nas za parę. – zaczęłam się droczyć.

- A jeśli tak. Czy to źle? – chłopak odbił piłkę. – Czy to źle, że chce żeby brali nas za parę. – Luke złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Letty co z tobą? Uspokój się.

- Nie dziwę się przecież jestem zajebista. – odpowiedziałam i podeszłam do drzwi żeby je otworzyć. Luke stał kilka metrów ode mnie. – Wezmę tylko prysznic spakuję się i możemy jechać do Ciebie.

- Do mnie? Chcesz ze mną zamieszkać? – chłopak uśmiechnął się zadziornie.

- Żebyś ty się spakował, bo jedziemy do Waszyngtonu. –blondyn prychnął. – Luke jadę z tobą.

- Czemu mam wchodzić, przyjdę po Ciebie.

- Jasne, a ja Ci wierzę, że mnie nie zostawisz. Właź. – rozkazałam a Luke nonszalanckim krokiem przekroczył próg mojego mieszkania. – Idę pod prysznic, a ty tu czekaj.

- Czemu myślisz, że nie zostawię Cię kiedy będziesz się myć?

- A zostawił byś dziewczynę, która jest naga pod prysznicem, żeby iść do domu? – uniosłam brwi.

- Ok. to jakaś odpowiedź – uśmiechnęłam się.

-Możesz poczekać u mnie w pokoju, a ja zaraz wrócę. – chłopak pokiwał głową. Poszłam do pokoju wzięłam czyste ubrania i bieliznę, a następnie weszłam pod prysznic. Ciepła woda rozluźniła moje mięśnie. Po 10 minutach wyszłam z kabiny, wysuszyłam włosy nałożyłam lekki makijaż i przygotowane wcześniej ciuchy. – Ok. teraz się tylko spakuję i możemy ruszać. – powiedziałam kiedy weszłam do pokoju. Luke’a nie było w środku. Idiota mnie zostawił. – Luke!

- Tutaj. – usłyszałam głos chłopaka zza okna. Wyjrzałam i zauważyłam siedzącego skoczka na dachu.

- Co ty tam robisz?

- Siedzę?

- To akurat widzę, ale czemu?

- Lubię być na wysokości, wszystko stąd widać. – chłopak wyciągnął rękę w moim kierunku. – Chodź. – chwyciłam jego dłoń i po minucie siedziałam obok niego. Widok był nieziemski. Wschodziło słońce, wszystko wyglądało tak niewinnie, tak zwyczajnie.

- Tu jest pięknie. – powiedziałam.

- Mówiłem. – spojrzałam na chłopaka, nadal patrzył się w niebo. Był spokojny, nie bał się tego, co nadchodzi, był szczęśliwy. Siedzieliśmy tak jakieś 30 minut. Nie rozmawialiśmy, nie musieliśmy.  Wystarczyła nam tylko nasza obecność. Wpatrywaliśmy się w niebo obserwując jak słońce powoli wychyla się zza horyzontu, obserwowaliśmy chmury, które leniwie przemieszczały się po niebie.

- Chyba powinnam dokończyć pakowanie się. – odezwałam się w końcu. Luke pokiwał głową i pomógł mi zejść z dachu. Gdy byłam już w swojej sypialni wyciągnęłam walizkę i zaczęłam brać najpotrzebniejsze rzeczy. Otworzyłam szafę i zauważyłam bluzkę Luke’a, którą mi dał jak zmokłam pewnego dnia. Wyciągnęłam ją i pokazałam chłopakowi. – To chyba twoje.

- Właśnie szukałem jej, to moja ulubiona koszulka. – powiedział chłopak i wyciągnął rękę po koszulkę.

- Nie oddam Ci jej, na mnie wygląda lepiej. – uśmiechnęłam się i założyłam t-shirt.

- Niech Ci będzie, ale pod warunkiem, że właśnie w niej jedziesz do Waszyngtonu.

- Stoi. – poszłam do łazienki zdjęłam bluzkę, którą miałam pod spodem i założyłam tą od Luke’a, wpuściłam ją w czarne spodnie i wyszłam z toalety. – I jak?

- Idealnie. – zaśmiałam się. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Zaraz przyjdę. – powiedziałam i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi i zauważyłam Dylan’a – Hej. – przywitałam się – Czemu wczoraj się nie odzywałeś? Dzwoniłam chyba z tys…

- To ta koszulka? – zapytał nagle, a ja nie rozumiałam o co chodzi.

- Koszulka?

- Czy to właśnie ta jest Luke’a?

- Tak dał mi ją kiedy…

- Kiedy się z nim bzykałaś? – zaatakował mnie nagle.

- Co?! Nie! O co Ci chodzi?

- Letty błagam przestań kłamać, przestań mnie oszukiwać!

- Nie oszukuję Cię! Mnie i Luke’a nic nie łączy!

- Czyli robisz to z każdym, z którym Cię nic nie łączy! – otworzyłam szerzej oczy, o co mu kurwa biega?

- O czym ty do cholery mówisz, nic z nikim nie robię idioto!

- Masz znamię na prawym udzie?

- Tak! A co to ma  do rzeczy?

- A ja Ci ufałem, dałem Ci moje serce, a ty cały czas…

- Możesz się uspokoić nic nie zrobiłam!

- On wie! Jasne! A niby skąd miał by wiedzieć, że je masz skoro się z nim nie przespałaś!? – nie rozumiałam o co mu chodzi.

- Co, kto wie?

- Luke wie, że masz znamię!

- Dziwne kurwa jakby nie wiedział skoro razem trenowaliśmy, nie chodziłam ubrana do niego w habit!

- A czy przy nim w ogóle byłaś ubrana tego nie wiemy!

- Traktujesz mnie jakbym była dziwką!

- Może nią jesteś! – oddaliłam się, przesadził, tym razem przesadził.

- Czyli tak o mnie sądzisz. – mój głos się uspokoił.

- Letty, nie o to mi chodziło…

- I ty mi mówiłeś, że Luke jest dupkiem, ale spójrz na siebie.

- Nie jestem jak Luke! – wykrzyczał mi prosto w twarz. – Nie porównuj mnie do niego!

- Nie jesteś jak Luke, jesteś gorszy! Na niego mogę liczyć, ON mi ufa. Nie to co ty!

- Letty… ja… - zaczynał się tłumaczyć, ale ja nie mogłam na niego patrzeć, mój gniew był coraz większy, a nie chciałam wybuchnąć.

- Nie chce Cię widzieć! – zatrzasnęłam drzwi i poszłam na górę. Luke spojrzał się na mnie kiedy przekroczyłam próg moich drzwi.

- Letty jest mi strasznie przyk… - rzuciłam się na chłopaka i przytuliłam się do niego. Blondyn szybko mnie objął i trzymał w swoich objęciach póki nie uspokoiłam oddechu. – Ciiii- uspokajał mnie i głaskał po plecach. Jego głos, jego stabilne bicie serca pozwoliły mi uciec w inny świat. W jego ramionach poczułam silna, w jego ramionach byłam bezpieczna. Otarłam łzy i oddaliłam się od chłopaka.

- Dziękuję, że jesteś kiedy Cie potrzebuję.

- Do usług. – chłopak jak zawsze się uśmiechnął, ale ten uśmiech sprawił, że również ja się uśmiechnęłam. – Ok. to dokończ szybko pakowanie i pojedziemy do mnie. – pokiwałam głową i dalej wkładałam rzeczy do walizki.

W końcu zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do mojego samochodu, żeby pojechać do Luke’a.

- To ja też wezmę prysznic i możemy jechać. Poczekaj u mnie w pokoju.

- Jasne. – Kiedy blondyn wyszedł zostałam sama w jego sypialni. Dopiero drugi raz jestem w tym miejscu, a za pierwszym nie miałam zbytnio czasu na rozejrzenie się po tym miejscu. Podeszłam do regału i dotknęłam książek, które miał na półce. Nie znałam żadnego tytułu, ale wydawało mi się, ze są to jakieś horrory, czy thrillery. Mój wzrok przykuło zdjęcie oprawione w ramkę. Na fotografii widziałam rodzinę. Raczej są to krewni Luke’a. Na samym środku stał mały blond chłopiec, który uśmiechał się do aparatu. To pewnie był dobrze znany mi skoczek. Delikatnie odstawiłam zdjęcie i przeszłam do gitar, które miał ustawione w kącie wraz z nutami. Nie umiałam grać, ale gitara była piękna. Opuszkami palców przejechałam delikatnie po strunach, tak aby nie wydać żadnego dźwięku. W końcu mój wzrok skierował się na kartki z zapisanymi nutami. Wzięłam jedną z nich w rękę i zaczęłam się jej przyglądać.

- Kiedyś mogę Ci ją zagrać. – usłyszałam za sobą głos Luke’a, który wyszedł z pod prysznica, jego mokre, blond włosy opadały mu delikatnie na oczy.

- Bardzo chętnie posłucham jak grasz. – odpowiedziałam i odłożyłam kartkę.

- Ok. to tylko spakuję rzeczy i możemy jechać. – pokiwałam głową, a po paru minutach byliśmy gotowi. Tym razem siedzieliśmy w żółtym humerze Luke’a. – No to w drogę.

Podróż nie była strasznie męcząca. Cały czas myślałam o Dylanie, o tym co powiedział, o co mu chodziło, czemu od razu wyskoczył z tą blizną, czemu zaczął krzyczeć na mnie tylko dlatego, ze miałam koszulkę Luke’a. Trening! Coś się musiało wtedy stać. Od treningu ze mną nie rozmawiał, po treningu przyszedł Luke, który był wkurzony. Co się tam stało?

- O czym tak myślisz? – zadał mi pytanie Luke.

- Powiedz mi co się stało na treningu? – chłopak spojrzał na mnie.

- Co?

- Co się stało na treningu? – powtórzyłam pytanie.

- Nic się nie stało. – odpowiedział, a ja wiedziałam, że nie mówi prawdy.

- Co mu powiedziałeś? – ciągnęłam dalej.

- Nic!

- Możesz przestać kłamać! – Luke zatrzymał samochód na poboczu. Byliśmy akurat na jakimś pustkowiu.

- Co mam Ci powiedzieć?!

- Nie wiem, może prawdę.

- Ok. pokłóciliśmy się. To chciałaś usłyszeć!

- O co? – nie odpuszczałam.

- O nic!

- Co mu powiedziałeś Luke?! – chłopak spojrzał na mnie.

- Powiedziałem, że ma Ci powiedzieć, żebyś oddała mi koszulkę! Powiedziałem, że masz fajne znamię. – mój gniew zaczął robić się coraz większy.

- Po cholerę to powiedziałeś!?

- Żeby go wkurzyć!

- Chciałeś żeby ze mną zerwał, chciałeś mi zniszczyć życie?

- Nie! Nie wszystko tyczy się Ciebie!

- To po co?! -Nie mogłam w to uwierzyć, on jest kompletnym egoistą, zasranym, popieprzonym egoistą. Nie mogłam panować nad gniewem. Nagle o przednią szybę rozpił się kruk. Ja i Luke spojrzeliśmy przed siebie. Cale stado leciało prosto na nas. Ptaki wpadały na samochód i zabijały się nawzajem. Nagle moje ciało przeszył niewyobrażalny ból. – Aaaaa! – krzyczałam nie mogąc nad sobą panować.

-Letty! – usłyszałam głos Luke’a. – Letty! – podniósł mnie. – Letty spójrz na mnie! – Nie mogłam otworzyć oczu, to zbyt bolało. – Letty spójrz na mnie! – Zrobiłam to spojrzałam w jego obłędnie niebieskie oczy. – Skup się na moim głosie. – zaczął mówić spokojniej. Starałam się nie myśleć o bólu jaki czułam w całym ciele. Paliło mnie od środa, czułam jak moje żyły pocierają się o siebie, czułam jakby tysiące igieł wbiły się we mnie. – Letty skup się na moim głosie. – powtórzył blondyn. Wziął moją rękę i położył na swojej klatce piersiowej. – Czujesz moje serce? Skup się na jego rytmie, wsłuchaj się tylko w nie. Uspokój oddech, Skup się na moim sercu. – popatrzyłam w jego oczy i skupiałam się tylko na jego pulsie, na tym spokojnym biciu, które już tyle razy mi pomagało. Ból ustał. Zniknął. Byłam wolna. Opadałam z sił i przytuliłam się do chłopaka. – Już dobrze, już po wszystkim. Przepraszam. – powiedział nad moim uchem.

- Ja też przepraszam. – Nic więcej nie musieliśmy sobie mówić. Tyle wystarczyło, to jedno słowo przemawiało do nas bardziej niż tysiąc innych. Oddaliłam się od chłopaka, ale wtedy poczułam ból na przedramieniu. Znowu miałam wypalone napisy na ręce. – Co to znaczy? – podałam rękę chłopakowi.

-Mortem venit. – wyszeptał chłopak i spojrzał mi w oczy, a w nich był ból. – Śmierć nadchodzi. - Spojrzałam na swoją rękę, pewnie i tan napis zniknie do jutra, tak jak poprzednie. – Musimy jechać. – powiedział Luke, a kiedy próbował odpalić samochód wydał on z siebie dziwny dźwięk i zgasł. – No dalej! – powtórzył czynność, ale to nic nie dało. – Cholera! – chłopak wyszedł z auta, a ja zrobiłam to samo. Wtedy zauważyłam chyba ze setki martwych kruków wokół samochodu. Próbowałam zignorować ten obraz ale nie mogłam. Podeszłam do chłopaka, który otworzył maskę samochodu. W środku również było martwe zwierze. – Nie da rady tego naprawić. Muszę zadzwonić po pomoc. – pokiwałam tylko głową, nie mogąc wysilić się, aby coś powiedzieć. Wsiadłam ponownie do samochodu i oparłam się o fotel. Po paru minutach wrócił Luke.

- I co? – zapytałam, gdy odzyskałam umiejętność posługiwania się językiem.

- Mam dwie wiadomości jedną dobrą, druga zła. Po pierwsze pomoc przyjedzie dopiero jutro rano.

- Co?!

- Ale za to spędzisz tą noc w wspaniałym towarzystwie. – chłopak się uśmiechnął, a ja przewróciłam oczami. – Ej nie będzie tak źle.

- Oprócz tego że umrzemy z głodu to będzie super. – powiedziałam ironicznym tonem.

- Na to mogę coś zaradzić. – powiedział chłopak i chytrze się uśmiechnął. Wyciągnął swój telefon i zrobił zdjęcie samochodu od środka. Po czym zniknął.

DO LUKE: Gdzieś ty się teleportował?

OD LUKE: Poczekaj cierpliwie urwisie, niedługo będziesz mi wdzięczna ^^

Odłożyłam telefon i czekałam. Po jakiś 20 minutach chłopak pojawił się znowu na swoim miejscu, a w ręku trzymał opakowanie gorącej pizzy.

- Kolacje podano. – powiedział i uśmiechnął się szczerze.

- Myślałam, że nie możesz się teleportować z kimś.

- Z kimś nie, ale małe przedmioty takie jak pizza mogę przenosić ze sobą.

- Jesteś wapniały powiedziałam i wzięłam kawałek pizzy. – Od poprzedniego wieczoru, kiedy dzieliłam się z blondynem kolacją nic nie jadłam, więc ten posiłek był dla mnie nieziemski.

- Możesz powtórzyć? Chciałbym to nagrać na budzik.

- Spadaj. – powiedziałam i zaśmiałam się. Chłopak również się zaśmiał i wziął swój kawałek. Siedzieliśmy tak, jedliśmy i rozmawialiśmy do późnego wieczoru. W końcu czułam się wyczerpana. – idziemy spać?

- Możesz przesiąść się do tyłu jest tam więcej miejsca. – odpowiedział blondyn, więc posłusznie poszłam na tylnie siedzenia. Rozłożyłam się do w miarę wygodnej pozycji i próbowałam zasnąć. Nagle poczułam jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka i zaczęłam się trząść. Luke obejrzał się na mnie. – Zimno Ci? – pokiwałam głową. Chłopak również przesiadł się na tylnie siedzenie. – Ok. chodź do mnie. – powiedział, a ja posłusznie przysunęłam się bliżej i położyłam swoją głowę na jego torsie. Luke objął mnie ramieniem. Jego ciało było tak ciepłe, że od razu zasnęłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Hanchesteria