sobota, 26 września 2015

Rozdział 5

Do klasy wszedł wysoki blondyn, z oszałamiająco niebieskimi oczami. Znałam te oczy i wielki uśmiech. To ten sam chłopak, który wyprowadził mnie z klubu. No pięknie pomyślałam. Może mnie nie pamięta.
- Luke, zajmij proszę miejsce i też dobierz się w parę.
Były wole trzy miejsca, w tym jedno przy mnie. Modliłam się, aby nie usiadł ze mną, jednak na marne. Blondyn podszedł do mojej ławki i zajął wolne miejsce.
- Hej urwisie. – uśmiechnął się.
Oh czyli mnie pamięta, no świetnie.
- Hej- odpowiedziałam szybko i zaczęłam rozglądać się po klasie, żeby dobrać się w parę. Niestety wszyscy się już połączyli, a mi został tylko Luke.
- Chyba będziemy pracować razem. Już nie mogę się doczekać.- powiedział chłopak
- Tak chyba będziemy musieli to przeboleć. – powiedziałam nie siląc się na miły ton.
Nauczyciel rozdał nam kartki z tematami naszych projektów i zabraliśmy się do pracy. Luke zaczął się bawić fiolką z wodą, co strasznie mnie irytowało. Czy on nie rozumie, że musimy zabrać się do roboty?
- Mógłbyś przestać się tym bawić i mi pomóc?
- Nie znam się na chemii urwisie. Niby co miałbym robić? – zapytał, a jego pewność siebie zaczęła mnie irytować.
- Nie nazywaj mnie tak to po pierwsze, a po drugie możesz się przynajmniej tym nie bawić. – wskazałam na fiolkę, która miał w dłoni.
- Dobra już dobra.- odłożył przedmiot i stanął obok mnie. Strasznie mnie stresował, jak mi się przypatrywał, w czasie mojej pracy.
- Możesz przestać? – popatrzyłam się mu prosto w oczy.
- Niby co teraz robię? – droczył się blondyn.
- Gapisz się, a to mnie rozprasza.
Chłopak podszedł jeszcze bliżej mnie, stał kilka centymetrów od mojej postaci, byłam zwrócona w kierunku biurka, a on stał koło moich pleców.
- Rozpraszam Cię? – zapytał szeptem wprost do mojego ucha. Czułam jego oddech na mojej szyi. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. W tym samy czasie, kiedy to powiedział wyślizgnęła mi się z ręki fiolka. Zamknęłam oczy czekając na dźwięk stłuczonego szkła, ale on nie nastąpił. Powoli popatrzyłam się w miejsce, gdzie powinno znaleźć się szkło, ale zauważyłam tylko blondyna, który zwycięsko się uśmiechał – Uważaj urwisie, bo zrobisz bałagan.- powiedział muskając płatek mojego ucha i podał mi fiolkę.
Resztę lekcji siedział cicho i bawił się telefonem, co kilka minut spoglądając na mnie i rzucając jakieś uwagi. Naprawdę mnie denerwował całym swoim zachowaniem. W końcu zadzwonił dzwonek, a ja mogłam uwolnić się od jego towarzystwa.
- Gdzie się tak spieszysz? – powiedział Luke, który wyszedł za mną z klasy.
- Nie twoja sprawa.
- Zrobiłem coś nie tak urwisie?
- Serio? A zrobiłeś coś tak? I nie nazywaj mnie urwisem. – zatrzymałam się i spojrzałam prosto w jego oczy. Chłopak się tylko zaśmiał, więc ponownie się odwróciłam i ruszyłam przed siebie.
Doszłam do swojej szafki, włożyłam wszystkie nie potrzebne książki. Luke cały czas stał przy mnie. Gdy zamknęłam szafkę oparłam się o nią i czekałam na odpowiedź blondyna.
- No, nie wiem wyciągałem Cię z klubu, kiedy zaliczyłaś zgon po alkoholu, a będę Cie nazywał tak jak chce. – uśmiechnął się zawadiacko Luke
Jeny serio musiał być takim idiotą, za kogo on się uważa? Ma tak wielkie ego, że normalnie mogłoby go udusić. Dziwne, że sam nie męczy się swoją osobą.
- Nie zemdlałam z powodu alkoholu. W ogóle po co ja Ci się tłumacze?
- To czemu zemdlałaś?
- Co Cię to interesuje? Nieważne. – odbiłam się od szafki i poszłam w stronę parkingu.
- Wiesz w moim życiu się za wiele nie dzieję, więc lubię się wtrącać w cudze. – odpowiedział zadowolony z siebie blondyn. Pokręciłam tylko oczami i nic nie odpowiedziałam. – No dalej, chodź ze mną na kawę urwisie. Jestem tu nowy, nie znam za wiele ludzi. Serio zostawisz mnie w potrzebie? Jesteś mi to winna?
- Nie jestem Ci nic winna. – zaśmiałam się- I masz kolegów z twojego zespołu.
- Jestem hetero, a to sami faceci, nie chce z nimi spędzać popołudnia.
- To już nie moja sprawa.
- Nie daj się prosić.
- Nie – odwróciłam się do niego i spojrzałam prosto w oczy.
Zauważyłam, jak Dylan szedł przez parking, więc uznałam to za wspaniałe wyjście z tej sytuacji.
- Jestem już umówiona, więc sorry. – skłamałam muzykowi i podeszłam do bruneta. – Hej- przywitałam się dużo za głośno. – To gdzie idziemy?
- Hej? – zagregował chłopak. – Idziemy do tej kawiarni, o której Ci mówiłem?- Stiles na szczęście zrozumiał o co mi chodzi i grał razem ze mną.
- Tak genialny pomysł. – wsiadłam z Dylanem do jego samochodu i ruszyliśmy z parkingu.
Jeszcze przez szybę widziałam Luke'a, który wpatrywał się w całą scenę. Gdy już zniknęliśmy za rogiem odetchnęłam z ulgą. Jeny i teraz będę go musiała widywać na każdej chemii, no genialnie.
- Dzięki, za pomoc. – powiedziałam do chłopaka, który kierował. – Możesz mnie już wysadzić.
- Spoko. – uśmiechnął się – Ale nie mam zamiaru Cię wysadzać, jedziemy do kawiarni, przecież byliśmy umówieni.
Uśmiechnęłam się tylko od uch do ucha.
- No tak, zapomniałam.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Po 10 minutach dojechaliśmy do centrum miasta. Znaleźliśmy małą kawiarnie i weszliśmy do środka. W środku było wiele miejsca, więc poszłam znaleźć takie, które najbardziej mi odpowiadało. W tym czasie Dylan zamawiał dla nas kawę i ciasto. Gdy już do mnie doszedł z naszym zamówieniem mogliśmy spokojnie porozmawiać.
- O co chodziło, z tym chłopakiem?- zapytał
- Działa mi na nerwy. Spotkałam go na koncercie, a okazało się, że się tu przeprowadził i mamy razem chemię.
- A rozumiem, jeśli będzie Ci się naprzykrzał mogę do niego pójść i zanim porozmawiać, wiesz niektórzy sądzą, że jestem nawet przekonujący. – uśmiechnął się brunet.
- Hej – podeszła do nas jakaś blondynka, o genialnej sylwetce i pogłaskała Dylana po włosach. – nadal jesteśmy umówieni na wieczór? Kto to? – wskazała na mnie.
Dylan trochę się speszył całą sytuacją. Nie tylko on.
- To jest nikt..- No pięknie jestem nikim...- znaczy się to jest Letty, a to jest Rebekah
- Hej- przywitałam się.
- Nie będzie wam przeszkadzać, jak się przysiądę?- zapytała
- Nie- odpowiedziałam szybko – i tak ja już się zbierałam. Dzięki jeszcze raz Dylan, do zobaczenia i miło mi było Cię poznać.
- Letty poczekaj. – zawołał Dylan. – Wszystko ok?
- Tak, tylko przypomniałam sobie, że Lily chciała ze mną porozmawiać. – skłamałam. Co miałam mu powiedzieć? Myślałam, że jesteś wolny i nawet mi się podobasz.
Wyszłam z kawiarni jak najszybciej i wyciągnęłam telefon, żeby zadzwonić po taksówkę. Kiedy czekałam, aż ktoś w końcu odbierze pod kawiarnie podjechał jakiś nieznany mi samochód.
- Dama w potrzebie?- zapytał się jakiś chłopak, który maił na sobie czarne okulary, więc nie mogłam zobaczyć jego oczu. – Podwieźć Cię?
- Nie dzięki. – odpowiedziałam szybki i ruszyłam prosto, w najbardziej zatłoczone miejsce. Nie wiem czemu, ale bałam się tego człowieka, wyczuwałam zło.
- Ale ja chętnie Ci pomogę. – ciągnął temat chłopak
- Dam radę, naprawdę.
Na szczęście w tym samym momencie podjechała taksówka, wsiadłam do niej i pojechałam do domu. Nadal miałam przeczucie, że coś się wydarzy. Coś strasznego. Obejrzałam się za siebie i zauważyłam, że za moją taksówką jedzie to samo auto, w którym siedział tajemniczy chłopak. No pięknie nie mogę przecież pokazać mu gdzie mieszkam. Myśl Letty jak znaleźć wyjście z tej sytuacji. Nie możesz pojechać do żadnego znajomego, wybierz adres gdzie jest dużo ludzi. Przejeżdżaliśmy właśnie obok boiska, gdzie grali chłopacy. Jest, to może być moja szansa. Poprosiłam, aby kierowca się zatrzymał i skierowałam się szybkim krokiem na boisko. Czarne auto, też się zatrzymało, ale chłopak nie wysiadł, po paru minutach odjechał, a ja poczułam ogromną ulgę. Skoro byłam na boisku postanowiła, trochę zostać i popatrzeć jak ludzie, grają w kosza. Na boisku grało kilak znajomych twarzy ze szkoły. Poznałam również, przystojnego mulata, który grał na koncercie.
- Śledzisz mnie? – usłyszałam ten denerwujący głos, który należał do Luke'a
- Chciałbyś. – odpowiedziałam
- Jeszcze będziesz mnie śledzić- znowu zaczął się droczyć blondyn
Naprawdę po ostatnich wydarzeniach nie maiłam ochoty na wdawanie się w nim w dyskusje.
- Coś się stało – zapytał?
- Nie! Nie licząc, że ktoś minie śledził, po prostu jest zajebiście, lepiej już być nie mogło. Do tego chyba jeszcze zwariowałam, tak więc jest kurwa jest bardzo dobrze! – wybuchnę łam, ale naprawdę zaczynałam się martwić.
- Ej, ej spokojnie, wszystko jest dobrze. Kto cię śledził?
- Nie wiem, jakiś chłopak miał okulary, nie wiem. – byłam roztrzęsiona, właśnie do mnie zaczęło docierać co się wydarzyło.
- Jeśli, to się jeszcze raz wydarzy to nie możesz jechać do siebie do domu.
- Wiem, ale gdzie mam jechać? – zadałam pytanie i spojrzałam w niebieskie tęczówki chłopak.
- Jeśli coś będzie nie tak po prostu przyjedź do mnie.- chłopak wziął mój telefon i napisał adres na telefonie.
- Dlaczego Ci to powiedziałam?
- Bo jestem niezwykle przystojny, zabawny i kipi ode mnie zajebistość
Zaśmiałam się na te słowa.
- A nawet dobrze się z tobą zaczęło rozmawiać, a ty znowu jesteś sobą, genialnie. – mruknęłam, na co chłopak się roześmiał.
Siedzieliśmy tak w ciszy dłuższą chwile, a ja zastanawiałam się dlaczego mu to wszystko powiedziałam, nie znałam go, nie wiedziałam czy mogę ufać, ale zrobiłam to. Był pierwszą osobą, którą spotkałam, a musiałam komuś o tym powiedzieć.
Po godzinie postanowiłam w końcu wrócić do domu.
- Odwieść Cię? – zapytał blondyn.
- Nie. Jestem duża, sama trafie do domu.
- Ok. to do zobaczenia na chemii urwisie.
Słysząc ostatnie słowo wywróciłam tylko oczami i udałam się do taksówki, która już na mnie czekała. Kiedy byłam w domu poszłam od razu do łóżka. Nie chciałam nikogo widzieć, z nikim rozmawiać. Gdy zamknęłam oczy znowu wdziałam ten samochód i chłopaka z okularami. Wtedy od nowa zastanawiałam się nad moimi dziwnymi przeczuciami. Co się ze mną dzieję? Z tym pytaniem zasnęłam.
***
(Lily)
Usłyszałam budzik i otworzyłam oczy. Znowu trzeba wstać, jeny tylko nie to. Chcąc nie chcąc wstałam z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Ubrałam się w czarne rurki, białą bluzkę na krótki rękaw, na to założyłam czarną kurtkę, pomalowałam czerwoną szminką usta i zrobiłam czarną kreskę na oku. Gdy wyglądałam idealnie zeszłam na dół, żeby wziąć jakiś owoc i pójść do szkoły . Lekcje zaczynał dopiero o 10.00, więc powolnym spacerkiem szłam w kierunku szkoły. Gdy byłam już na parkingu zauważyłam Jake'a, który ostatnio mnie unika. Poszłam w jego kierunku, kiedy w końcu mnie zauważył ruszył w przeciwną stronę. Podbiegłam szybko do niego i zatrzymałam.
- Jaki masz problem? –zapytałam
- W tym momencie to Ciebie. – te słowa strasznie mnie zabolały, co w niego wstąpiło, po koncercie nie chce się do mnie odzywać, przecież nic nie zrobiłam.
- O co Ci chodzi? Zrobiłam coś nie tak?
- Nie, byłaś sobą, po prostu byłaś sobą.- odpowiedział ze smutkiem.
- I to ten wielki problem?
- Tak, nie. Po prostu... potrzebuje czasu, rozumiesz?
- Tak jasne. – odpowiedziałam, nie kryjąc goryczy. On po prostu mnie odtrącał. Lily znowu wszytki spieprzyłaś, no super.
Jake odszedł ode mnie, a ja zostałam sama, stojąc na środku, jak jakaś idiotka. Chciało mi się płakać, osoba, która była mi jedna z najbliższych mnie zostawiła, bo znowu coś zrobiłam. Letty ostatnio nie jest sobą, a ja po prostu tu utkwiłam, stałam w miejscu. Stałam w tym cholernym miejscu. Ej spokojnie, tylko tu nie płacz Lily. Nie pokazuj słabości. Nie jesteś słaba... już nie.
- Hej, wszystko ok? – zapytał się Calum, który do mnie podszedł. Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy to zrobił.
Odwróciłam się w jego stronę i rzuciłam się na szyje. Potrzebowałam bliskości, potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. Calum objął mnie w pasie swoimi ramionami, a ja poczułam się malutka. Schowałam twarz w jego klatkę piersiową, poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
- Ciii.... Spokojnie, już dobrze... wszystko będzie dobrze.
Calum mnie uspokajał i złapał jedną ręką za moją głowę, żebym mogła jeszcze bardziej schować się przed światem. Kiedy tak tkwiłam przy nim kilka minut w końcu oddaliłam się od chłopaka, którego w sumie prawie nie znałam.
Uśmiechnęłam się przez łzy, kiedy zrozumiałam jak żałośnie muszę wyglądać.
- Już lepiej? – zapytał szatyn.
- Tak. – odparłam i zamrugałam kilka razy aby nie uronić ani jednej łzy. Nie mogłam żadnej uronić... – Przepraszam, że się tak na Ciebie rzuciłam. Zwykle tego nie robię.
- Nie rzucasz się na chłopaków, czy nie płaczesz?- zapytał uśmiechając się.
Jego słowa trochę poprawiły mi humor.
- Chyba jedno i drugie. –opowiedziałam. – Co tu robisz? Myślałam, że tu nie mieszkasz. –próbowałam zmienić temat. Na szczęście Calum zrozumiał, że nie chce rozmawiać o tym co się stało i chętnie zaczął rozmowę na nowo.
- Przeprowadziłem się, bo takie wywarłaś na mnie wrażenie. A tak serio mieszkam z kumplami i razem podjęliśmy decyzję, żeby wyjechać z Sydney no i znaleźliśmy się tutaj.
- To są ci kolesie z zespołu?
- Tak. – uśmiechnął się szatyn. – Są dla mnie jak bracia, wiesz zawsze razem.
Kiedy to powiedział, znowu przypomniał ma się Jake, który też miał być przy mnie zawsze, widać u nas to nie działa.
- Co Cię tak smuci? – zapytał Calum, widząc, że znowu stają mi łzy w oczach. – Chyba, że płaczesz, bo jestem tak zabójczo przystojny.
- Ja nigdy nie płacze. - Roześmiałam i postanowiłam powiedzieć chłopakowi, co się stało. Mimo, że go nie znałam uznałam, ze mogę mu ufać. Miał coś w sobie, coś, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa i wsparcia. Chłopak, kiedy usłyszał, co sprawiło, że byłam w takim stanie, podszedł do mnie.
- Mam go pobić.- szepnął do ucha, ruszając brwiami. Wzięłam ręce i na żarty go dopchnęłam.
- Czubek – zaczęłam się śmiać. – Tylko o tym myślałeś w czasie mojej całej opowieść?
- Myślałem jeszcze, że zabójczo dziś wyglądasz. – uśmiechnął się zaczepnie.
Pokręciłam tylko głową i ruszyłam przed siebie. Calum szedł cały czas ze mną, żartując i obgadując każdą mijaną osobę. Potrzebowałam dziś jego towarzystwa i widziałam, że to będzie początek nowej przyjaźni.
***
(Letty)
Zamknęłam szafkę i poczułam, że ktoś stoi za mną. Powoli odwróciłam się w stronę nieznajomej postaci. Widziałam jak tylko wpatrzone są we mnie te szaroniebieskie oczy.
-Hej Kai.- przywitałam się. – Co tam?
- Nie przychodź na ognisko.-powiedział poważnym wzrokiem.- Po prostu nie przychodź.
-Co? Dlaczego?
-Chodź raz posłuchaj. Nie przychodź. – powiedział i odszedł, a ja wpatrzona byłam w stronę, w którą udał się chłopak. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Co mogło się wydarzyć na ognisku? To nie ma sensu.
- Potrzebuję Cię. – usłyszałam głos przyjaciółki, który wyrwał mnie z przemyśleń.
- Co się stało? – zapytałam.
- Po prostu Cię potrzebuję.-powiedziała przytulając mnie. Ja też jej potrzebowałam, zwłaszcza, że zaczynam wariować.
- To może będziesz nocować u mnie? – zaproponowałam.- Lindy chyba nie będzie, więc mamy cały dom dla siebie. Co ty na to?
- Dziękuję. – powiedziała tylko brunetka i się przytuliła. Potrzebowałam tego tak samo jak ona, potrzebowałam jej blisko.
Zadzwonił dzwonek i obie poszłyśmy na lekcję. Miałam zajęcia z rysunku, więc lekcja minęła mi bardzo szybko, w czasie długiej przerwy poszłam na stołówkę, gdzie miałam spotkać się z Lily. Nagle na mojej drodze pojawił się Dylan. No świetnie pomyślałam. Po ostatniej sytuacji trochę głupio mi było z nim rozmawiać. Może mnie nie zauważy, błagam nie. Modliłam się w myślach, ale brunet już szedł w moją stronę. Mogłam uciec i pójść w drugą, ale przecież nie mogę bać się zwykłego chłopaka.
- Hej Letty. – przywitał się. – Jak rozmowa z Lily?
- Jaka rozmowa?....aaaa ta rozmowa, całkiem nieźle. Dzięki, że pytasz. A jak spotkanie z Rebeccą? – No tak, a jednak musiałam się zapytać, gratuluję Letty.
Chłopaka widać zdziwiło to pytanie.
- Dobrze, pomogłem jej nosić meble do nowego domu. W sumie cieszę się, że tu zamieszka, jest moją siostrą, więc miło będzie ją częściej spotykać.
- Siostrą? – zdziwiłam się. – Jest twoją siostrą?
- Tak. A myślałaś, że kto to?- zapytał. – Czyżbyś była zazdrosna Letty Marshall- zaczęłam się rumienić. Jesteś idiotką.
- Nie jestem zazdrosna, niby dlaczego miałabym być? –udawałam twardą.
- Ja bym był zazdrosny widząc cię z innym. – odpowiedział podchodząc bliżej. Dopiero teraz widać było różnice między naszym wzrostem. Pochylił się, dzieliły nas centymetry i wtedy znowu oddalił się ode mnie i odwrócił.
-To do zobaczenia Letty. – powiedział i zaczął się uśmiechać. Czy on ze mną pogrywał? Nie mogąc powstrzymać uśmiechu schowałam twarz w dłoniach. Jednak nie całe moje życie jest popieprzone.
Nagle znowu zaczęłam czuć, że ktoś się mi przygląda. Rozejrzałam się dokoła, ale nic podejrzanego nie zauważyłam. Wszyscy byli zajęci sobą. Nie zawracając sobie długo tym głowy poszłam, żeby spotkać się z Lily. Zauważyłam brunetkę, która uśmiechała się i rozmawiała z przystojnym szatynem.
-Hej Lily. –przywitała się. – Pamiętasz Caluma? Grał na koncercie w jednym zespole.
- Tak pamiętam. – odpowiedziałam. – Hej przywitałam się.
- No nareszcie mogę poznać sławną Letty. –uśmiechnął się chłopak. – Lily dużo o tobie mówiła. Czuje się jakbym już Cię znał.
- Mam nadzieję, że mówiła same dobre rzeczy.
- No coś wspominała jaka to z Ciebie gaduła i że chrapiesz przez sen. – zaczął się śmiać. Jego śmiech był naprawdę zaraźliwy. Po chwili wszyscy już się śmieliśmy.- No nic nie będę wam przeszkadzał. Do zobaczenia Lily. Miło było Cię w końcu spotkać Letty.
Chłopak odszedł od nas a my zostałyśmy same.
-Więc Calum tak? – spojrzałam się znacząco na Lily.
- Nie! Nie! –odpowiedziała Lily.
- Dlaczego? Jest słodki i Cię lubi.
- Właśnie dlatego. On po prostu jest przyjacielem, wspiera mnie i tyle. – broniła się Lily.
- Ok. rozumiem. – Dziewczyna bała się angażować, wolała przelotne flirty, a jak pojawiał się chłopak, który jest dla niej dobry ona się odsuwa. Nigdy nie powiedziała mi, co spowodowało u niej takie zachowanie, a ja nigdy nie naciskałam na przyjaciółkę.
- No więc dziś u Ciebie tak? – zmieniła szybko temat brunetka.
- Tak. Kupię jakieś przekąski, obejrzymy film, pogadamy i będzie jak kiedyś.
- Super, brakowało mi tego.
-Mi też. – odpowiedziałam. Lily poszła już do sklepiku, żeby kupić wodę, a ja tak tylko stałam i myślałam o tym jak bardzo tęsknie, za takim wieczorem. Z przemyśleń wybudził mnie dzwonek mojego telefonu.
- Hej córciu. – usłyszałam głos rodzicielki. – Wszystko w porządku?
- Tak mamo, żyjemy Lindy. Jak tam u Ciebie? Wracasz w piątek.
-No właśnie...- usłyszałam cięższe westchnienie.- musze zostać dłużej, sprawy się trochę skomplikowały, ale wszystko jest w porządku. Zadzwonię jeszcze i dokładniej powiem, co i jak. Muszę kończyć Letty. Kocham Cie bardzo mocno, pamiętaj o tym.
- Też Cię kocham. – odpowiedziałam i się rozłączyłam. Tęskniłam za mamą, ale rozumiem, że musi zostać.
- Wszystko w porządku? – zapytała Lily, która już wróciła.
- Tak, opowiem Ci wszystko dziś u mnie. – Uśmiechnęłam się i poszłam z Lily do naszego stolika. Reszta lekcji minęła bardzo szybko, a ja zanim się zorientowałam wychodziłam ze szkoły. Postanowiłam, że od razu pójdę do sklepu i kupię wszystko na dziś wieczór. Założyłam słuchawki i szłam przed siebie. Czułam, ze ktoś mnie śledzi, naprawdę tym razem to mi się nie wydawało. Nie odwracałam się, po prostu przyspieszyłam kroku, szłam coraz szybciej, aż w pewnym momencie zaczęłam biec. Zdecydowałam, ze się odwrócę i sprawdzę czy zgubiłam osobę, która za mną podążała. Gdy tylko odwróciłam głowę wpadłam na coś, a raczej na kogoś.
-Uważaj urwisie.- usłyszałam ten zaczepny głos. – Jak chciałaś się przytulić wystarczyło powiedzieć. Na pewno bym się zgodził.
Dopiero po chwili otrząsnęłam się.
- Przepraszam. –wydusiłam tylko, zdyszanym głosem.
- A ty co taka zmęczona?
- Biegłam. – odpowiedziałam tylko, nie maiłam zamiaru mu mówić o tym co czułam, nie znowu.
- Biegłaś? – zaśmiał się. – Jeśli chcesz trenować to chyba nie w takim stroju. – powiedział i przewertował mnie od stóp do głowy. Czułam się dziwne, zważywszy na to, że maiłam na sobie krótką, obcisłą, czarną sukienkę i koszulę w czerwoną kratę przewiązaną przez biodra. Na nogach miałam czarne vansy. Luke przyglądał mi się jeszcze chwilę i się uśmiechnął. Frajer pomyślałam.
-Będę trenować w czym chcę. – odpowiedziałam tylko zakładając ręce na piersi. –Nawet nago, jeśli najdzie mnie taka ochota... - zaraz po tym kiedy to powiedziałam zaczęłam tego żałować.
- Wtedy nawet ja mogę z tobą trenować. – odpowiedział szczerząc się jak idiota.
- Dupek.- odpowiedziałam i odeszłam. Lukę zaśmiał się i też poszedł w swoją stronę.
- Na razie urwisie!- wykrzyczał tylko, a ja miałam ochotę mu przywalić.
Weszłam do sklepu i kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy. W drodze powrotnej do domu na szczęście nic się nie wydarzyło. Gdy weszłam do kuchni, zauważyłam na lodówce przyczepioną karteczkę. „ Nie będzie mnie do jutra. Umówiłam się z Warenem. AAAAA!!! NA RANDKĘ. AAAAA!!!! Kocham Lindy". Odłożyłam notkę i zaczęłam się śmiać. Widać w jej życiu się układa. Bardzo się z tego cieszyłam. Skoro Waren jest tym, który daje jej szczęście to nie mam nic przeciwko. Poszłam do pokoju i postanowiła go trochę ogarnąć przed przyjściem Lily. Usłyszałam pukanie do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam przyjaciółce.
- Imprezę czas zacząć! – przywitała mnie brunetka i weszła do domu. – To co robimy na początku, bo ja jestem strasznie głodna.
- To może zamówimy coś do jedzenia? – poszłam po laptopa, żeby wejść na stronę naszej ulubionej restauracji.
Kilka minut przeglądałyśmy menu, sprawdzając, co można zamówić, aż w końcu zdecydowałyśmy się na chińszczyznę.
- Ej weź jeszcze dwa ciasteczka z wróżbą!- krzyknęła Lily, kiedy poszłam zamówić jedzenie.
- Będzie za jakieś pół godziny. –powiedziałam, kiedy wróciłam do przyjaciółki.
- W takim razie muszę Ci powiedzieć, co ten idiota mi powiedział.- domyśliłam się, że mówi o Jake'u.
Lily opowiedziałam mi cała sytuacje, która zaszła na parkingu. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Jake nigdy się tak nie zachowywał.
- Dupek. – powiedziała na końcu Lily.
- No zachował się mega dziwnie.- odpowiedziałam. – Skąd znasz Caluma? – zapytałam w końcu zmieniając temat.
- Spotkałam go na koncercie, kiedy jakiś idiota się do mnie przystawiał. – odpowiedziała.
- Mmm, był twoim bohaterem. – zaczęłam się śmiać.
- Zamknij się. – zażartowała Lily. – Dziś po tej całej akcji z Jake'iem też go spotkałam. Pocieszył mnie i no...
- Calum jest spoko, naprawdę spoko. Nie to co jego kumpel Luke.
- Luke? Skąd znasz Luke'a? – No to się wkopałam pomyślałam.
- No mam z nim chemię i jesteśmy razem w parze.
-Uuuu. – zaczęła się droczyć Lily.- I jaki jest? Jak go widziałam to tylko powiedział coś do Caluma na ucho w czasie koncertu i wyszedł.
- Jest idiotą, cały czas mnie denerwuję i nazywa urwisem. Jak go widzę mam ochotę za każdym razem go uderzyć.
- Nazywa Cię urwisem? Słodko.
- Słodko, mam ochotę go udusić jak tylko słyszę tom przezwisko.
- Ale on na Ciebie działa. – zaczęła się śmiać Lily.
- Działa to na mnie Dylan.
- Właśnie Dylan. Opowiadaj.
Powiedziałam przyjaciółce o spotkaniu w kawiarni, o Rebecce, o naszej dzisiejszej rozmowie w szkole, o prawie pocałunku. W między czasie przyjechało jedzenie, a my z Lily prześniliśmy się do mojego pokoju i włączyłyśmy jakąś głupią komedię. Wieczór mijał jak szalony, a ja bawiłam się naprawdę genialnie.
- Czas zobaczyć nasze wróżby. – powiedziała po skończeniu filmu Lily i podała mi ciasteczko.
-Ok. Ty pierwsza
Brunetka rozerwała ciastko na pół i wyjęła karteczkę.
-„Czeka Cię szczęście, pocierpisz, ale ktoś będzie przy tobie" – przeczytała Lily.
- Może to o Calumie. – zaczęłam z niej żartować.
- Haha, bardzo śmieszne. Lepiej przeczytaj swoje.
Rozerwałam swoje ciasteczko i wyjęłam kartkę.
- „ Zło, smutek, strach, śmierć. Nie uciekniesz przed przeznaczeniem" –przeczytałam.
- Jakie bzdury- wyrwałam i wróżbę przyjaciółka. – Letty? Nie bierzesz tego do siebie prawda?- zapytała.
- Nie- skłamałam. Wewnątrz byłam przerażona, zwłaszcza, że przewidziałam czyjąś śmierć.
- Dobra, w takim razie spytamy się przodków co o tym sądzą. Chodź będziemy wywoływać duchy.
- Serio? – nie maiłam na to ochoty, ale Lily już poszła po świeczki.
Ustawiłyśmy je w koło i jedną na środku. Zagasiłyśmy światła i złapałyśmy się za ręce.
- Ok. co teraz?
- Zamknij oczy- poinstruowała mnie brunetka. – I zacznij pytać.
Zrobiłam to co mi kazała.
- Ok.? Duchy z przeszłości przybądź i powiedz jakie jest moje przeznaczenie, powiedz mi o zbliżającej się śmierci.
Nic się nie działo, otworzyłam oczy i zauważyłam, jak płomień świecy znacznie się powiększył, a potem zgasł. Po moim ciele przeszły ciarki, czułam, że zło nadchodzi. Nagle Lily wybuchła śmiechem.
- Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać i ta twoja mina kiedy świeczka zgasła.
Myślałam, że zaraz ją uduszę i nagle poczułam ogromny ból
***
(Lily)
Letty cały czas wiła się po podłodze i krzyczała, nie wiedziałam jak jej pomóc.
- Letty, błagam jeśli to żart to przestań. Jestem przerażona. Letty błagam przestań.
Pobiegłam do łazienki i zmoczyłam ręcznik zimną wodą. Przyłożyłam Letty do czoła. Była strasznie gorąca. Nagle jęki bólu ustały, a brunetka leżała bez ruchu. Gdy się zbliżyłam jej kręgosłup wygiął się w nieznanym kacie. Mimo woli zaczęłam krzyczeć. Przyjaciółka spojrzała się w moim kierunku, a jej oczy były całe białe. Wskoczyłam na łóżko wystraszona, jej postać wiła się po podłodze w moim kierunku, następnie spojrzała na mnie.
- mortem, cultrum, umbra, elementa, red Aurora – wypowiedziała głosem, który nie należał do mojej przyjaciółki.
- Co? Co to znaczy?
-mortem, cultrum, umbra, elementa, red Aurora, mortem, cultrum, umbra, elementa, red Aurora
- Letty co to znaczy.?
Ciało przyjaciółki znowu wygięło się, a ja zapiszczałam.
- To będzie przyszłość, to przeznaczenie. – powiedział tajemniczy głos. - mortem, cultrum, umbra, elementa, red Aurora
Nagle Letty znowu zaczęła krzyczeć, wić się po podłodze, nie wiedziałam jak jej pomóc, aż krzyk ustał, a przyjaciółka leżała nieruchomo. Podeszłam do niej i sprawdziłam puls. Był wyczuwalny więc odetchnęłam z ulgą. Siedziałam przy przyjaciółce parę minut, aż w końcu zaczęła się budzić.
- Hej. –powiedziałam cicho. – Jak się czujesz?
-Co się stało?- zapytała, próbując się podnieść. Pomogłam jej chwytając za przedramiona.
- Ałł. – syknęła przyjaciółka i podwinęła swoją bluzkę.
Naszym oczom ukazane były jakby wypalone słowa: mortem, cultrum, umbra, elementa, red Aurora.
- Co to znaczy? – zapytała Letty.
- Czy ty coś pamiętasz?

~~
Kolejny rozdział za nami. mam nadzieję, ze wam się podoba. Co sądzicie o co chodzi z tajemniczym mężczyzną? Co to za wizja i atak?
Komentujcie i dzielcie się opiniami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Hanchesteria