sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 21



(Lily)

Rodzice Jake’a właśnie z nim odjechali, nadal był nie przytomny, gdy go zabierali. Wytłumaczyłam im, że przyszedł i po prostu zemdlał. Nic nie mówiąc po prostu odjechali, a ja wiedziałam że będę musiała z nim porozmawiać. Poszłam do salonu i zauważyłam rzeczy Brian’a. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie pocałunek, mimo woli się uśmiechnęłam. Lily co się z tobą dzieję, nic nie czujesz, jasne. Udałam się do łazienki i wzięłam gorący prysznic. Moje mięśnie się rozluźniły, a ja nadal mogłam myśleć tylko o tym co się stało. Gdy ubrałam się w krótkie spodenki i bokserkę usłyszałam pukanie do drzwi. Niechętnie do nich podeszłam i zauważyłam, że na zewnątrz stoi chłopak ogień. Patrzył mi się w oczy, szybko wszedł do środka trzasnął drzwiami, a ja się odsunęłam trochę przestraszona. Podszedł do mnie szybkim krokiem.

- Nienawidzę tego. – powiedział. Złapał mnie z policzek i złączył nasze usta – Nienawidzę tego jak na mnie działasz. – powiedział przerywając pocałunek.

- Nienawidzę, że coś czuję gdy jesteś blisko. – wyszeptałam na co chłopak się zaśmiał.

- Co zrobimy z naszą nienawiścią?

- Nie wiem. – powiedziałam i znowu przybliżyłam się do chłopaka.

- Słyszałem, że z tym najlepiej się przespać. – i znowu pojawił się ten jego uśmieszek. Popchnęłam chłopaka i pokręciłam głową.

- Śpisz na kanapie. – powiedziałam i udałam się do swojej sypialni. Weszłam do łóżka i zamknęłam oczy. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojego pokoju i kładzie się po drugiej stronie. Odwróciłam się do bruneta i spojrzałam na niego.

- Nie będę spał na kanapie. – powiedział, a ja położyłam głowę na jego ciepłym torsie.

- Dobranoc. – powiedziałam i rozkoszowałam się muzyką, jaką było bicie jego serca.

- Dobranoc księżniczko. – Brian pocałował mnie we włosy.

Mogę się do tego przyzwyczaić, do tej bliskości, do niego.

***

(Brian)

Obudziłem się rano, a na mnie spała Lily. Popatrzyłem się na nią była taka… inna. Nigdy nie myślałem w ten sposób o dziewczynie, liczyła się tylko dobra zabawa, nigdy nie budziłem się przy żadnej. Nigdy tego nie chciałem, póki nie poznałem jej. Co się dzieję. Brian trzymaj się planu, ona się nie liczy, nie jest ważna. Wstałem po cichu, żeby nie obudzić brunetki i poszedłem się ubrać. Spojrzałem na telefon miałem chyba z 20 nieodebranych wiadomości od Luke’a. No cóż jeżeli plan dalej się liczy no to trzeba być na każde wezwanie. Jeszcze raz spojrzałem na Lily i wyszedłem z domu zostawiając ją samą.

*

Wszedłem do domu blondyna, zauważyłem, że stoi w salonie.

- Co tam kochanie, stęskniłeś się? – powiedziałem i rozłożyłem się na kanapie.

- Gdzie ty kurwa byłeś?

- Jakbyś zapomniał miałem pilnować przyjaciółki twojej dziewczyny.

- Ale możesz odbierać telefony idioto.

- Spokojnie stało się coś?- chłopak pokazał mi mapę kraju z zaznaczonymi czerwonymi kropkami i liczbami. – Co to? – zapytałem patrząc na papier.

- Oznacza ilu naszych zginęło. Zabijają jednego po drugim a najwięcej tu. – wskazał palcem na mapie.

- Waszyngton? I co z tego?

- Musi to ktoś zbadać. – powiedział spokojnie.

- No to rozumiem, że jedziesz na wycieczkę, spokojnie zajmę się dziewczynami. – uśmiechnąłem się.

- Ty jedziesz. – usiadłem, nie podobało mi się to, jeśli tam nas ścigają, nie chce jechać na pewną śmierć.

- Chyba sobie kpisz, zabiją mnie!

- Jeśli nie pojedziesz to ja Cie zabiję, a tam przynajmniej masz może jakieś szansę. – powiedział Luke. Pieprzony idiota, gdyby nie to, że mam udawać posłusznego już dawno by nie żył.

- Niech będzie. – powiedziałem i wyszedłem trzaskając drzwiami. Nie wiedziałem dokąd idę, ale najwyraźniej moje nogi tak.

*

Szedłem przed siebie myśląc, co mam zrobić. Muszę wyjechać, niestety, muszę ją zostawić. Przed moimi oczami pokazał się obraz brunetki przy której się dziś obudziłem. Muszę się z nią pożegnać, powiedzieć czemu wyjeżdżam.

- Brian. – usłyszałem swoje imię. Odwróciłem się i zobaczyłem Sean’a.

- Czego chcesz?

- Jak Ci idzie? Wszystko zgodnie z planem? – poszedłem  jego stronę.

- Nie mów mi jaki jest plan, dopiero się dowiedziałem, że ty go 2 lata temu zmieniłeś.

- Czas się kończy, oni się niecierpliwią. – mówił dalej, a mój gniew robił się coraz większy.

- Dam radę. – powiedziałem i oddaliłem się.

- Jak nie to biorę Lily. – powiedział, a ja nie wytrzymałem. Podszedłem do niego.

- Taki jesteś odważny to powiedz mi to prosto w twarz.!

- Jeśli spieprzysz robotę to zabawię się z brunetką tak jak 2 lata temu. – strzeliłem mu w twarz, chłopak się wywrócił i zaczął się śmiać. – Ty popieprzony gnojku. – Sean wyciągnął pistolet i wycelował we mnie. – No to teraz podejdź! – Wystrzeliłem ogniem w jego stronę, a on przewidując mój ruch zrobił unik i strzelił. Poczułem ból w lewym ramieniu, ale nadal stałem w tym samym miejscu. Sean popatrzył się na mnie i strzelił ponownie tym razem w serce. Ból znowu przeszył moje ciało, ale nadal się nie poruszyłem.

- Jesteś idiotą – powiedziałem śmiejąc się. Chłopak zrobił wielkie oczy.

- Ale jak ty to?

- Ty naprawdę nie wiedziałeś? Kiedy strzeliłeś i kula dostała się do mojego ciała zdążyła się stopić zaraz po dotknięciu mnie i mogę zginąć, ale nie w tak idiotyczny sposób, a teraz ja sprawdzę co ty potrafisz wytrzymać. - Przywołałem ogień i rzuciłem w mężczyznę, który zaczął się palić. Krzyczał w niebogłosy, ale było tak późno, z nikt go nie słyszał. W końcu hałas ustał, a martwe ciało Sean’a postanowiłem doszczętnie spalić.

***

(Letty)

Obudziłam się. Byłam w swoim łóżku, sama. Rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam leżącą na poduszce kartkę.

Droga Letty.

Wczoraj jak u Ciebie byłem i wszystko mi wyjaśniałaś zasnęłaś. Zaniosłem Cię do łóżka i wyszedłem. Dziękuję, że wszystko mi wyjaśniłaś. Mam nadzieję, że miałaś dobrą noc.

Twój Dylan

Na widok listu uśmiechnęłam się. Kochany Dylan.

Przypomniałam sobie o tym co się wczoraj wydarzyło.  On ma teraz moc i jest w niebezpieczeństwie, przyjdą po niego. Na pewno to zrobią. Muszę mu pomóc. Muszę zrobić wszystko, żeby był bezpieczny. Zależy mi na nim i nie mogę go stracić. Wpadłam na pewien pomysł, aby pomóc Stiles’owi.

DO LUKE: Musimy porozmawiać, mam pewną sprawę.

Wysłałam sms’a i czekałam na odpowiedź. W tym czasie poszłam wziąć prysznic. Ubrałam się w czarne spodnie luźną białą koszule i zrobiłam delikatny makijaż. Kiedy wyszłam z łazienki ktoś chwycił mnie za nadgarstki i przyłożył mi zimny metal do szyi. Moje tętno przyspieszyło. Zamknęłam oczy i starałam się uwolnić w sobie gniew. Nic się nie działo, czułam jak napastnik przybliża twarz do mojego ucha. Czułam jego oddech.

- Martwa – szepnął i już wiedziałam kto to był. Wtedy poczułam złość, którą szybko uwolniłam. – Aaaa! – odwróciłam się do Luke’a, który wił się po podłodze. – Ok., ok. możesz już przestać. – Szybko zamknęłam oczami, a blondyn się podniósł gdy nie był już pod działaniem moich mocy. – Nieźle, idzie coraz lepiej.

- Jesteś idiotą, wiesz jak się wystraszyłam.

- Strach Cię obezwładnia i nad tym musimy popracować, bo musisz swój strach przeradzać w gniew, aby go wykorzystać.

- Ok. mądralo. – powiedziałam i usiadłam na łóżku.

- O czym chciałaś porozmawiać? – powiedział nagle Luke

- Usiądź – powiedziałam.

- Tak nie zaczynają się przyjemne rozmowy. – zażartował i zajął miejsce obok mnie. – Co się stało?

- Dylan… - Luke przewrócił oczami, ale udawałam, że  tego nie widzę. – On ma moc.

- Co?!

- Wczoraj się dowiedział że panuję nad wodą, więc mu wszystko powiedziałam. Wiesz o legendzie o TOBIE

- Co zrobiłaś!

- A co miałam mu zrobić. Jemu też grozi niebezpieczeństwo i właśnie o to mi chodzi, on dopiero teraz odkrył swoją moc, więc nie wie jak dokładnie nad nią panować i chciałam Cie prosić, żebyś go uczył.

- Co mam robić?

- Ucz go tak jak mnie.

- Nie mogłaś poprosić Brian’a – oburzył się chłopak.

- Przecież wiesz, że jest niebezpieczny.

- Nie dbam o bezpieczeństwo twojego chłopaka. – powiedział i wstał z łóżka.

- Luke. Proszę. – powiedziałam i zrobiłam minę szczeniaczka

- Nie jestem na każda twoją prośbę Letty.

- Jako mój przyjaciel. Zrobisz to dla mnie? – chłopak chodził po pokoju.- Proszę, proszę, proszę.

-  Już ok.

- Dziękuję ! – rzuciłam mu się na szyję. Chłopak objął mnie w tali. – Przepraszam. – powiedziałam i oddaliłam się od niego na odległość metra.

- Nie ma sprawy. – powiedział. – To ja już pójdę. – pokiwałam głową, a blondyn znikł w tym samym czasie. No to teraz musze jeszcze tylko przekazać dobre wieści Dylan’owi.

***

(Brian)

Zdecydowałem, że muszę jej powiedzieć, musze powiedzieć Lily, że zniknę na parę dni. Szedłem ulicą zastanawiając się co ja właściwie robię, przecież nie musze się jej tłumaczyć, nie muszę jej mówić, że wyjeżdżam. Ona nie jest nikim ważnym jest tylko pionkiem. Miałem się do niej zbliżyć, aby zbliżyć się do Letty i ją zabić, żeby spełnić swoją misję, żeby oni w końcu dali mi spokój, żeby to się skończyło, ale chyba się pogubiłem w tym. Pogubiłem się we własnych uczuciach. Pogubiłem się we własnym sercu. Stałem przed jej domem zastanawiając się, czy wejść. Nie to głupi pomysł. To beznadziejny pomysł, ona nawet tego nie zauważy. Nie będzie jej to interesować. Odwróciłem się i odszedłem.

 

***

(Letty)

Siedzieliśmy z Dylanem w parku. Był piękny dzień. Czułam się szczęśliwa, pierwszy raz od paru dni czułam się szczęśliwa. Patrzyłam jak latają ptaki. Gdy nagle poczułam jak Dylan łapie mnie za brodę i przesuwa do siebie poczym złącza nasze wargi. Po moim ciele przeszło przyjemne ciepło. Zamknęłam oczy i przybliżyłam się do chłopaka siadając mu na kolana.

- Jesteś śliczna. – powiedział a ja nie mogłam przestać się uśmiechać.

- Tobie też nic nie brakuję. – powiedziałam, na co chłopak się zaśmiał.

-Letty?

- Tak. – odpowiedziałam.

- Tak się zastanawiam, czy ty i Luke, czy wy…? – zbliżyłam się do chłopaka i go pocałowałam. Wlałam wszelkie moje uczucia do niego w ten pocałunek. Dylan objął mnie w tali, a ja wplątałam palce w jego włosy. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a moje serce zaczęło bić jak szalone. Chciałam tego, chciałam jego. Chciałam być tak blisko na ile to możliwe. Chciałam żeby wszystko co czuję mną zawładnęło, pochłonęło bez reszty. Zabrało mnie daleko od tego co się dzieję.

- Czy taka odpowiedź wystarczy? – zapytałam.

- Była trochę niezrozumiała, chyba powinnaś mi to przekazać jeszcze raz. – zaśmiałam się i znowu pocałowałam chłopaka. Czułam, że moje życie nabiera koloru, czułam że w ogóle żyje.

Gdy w końcu udało mi się oddalić od chłopaka znowu spokojnie usiadłam i wtuliłam się w jego tors. Dylan palcem gładził moje ramię.

- Skarbie? – na to słowo się uśmiechnęłam. Było w nim tyle uczucia, troski, czułości.

- Tak?

- Czy myślisz, że on żyje? – usiadłam prosto i spojrzałam się na chłopaka, widziałam smutek w jego oczach. Dobrze wiedziała, że mówi o Kai’u.

- Nie wiem. – pochyliłam głowę.

- Heej nie chciałem, żebyś się zasmucić. – powiedział i mnie przytulił.

- Nie o to chodzi. Jesteś w niebezpieczeństwie i to przeze mnie.

- Nic nie jest przez Ciebie. – spojrzałam mu się w te miodowe oczy. – Jeśli bycie obok Ciebie oznacza bycie w niebezpieczeństwie to jestem w stanie podjąć to ryzyko. Uśmiechnęłam się delikatnie i przytuliłam.

- Jesteś wszystkim czego potrzebuje. – powiedziałam cicho.

*

Staliśmy przed drzwiami do mojego domu. Zaczynało robić się już ciemno.

- Pamiętaj, że jutro masz trening z Luke’iem. – powiedziałam.

- Muszę? Umiem się obronić.

- Musisz. – powiedziałam i podeszłam do chłopaka.

- Tylko dlatego, żeby móc lepiej chronić Ciebie. – uśmiechnęłam się na te słowa.

- Mi pasuję. – powiedziałam stanęłam na palcach, żeby móc pocałować chłopaka. – Dobranoc. – powiedziałam i odwróciłam się.

- A ty dokąd? – chłopak chwycił mnie za nadgarstek i złączył nasze usta, cofnęliśmy się tak, że dotykałam plecami drzwi. Po moim ciele znowu przeszedł dreszcz. Dylan się cofnął powoli. – Dobranoc skarbie. – powiedział i odszedł.

Weszłam do domu i oparłam się o drzwi. Nie mogła powstrzymać uśmiechu.

***  

(Jake)

Obudziłem się rano, we własnym łóżku. Mało pamiętam z wczoraj, może nic. Głowa pękała mi, ale w sumie to dobrze, skupiałem się na bólu, a nie na niczym innym. Nagle do środka wparowała moja matka i odsłoniła żaluzje.

- Kurwa, co ty robisz?

- O to samo mogłabym zapytać Ciebie! – zaczęła krzyczeć, a ja myślałem, że moja głowa zaraz mi eksploduje. Usiadła na łóżku. -  Synku, wiem, że jesteś chory, wiem, ale dasz radę. – Złapała mnie za rękę. – Martwię się. – wzięła głęboki wdech. – Dlatego wysyłam cię do Kalifornii tam jest taki ośrodek, gdzie są osoby uzależnione od narkotyków, ale i nie tylko.

- Co?! – podniosłem się. – Gdzie mnie wysyłasz.?

- Spokojnie.

- Chyba kpisz. Wysyłasz mnie z dala od domu, przyjaciół, żebyś mogła swojego kochanka zaprosić.

- Jake!

- Daj mi spokój. – wyszedłem z domu.

Nie, nie, nie. To się nie dzieje. Nie może. Wyciągnąłem telefon.

- Halo?

- Potrzebuję Cię. – powiedziałem.

- Tam gdzie zwykle za 5 minut. – rozłączyłem się i poszedłem w swoja stronę.

 

***

(Lily)

Cały dzień nie widziałam Brian’a. Co się z nim stało? Zaczynałam się martwić. Tylko dlaczego? Przecież mi nie zależy. Wzięłam telefon i wybrałam numer szatyna. Nikt nie odpowiadał. Gdzie ty jesteś? Ok., jak nie tak to spróbuję inaczej. Wsiadłam w samochód i pojechałam do domu Luke’a.

-Lily? – przywitał mnie blondyn zaskoczony moim widokiem. – Co ty tu robisz?

- Szukam Brian’a. Gdzie on jest? – Luke spojrzał na mnie poważnie.

- Chodź. – powiedział i zaprosił do środka. Usiadłam na wygodnej kanapie w salonie, a chłopak zajął miejsce na fotelu. – Czemu go szukasz?

- Nie widziałam go cały dzień i… - w tym momencie zamknęłam się. Nie chciałam przyznać że się martwię.

- martwisz się. – powiedział Luke, a ja na niego spojrzałam skąd on to wie. Pokiwałam tylko głową. Blondyn się uśmiechnął

- Z czego się cieszysz?

- Nie pomyślałbym, że ktoś taki jak ty może polubić jego.

- Ja go wcale… - chciałam zaprzeczyć

- Zmieniasz go. – spojrzałam w niebieskie oczy chłopaka. – i to widać. On też w pewnym stopniu wpływa na Ciebie. Dopełniacie się i na każdą zmiankę o nim jesteś bardziej promienna. – chłopak uśmiechnął się do mnie.

- Myślałam, że masz go za kompletnego idiotę, że go nienawidzisz.

- Mam go za idiotę. – chłopak znowu się zaśmiał. – ale jest lepszy gdy ma Cię obok, każdy zasługuje na kolejną szansę, każdy popełnia błędy.

- Nawet ty? – zapytałam, na co chłopak od razu posmutniał, jakby sobie o czymś przypomniał.

-Nawet ja. – powiedział i wstał. – Jedź już. – spojrzałam na niego pytająco. – Jedź na lotnisko on leci do Waszyngtonu, bo go o to poprosiłem.

- Co? Jak to? Po co?

- Ma coś sprawdzić, jedź za 2 godziny ma lot.  – Szybko wstałam z miejsca i poszłam do drzwi. Spojrzałam na Luke’a, który nadal stał w tym samym miejscu, popędziłam w jego stronę i się do niego przytuliłam.

- Dziękuję. – wyszeptałam i odeszłam, zanim wyszłam za drzwi odwróciłam się jeszcze raz. – ty też zasługujesz na drugą szanse, nie ważne co zrobiłeś. – powiedziałam i szybko wyszłam za drzwi. Kiedy byłam już przy samochodzie zauważyłam Calum’a, który szedł do domu. – Calum. – powiedziałam w jego kierunku, a nasze wzroki się skrzyżowały. Wtedy poczułam jak bardzo za nim tęsknie. Był częścią mnie, w pewnym sensie był mną. Nie mogłam żyć bez niego, bez naszych rozmów, bez jego uśmiechu. Chłopak podszedł do mnie.  Wzięłam głęboki wdech, do moich oczu podpłynęły łzy. – Prze…. – W tamtym momencie chłopak zamknął mnie w mocnym uścisku, w którym było tyle uczuć. Żalu, zrozumienia, smutku, miłości.

- Rozumiem, ja też. – powiedział i nadal nie wypuszczał z objęć. Staliśmy tak i przytulaliśmy dobrą minutę.

- Strasznie chciałabym zostać, ale musze iść. – powiedziałam na co brunet pokiwał tylko głową. Wsiadłam do samochodu i odjechałam, przecież musiałam jeszcze pogadać z pewnym idiotą.

*

Dojechałam do domu i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Nie pojedzie tam sam, nie ma mowy, że go puszcze. Po rozmowie z Luke’iem w końcu to do mnie dotarło. Martwiłam się, naprawdę martwiłam się od Brian’a. Napisałam kartkę dla taty, że musiałam pojechać i żeby się nie martwili i wyszłam z domu. Do lotu zastało mi jakieś 40 minut. Szybko odpaliłam samochód i ruszyłam na lotnisko. Nie mogę się spóźnić, nie mogę. Gdy byłam prawie przy lotnisku, akurat był korek. Cholera! Czemu akurat teraz, czemu ja? 15 minut, miałam tylko 15 cholernych minut. Wiele nie myśląc wjechałam na pobocze, wzięłam walizkę i popędziłam do widocznego już budynku. Wpadłam do środka i do moich uszu dobiegł dźwięk.

- SAMOLOT DO WASZYNGTONU MA OPÓŹNIENIE. PASAŻRÓW PROSIMY O CIERPLIWOŚĆ, JEŚLI WSZSTKO ZOSTANIE NAPRAWIONE ROZPOCZNEIMY ODPRAWĘ. PRZEPRASZAMY. – Tak nareszcie jakieś dobre wieści.

- Witam. – przywitałam się. – Chciałam się zapytać, czy mogę jeszcze kupić bilety na ten lot do Waszyngtonu. – kobieta spojrzała się na mnie, była niską brunetką.

- Ma pani szczęście, zostały jeszcze bilety. – miałam ochotę ją przytulić. Szybko wyciągnęłam pieniądze i kupiłam bilet. Teraz tylko znaleźć pewnego idiotę. Odeszłam od stanowiska i rozejrzałam się dookoła. Na szczęście nie było, aż tyle ludzi. Rozglądałam się, aż zauważyłam szatyna, który stał przy oknie.

- Brian! – krzyknęłam, a chłopak się obrócił w moim kierunku. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wiele nie myśląc popędziłam w jego kierunku i rzuciłam mu się w ramiona. Chłopak złapał mnie i zakołował wokół osi kilka razy. Nasze usta szybko się odnalazły i połączyły. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

- Jak mogłeś się nie pożegnać? – zapytałam, gdy w końcu się od niego oddaliłam.

- Jak bym się pożegnał, nie byłoby Cię tu teraz. – powiedział i uniósł brwi.

- Nie byłoby mnie tu i nie leciałabym z tobą. – dodałam i pomachałam mu biletem przed oczami.

- Co? – zapytał.

- No lecę z tobą. – powiedziałam i oddaliłam się trochę.

- Nie możesz. To zbyt niebezpieczne.

- To tym bardziej lecę. Nie pójdziesz sam.

- Lily, jeśli coś Ci się stanie. – mówił dalej, a ja zbliżyłam się do niego i złapałam z policzek.

- Jeśli coś mi się stanie to będziesz przy mnie. Przy tobie jestem bezpieczna. – znowu dotkałam jego warg swoimi. – Nie zostawię Cię. Jasne? – spojrzałam na niego. Widziałam jak mięknie, więc się uśmiechnęłam.

- Jak to robisz? – wyszeptał mi do ucha. Spojrzałam na niego pytająco. – Jakim cudem, umiesz tak na mnie wpływać.

- Takim samym, jakim TY doprowadzasz mnie do szaleństwa. – powiedziałam i wtuliłam się w chłopaka. Siedzieliśmy na ławce czekając na lot.

*

W końcu byliśmy na pokładzie. Usiedliśmy obok siebie.

- Proszę zapiąć pasy, wyłączyć telefony i przygotować się do lotu. – posłuszne zrobiłam to, o co prosiła stewardessa. Silniki się włączyły, a mi serce podskoczyło do gardła. Nie lubiłam latać, bałam się. Brian widząc jak szybko oddycham złapał mnie za rękę.

- Nic się nie stanie. – powiedział spokojnie. – Jestem obok, a ty jesteś bezpieczna. – popatrzyłam w jego brązowe oczy, które sprawiły, że poczułam się lepiej. Mocniej przytrzymałam jego rękę  czasie startowania.

***

(Jake)

Szedłem w umówione miejsce. Musiałem z nią porozmawiać. Musiałem z kimkolwiek porozmawiać, a ona jest moją przyjaciółką, przynajmniej była. Byłem zły, jak ona może chcieć mnie tam wysłać? Jak moja własna matka, chce się mnie pozbyć? A no tak pewnie chce zaprosić swojego kochanka, przecież to ona zdradziła ojca. To ona go oszukiwała, a kiedy się mnie pozbędzie, będzie mogła zacząć nowe życie. Nie wybaczę jej tego. Ona chce zniszczyć moje życie, chce zniszczyć mnie. Wszedłem do kawiarni i zauważyłem, że szatynka już siedzi na swoim miejscu. Podszedłem do niej.

- Jake. – przywitała mnie, a jej uśmiech na twarzy szybko zbladł, gdy zauważyła mój stan. – Co się stało? – zapytała szybko.

- Letty skąd ta pewność, że coś się stało? – udawałem i zająłem miejsce naprzeciwko.

- Nie znam Cię od dziś. – powiedziała, a ja się uśmiechnąłem. Przypomniały mi się te wszystkie chwile z dziewczyną, którą znam od dziecka. Była dla mnie jak siostra, której nie miałem.

- Wyjeżdżam. – powiedziałem w końcu.

- Co?

- Moje matka wysyła mnie do Kalifornii, do lecznicy.

- Czekaj, czekaj. Po co do lecznicy, co się stało i czego mi nie mówisz. – spuściłem wzrok. Letty złapała mnie za rękę. – Jake możesz mi ufać, przecież wiesz. Powiedz mi co się dzieje. – Wziąłem głęboki wdech.

- Ok. to może zaczniemy od początku. – słabo się uśmiechnąłem, a dziewczyna nie puszczała mojej dłoni. – To najpierw dowiedziałem się, że moja matka ma romans, ze swoim współpracownikiem. – Letty zrobiła duże oczy, ale mi nie przeszkadzała. – Tak wiem chujowo. Przyłapałem ich, jak wróciłem do domu. To dałem jej ultimatum, że musi powiedzieć ojcu, no i tak zrobiła. Ojciec się wkurzył i biorą rozwód, ponieważ okazało się, że to trwa od 3 lat. Potem zacząłem się źle czuć i miałem gorszą formę, więc wywalili mnie z drużyny i okazało się że mam raka, – czułem jak Letty coraz bardziej ściska moja dłoń, aby dać mi otuchy. - więc żeby zapomnieć zacząłem brać i udzielać się w walkach ulicznych. Pamiętam, że wczoraj byłem u Lily i chyba ją pocałowałem, ale nic dalej, nie wiem co się stało nie panowałem nad sobą. Tak czy inaczej matka chce mnie wysłać do tej lecznicy, bo są tam osoby chore i uzależnione, czyli w sumie miejsce idealne dla mnie. – Widziałem, jak Letty powstrzymuje łzy.

-Jesteś dla mnie jak brat. Co ja gadam jesteś moim bratem. Jest mi strasznie przykro słuchać o tym co się stało. – dziewczyna się rozpłakała. – Nie chce się z tobą żegnać. – powiedziała, a ja wstałem i ją przytuliłem.

Wyszliśmy razem z kawiarni i poszliśmy na spacer do parku, w tym czasie nie rozmawialiśmy już o chorobie, ani moich rodzicach. Rozmawialiśmy o nas. Dobrze wiedziałem, że będę musiał jechać. Obiecałem Letty, że nie będę już brał, że się postaram jak najszybciej wrócić. Odprowadziłem ją do domu.

- Zadzwoń jak się dowiesz, co i jak. – powiedziała.

- Zadzwonię. – obiecałem i przytuliłem przyjaciółkę.

Skierowałem się do swojego domu, teraz czas na spotkanie z matką.

*

Wszedłem do domu i zauważyłem moją mamę, która wraz z ojcem siedziała w salonie.

- Jake? – odezwał się kobiecy głos. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do pokoju, gdzie siedzieli moi rodzice. – Gdzie byłeś? Tak się martwiłam. – Jaka ona była sztuczna.

- Daj spokój. Martwiłaś się? Nie bądź śmieszna, chcesz mnie wysłać do Kalifornii, a tam też nie będziesz wiedziała, co się dzieje. A ty? – teraz spojrzałem na ojca, który w ogóle się nie odezwał. – Ty masz to wszystko w nosie, ale wiecie co. Chce jechać, chce się wydostać z tego chorego domu, chce być jak najdalej od was i tak ja dla was już się nie liczę, więc wy dla mnie też. – wstałem i wyszedłem. Skierowałem się do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach, zauważyłem na biurku bilet. Lot był jutro. To jutro, za kilka godzin stracę całe życie. Za kilka godzin, stracę cześć siebie. Wyjąłem walizkę i zacząłem się pakować. Wkładałem wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy z pokoju, aż zauważyłem zdjęcie moje, Lily i Letty. Zostało zrobione jakiś rok temu. Muszę się z nią pożegnać. Wyjąłem telefon i wybrałem numer przyjaciółki, nie odbierała. Cholera Lily. Powtórzyłem czynność i nadal nic. Shit. Jutro nie dam rady się z nią spotkać, wyjąłem kartę i postanowiłem zrobić coś, czego nigdy nie robiłem. Zacząłem pisać list. Musiałem jej wszystko powiedzieć, a to był najlepszy sposób.

 

______________________

Wow chyba pierwszy raz dodaję rozdział tak wcześnie xd

Zmieniłam (dobra pewna osoba mi w tym pomogła xd) wygląd bloga. Jak wam się podoba? Bo mi bardzo ^^ A osoby, które robiły szablon to wielki szacun dla nich ^^

Co do rozdziału... Wiem, że jest strasznie dużo perspektyw i mam nadzieję, że jakoś się w tym nie gubicie. 

Co myślicie o tym co się dzieję? Jake i jego jakby to określić ludzkie problemy..
I Brian, który najwyraźniej coś ukrywa...
Myślicie, że Luke jest zazdrosny? ^^
I Dylan jak dla mnie totalny słodziak <3

Dziękuję bardzo za komentarze, które jak czytam to zawsze mam wielki uśmiech na twarzy :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Hanchesteria