Obudziłam się rano. Nadal leżałam na blondynie. Spojrzałam na niego i
zauważyłam, że wciąż śpi. Był taki spokojny, bezbronny. Usiadłam
delikatnie, aby go nie obudzić. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam, że
martwe ciała ptaków po prostu zniknęły. Spojrzałam na rękę, na której
wczoraj był napis. Po tym również nie było śladu. Z dala zauważyłam
samochód holujący.- Luke. – szturchnęłam chłopaka.
- Ale z ciebie ranny ptaszek. – Luke położył teraz głowę na moich kolanach.
- Jadą po nas. – po tych słowach leniwie podniósł głowę i spojrzał w to samo miejsce co ja.
- O jadą po nas, czemu nic nie mówisz? – zaśmiał się i wyszedł z samochodu.
Odholowano nas do pobliskiej wsi. Okazało się, ze naprawa nie będzie
trwała długo, więc razem z blondynem poszliśmy na śniadanie. Gdy
wróciliśmy samochód był już zdolny do jazdy. Zapłaciliśmy i ruszyliśmy w
drogę. W końcu po jakiś 2 godzinach dojechaliśmy do Waszyngtonu.
Pojechaliśmy do tego samego hotelu co Brian i Lily. Weszliśmy do środka.
- Witamy w hotelu Malzar. – powiedziała recepcjonistka. – Mają państwo rezerwacje? – spojrzałam na Luke’a, a chłopak na mnie.
- Nie – odezwał się Luke. – A nie możemy zameldować się na miejscu? – kobieta wpisała coś w komputer i spojrzała się na nas.
- Przykro mi, ale nie mamy wolnych żadnych pokoi.
- Żadnych? – zapytałam, a kobieta pokręciła głową.
- Przepraszamy.
- Rozumiemy. – odezwał się Luke. Złapał mnie w pasie i wyprowadził z hotelu – Musimy jechać gdzie indziej.
*
Po 15 minutach jeżdżenia po Waszyngtonie natrafiliśmy na hotel.
- Może tu? – pokazałam palcem na budynek.
-
Możemy sprawdzić. – powiedział Luke i zaparkował obok hotelu.
Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się do środka. Nikogo nie było na
recepcji. – Halo!
- Biegnę! – wykrzyczała kobieta, która po
kilkunastu sekundach znalazła się przed nami. – Przepraszam byłam
zajęta. Letty? – Spojrzałam się na kobietę, to na Luke’a. – Letty nie
pamiętasz mnie? Ostatni raz w sumie widziałyśmy się kiedy miałaś 5 lat.
- Przepraszam, ale nie pamiętam.
-
Nic nie szkodzi dziecko. – uśmiechnęła się kobieta. – Jestem ciocia
Meggie, ale może pamiętasz Vanessę? Jak byłyście dziećmi to się razem
bawiłyście. – wyjaśniła i wtedy w mojej głowie zaświtało.
- Tak pamiętam Vanesse. – odpowiedziałam z uśmiechem. – Jest gdzieś tu?
- Jest teraz w Londynie. W szkole. – odpowiedziała kobieta.
- Musimy się kiedyś spotkać.
- Przekaże jej. – powiedziała ciocia. – To co was sprowadza do hotelu. – tym razem spojrzała na blondyna za mną.
- Chcieliśmy wynająć pokój. – odezwał się skoczek.
- Mamy tylko jeden wolny.
- Bierzemy. – powiedzieliśmy z Luke'iem równocześnie.
Po
męczącym dniu, prawie drugiej nieprzespanej nocy, napadzie mojej mocy,
mieliśmy dość. Chcieliśmy wziąć tylko prysznic i odpocząć.
- Dobrze w takim razie, zapraszam do pokoju. – Kobieta zaprowadziła nas na samą górę.
Pomieszczenie znajdowało się na samej górze. Wchodziło się od razu do
sypialni, która nie była za duża, ale bardzo przytulna. Na samym środku
znajdowało się wielkie łóżko, a obok niego szafki nocne. Po lewej
stronie było wejście do łazienki, w której był prysznic i wielkie
lustro.
- To ja was zostawię. – powiedziała kobieta i wyszła z pokoju.
- Wezmę prysznic. – powiedziałam do Luke’a, który odłożył nasze bagaże. – A potem możemy spotkać się z Lily i Brian’em.
- Jasne. – zgodził się chłopak.
Poszłam do łazienki, zdjęłam ubrania i weszłam pod strumień gorącej
wody. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się dotykiem cieczy na mojej
skórze. Po mojej głowie przebiegało tysiąc myśli, ale większość z nich
była skupiona na nożu. Srebrzystym narzędziu, który pojawiał się w moich
wizjach. Narzędziu, które odebrało tyle żyć. Otworzyłam oczy i wyszłam z
pod prysznica. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. No Letty tyle się
zmieniło w tak krótkim czasie. Nie jesteś już normalna, nie masz
normalnych znajomych, nie masz normalnego chłopaka, w sumie jak się nad
tym zastanowić to w ogóle go nie mam. Dylan jest na mnie zły i się nie
odzywa, więc to znaczy koniec...
W końcu się ubrałam i wyszłam z
łazienki. Blondyn leżał na łóżku i gapił się w sufit. Położyłam się obok
niego nie odzywając się słowem. To wystarczyło. Czułam jak daje mi
siłę, czułam jak mówi, że wszystko będzie dobrze, że razem damy radę, że
przetrwamy. W końcu blondyn wstał. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się mu
przyglądać.
- Gdzie idziesz? – zapytałam w końcu.
- Pod prysznic, a co chcesz iść ze mną? – odpowiedział pytaniem na pytanie i "w ogóle" nie spodziewałam się po nim tej ironii.
- Chyba dziś spasuję, ale dzięki za propozycję.
- Jak chcesz. – chłopak zawadiacko się uśmiechnął i zdjął koszulkę.
- Robisz striptiz?
- Chciałabyś urwisie. – odpowiedział i znikł w łazience.
Po
około 20 minutach wyszedł . Wyglądał idealnie, jakby właśnie spędził
tam pół dnia. Jego włosy były w nieładzie, co dodawało mu uroku. Oczy
szeroko otwarte, jakby był wyspany, albo po porannej kawie.
- Idziemy? – zapytał. Pokiwałam głową i wstałam z łóżka.
*
Po 20 minutach dochodziliśmy z Luke’iem do kawiarni, w której mieli
czekać na nas Brian i Lily. Weszliśmy do dużej kafejki, w której panował
orzeźwiający nastrój. Naszych przyjaciół jeszcze nie było, więc
zajęliśmy stolik. Wzięłam kartę i zaczęłam przyglądać się rodzajom kawy.
- Chcecie złożyć zamówienie? – zapytał kelnerka, która podeszła do stolika.
- Poproszę mrożone latte z syropem truskawkowy. – odezwałam się.
- A coś dla Ciebie. – tym razem spojrzała się na Luke’a, którego pożerała wzrokiem.
- Americano. – powiedział chłopak i nawet nie spojrzał na młodą kelnerkę.
- Oczywiście, zaraz przyniosę. – uśmiechnęła się do blondyna i odeszła. Zaczęłam się śmiać.
- A ty z czego zacieszasz? – zapytał blondyn.
- Bo ta dziewczyna rozbiera Cię wzrokiem, a ty tego nie zauważyłeś. – powiedziałam starając się nie śmiać.
-
Widziałem, ale nie zawracam sobie głowy laskami takimi jak ona. –
Spojrzałam na dziewczynę, która była średniego wzrostu latynoską. Miała
długie czarne włosy i brązowe oczy. W skrócie była ładna.
- Dlaczego? – zdziwiłam się jego odpowiedzią.
- Bo nie. – powiedział.
- Bo nie jest pustą laską, która od razu wskoczyłaby Ci do łóżka?
- Tak Letty dokładnie o to chodzi. – powiedział chłodno. Było mi głupio za tą uwagę.
- Przepraszam. – wycedziłam szybko. – Nie chciałam Cię urazić. – blondyn spojrzał na mnie.
