sobota, 17 października 2015

Rozdział 8

Obudziłam się koło 13.00. Lily wciąż niewinnie spała obok mnie. Wiele przeszła ostatniego wieczoru, więc cieszyłam się, że dalej odpoczywa. Naprawdę miałam ochotę zabić chłopaka, który wczoraj się do niej dobierał. Jakim psycholem trzeba być? Byłam naprawdę wdzięczna Kai'owi za to, co dla niej zrobił.
Po ciuchu wyszłam z pokoju, żeby nie obudzić przyjaciółki. Poszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać jakiś pierwszy posiłek. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Powoli podeszłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę. Zauważyłam znanego mi bruneta.
- Calum? Co tu robisz? – zapytałam i wpuściłam chłopaka do środka.
- Co z nią? Lepiej się czuję? Śpi? – zadawał pytania jedno, za drugim.
- Hej, hej, spokojnie. Śpi, myślę, że jest lepiej. – uspokoiłam chłopaka, który jak widać bardzo zżył się z Lily. – Może chcesz herbaty? – zaproponowałam.
- Jasne. Dzięki. – chłopak podszedł do stołu i usiadł. Szybko wstawiłam wodę i kontynuowałam przygotowywanie śniadania.
- Pięknie pachnie. – skomentował chłopak. – Co to? – zapytał.
- Naleśniki z syropem klonowym- podałam mu talerz. – Smacznego. – dodałam uśmiechając się.
- Dzięki. – powiedział i zabrał się do jedzenia. – Jeny Letty jesteś moją królową, jeśli chodzi o naleśniki. – zaśmiał się chłopak. Na co i ja się uśmiechnęłam.
Siedziałam i rozmawiałam z Calumem jakieś pół godziny. Dowiedziałam się, że chłopak kocha muzykę, że jego rodzice zostali w Australii, że mieszka z Luke'iem. Spędziłam z nim naprawdę miło czas.
- Może pójdę sprawdzić co u Lily. – powiedziałam powoli wstając z miejsca.
- A mógłbym ja? – zapytał chłopak.
- Jasne. Jest w ostatnich drzwiach po lewej. – powiedziałam uśmiechając się.
Calum poszedł schodami na górę w kierunku mojego pokoju.
***
(Calum)
Poszedłem w wyznaczone miejsce przez Letty. Powoli otworzyłem drzwi zaglądając do środka. Brunetka spała równomiernie oddychając. Była taka niewinna, bezbronna. Patrząc na nią widziałem dziewczyna, która wiele wycierpiała w życiu i nie chodziło mi tylko o wczorajszą noc. Nie wiem czemu, ale wiedziałem, że jej życie nie było kolorowe.
- Nie gap się tak. – usłyszałem delikatny głos dziewczyny. Nadal miała zamknięte oczy. Skąd wiedziała, że tu jestem?
- Przepraszam. – powiedziałem po cichu. Usiadłam na łóżku patrząc na dziewczynę.
- Naprawdę przestań się tak patrzyć. – Lily schowała głowę pod kołdrę.
- Przepraszam. – powtórzyłem.
- Nie masz za co i przestań to powtarzać. – Udawała silną. Może naprawdę taka była?
- Jak się czujesz? – zapytałem w końcu.
- Oprócz tego, że mam lekkiego kaca to myślę, że jest ok. – powiedział i wytknęła głowę zza kołdry. Nie musisz udawać, że nic się nie stało, pomyślałem. Oczywiście nie powiem jej tego. Nie potrzebowała przypomnienia tego, co się stało.
- W takim razie przyniosę Ci aspirynę i wodę. – dodałem i delikatni ucałowałem ją w czoło.
Wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni.
***
(Lily)
Nie chciało mi się wstawać, naprawdę bolała mnie głowa. Oczywiście też pamiętam, co się działo zeszłej nocy, ale przeżyłam gorsze rzeczy. Cieszę się, że przyszedł Calum, jest naprawdę wspaniałym przyjacielem. Niechętnie zeszłam z łóżka i poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Wzięłam szybki, zimny prysznic i zeszłam na dół. Calum wciąż szukał tabletki, bo Letty wyszła na chwilę do sklepu. Podeszłam do chłopaka i się w niego wtuliłam. Potrzebowałam tego. Pragnęłam ciepła, bezpieczeństwa. Zawsze staram się być twarda, nie pokazywać, co tak naprawdę czuję, ale przy Calumie było inaczej. Czułam jakby wszystko o mnie wiedział, jakby wiedział, że jestem słaba, więc nie potrzebowałam tego ukrywać. Chłopak schował mnie w swoich ramionach, a ja napawałam się jego zapachem, bliskością, spokojnym biciem serca. Chciałam płakać, pierwszy raz od dawana, chciałam naprawdę płakać, pokazać światu jak bardzo czasem cierpię, że nie zawsze jestem silna, ale nie mogę. Pewnego dnia przyrzekłam sobie, że nie będę taka, że nie będę słaba. Gdy zamknęłam oczy wdziałam wszystko. Wszystko wróciło, cała moja przeszłość.
*
Byłam w domu. Swoim prawdziwym domu. Był wieczór przed Bożym Narodzeniem. Razem z mamą krzątałyśmy się w kuchni. Nagle usłyszeliśmy krzyki. Do domu wpadło trzech mężczyzn w czarnych kominiarkach. W ręku trzymali pistolety. Nie wiedziałam co się dzieję. Mama złapała mnie i pociągnęła na ziemię.
- Kochanie posłuchaj musisz uciekać. - zaczęła szeptać. – Musisz uciekać i to już, nie daj się złapać. – nie rozumiałam co się dzieję, ale posłuchałam ją i jak najszybciej podeszłam do tylnich drzwi, gdy już je otworzyłam na zewnątrz stała kolejna postać. Mężczyzna złapał mnie tak mocno za ramię, że myślałam, że mi je zaraz wyrwie. Zaczęłam krzyczeć z bólu.
- Zamknij się szmato! – wykrzyczał mężczyzna, a ja starałam się wykonać jego polecenie.
Zaczął mnie prowadzić do salonu. W pomieszczeniu był już mój ojciec i mama.
- Co się dziej? – zapytałam przez łzy. Jednak nikt mi nie odpowiedział. Bałam się, naprawdę się bałam.
- No dobra. – powiedział najwyższy mężczyzna. – Gdzie jest ta cholerna forsa i towar? – zapytał celując mojemu ojcu w głowę. Ten jednak się nie odzywał. Mężczyzna nie należał do cierpliwych i zaczął krzyczeć. – Mów! Albo postrzelę twoją kochaną żonę – wycelował w moją mamę. – Chyba, że najpierw się z nią zabawię, albo z obiema. – dodał i spojrzał się na mnie.
- Nie mam towaru. – powiedział mój tata. Mężczyzna, który trzymał broń wycelował w jego nogę. Krzyknęłam.
- Cicho! – powiedział do mnie - albo dostanie jeszcze raz.
Umilkłam, nie patrzyłam w stronę rodzica, nie chciałam widzieć krwi.
- Zapytam jeszcze raz gdzie towar?
- Nie mam. – Kolejny strzał.
- Gdzie!
Ojciec nie mogąc nic powiedzieć z bólu pokręcił tylko głową. Mężczyzna w kominiarce kiwnął głową w stronę kolejnego.
- Zajmij się jego żoną. – Włamywacz podniósł moją matkę i zabrał do oddzielnego pokoju. Po chwili było słychać tylko krzyk, dobrze wiedziałam co się dzieje i co to znaczy.
Rabuś, który cały czas wymachiwał bronią śmiał się, po prostu się śmiał. Po około 30 minutach krzyki się skończyły, a mężczyzna wrócił ciągnąc moją mamę za włosy. Nie ruszała się, była cała we krwi. Odwróciłam wzrok.
- O nie. Będziesz patrzyć i nawet nie piśniesz.. – powiedział jeden z mężczyzn i przytrzymał moją twarz. Po czym strzelił w głowę mojej rodzicielce. Zaczęłam płakać, ale nie wydałam żadnego dźwięku. Jeden z nich musiał mnie przytrzymać, bo upadałabym na kolana. Mój ojciec nawet nie drgnął.
- Zapytam jeszcze raz. Gdzie jest?
- Nie mam – powiedział płacząc.
- Jej kolej. – skierował wzrok na mnie.
Mężczyzna, który cały czas mnie trzymał zabrał do tego samego pokoju, w którym była moja mama. Rozebrał mnie i gwałtownie we mnie wszedł. Nie próbowałam się wyrywać, wiedziałam, ze to nie ma sensu. Chciałam być martwa, chciałam nie czuć, nie pamiętać. Niestety to trwało, czułam. Nie krzyczałam, chodź we wnętrz tego pragnęłam, nie chciałam dać tej satysfakcji. Tylko tyle mi zostało.
Gdy w końcu się to skończyło, mężczyzna wziął i zaczął ciągnąc za sobą, abym znowu musiała stanąć przed bydlakiem, który to zlecił. Popatrzył się na mnie, a w jego oczach widziałam podniecenie. Ciągle patrząc się w moją stronę strzelił w klatkę piersiową mojego ojca i wyszedł.
Szybko popędziłam po telefon i zadzwoniłam po karetkę.
- Będzie dobrze. – mówiłam, chodź sama w to nie wierzyłam. Trzymałam ojca za rękę, byłam przy nim, kiedy umarł, bo wykrwawił się na śmierć. Potem zobaczyłam światła karetki, a resztę pamiętam jak przez mglę.
*
Stałam na moście, chciałam tego, chciałam skoczyć i to zakończyć. Skończyć ten wstyd, smutek, samotność. Minął tydzień od śmierci moich rodziców. Trafiłam do domu dziecka, cholernego domu dziecka. Popatrzyłam się na swoje dłonie, na których wciąż miałam siniaki, zamknęłam oczy i widziałam to, pamiętałam jak mnie gwałcił. Wzrok mojego ojca, matki kiedy zostali zamordowani, a teraz jestem tu. Stoję na skraju mostu i chcę, pragnę skoczyć. Zostać pochłonięta przez zimny ocean. Zasnąć, na wieczność. To nie pierwszy raz kiedy staram się zabić, niestety poprzednim razem, kiedy połknęłam jakieś proszki znaleźli mnie i uratowali. Zrobiłam krok na przód, jeszcze jeden, jeszcze jeden i to będzie koniec. Dołączę do rodziny. Skończę to. No dalej tchórzu, zrób to. Przeczesałam włosy i poczułam, że jeden. kosmyk jest dużo krótszy, to był ten, który obciął mi ten bydlak nożem, po tym co mi zrobił. „To będzie taka pamiątką" usłyszałam ten głos.
- Co ty robisz? – usłyszałam za sobą jakiś głos. Należał do chłopak, który był w moi wieku. Miał brązowe dłuższe brązowe włosy i brązowe oczy.
- A jak Ci się wydaję? – zapałam.
- Nie możesz tego zrobić.
- Niby czemu? – zaczęłam płakać. – Nic nie wiesz. To moje życie, mogę podjąć decyzje.
- Ok. spokojnie. Może opowiesz co się stało.
- A wyglądam kurwa jakbym chciała to zrobić?
Chłopak się przybliżył, więc zrobiłam krok w stronę krawędzi.
- Spokojnie, nic się nie dzieje, zejdź porozmawiamy. – mówił powoli, a po moich policzkach łzy spływały jeszcze bardziej.
- Nie podchodź, bo skoczę.
Chłopak również stanął na przepaści.
- Co robisz? – zapytałam.
- Jak skoczysz to ja też. – powiedział i widać, że nie żartował.
- Przestań.
- To zejdź.
Chciałam umrzeć, ale nie chciałam brać na dno ze sobą innych. Wycofałam się i zeszłam, to samo zrobił chłopak.
- Caleb. – przedstawił się.
- Lily.
Tak właśnie zaczęła się przyjaźń. Chłopak pomógł mi, bardziej nie wszyscy terapeuci.
*
Siedziałam przy łóżku Caleba, którego stan się pogarszał, rak nie ustępował. Chłopak był coraz słabszy. Wiedziałam, że to koniec, że nie ma szczęśliwego zakończenia dla niego.
- Lily musisz mi obiecać, ze będziesz silna, już zawsze, że nie zrobisz nic głupiego... – zaczęłam płakać. – że nie będziesz płakać powiedział. – powiedział i otarł moje łzy.
Miałam tylko jego, był moim bliskim, nie mogłam go stracić. Nie mogłam.
-Obiecaj. – powtórzył
- Obiecuję –złapałam go za rękę i nie odchodziłam. Nie odchodziłam dopóki nie zmarł.
*
Zostałam przyjęta do rodziny zastępczej. Lubiłam tych ludzi, nawet bardzo. Mieli oni starszego ode mnie syna Andrew. Pewnego wieczór brałam prysznic, a do łazienki wszedł Andrew. Szybko przykryłam się ręcznikiem. Patrzył się na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Podszedł bliżej.
- Możemy się zabawić. – powiedział. Szybko wzięłam zamach i uderzyłam chłopaka w kroczę i uciekłam z łazienki.
Tydzień po tej sytuacji oskarżono mnie, że to ja zachęcałam chłopaka i wyrzucono mnie z domu. Znowu trafiłam do domu dziecka i byłam tam do mojej osiemnastki, czyli trzy lata, a potem zostałam zaadoptowana przez obecną rodzinę.
*
( Teraźniejszość Lily)
Nadal byłam wczepiona w Caluma, chciałam być tak blisko jego jak to możliwe, chciałam zniknąć.
- Księżniczko wszystko będzie dobrze, jesteś bezpieczna, przy mnie jesteś bezpieczna.- powtarzał i głaskał mnie pogłowie.
Po około 5 minutach w końcu się uspokoiła i odeszłam od chłopaka.
- Dziękuję. Dziękuję, że jesteś. – powiedziałam i popatrzyłam mu w oczy.
- Zawsze już będę. – zapewnił, ale ja wiem, że zawsze może nie być długie.


Dziś rozdział krótszy, ale nie chciałam mieszać wątków i całość poświęcić historii Lily.

Jeszcze jedno ogłoszenie,a mianowicie zaczęłam pisać kolejne fanfiction, ale jeszcze go nie dodaje, czekam aż napiszę trochę rozdziałów, żebyście nie musieli czekać i żeby całość szła płynnie. Mogę tylko powiedzieć, że nowe odpowiadanie nie będzie nadprzyrodzone. Teraz chce wam zadać pytanie, czy zwiastun  do nowego ff chcecie obejrzeć już teraz, czy jeszcze trochę poczekać, aż będziemy bliżej rozpoczęcia, które mam nadzieję, że ja wszystko pójdzie zgodnie z planem ruszy najpóźniej za dwa tygodnie :) 

Czekam na komentarze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Hanchesteria