sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 25

Szłam z Brian'em na parkiet. Chłopak położył rękę na mojej tali i przyciągnął do siebie. Drugą ręką złapał moją, wiec stworzyliśmy idealną ramę. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego brązowe oczy. Muzyka się rozpoczęła, a my zaczęliśmy tańczyć w jej rytm. Szatyn obrócił mnie, a następnie szybkim ruchem znowu znalazłam się obok niego. Zamknęłam oczy i zauważyłam twarz Jake'a. Kiedy Letty mi powiedziała o jego chorobie nie mogłam uwierzyć. Nie chciałam w to wierzyć. Nie mogę go stracić, nie mogę stracić kogoś, kto jest dla mnie jak brat. Nie mogę stracić kogoś przez tą durną chorobę, nie drugi raz.
- O czym tak myślisz. – usłyszałam głos Brian'a.
- Jake'u.
- Tym chłopaku, który się do Ciebie dobierał? O tym, który chciał Cię zgwałcić? – popatrzyłam się na chłopaka niedowierzając. Jak on może tak mówić o Jake'u, moim Jake'u, który zawsze był przy mnie?
- On jest moim przyjacielem. – powiedziałam dobitnie - Nie możesz tak o nim mówić. Jasne.
- Przyjacielem? – zaśmiał się. – Z Sean'em, który Cię zgwałcił też się przyjaźniłaś?- spojrzałam się na niego i oddaliłam.
- Skąd wiesz, że on mnie zgwałcił. – Brian spojrzał na mnie, najwyraźniej wystraszony.
- Powiedziałaś mi. – kłamca, pieprzony kłamca, jedyną osobą, która o tym wie jest Calum, a on na pewno nikomu by tego nie powiedział. Była to jedyna osoba, której ufałam w taki sposób.
- Nie mówiłam Ci. – wysyczałam przez zęby. – Skąd to wiesz?
- Lily pogadamy, ale nie teraz. – chłopak przybliżył się do mnie, a ja zrobiłam krok w tył. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, nie chciałam, żeby przebywał obok mnie. Nie chciałam na niego patrzeć. Odwróciłam się i chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek i obrócił do siebie przodem. Podniosłam rękę i uderzyłam go w twarz.
- Nie dotykaj mnie. – wysyczałam i odeszłam od chłopaka.
Poszłam do ogrodu i zaczęłam chodzić w kółko. W moich oczach pojawiły się łzy, ale ni były one spowodowane smutkiem, ale złością. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do jedynej osoby, która mogła mi pomóc.
- Lily? – usłyszałam głos Calum'a po drugiej stronie. – Co się stało? Dlaczego jesteś zła? – jak on dobrze mnie zna, jak on dobrze wie, ze coś się dzieję. Przegryzałam wargę z nerwów.
- Miałeś rację. – powiedziałam w końcu.- On jest dupkiem, mogłam Cię słuchać, przepraszam, że Cię nie słuchałam. Przepraszam. – powiedziałam szybko.
- Spokojnie księżniczko, będzie dobrze jasne, wszystko będzie dobrze. – po drugiej stronie słuchawki usłyszałam dający mi siłę głos Calum'a, mojego Calum'a. – Będzie dobrze. – powtórzył, a ja pokiwałam głową, chodź wiedziałam, że nie może tego zobaczyć. – A teraz wracaj tam z uniesioną głową, odegraj swoją rolę i bądź silna.
-Dobrze. – powiedziałam w końcu.
- Obcujesz?
- Obiecuję. – powiedziałam. – Calum?
- Tak?
- Dziękuję. – mimo, iż nie widziałam chłopaka dobrze wiedziałam, zż się uśmiecha.
- Zawsze do usług księżniczko.
Rozłączyłam się i wróciłam na salę. Z boku zauważyłam Letty, której towarzyszył Luke. Podeszłam do nich i stanęłam obok. Dziewczyna nachyliła się do mnie.
- Gdzie Brain? – zapytała brunetka.
- Nie wiem i nie chce wiedzieć. – odpowiedziałam szybko. Dziewczyna spojrzała się na mnie z troską. – Powiem Ci wszystko potem. – pokiwała głową i złapała mnie za rękę, aby dodać mi siły. Po minucie obok Luke stanął Brian i zaczął coś do niego mówić. Nagle muzyka ucichła, a na schodach pojawił się sam gospodarz. Był to dorosły mężczyzna po 40. Miał czarne dłuższe włosy i zarost. Ubrany był w czarny garnitur, który idealnie na nim leżał. Nie można było mu niczego zarzucić. Zaczął rozgiąć się po sali i się uśmiechnął. Było coś w nim, coś co przyciągało uwagę, jakiś magnetyzm.
- Dziękuję za przybycie. – odezwał się Torreto. Jego głos był wyniosły i szorstki – Cieszę się, że mogę was gościć w moim domu. Mam nadzieję, że dobrze się bawicie i zostaniecie do samego końca. – Wziął kieliszek szampana i wzniósł toast. Wszyscy zebrani goście również wzięli alkohol. – Za miły wieczór, abyśmy jeszcze kiedyś się spotkali. – Wtedy gospodarz upił łyk szampana, a to samo zrobiła reszta gości. Napój był zimny i wyrafinowany. Luke przeszedł na przód i spojrzał się na nas.
- Ok. czas rozpocząć działania. Lily i Brian idziecie razem. – pokiwałam głową, nie chciałam psuć całego planu, tylko dlatego, że nie chciałam patrzyć na tego idiotę. – Przeszukujcie każdy pokój, a jeśli znajdziecie coś ciekawego, to zabieracie to . Jasne?
- Tak. – odpowiedział Brian.
- No to zaczynamy. – powiedział chłopak.
***
(Letty)
Odwróciłam się, aby wyjść z sali i móc zacząć rozglądać się po domu. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i obraca w taki sposób, że wylądowałam na torsie chłopaka. Podniosłam głowę i zauważyłam te niebieskie oczy, a potem usta z koczykiem, które wykrzywione były w uśmiechu.
- A ty dokąd? - zapytał się Luke nie puszczając mnie.
- Myślałam, że zaczynamy. – odpowiedziałam cały czas patrząc w oczy chłopakowi.
- No bo zaczynamy.
- To czemu nie idziemy?
- Ktoś musi odwrócić uwagę gości. – blondyn uśmiechnął się przebiegle. Spojrzałam na niego pytająco. – Zatańcz ze mną. – powiedział przegryzając wargę.
- Zwariowałeś? – zapytałam rozbawiona jego słowami. Luke zbliżył swoją twarz do mojej.
- Ja nigdy nie żartuję. – wyszeptał i porwał mnie na parkiet. – Po prostu mi zaufaj, odwrócimy uwagę ludzi, a oni wyjdą. – Wzięłam głęboki wdech i pokiwałam głową.
- Ufam Ci. – powiedziałam, a chłopak jeszcze szerzej się uśmiechnął.
Staliśmy na środku Sali, kiedy rozbrzmiała muzyka do tanga. Wzięłam głęboki wdech.
Luke podszedł do mnie i położył lewą rękę na tali, a drugą złapał moją dłoń w taki sposób, że utworzyliśmy idealną ramę. Zaczął prowadzić, ruszałam nogami w rytm muzyki. W pewnym momencie blondyn obrócił mnie, a następnie zbliżył do siebie. Położyłam swoją nogę na jego, a drugą uniosłam. Usłyszałam oklaski ludzi, którzy nas otoczyli. Uśmiechnęłam się na ten dźwięk i dalej tańczyliśmy. Luke obracał mnie i unosił kilka razy. Nasze ciała idealnie się ze sobą dogadywały, każdy ruch był idealny. Pod koniec muzyki blondyn przechylił mnie, a następnie gdy ostatnie nuty rozległy się uniósł powoli do góry. Moja twarz znajdowała się centymetry od jego. Popatrzyłam w te nieziemskie oczy i poczułam przyjemne mrowienie na całym ciele. Nagle rozległy się głośne oklaski, a my oddaliliśmy się od siebie. Ukłoniliśmy się kilka razy i szeroko uśmiechaliśmy.
***
(Lily)
Luke i Letty odwrócili uwagę większości ludzi, więc niepostrzeżenie wymknęliśmy się z Sali. Przechodziliśmy z pokoju do pokoju. Na końcu korytarza zauważyłam ochroniarzy, którzy pilnowali pokoju. Najwidoczniej tam jest to czego szukamy. Mężczyźni przy drzwiach zwrócili się w naszym kierunku.
- Czego tu szukacie? – zapytał jeden goryl.
- Szukam toalety. – powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się.
- W tamtym kierunku. – chłopak wskazał schody.
- Dziękuję bardzo. – odpowiedziałam z uśmiechem. Przeszłam obok dwóch mężczyzn, a Brain szedł obok mnie. Gdy ich mijaliśmy chłopak się odwrócił i wystrzelił ogniem w ich kierunku trafiając prosto w twarz. Mężczyźni zapłonęli, a człowiek ogień szybko do nich podbiegł i skręcił ich kark.
- Co ty odpierdalasz? – spojrzałam na martwe ciała i zasłoniłam usta ręką, aby nie wybuchnąć z krzykiem. – Czemu... Co jest z tobą nie tak? – Chłopak spojrzał się na mnie jakby nie rozumiał czemu jestem roztrzęsiona.
- A miałem ich poprosić, żeby sobie po prostu odeszli?
- Jesteś mordercą. – wysyczałam przez zęby, nie mogłam patrzeć na chłopaka. Jak mogłam widzieć w nim dobro? Jak mogłam być tak głupia?
- Jeśli już sobie to wyjaśniliśmy to możemy wchodzić. – Pociągnęłam za klamkę, ale drzwi nawet nie drgnęły.
- Zamknięte. – powiedziałam.
- Odsuń się. – wykonałam posłusznie polecenie chłopaka, a on wystrzelił ogniem w zamek stapiając go. – Panie przodem. – powiedział i przepuścił mnie do pomieszczenia. Pokój był duży i wszechstronny. Znajdowało się tu pełno regałów, a po środku stało wielkie, stabilne, mahoniowe biurko.
- Ty zobacz czy nie ma niczego na regałach, a ja ogarnę biurko. – powiedział Brian, nie chcąc z nim gadać, ani go oglądać przystałam na ten pomysł. Podeszłam do pierwszej półki i przeglądałam każdą książkę. Nie znalazłam nic podejrzanego. Na kolejnej nadal nic.
- Cholera! Nic tu nie ma. – powiedział zniecierpliwiony Brian.
- Szukaj dalej. – powiedziałam.
- To nie ma sensu. – mówił coraz bardziej zły.
- Twoje marudzenie nie pomaga. – powiedziałam. Brian podszedł bliżej mnie, tak, że byłam prawie oparta o jego plecy.
- A ty masz coś?
- Nie. – powiedziałam szybko.
- Na co jesteś taka zła? – odwróciłam się do niego przodem.
- Serio się pytasz? Może o to, że mnie okłamałeś, może nawet jesteś w to zamieszany. Byłam głupia, że Ci zaufałam.
- Nie każdy jest inteligentny. –powiedział.
- Pieprz się! – powiedziałam coraz bardziej zła.
- Niedawno to zrobiliśmy. – W tym momencie nie wytrzymałam i uderzyłam chłopaka w twarz.
- Nie chce Cię widzieć nigdy więcej. – wycedziłam przez zęby i odeszłam. Podeszłam do lustra, które wisiało w pokoju. Było w nim coś dziwnego, zaczęłam dotykać ściany obok, aż moja ręka natrafiła na przycisk. Lustro się odsunęło, a w środku był sejf. Brian podszedł do mnie i popatrzył na zamek. Złapał klamkę przywołując ogień stopił ją, po czym otworzył drzwiczki. Książka. W środku była książką. Wzięłam przedmiot w rękę i otworzyłam. Na każdej kartce znajdowały się łacińskie słowa, których nie rozumiałam. Szybko zamknęłam lustro i razem z Brian'em już mieliśmy wychodź gdy drzwi się otworzyły i do środka weszło chyba z ośmiu mężczyzn.
- No to mamy mały problem. – odezwał się Szatyn i wystrzelił kule ognia w goryli.

________________________
Przepraszam, że nie było rozdziału dlatego dziś będą dwa ^^
Mam nadzieję, ze dobrze wam minęła sobota kochani <3
Kocham was i dziękuję, że jesteście :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Hanchesteria