- Nie masz za co przepraszać, nie przejmowałbym się tym co powiedziałaś cały dzień, ale dzięki.
Wtedy
usłyszałam jak drzwi do kawiarni się otwierają. Do środka weszła Lily, a
za rękę trzymała Brian’a. Widać wiele mnie ominęło.
- Letty. – przytuliła mnie brunetka. Szybko odwzajemniłam uścisk. – Musimy pogadać.
- Oj musimy. – powiedziałam jej na ucho szczerząc się.
W końcu usiadłyśmy przy stoliku razem z chłopakami.
- To jaki jest plan? – zapytał Luke.
- Dowiedzieliśmy się że jutro jest bal który zaczyna
się o 20.00. Pójdziemy tam, wmieszamy się w tłum i zaczniemy szukać
czegoś, co może nam pomoc. - poinformował Brian.
- Ok., czyli wchodzimy, sprawdzamy wszystko i wypad. – skwitował Luke. – Jest tylko jeden problem.
- Jaki? – zapytał szatyn.
- Ona. – spojrzał się na Lily. – Nie jest żywiołem, więc jak wejdzie?
- Bal nie jest tylko dla nie-ludzi, ale też dla zwykłych śmiertelników, więc pójdzie jako moja osoba towarzysząca.
- Więc, mamy wszytko zaplanowane? – zapytałam.
- Chyba tak. – odpowiedział Brian.
-
Świetnie, to my z Lily idziemy się przejść. – powiedziałam i razem z
dziewczyną wstałyśmy. – Na razie. – pożegnałam się i wyszłam z
przyjaciółką z kawiarni. Poszliśmy do parku – No to może opowiesz mi co
się stało? – Lily się zarumieniła.
- No tak wyszło.
- A dlaczego osobą, która mi o tym mówi jest Luke? – dziewczyna wzięła głęboki wdech.
- Ok., powiem Ci wszystko od początku. Tylko mi nie przerywaj. – zagroziła.
- Ok.
-
Więc, w sumie zaczęło się kiedy zaczął mnie pilnować. Na początku po
prostu nocował u mnie w domu, a potem raz robiliśmy śniadanie i mnie
pocałował. To było takie niewinne, nic nie znaczyło, ale potem dla mnie
zaczęło coś znaczyć. Cały czas miałam go w głowie, cały czas o nim
myślałam. On czuł to samo, przy nim czuję się bezpiecznie, dba o mnie,
troszczy się, jest dla mnie strasznie czuły. Jak przyjechaliśmy do
Waszyngtonu, to w sumie mamy jeden pokój, no i tak byliśmy… - dziewczyna
przegryzła wargę. – No i no. – Dziewczyna się zaśmiała. – Wiesz co się
stało.
- Spaliście ze sobą?! – nie mogłam uwierzyć. Moja Lily, moja mała Lily spała z Brian’em.
-
Tak, ale to było takie idealne, takie jakie powinno być. Było w tym
pełno uczucia, miłości. – powiedziała na co uśmiechnęłam się.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. – powiedziałam.
- Nie przeszkadza Ci, że to Brian? W końcu chciał Cię zabić... - zauważyła odwracając wzrok.
-
Nie ważne, ważne jest tylko to, że jest dobry dla Ciebie, a jeśli
czegoś spróbuje, to ja go zabiję, w końcu Luke mnie trenował.
- Właśnie Luke. – podłapała przyjaciółka.
- Co z nim?
- No błagam Cię, jest dobry i to naprawdę. – zaśmiałam się.
- Jest moim przyjacielem przecież jestem z Dylan’em…
- Właśnie kolejne ciacho! Co u niego?
- Jak się ostatnio widzieliśmy to nie najlepiej. Po pierwsze ma moc, panuje nad wodą.
- Co?
-
Też się zdziwiłam, ale to nie koniec. Namówiłam go na treningi z
Luke’iem i oni się pokłócili, zaczęli na siebie naskakiwać i Luke
powiedział, że mam jego koszulkę i że mam fajne znamię a to brzmi….
- Jak byście ze sobą spali. – dokończyła przyjaciółka.
- Właśnie i przyszedł do mojego domu. Zaczął na mnie naskakiwać. Doszło od słowa do słowa i to chyba koniec.
- Nie to niemożliwe.
- Tego nie jestem taka pewna, ale i tak bardziej martwię się o Jake’a.
- Jake’a? Dlaczego?
-
Oprócz tego, że ma problemy z narkotykami, to jeszcze musi wyjechać do
Kalifornii do uzdrowiska, są tam osoby z rakiem, które są uzależnione.
- Z rakiem? – zdziwiła się Lily.
- To ty nie wiesz? Jake ma raka, jest strasznie ciężki do wyleczenia.
-
O mój boże. – zakryła usta dłońmi. – Musze z nim porozmawiać. –
Wyciągnęła telefon i dopiero go włączyła. – Dzwonił do mnie kilka razy,
ale miałam wyłączoną komórkę. – Szybko wybrała jego numer i przyłożyła
aparat do ucha. – Nie odbiera. – Lily zaczęła płakać.
- Ej, spokojnie, on jest silny on to pokona.
Siedziałam
tak z Lily do zmroku, potem w końcu się pożegnałyśmy. Pod koniec się
uspokoiła. Uwierzyła w moje słowa, uwierzyła w Jake’a.
*
W końcu wróciłam do hotelu. Otworzyłam drzwi do pokoju i zauważyłam, ze
jestem sama. Poszłam pod prysznic i ubrałam się w piżamy, które
składały się z luźniej koszulki i spodenek. Włosy związałam w kok i
położyłam się na łóżku. Siedziałam tak i gapiłam się w sufit. Nagle
drzwi się otworzyły, a w nich stał Luke.
- Cześć urwisie. – przywitał się ukazując rząd białych zębów.
- Cześć. – powiedziałam.
- Jest mały problem.
- Jaki?
-
Mamy tylko jedno łóżko, a nas jest dwoje, więc możesz spać na podłodze.
– zaśmiał się, a ja spojrzałam się na niego wzrokiem typu „mówisz
serio” – ok., ok. . – podniósł ręce w geście poddania. – Twoje twarde
argumenty mnie przekonały, to ja śpię na podłodze. Idę się umyć, a ty
możesz się już kłaść spać, jutro czeka nas długa noc.
- To
dobranoc. – powiedziałam i weszłam pod kołdrę. Zamknęłam oczy i
próbowałam zasnąć. Nie mogłam tego zrobić, wierciłam, przewracałam z
boku na bok, ale w żadnej pozycji nie było mi wygodnie. W końcu Luke
wyszedł z łazienki i położył się na podłodze szykując wcześniej
prowizoryczne łóżko z koców. Leżałam tak z otwartymi oczami nadal nie
mogąc pozbierać się i zasnąć.
-Luke. – powiedziałam w końcu.
- Tak? – odezwał się.
- Wygodnie Ci?
- Serio się pytasz? – zaśmiałam się uświadamiając sobie jakie głupie jest to pytanie.
- Chodzi mi o to, że jeśli chcesz możesz spać ze mną na łóżku.
- Serio?
- Tak, jeśli chcesz.
- Ok. - w tamtym momencie tuż obok mnie pojawił się Luke.
- Nawet do łóżka musisz się teleportować? – zapytałam.
- Tak jest najfajniej. – odpowiedział.
- Dobranoc. - powiedziałam
-
Dobranoc. – odwróciłam się plecami do chłopaka i zamknęłam oczy, nadal
nic. Przerzuciłam się na drugi bok to samo, znowu się przekręciłam i
powtórzyłam tą czynność chyba z 16 razy. – Jak nie przestaniesz się
wiercić to chyba Cię zaknebluję i wrzucę do szafy. – Odwróciłam się do
chłopaka twarzą.
- Nie wygodnie mi. – powiedziałam.
- Chodź
tu. – chłopak przybliżył się do mnie, a ja położyłam swoją głowę na jego
klatce piersiowej. Jego bicie serca uspokoiło mnie i zaprowadziło w
głęboki sen.
*
Siedziałyśmy z Lily w pizzeri i jadłyśmy
obiad. Dziewczyna zamówiła swoją ulubioną pizze hawajską, a ja
wegetariańską. Chłopacy gdzieś poszli, więc zostałyśmy same.
- Po obiedzie pojedź ze mną to zaczniemy powoli szykować się do balu, w końcu zostały tylko 4 godziny.
- Jasne – powiedziałam.
-
Jaką masz sukienkę tak w ogóle? – zapytała i wtedy to do mnie dotarło.
Rozmawiamy o tym balu przez dwa dni, mamy plan, ale ja nie mam sukienki.
Cholera Letty gdzie ty masz głowę?
- Nie mam. – powiedziałam szybko.
-
Co?! Jak to nie masz? – zdziwiła się Lily. – Musimy szybko jechać i Ci
coś kupić. – Wstałyśmy zapłaciłyśmy za obiad i pojechałyśmy do mojego
hotelu po trochę gotówki.
- Zaczekaj tu, a ja szybko skocze na
górę. – powiedziałam i popędziłam na ostatnie piętro. Gdy weszłam do
sypialni zaczęłam się rozglądać za swoją walizką, w której miałam
pieniądze. Wtedy zauważyłam, że na łóżku leży duże pudło, a na nim
karteczka. Wzięłam liścik i przeczytałam
„W ramach przeprosin za
to, co powiedziałem Dylan’owi. W ramach przeprosin za to co zrobiłem i
pewnie zrobię. Będziesz wyglądała w niej pięknie. Luke”
Odłożyłam
karteczkę i otworzyłam pudełko. W środku znajdowała się czarna maska z
weneckimi zdobieniami i sukienka. Górna jej część była cielista pokryta
koronką, a dół, który był odcinany paskiem, był biały, delikatny z dużym
rozcięciem na prawej nodze.
Patrzyłam się na otrzymany prezent i nie mogłam wyjść z podziwu. Sukienka była piękna, była po prostu idealna.
- Jak długo może Ci zająć… - odezwała się Lily, ale urwała kiedy zobaczyła sukienkę. – Wow! A mówiłaś, że nie masz sukienki.
- Dostałam ją. – odezwałam się w końcu gdy odzyskałam umiejętność mowy.
- Od kogo?
- Luke, jako przeprosiny.
- Chyba muszę zacząć się z nim kłócić. – zażartowała przyjaciółka. – Ona jest cudowna.
- Wiem. – powiedziałam. – Nie mogę jej przyjąć.
- Głupia jesteś? Jasne, że ją przyjmiesz,a teraz chodź jedziemy do mnie.
Przyjaciółka wzięła wielkie poidełko i razem wyszłyśmy z hotelu kierując się do jej apartamentu.
*
-
I jak wyglądam? – zapytała się przyjaciółka, kiedy wyszła z łazienki.
Miała lekko pofalowane włosy, delikatny makijaż, a na siebie założyła
granatową sukienkę w stylu syrenki.
- Prześlicznie. – powiedziałam.
- Dziękuję. – odezwała się - Ok. a teraz leć ty się przebrać i zrobić fryzurę.
Wykonałam
jej polecenia. Włosy upięłam w artystyczny nieład. Postawiłam na
delikatny makijaż, który składał się z podkreślenia powieki delikatną
czarną kreską i nałożeniem błyszczyka na usta. Potem w końcu ubrałam się
w sukienkę, która była dla mnie idealna, na samym końcu założyłam
maskę.
- Jeny, wyglądasz idealnie. – powiedziała Lily, kiedy wyszłam z toalety.
- Dziękuję.
-
To czas na przyjęcie. – powiedziała dziewczyna i razem wyszłyśmy z
apartamentu. Nasi partnerzy byli już na sali, więc pojechałyśmy same.
*
Miejsce, w którym odbywało się przyjęcie było niczym jak z bajki.
Ogromny dom, rozciągał się przed nami. Wokół był wielki ogród. Na
zewnątrz już było słychać muzykę.
Razem z brunetką
wysiadłyśmy z samochodu i pokierowałyśmy się do wielkich drzwi. Gdy
przekroczyłyśmy próg oniemiałam z zachwytu. Wnętrze było ogromne. Wokół
widziałam pełno świec, a na suficie wisiał ogromny żyrandol. Pokierowano
nas na górę. Dom był istnym labiryntem, znajdowało się tu tysiące
korytarzy i jeszcze więcej pomieszczeń. Dokładnie rozglądałam się
wokoło, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Przekopanie
się przez te wszystkie zakamarki może trwać lata, a jak my mamy to
zrobić w jeden wieczór.
W końcu idąc zauważyłam ogromną salę
wypełnioną nieznanymi mi ludźmi. Od nich dzieliły nas tylko schody.
Lily chwyciła mnie za ramię i razem powoli zeszłyśmy. Widziałam jak
prawie wszystkie twarze zwracają się w naszym kierunku. Zauważyłam
Luke’a ubranego w czarny garnitur, jego blond włosy były postawione do
góry, a oczy zwrócone w moim kierunku, gdy nasz wzrok się skrzyżował
chłopak uśmiechnął się przez co moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. W
końcu znalazłyśmy się obok nich.
- I plan wtopmy się w tłum diabli strzelił. – powiedział Brian.
- Nie nasza wina, ze wyglądamy doskonale. – odezwała się Lily. – To co teraz robimy?
- Teraz udajemy, że dobrze się bawimy i nie wyróżniamy się. – odezwał się Brian i wziął Lily za rękę. – Mogę prosić do tańca?
- Ależ oczywiście. – uśmiechnęła się dziewczyna i zniknęła na parkiecie z chłopakiem.
Zostałam
sama z Luke'iem na środku sali. Ok. muszę się czegoś napić i to teraz.
Pomyślałam i poszłam do oddalonego baru. Zamówiłam szampana i zaczęłam
rozglądać się dookoła. Widziałam pełno ludzi, którzy śmiali się i
dyskutowali na jakieś nieważne tematy. Niektórzy z nich wirowali na
parkiecie, a jeszcze inni chodzili po ogrodzie. Po paru minutach kiedy w
ręku trzymałam już alkohol obok mnie stanął Luke.
- Jak się bawisz? – zapytał swoim ciepłym głosem.
- Średnio. – przyznałam szczerze i odwróciłam się przodem do chłopaka.
- No to witaj w klubie. – blondyn uśmiechnął się i stuknął swoim kieliszkiem w mój.
Patrzyłam
się na tego chłopaka dalej go nie rozumiejąc. Zazwyczaj jest ironiczny,
wypełnia go złość, ale czasem jest czuły i otwarty. Intrygował mnie,
zastanawiałam się co takiego ukrywa, co się stało w jego życiu, czemu
otacza się murem.
- Dziękuję za sukienkę, jest piękna. – odezwałam się w końcu. Skoczek spojrzał na mnie i zlustrował mnie wzrokiem.
-
Nie musisz dziękować, wyglądasz w niej ślicznie. – Czułam jak moje
policzki zaczynają robić się czerwone. Blondyn przegryzł wargę jak to
miał w zwyczaju, po czym delikatnie się uśmiechnął.
- Dziękuję. – powiedziałam w końcu i pochyliłam głowę na dół.
On mnie onieśmielał! Pierwszy raz byłam onieśmielona przez Luke’a. Nie wiem co się stało, ale po prostu to poczułam.
__________________________________________
Okej jest rozdział! :D
Zacznijmy
od tego, że bardzo Was przepraszam za to, że tydzień temu go nie było.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie xd ale ostatni tydzień był
dość... zwariowany, a wszystko zaczęło się właśnie w sobotę... Anyway
obiecuję poprawę :*
Jesteście tu jeszcze miśki? Mam nadzieję, że tak bo akcja nam się rozkręca ^^
Mam do Was pytanie, poznaliśmy już trochę postaci i tak mnie ciekawi, która jest waszą ulubioną? ;)
Dajcie znać w komentarzach, na które czekam i motywujcie mnie do dalszej pracy <3
Dzięki za wszystko i miłego weekendu :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz