Szłam z Brian'em na
parkiet. Chłopak położył rękę na mojej tali i przyciągnął do siebie.
Drugą ręką złapał moją, wiec stworzyliśmy idealną ramę. Podniosłam głowę
i spojrzałam prosto w jego brązowe oczy. Muzyka się rozpoczęła, a my
zaczęliśmy tańczyć w jej rytm. Szatyn obrócił mnie, a następnie szybkim
ruchem znowu znalazłam się obok niego. Zamknęłam oczy i zauważyłam twarz
Jake'a. Kiedy Letty mi powiedziała o jego chorobie nie mogłam uwierzyć.
Nie chciałam w to wierzyć. Nie mogę go stracić, nie mogę stracić kogoś,
kto jest dla mnie jak brat. Nie mogę stracić kogoś przez tą durną
chorobę, nie drugi raz.
- O czym tak myślisz. – usłyszałam głos Brian'a.
- Jake'u.
- Tym chłopaku, który
się do Ciebie dobierał? O tym, który chciał Cię zgwałcić? – popatrzyłam
się na chłopaka niedowierzając. Jak on może tak mówić o Jake'u, moim
Jake'u, który zawsze był przy mnie?
- On jest moim przyjacielem. – powiedziałam dobitnie - Nie możesz tak o nim mówić. Jasne.
- Przyjacielem? – zaśmiał się. – Z Sean'em, który Cię zgwałcił też się przyjaźniłaś?- spojrzałam się na niego i oddaliłam.
- Skąd wiesz, że on mnie zgwałcił. – Brian spojrzał na mnie, najwyraźniej wystraszony.
- Powiedziałaś mi. –
kłamca, pieprzony kłamca, jedyną osobą, która o tym wie jest Calum, a on
na pewno nikomu by tego nie powiedział. Była to jedyna osoba, której
ufałam w taki sposób.
- Nie mówiłam Ci. – wysyczałam przez zęby. – Skąd to wiesz?
- Lily pogadamy, ale nie
teraz. – chłopak przybliżył się do mnie, a ja zrobiłam krok w tył. Nie
chciałam, żeby mnie dotykał, nie chciałam, żeby przebywał obok mnie. Nie
chciałam na niego patrzeć. Odwróciłam się i chciałam odejść, ale złapał
mnie za nadgarstek i obrócił do siebie przodem. Podniosłam rękę i
uderzyłam go w twarz.
- Nie dotykaj mnie. – wysyczałam i odeszłam od chłopaka.
Poszłam do ogrodu i
zaczęłam chodzić w kółko. W moich oczach pojawiły się łzy, ale ni były
one spowodowane smutkiem, ale złością. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam
do jedynej osoby, która mogła mi pomóc.
- Lily? – usłyszałam
głos Calum'a po drugiej stronie. – Co się stało? Dlaczego jesteś zła? –
jak on dobrze mnie zna, jak on dobrze wie, ze coś się dzieję.
Przegryzałam wargę z nerwów.
- Miałeś rację. –
powiedziałam w końcu.- On jest dupkiem, mogłam Cię słuchać, przepraszam,
że Cię nie słuchałam. Przepraszam. – powiedziałam szybko.
- Spokojnie księżniczko,
będzie dobrze jasne, wszystko będzie dobrze. – po drugiej stronie
słuchawki usłyszałam dający mi siłę głos Calum'a, mojego Calum'a. –
Będzie dobrze. – powtórzył, a ja pokiwałam głową, chodź wiedziałam, że
nie może tego zobaczyć. – A teraz wracaj tam z uniesioną głową, odegraj
swoją rolę i bądź silna.
-Dobrze. – powiedziałam w końcu.
- Obcujesz?
- Obiecuję. – powiedziałam. – Calum?
- Tak?
- Dziękuję. – mimo, iż nie widziałam chłopaka dobrze wiedziałam, zż się uśmiecha.
- Zawsze do usług księżniczko.
Rozłączyłam się i
wróciłam na salę. Z boku zauważyłam Letty, której towarzyszył Luke.
Podeszłam do nich i stanęłam obok. Dziewczyna nachyliła się do mnie.
- Gdzie Brain? – zapytała brunetka.
- Nie wiem i nie chce
wiedzieć. – odpowiedziałam szybko. Dziewczyna spojrzała się na mnie z
troską. – Powiem Ci wszystko potem. – pokiwała głową i złapała mnie za
rękę, aby dodać mi siły. Po minucie obok Luke stanął Brian i zaczął coś
do niego mówić. Nagle muzyka ucichła, a na schodach pojawił się sam
gospodarz. Był to dorosły mężczyzna po 40. Miał czarne dłuższe włosy i
zarost. Ubrany był w czarny garnitur, który idealnie na nim leżał. Nie
można było mu niczego zarzucić. Zaczął rozgiąć się po sali i się
uśmiechnął. Było coś w nim, coś co przyciągało uwagę, jakiś magnetyzm.
- Dziękuję za przybycie.
– odezwał się Torreto. Jego głos był wyniosły i szorstki – Cieszę się,
że mogę was gościć w moim domu. Mam nadzieję, że dobrze się bawicie i
zostaniecie do samego końca. – Wziął kieliszek szampana i wzniósł toast.
Wszyscy zebrani goście również wzięli alkohol. – Za miły wieczór,
abyśmy jeszcze kiedyś się spotkali. – Wtedy gospodarz upił łyk szampana,
a to samo zrobiła reszta gości. Napój był zimny i wyrafinowany. Luke
przeszedł na przód i spojrzał się na nas.
- Ok. czas rozpocząć
działania. Lily i Brian idziecie razem. – pokiwałam głową, nie chciałam
psuć całego planu, tylko dlatego, że nie chciałam patrzyć na tego
idiotę. – Przeszukujcie każdy pokój, a jeśli znajdziecie coś ciekawego,
to zabieracie to . Jasne?
- Tak. – odpowiedział Brian.
- No to zaczynamy. – powiedział chłopak.
***
(Letty)
Odwróciłam się, aby
wyjść z sali i móc zacząć rozglądać się po domu. Nagle poczułam, że ktoś
łapie mnie za rękę i obraca w taki sposób, że wylądowałam na torsie
chłopaka. Podniosłam głowę i zauważyłam te niebieskie oczy, a potem usta
z koczykiem, które wykrzywione były w uśmiechu.
- A ty dokąd? - zapytał się Luke nie puszczając mnie.
- Myślałam, że zaczynamy. – odpowiedziałam cały czas patrząc w oczy chłopakowi.
- No bo zaczynamy.
- To czemu nie idziemy?
- Ktoś musi odwrócić
uwagę gości. – blondyn uśmiechnął się przebiegle. Spojrzałam na niego
pytająco. – Zatańcz ze mną. – powiedział przegryzając wargę.
- Zwariowałeś? – zapytałam rozbawiona jego słowami. Luke zbliżył swoją twarz do mojej.
- Ja nigdy nie żartuję. –
wyszeptał i porwał mnie na parkiet. – Po prostu mi zaufaj, odwrócimy
uwagę ludzi, a oni wyjdą. – Wzięłam głęboki wdech i pokiwałam głową.
- Ufam Ci. – powiedziałam, a chłopak jeszcze szerzej się uśmiechnął.
Staliśmy na środku Sali, kiedy rozbrzmiała muzyka do tanga. Wzięłam głęboki wdech.
Luke podszedł do mnie i
położył lewą rękę na tali, a drugą złapał moją dłoń w taki sposób, że
utworzyliśmy idealną ramę. Zaczął prowadzić, ruszałam nogami w rytm
muzyki. W pewnym momencie blondyn obrócił mnie, a następnie zbliżył do
siebie. Położyłam swoją nogę na jego, a drugą uniosłam. Usłyszałam
oklaski ludzi, którzy nas otoczyli. Uśmiechnęłam się na ten dźwięk i
dalej tańczyliśmy. Luke obracał mnie i unosił kilka razy. Nasze ciała
idealnie się ze sobą dogadywały, każdy ruch był idealny. Pod koniec
muzyki blondyn przechylił mnie, a następnie gdy ostatnie nuty rozległy
się uniósł powoli do góry. Moja twarz znajdowała się centymetry od jego.
Popatrzyłam w te nieziemskie oczy i poczułam przyjemne mrowienie na
całym ciele. Nagle rozległy się głośne oklaski, a my oddaliliśmy się od
siebie. Ukłoniliśmy się kilka razy i szeroko uśmiechaliśmy.
***
(Lily)
Luke i Letty odwrócili
uwagę większości ludzi, więc niepostrzeżenie wymknęliśmy się z Sali.
Przechodziliśmy z pokoju do pokoju. Na końcu korytarza zauważyłam
ochroniarzy, którzy pilnowali pokoju. Najwidoczniej tam jest to czego
szukamy. Mężczyźni przy drzwiach zwrócili się w naszym kierunku.
- Czego tu szukacie? – zapytał jeden goryl.
- Szukam toalety. – powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się.
- W tamtym kierunku. – chłopak wskazał schody.
- Dziękuję bardzo. –
odpowiedziałam z uśmiechem. Przeszłam obok dwóch mężczyzn, a Brain szedł
obok mnie. Gdy ich mijaliśmy chłopak się odwrócił i wystrzelił ogniem w
ich kierunku trafiając prosto w twarz. Mężczyźni zapłonęli, a człowiek
ogień szybko do nich podbiegł i skręcił ich kark.
- Co ty odpierdalasz? –
spojrzałam na martwe ciała i zasłoniłam usta ręką, aby nie wybuchnąć z
krzykiem. – Czemu... Co jest z tobą nie tak? – Chłopak spojrzał się na
mnie jakby nie rozumiał czemu jestem roztrzęsiona.
- A miałem ich poprosić, żeby sobie po prostu odeszli?
- Jesteś mordercą. –
wysyczałam przez zęby, nie mogłam patrzeć na chłopaka. Jak mogłam
widzieć w nim dobro? Jak mogłam być tak głupia?
- Jeśli już sobie to wyjaśniliśmy to możemy wchodzić. – Pociągnęłam za klamkę, ale drzwi nawet nie drgnęły.
- Zamknięte. – powiedziałam.
- Odsuń się. – wykonałam
posłusznie polecenie chłopaka, a on wystrzelił ogniem w zamek stapiając
go. – Panie przodem. – powiedział i przepuścił mnie do pomieszczenia.
Pokój był duży i wszechstronny. Znajdowało się tu pełno regałów, a po
środku stało wielkie, stabilne, mahoniowe biurko.
- Ty zobacz czy nie ma
niczego na regałach, a ja ogarnę biurko. – powiedział Brian, nie chcąc z
nim gadać, ani go oglądać przystałam na ten pomysł. Podeszłam do
pierwszej półki i przeglądałam każdą książkę. Nie znalazłam nic
podejrzanego. Na kolejnej nadal nic.
- Cholera! Nic tu nie ma. – powiedział zniecierpliwiony Brian.
- Szukaj dalej. – powiedziałam.
- To nie ma sensu. – mówił coraz bardziej zły.
- Twoje marudzenie nie pomaga. – powiedziałam. Brian podszedł bliżej mnie, tak, że byłam prawie oparta o jego plecy.
- A ty masz coś?
- Nie. – powiedziałam szybko.
- Na co jesteś taka zła? – odwróciłam się do niego przodem.
- Serio się pytasz? Może o to, że mnie okłamałeś, może nawet jesteś w to zamieszany. Byłam głupia, że Ci zaufałam.
- Nie każdy jest inteligentny. –powiedział.
- Pieprz się! – powiedziałam coraz bardziej zła.
- Niedawno to zrobiliśmy. – W tym momencie nie wytrzymałam i uderzyłam chłopaka w twarz.
- Nie chce Cię widzieć
nigdy więcej. – wycedziłam przez zęby i odeszłam. Podeszłam do lustra,
które wisiało w pokoju. Było w nim coś dziwnego, zaczęłam dotykać ściany
obok, aż moja ręka natrafiła na przycisk. Lustro się odsunęło, a w
środku był sejf. Brian podszedł do mnie i popatrzył na zamek. Złapał
klamkę przywołując ogień stopił ją, po czym otworzył drzwiczki.
Książka. W środku była książką. Wzięłam przedmiot w rękę i otworzyłam.
Na każdej kartce znajdowały się łacińskie słowa, których nie rozumiałam.
Szybko zamknęłam lustro i razem z Brian'em już mieliśmy wychodź gdy
drzwi się otworzyły i do środka weszło chyba z ośmiu mężczyzn.
- No to mamy mały problem. – odezwał się Szatyn i wystrzelił kule ognia w goryli.
________________________
Przepraszam, że nie było rozdziału dlatego dziś będą dwa ^^________________________
Mam nadzieję, ze dobrze wam minęła sobota kochani <3
Kocham was i dziękuję, że jesteście :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz