Rozdział 21
(Lily)
Rodzice Jake’a właśnie z nim odjechali, nadal
był nie przytomny, gdy go zabierali. Wytłumaczyłam im, że przyszedł i po prostu
zemdlał. Nic nie mówiąc po prostu odjechali, a ja wiedziałam że będę musiała z
nim porozmawiać. Poszłam do salonu i zauważyłam rzeczy Brian’a. Zamknęłam oczy
i przypomniałam sobie pocałunek, mimo woli się uśmiechnęłam. Lily co się z tobą
dzieję, nic nie czujesz, jasne. Udałam się do łazienki i wzięłam gorący
prysznic. Moje mięśnie się rozluźniły, a ja nadal mogłam myśleć tylko o tym co
się stało. Gdy ubrałam się w krótkie spodenki i bokserkę usłyszałam pukanie do
drzwi. Niechętnie do nich podeszłam i zauważyłam, że na zewnątrz stoi chłopak
ogień. Patrzył mi się w oczy, szybko wszedł do środka trzasnął drzwiami, a ja
się odsunęłam trochę przestraszona. Podszedł do mnie szybkim krokiem.
- Nienawidzę tego. – powiedział. Złapał mnie
z policzek i złączył nasze usta – Nienawidzę tego jak na mnie działasz. –
powiedział przerywając pocałunek.
- Nienawidzę, że coś czuję gdy jesteś blisko.
– wyszeptałam na co chłopak się zaśmiał.
- Co zrobimy z naszą nienawiścią?
- Nie wiem. – powiedziałam i znowu
przybliżyłam się do chłopaka.
- Słyszałem, że z tym najlepiej się przespać.
– i znowu pojawił się ten jego uśmieszek. Popchnęłam chłopaka i pokręciłam
głową.
- Śpisz na kanapie. – powiedziałam i udałam
się do swojej sypialni. Weszłam do łóżka i zamknęłam oczy. Usłyszałam jak ktoś
wchodzi do mojego pokoju i kładzie się po drugiej stronie. Odwróciłam się do
bruneta i spojrzałam na niego.
- Nie będę spał na kanapie. – powiedział, a
ja położyłam głowę na jego ciepłym torsie.
- Dobranoc. – powiedziałam i rozkoszowałam
się muzyką, jaką było bicie jego serca.
- Dobranoc księżniczko. – Brian pocałował
mnie we włosy.
Mogę się do tego przyzwyczaić, do tej
bliskości, do niego.
***
(Brian)
Obudziłem się rano, a na mnie spała Lily.
Popatrzyłem się na nią była taka… inna. Nigdy nie myślałem w ten sposób o
dziewczynie, liczyła się tylko dobra zabawa, nigdy nie budziłem się przy
żadnej. Nigdy tego nie chciałem, póki nie poznałem jej. Co się dzieję. Brian
trzymaj się planu, ona się nie liczy, nie jest ważna. Wstałem po cichu, żeby
nie obudzić brunetki i poszedłem się ubrać. Spojrzałem na telefon miałem chyba
z 20 nieodebranych wiadomości od Luke’a. No cóż jeżeli plan dalej się liczy no
to trzeba być na każde wezwanie. Jeszcze raz spojrzałem na Lily i wyszedłem z
domu zostawiając ją samą.
*
Wszedłem do domu blondyna, zauważyłem, że
stoi w salonie.
- Co tam kochanie, stęskniłeś się? –
powiedziałem i rozłożyłem się na kanapie.
- Gdzie ty kurwa byłeś?
- Jakbyś zapomniał miałem pilnować
przyjaciółki twojej dziewczyny.
- Ale możesz odbierać telefony idioto.
- Spokojnie stało się coś?- chłopak pokazał
mi mapę kraju z zaznaczonymi czerwonymi kropkami i liczbami. – Co to? –
zapytałem patrząc na papier.
- Oznacza ilu naszych zginęło. Zabijają
jednego po drugim a najwięcej tu. – wskazał palcem na mapie.
- Waszyngton? I co z tego?
- Musi to ktoś zbadać. – powiedział
spokojnie.
- No to rozumiem, że jedziesz na wycieczkę,
spokojnie zajmę się dziewczynami. – uśmiechnąłem się.
- Ty jedziesz. – usiadłem, nie podobało mi
się to, jeśli tam nas ścigają, nie chce jechać na pewną śmierć.
- Chyba sobie kpisz, zabiją mnie!
- Jeśli nie pojedziesz to ja Cie zabiję, a
tam przynajmniej masz może jakieś szansę. – powiedział Luke. Pieprzony idiota, gdyby
nie to, że mam udawać posłusznego już dawno by nie żył.
- Niech będzie. – powiedziałem i wyszedłem
trzaskając drzwiami. Nie wiedziałem dokąd idę, ale najwyraźniej moje nogi tak.
*
Szedłem przed siebie myśląc, co mam zrobić.
Muszę wyjechać, niestety, muszę ją zostawić. Przed moimi oczami pokazał się
obraz brunetki przy której się dziś obudziłem. Muszę się z nią pożegnać,
powiedzieć czemu wyjeżdżam.
- Brian. – usłyszałem swoje imię. Odwróciłem
się i zobaczyłem Sean’a.
- Czego chcesz?
- Jak Ci idzie? Wszystko zgodnie z planem? – poszedłem
jego stronę.
- Nie mów mi jaki jest plan, dopiero się dowiedziałem,
że ty go 2 lata temu zmieniłeś.
- Czas się kończy, oni się niecierpliwią. –
mówił dalej, a mój gniew robił się coraz większy.
- Dam radę. – powiedziałem i oddaliłem się.
- Jak nie to biorę Lily. – powiedział, a ja
nie wytrzymałem. Podszedłem do niego.
- Taki jesteś odważny to powiedz mi to prosto
w twarz.!
- Jeśli spieprzysz robotę to zabawię się z
brunetką tak jak 2 lata temu. – strzeliłem mu w twarz, chłopak się wywrócił i
zaczął się śmiać. – Ty popieprzony gnojku. – Sean wyciągnął pistolet i
wycelował we mnie. – No to teraz podejdź! – Wystrzeliłem ogniem w jego stronę,
a on przewidując mój ruch zrobił unik i strzelił. Poczułem ból w lewym
ramieniu, ale nadal stałem w tym samym miejscu. Sean popatrzył się na mnie i
strzelił ponownie tym razem w serce. Ból znowu przeszył moje ciało, ale nadal się
nie poruszyłem.
- Jesteś idiotą – powiedziałem śmiejąc się.
Chłopak zrobił wielkie oczy.
- Ale jak ty to?
- Ty naprawdę nie wiedziałeś? Kiedy
strzeliłeś i kula dostała się do mojego ciała zdążyła się stopić zaraz po
dotknięciu mnie i mogę zginąć, ale nie w tak idiotyczny sposób, a teraz ja
sprawdzę co ty potrafisz wytrzymać. - Przywołałem ogień i rzuciłem w mężczyznę,
który zaczął się palić. Krzyczał w niebogłosy, ale było tak późno, z nikt go
nie słyszał. W końcu hałas ustał, a martwe ciało Sean’a postanowiłem doszczętnie
spalić.
***
(Letty)
Obudziłam się. Byłam w swoim łóżku, sama. Rozejrzałam
się po pokoju i zauważyłam leżącą na poduszce kartkę.
Droga Letty.
Wczoraj jak u Ciebie byłem i wszystko mi wyjaśniałaś zasnęłaś. Zaniosłem
Cię do łóżka i wyszedłem. Dziękuję, że wszystko mi wyjaśniłaś. Mam nadzieję, że
miałaś dobrą noc.
Twój Dylan
Na widok listu uśmiechnęłam się. Kochany
Dylan.
Przypomniałam sobie o tym co się wczoraj
wydarzyło. On ma teraz moc i jest w
niebezpieczeństwie, przyjdą po niego. Na pewno to zrobią. Muszę mu pomóc. Muszę
zrobić wszystko, żeby był bezpieczny. Zależy mi na nim i nie mogę go stracić.
Wpadłam na pewien pomysł, aby pomóc Stiles’owi.
DO LUKE: Musimy porozmawiać, mam pewną
sprawę.
Wysłałam sms’a i czekałam na odpowiedź. W tym
czasie poszłam wziąć prysznic. Ubrałam się w czarne spodnie luźną białą koszule
i zrobiłam delikatny makijaż. Kiedy wyszłam z łazienki ktoś chwycił mnie za
nadgarstki i przyłożył mi zimny metal do szyi. Moje tętno przyspieszyło.
Zamknęłam oczy i starałam się uwolnić w sobie gniew. Nic się nie działo, czułam
jak napastnik przybliża twarz do mojego ucha. Czułam jego oddech.
- Martwa – szepnął i już wiedziałam kto to
był. Wtedy poczułam złość, którą szybko uwolniłam. – Aaaa! – odwróciłam się do
Luke’a, który wił się po podłodze. – Ok., ok. możesz już przestać. – Szybko
zamknęłam oczami, a blondyn się podniósł gdy nie był już pod działaniem moich
mocy. – Nieźle, idzie coraz lepiej.
- Jesteś idiotą, wiesz jak się wystraszyłam.
- Strach Cię obezwładnia i nad tym musimy
popracować, bo musisz swój strach przeradzać w gniew, aby go wykorzystać.
- Ok. mądralo. – powiedziałam i usiadłam na
łóżku.
- O czym chciałaś porozmawiać? – powiedział
nagle Luke
- Usiądź – powiedziałam.
- Tak nie zaczynają się przyjemne rozmowy. –
zażartował i zajął miejsce obok mnie. – Co się stało?
- Dylan… - Luke przewrócił oczami, ale
udawałam, że tego nie widzę. – On ma
moc.
- Co?!
- Wczoraj się dowiedział że panuję nad wodą, więc
mu wszystko powiedziałam. Wiesz o legendzie o TOBIE
- Co zrobiłaś!
- A co miałam mu zrobić. Jemu też grozi
niebezpieczeństwo i właśnie o to mi chodzi, on dopiero teraz odkrył swoją moc,
więc nie wie jak dokładnie nad nią panować i chciałam Cie prosić, żebyś go
uczył.
- Co mam robić?
- Ucz go tak jak mnie.
- Nie mogłaś poprosić Brian’a – oburzył się
chłopak.
- Przecież wiesz, że jest niebezpieczny.
- Nie dbam o bezpieczeństwo twojego chłopaka.
– powiedział i wstał z łóżka.
- Luke. Proszę. – powiedziałam i zrobiłam
minę szczeniaczka
- Nie jestem na każda twoją prośbę Letty.
- Jako mój przyjaciel. Zrobisz to dla mnie? –
chłopak chodził po pokoju.- Proszę, proszę, proszę.
- Już
ok.
- Dziękuję ! – rzuciłam mu się na szyję.
Chłopak objął mnie w tali. – Przepraszam. – powiedziałam i oddaliłam się od
niego na odległość metra.
- Nie ma sprawy. – powiedział. – To ja już
pójdę. – pokiwałam głową, a blondyn znikł w tym samym czasie. No to teraz musze
jeszcze tylko przekazać dobre wieści Dylan’owi.
***
(Brian)
Zdecydowałem, że muszę jej powiedzieć, musze
powiedzieć Lily, że zniknę na parę dni. Szedłem ulicą zastanawiając się co ja
właściwie robię, przecież nie musze się jej tłumaczyć, nie muszę jej mówić, że
wyjeżdżam. Ona nie jest nikim ważnym jest tylko pionkiem. Miałem się do niej
zbliżyć, aby zbliżyć się do Letty i ją zabić, żeby spełnić swoją misję, żeby
oni w końcu dali mi spokój, żeby to się skończyło, ale chyba się pogubiłem w
tym. Pogubiłem się we własnych uczuciach. Pogubiłem się we własnym sercu.
Stałem przed jej domem zastanawiając się, czy wejść. Nie to głupi pomysł. To
beznadziejny pomysł, ona nawet tego nie zauważy. Nie będzie jej to interesować.
Odwróciłem się i odszedłem.
***
(Letty)
Siedzieliśmy z Dylanem w parku. Był piękny
dzień. Czułam się szczęśliwa, pierwszy raz od paru dni czułam się szczęśliwa.
Patrzyłam jak latają ptaki. Gdy nagle poczułam jak Dylan łapie mnie za brodę i
przesuwa do siebie poczym złącza nasze wargi. Po moim ciele przeszło przyjemne
ciepło. Zamknęłam oczy i przybliżyłam się do chłopaka siadając mu na kolana.
- Jesteś śliczna. – powiedział a ja nie
mogłam przestać się uśmiechać.
- Tobie też nic nie brakuję. – powiedziałam,
na co chłopak się zaśmiał.
-Letty?
- Tak. – odpowiedziałam.
- Tak się zastanawiam, czy ty i Luke, czy
wy…? – zbliżyłam się do chłopaka i go pocałowałam. Wlałam wszelkie moje uczucia
do niego w ten pocałunek. Dylan objął mnie w tali, a ja wplątałam palce w jego
włosy. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a moje serce zaczęło bić jak
szalone. Chciałam tego, chciałam jego. Chciałam być tak blisko na ile to możliwe.
Chciałam żeby wszystko co czuję mną zawładnęło, pochłonęło bez reszty. Zabrało
mnie daleko od tego co się dzieję.
- Czy taka odpowiedź wystarczy? – zapytałam.
- Była trochę niezrozumiała, chyba powinnaś
mi to przekazać jeszcze raz. – zaśmiałam się i znowu pocałowałam chłopaka. Czułam,
że moje życie nabiera koloru, czułam że w ogóle żyje.
Gdy w końcu udało mi się oddalić od chłopaka
znowu spokojnie usiadłam i wtuliłam się w jego tors. Dylan palcem gładził moje
ramię.
- Skarbie? – na to słowo się uśmiechnęłam.
Było w nim tyle uczucia, troski, czułości.
- Tak?
- Czy myślisz, że on żyje? – usiadłam prosto
i spojrzałam się na chłopaka, widziałam smutek w jego oczach. Dobrze wiedziała,
że mówi o Kai’u.
- Nie wiem. – pochyliłam głowę.
- Heej nie chciałem, żebyś się zasmucić. –
powiedział i mnie przytulił.
- Nie o to chodzi. Jesteś w
niebezpieczeństwie i to przeze mnie.
- Nic nie jest przez Ciebie. – spojrzałam mu
się w te miodowe oczy. – Jeśli bycie obok Ciebie oznacza bycie w
niebezpieczeństwie to jestem w stanie podjąć to ryzyko. Uśmiechnęłam się
delikatnie i przytuliłam.
- Jesteś wszystkim czego potrzebuje. –
powiedziałam cicho.
*
Staliśmy przed drzwiami do mojego domu.
Zaczynało robić się już ciemno.
- Pamiętaj, że jutro masz trening z Luke’iem.
– powiedziałam.
- Muszę? Umiem się obronić.
- Musisz. – powiedziałam i podeszłam do
chłopaka.
- Tylko dlatego, żeby móc lepiej chronić
Ciebie. – uśmiechnęłam się na te słowa.
- Mi pasuję. – powiedziałam stanęłam na
palcach, żeby móc pocałować chłopaka. – Dobranoc. – powiedziałam i odwróciłam
się.
- A ty dokąd? – chłopak chwycił mnie za
nadgarstek i złączył nasze usta, cofnęliśmy się tak, że dotykałam plecami
drzwi. Po moim ciele znowu przeszedł dreszcz. Dylan się cofnął powoli. –
Dobranoc skarbie. – powiedział i odszedł.
Weszłam do domu i oparłam się o drzwi. Nie
mogła powstrzymać uśmiechu.
***
(Jake)
Obudziłem się rano, we własnym łóżku. Mało
pamiętam z wczoraj, może nic. Głowa pękała mi, ale w sumie to dobrze, skupiałem
się na bólu, a nie na niczym innym. Nagle do środka wparowała moja matka i
odsłoniła żaluzje.
- Kurwa, co ty robisz?
- O to samo mogłabym zapytać Ciebie! – zaczęła
krzyczeć, a ja myślałem, że moja głowa zaraz mi eksploduje. Usiadła na łóżku. -
Synku, wiem, że jesteś chory, wiem, ale
dasz radę. – Złapała mnie za rękę. – Martwię się. – wzięła głęboki wdech. –
Dlatego wysyłam cię do Kalifornii tam jest taki ośrodek, gdzie są osoby
uzależnione od narkotyków, ale i nie tylko.
- Co?! – podniosłem się. – Gdzie mnie
wysyłasz.?
- Spokojnie.
- Chyba kpisz. Wysyłasz mnie z dala od domu,
przyjaciół, żebyś mogła swojego kochanka zaprosić.
- Jake!
- Daj mi spokój. – wyszedłem z domu.
Nie, nie, nie. To się nie dzieje. Nie może.
Wyciągnąłem telefon.
- Halo?
- Potrzebuję Cię. – powiedziałem.
- Tam gdzie zwykle za 5 minut. – rozłączyłem się
i poszedłem w swoja stronę.
***
(Lily)
Cały dzień nie widziałam Brian’a. Co się z
nim stało? Zaczynałam się martwić. Tylko dlaczego? Przecież mi nie zależy.
Wzięłam telefon i wybrałam numer szatyna. Nikt nie odpowiadał. Gdzie ty jesteś?
Ok., jak nie tak to spróbuję inaczej. Wsiadłam w samochód i pojechałam do domu
Luke’a.
-Lily? – przywitał mnie blondyn zaskoczony
moim widokiem. – Co ty tu robisz?
- Szukam Brian’a. Gdzie on jest? – Luke
spojrzał na mnie poważnie.
- Chodź. – powiedział i zaprosił do środka.
Usiadłam na wygodnej kanapie w salonie, a chłopak zajął miejsce na fotelu. –
Czemu go szukasz?
- Nie widziałam go cały dzień i… - w tym
momencie zamknęłam się. Nie chciałam przyznać że się martwię.
- martwisz się. – powiedział Luke, a ja na
niego spojrzałam skąd on to wie. Pokiwałam tylko głową. Blondyn się uśmiechnął
- Z czego się cieszysz?
- Nie pomyślałbym, że ktoś taki jak ty może
polubić jego.
- Ja go wcale… - chciałam zaprzeczyć
- Zmieniasz go. – spojrzałam w niebieskie
oczy chłopaka. – i to widać. On też w pewnym stopniu wpływa na Ciebie.
Dopełniacie się i na każdą zmiankę o nim jesteś bardziej promienna. – chłopak
uśmiechnął się do mnie.
- Myślałam, że masz go za kompletnego idiotę,
że go nienawidzisz.
- Mam go za idiotę. – chłopak znowu się
zaśmiał. – ale jest lepszy gdy ma Cię obok, każdy zasługuje na kolejną szansę,
każdy popełnia błędy.
- Nawet ty? – zapytałam, na co chłopak od
razu posmutniał, jakby sobie o czymś przypomniał.
-Nawet ja. – powiedział i wstał. – Jedź już.
– spojrzałam na niego pytająco. – Jedź na lotnisko on leci do Waszyngtonu, bo
go o to poprosiłem.
- Co? Jak to? Po co?
- Ma coś sprawdzić, jedź za 2 godziny ma
lot. – Szybko wstałam z miejsca i
poszłam do drzwi. Spojrzałam na Luke’a, który nadal stał w tym samym miejscu,
popędziłam w jego stronę i się do niego przytuliłam.
- Dziękuję. – wyszeptałam i odeszłam, zanim
wyszłam za drzwi odwróciłam się jeszcze raz. – ty też zasługujesz na drugą
szanse, nie ważne co zrobiłeś. – powiedziałam i szybko wyszłam za drzwi. Kiedy
byłam już przy samochodzie zauważyłam Calum’a, który szedł do domu. – Calum. –
powiedziałam w jego kierunku, a nasze wzroki się skrzyżowały. Wtedy poczułam
jak bardzo za nim tęsknie. Był częścią mnie, w pewnym sensie był mną. Nie
mogłam żyć bez niego, bez naszych rozmów, bez jego uśmiechu. Chłopak podszedł
do mnie. Wzięłam głęboki wdech, do moich
oczu podpłynęły łzy. – Prze…. – W tamtym momencie chłopak zamknął mnie w mocnym
uścisku, w którym było tyle uczuć. Żalu, zrozumienia, smutku, miłości.
- Rozumiem, ja też. – powiedział i nadal nie
wypuszczał z objęć. Staliśmy tak i przytulaliśmy dobrą minutę.
- Strasznie chciałabym zostać, ale musze iść.
– powiedziałam na co brunet pokiwał tylko głową. Wsiadłam do samochodu i odjechałam,
przecież musiałam jeszcze pogadać z pewnym idiotą.
*
Dojechałam do domu i spakowałam
najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Nie pojedzie tam sam, nie ma mowy, że go
puszcze. Po rozmowie z Luke’iem w końcu to do mnie dotarło. Martwiłam się,
naprawdę martwiłam się od Brian’a. Napisałam kartkę dla taty, że musiałam
pojechać i żeby się nie martwili i wyszłam z domu. Do lotu zastało mi jakieś 40
minut. Szybko odpaliłam samochód i ruszyłam na lotnisko. Nie mogę się spóźnić,
nie mogę. Gdy byłam prawie przy lotnisku, akurat był korek. Cholera! Czemu akurat
teraz, czemu ja? 15 minut, miałam tylko 15 cholernych minut. Wiele nie myśląc
wjechałam na pobocze, wzięłam walizkę i popędziłam do widocznego już budynku. Wpadłam
do środka i do moich uszu dobiegł dźwięk.
- SAMOLOT DO WASZYNGTONU MA OPÓŹNIENIE.
PASAŻRÓW PROSIMY O CIERPLIWOŚĆ, JEŚLI WSZSTKO ZOSTANIE NAPRAWIONE ROZPOCZNEIMY
ODPRAWĘ. PRZEPRASZAMY. – Tak nareszcie jakieś dobre wieści.
- Witam. – przywitałam się. – Chciałam się
zapytać, czy mogę jeszcze kupić bilety na ten lot do Waszyngtonu. – kobieta
spojrzała się na mnie, była niską brunetką.
- Ma pani szczęście, zostały jeszcze bilety.
– miałam ochotę ją przytulić. Szybko wyciągnęłam pieniądze i kupiłam bilet.
Teraz tylko znaleźć pewnego idiotę. Odeszłam od stanowiska i rozejrzałam się
dookoła. Na szczęście nie było, aż tyle ludzi. Rozglądałam się, aż zauważyłam
szatyna, który stał przy oknie.
- Brian! – krzyknęłam, a chłopak się obrócił
w moim kierunku. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wiele nie myśląc popędziłam
w jego kierunku i rzuciłam mu się w ramiona. Chłopak złapał mnie i zakołował
wokół osi kilka razy. Nasze usta szybko się odnalazły i połączyły. Po moim
ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
- Jak mogłeś się nie pożegnać? – zapytałam,
gdy w końcu się od niego oddaliłam.
- Jak bym się pożegnał, nie byłoby Cię tu
teraz. – powiedział i uniósł brwi.
- Nie byłoby mnie tu i nie leciałabym z tobą.
– dodałam i pomachałam mu biletem przed oczami.
- Co? – zapytał.
- No lecę z tobą. – powiedziałam i oddaliłam
się trochę.
- Nie możesz. To zbyt niebezpieczne.
- To tym bardziej lecę. Nie pójdziesz sam.
- Lily, jeśli coś Ci się stanie. – mówił
dalej, a ja zbliżyłam się do niego i złapałam z policzek.
- Jeśli coś mi się stanie to będziesz przy
mnie. Przy tobie jestem bezpieczna. – znowu dotkałam jego warg swoimi. – Nie zostawię
Cię. Jasne? – spojrzałam na niego. Widziałam jak mięknie, więc się
uśmiechnęłam.
- Jak to robisz? – wyszeptał mi do ucha. Spojrzałam
na niego pytająco. – Jakim cudem, umiesz tak na mnie wpływać.
- Takim samym, jakim TY doprowadzasz mnie do
szaleństwa. – powiedziałam i wtuliłam się w chłopaka. Siedzieliśmy na ławce
czekając na lot.
*
W końcu byliśmy na pokładzie. Usiedliśmy obok
siebie.
- Proszę zapiąć pasy, wyłączyć telefony i
przygotować się do lotu. – posłuszne zrobiłam to, o co prosiła stewardessa.
Silniki się włączyły, a mi serce podskoczyło do gardła. Nie lubiłam latać,
bałam się. Brian widząc jak szybko oddycham złapał mnie za rękę.
- Nic się nie stanie. – powiedział spokojnie.
– Jestem obok, a ty jesteś bezpieczna. – popatrzyłam w jego brązowe oczy, które
sprawiły, że poczułam się lepiej. Mocniej przytrzymałam jego rękę czasie startowania.
***
(Jake)
Szedłem w umówione miejsce. Musiałem z nią
porozmawiać. Musiałem z kimkolwiek porozmawiać, a ona jest moją przyjaciółką,
przynajmniej była. Byłem zły, jak ona może chcieć mnie tam wysłać? Jak moja
własna matka, chce się mnie pozbyć? A no tak pewnie chce zaprosić swojego
kochanka, przecież to ona zdradziła ojca. To ona go oszukiwała, a kiedy się
mnie pozbędzie, będzie mogła zacząć nowe życie. Nie wybaczę jej tego. Ona chce
zniszczyć moje życie, chce zniszczyć mnie. Wszedłem do kawiarni i zauważyłem, że
szatynka już siedzi na swoim miejscu. Podszedłem do niej.
- Jake. – przywitała mnie, a jej uśmiech na
twarzy szybko zbladł, gdy zauważyła mój stan. – Co się stało? – zapytała
szybko.
- Letty skąd ta pewność, że coś się stało? – udawałem
i zająłem miejsce naprzeciwko.
- Nie znam Cię od dziś. – powiedziała, a ja
się uśmiechnąłem. Przypomniały mi się te wszystkie chwile z dziewczyną, którą
znam od dziecka. Była dla mnie jak siostra, której nie miałem.
- Wyjeżdżam. – powiedziałem w końcu.
- Co?
- Moje matka wysyła mnie do Kalifornii, do
lecznicy.
- Czekaj, czekaj. Po co do lecznicy, co się
stało i czego mi nie mówisz. – spuściłem wzrok. Letty złapała mnie za rękę. –
Jake możesz mi ufać, przecież wiesz. Powiedz mi co się dzieje. – Wziąłem
głęboki wdech.
- Ok. to może zaczniemy od początku. – słabo
się uśmiechnąłem, a dziewczyna nie puszczała mojej dłoni. – To najpierw
dowiedziałem się, że moja matka ma romans, ze swoim współpracownikiem. – Letty
zrobiła duże oczy, ale mi nie przeszkadzała. – Tak wiem chujowo. Przyłapałem
ich, jak wróciłem do domu. To dałem jej ultimatum, że musi powiedzieć ojcu, no
i tak zrobiła. Ojciec się wkurzył i biorą rozwód, ponieważ okazało się, że to
trwa od 3 lat. Potem zacząłem się źle czuć i miałem gorszą formę, więc wywalili
mnie z drużyny i okazało się że mam raka, – czułem jak Letty coraz bardziej
ściska moja dłoń, aby dać mi otuchy. - więc żeby zapomnieć zacząłem brać i
udzielać się w walkach ulicznych. Pamiętam, że wczoraj byłem u Lily i chyba ją
pocałowałem, ale nic dalej, nie wiem co się stało nie panowałem nad sobą. Tak
czy inaczej matka chce mnie wysłać do tej lecznicy, bo są tam osoby chore i
uzależnione, czyli w sumie miejsce idealne dla mnie. – Widziałem, jak Letty
powstrzymuje łzy.
-Jesteś dla mnie jak brat. Co ja gadam jesteś
moim bratem. Jest mi strasznie przykro słuchać o tym co się stało. – dziewczyna
się rozpłakała. – Nie chce się z tobą żegnać. – powiedziała, a ja wstałem i ją
przytuliłem.
Wyszliśmy razem z kawiarni i poszliśmy na
spacer do parku, w tym czasie nie rozmawialiśmy już o chorobie, ani moich
rodzicach. Rozmawialiśmy o nas. Dobrze wiedziałem, że będę musiał jechać.
Obiecałem Letty, że nie będę już brał, że się postaram jak najszybciej wrócić.
Odprowadziłem ją do domu.
- Zadzwoń jak się dowiesz, co i jak. –
powiedziała.
- Zadzwonię. – obiecałem i przytuliłem
przyjaciółkę.
Skierowałem się do swojego domu, teraz czas
na spotkanie z matką.
*
Wszedłem do domu i zauważyłem moją mamę, która
wraz z ojcem siedziała w salonie.
- Jake? – odezwał się kobiecy głos. Wziąłem
głęboki wdech i wszedłem do pokoju, gdzie siedzieli moi rodzice. – Gdzie byłeś?
Tak się martwiłam. – Jaka ona była sztuczna.
- Daj spokój. Martwiłaś się? Nie bądź
śmieszna, chcesz mnie wysłać do Kalifornii, a tam też nie będziesz wiedziała,
co się dzieje. A ty? – teraz spojrzałem na ojca, który w ogóle się nie odezwał.
– Ty masz to wszystko w nosie, ale wiecie co. Chce jechać, chce się wydostać z
tego chorego domu, chce być jak najdalej od was i tak ja dla was już się nie
liczę, więc wy dla mnie też. – wstałem i wyszedłem. Skierowałem się do swojego
pokoju. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach, zauważyłem na biurku
bilet. Lot był jutro. To jutro, za kilka godzin stracę całe życie. Za kilka
godzin, stracę cześć siebie. Wyjąłem walizkę i zacząłem się pakować. Wkładałem
wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy z pokoju, aż zauważyłem zdjęcie moje, Lily i
Letty. Zostało zrobione jakiś rok temu. Muszę się z nią pożegnać. Wyjąłem
telefon i wybrałem numer przyjaciółki, nie odbierała. Cholera Lily. Powtórzyłem
czynność i nadal nic. Shit. Jutro nie dam rady się z nią spotkać, wyjąłem kartę
i postanowiłem zrobić coś, czego nigdy nie robiłem. Zacząłem pisać list.
Musiałem jej wszystko powiedzieć, a to był najlepszy sposób.
______________________
Wow chyba pierwszy raz dodaję rozdział tak wcześnie xd
Zmieniłam (dobra pewna osoba mi w tym pomogła xd) wygląd bloga. Jak wam się podoba? Bo mi bardzo ^^ A osoby, które robiły szablon to wielki szacun dla nich ^^
Co do rozdziału... Wiem, że jest strasznie dużo perspektyw i mam nadzieję, że jakoś się w tym nie gubicie.
Co myślicie o tym co się dzieję? Jake i jego jakby to określić ludzkie problemy..
I Brian, który najwyraźniej coś ukrywa...
Myślicie, że Luke jest zazdrosny? ^^
I Dylan jak dla mnie totalny słodziak <3
Dziękuję bardzo za komentarze, które jak czytam to zawsze mam wielki uśmiech na twarzy :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz