sobota, 30 stycznia 2016
sobota, 23 stycznia 2016
Rozdzaił 22
(Lily)
Gdy w końcu samolot wylądował odetchnęłam z ulgą. Było już ciemni, a ja razem z Brian’em udałam się do hotelu. Na zewnątrz było chłodno i padał deszcz. Gdy wysiedliśmy z taksówki przeszedł mnie zimny dreszcz. Nim zdążyliśmy wejść do budynku byliśmy cali mokrzy.
- Witamy w hotelu Malzar. – przywitała nas recepcjonistka. – Na jakie nazwisko jest zarezerwowany pokój?
- Black. – odezwał się Brian.
- A tak widzę, już daję klucz. – kobieta podała chłopakowi kluczyk i razem ruszyliśmy do windy.
Przemierzaliśmy korytarze, aż w końcu znaleźliśmy numer 231.
- Kobiety przodem. – powiedział chłopak i wpuścił mnie pierwszą. Apartament był duży, miał swoją łazienkę, w której był prysznic i wanna. Następnie weszłam do sypialni. Byłą ona utrzymywana w brązowej tonacji. Na samym środku stało wielkie małżeńskie łóżko.
– Wiesz myślałem, że będę sam. – usłyszałam za sobą głos Brian’a. Chłopak stał centralnie za moimi plecami. Był tak blisko, że czułam jego ciepło. Odwróciłam się w jego stronę i natknęłam się na te brąz oczy. – ale to chyba nie problem? – swoją dłonią dotknął mojego policzka, po czym pocałował mnie w usta. Rozpłynęłam się, moje myśli wirowały, a ja mogłam się skupić tylko na jego dotyku. – Idę się przebrać. – powiedział i oddalił się ode mnie. Zostałam sypialni sama, przegryzając wargę. Czułam, że mam gęsią skórkę. Poszłam do salonu i usiadłam na sofie. Z łazienki wyszedł Brian, który nie zdążył zapić koszuli. Moim oczom ukazały się dobrze zbudowany tors i ramiona. Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się łobuzersko. Wstałam z kanapy i podeszłam do niego przyciągając go do siebie i złączając nasze usta. Byłam pełna pożądania. Chłopak oplótł mnie wokół pasa i przyciągnął jeszcze bardziej. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Szatyn przyciągnął mnie do ściany w taki sposób, że byłam o nią oparta. Zdjęłam jego koszulę, na co chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jego ręce powędrowały do moich pośladków, za które złapał i posadził na swoich biodrach. Szliśmy do sypialny. Brian delikatnie położył mnie na miękkim łóżku. Spojrzałam się na niego i przyciągnęłam bliżej. Chłopak pomógł mi zdjąć koszulkę i zaczął całować po szyi, delikatnie łaskocząc. Odchyliłam głowę do tyłu, aby miał więcej miejsca do popisu. Swoimi dłońmi masował mój brzuch. – Na pewno? – zapytał, a ja spojrzałam w jego oczy, pełne troski. Pokiwałam głową i znowu złączyłam nasze usta. Chłopak, już się nie obawiał i przejął inicjatywę. Połączyliśmy się jedność. Oplatała nas namiętność, uczucie miłości. Uczucie, którego najbardziej się obawialiśmy.
*
Obudziłam się rano. Rozejrzałam się po pokoju. Był pusty, nie było nikogo. Wstałam z łóżka i ubrałam koszulę Brian’a.
- Dzień dobry. – przywitał mnie chłopak, który wszedł do sypialni niosąc w ręku śniadanie. Szatyn pochylił się nade mną i pocałował w czoło. Było to tak przyjemne uczucie, że nie mogłam wstrzymać uśmiechu. – Przyniosłem śniadanie. – powiedział Brian i podał mi talerz z croissant’em i świeżo wyciskany sok pomarańczowy.
- Dziękuję. – powiedziałam.
- Jak się spało księżniczko?
- To była najlepsza noc w moim życiu. – przegryzłam wargę i spojrzałam w oczy chłopakowi. Brian pochylił się i połączył nasze usta w pocałunku, w tym geście było tyle uczucia, tyle czułości. W tym jednym pocałunku była zawarta cała miłość.
- Zaraz będę musiał iść. – powiedział chłopak.
- Gdzie?
- Muszę sprawdzić te ciała. – powiedział i posmutniał.
- Idę z tobą.
- Nie. – przewał mi szybko. – Zostajesz, jak coś Ci się stanie…
- To będę z tobą i mnie uratujesz, bo jesteś moim bohaterem. – Chłopak wziął tylko głęboki oddech. – To ja idę się ubrać. – dodałam i wstała z łóżka, zanim wyszłam z pokoju pocałowałam jeszcze chłopaka, a ten złapał mnie w tali i zmusił, żebym na nim usiadła.
- To może jednak zostaniemy? – Swoją dłonią zmusiłam, żeby chłopak się położył i zaczęłam go zachłannie całować. Szatyn zaczął znowu gilgotać swoimi wargami mnie po szyi, ale nie dałam się otumanić tak bardzo.
- Brian?
-Hmm? – chłopak nie przerywał pocałunków i jeżdżenia palcami po moich plecach.
- Musimy iść. – powiedziałam. Jego brązowe oczy spojrzały się na mnie w taki sposób, że ledwo mogłam trzeźwo myśleć.
- Powiedz tylko żebym przestał. – Chłopak podniósł się i pocałował mnie w usta, teraz to on leżał na mnie, następnie znowu załączał pieścić moją szyję. Po moim ciele przechodziły przyjemne dreszcze, byłam pełna namiętności, pragnęłam go, chciałam mieć go przy sobie, ale musiał się oprzeć. Dalej Lily, dasz radę. Zrzuciłam chłopaka z siebie, a on zaczął się śmiać. – Ok., ok. Rączki mam tutaj. – podniósł ręce w geście podania. Teraz to ja wybuchłam śmiechem. Wstałam z łóżka i zanim wyszłam jeszcze raz spojrzałam na szatyna.
*
Szliśmy ulicą trzymając się za ręce. Było to dość dziwne, ale mogłam się przyzwyczaić, że chłopak jest dla mnie taki czuły.
- Muszę na chwilę gdzieś iść. Zostań tu ok.? – powiedział Brian. Spojrzałam w jego brązowe oczy i pokiwałam głową. Chłopak pocałował mnie w czoło. – Postaraj się nie wpaść w tarapaty. – rzucił i skierował się do jakiegoś sklepu. Zostałam na ulicy i przyglądałam się ludziom, którzy mnie mijali. Nagle moje oczy skupiły się na pewnym chłopaku. Był on wysokim brunetem. Szedł w moim kierunku ,a ja wstrzymałam oddech. Jego szaroniebieskie oczy zapadły mi w pamięć już wcześniej. Chłopaka uśmiechnął się do mnie kiedy mnie minął i poszedł dalej. Nadal stałam i wpatrywałam się w miejsce, gdzie znikł chłopak, a w mojej głowie brzmiało tylko jedno imię. Kai. On żyję.
***
(Dylan)
Szedłem do domu Luke’a. Nie podobał mi się pomysł treningów, ale obiecałem Letty. Zapukałem do drzwi, a zaraz w nich pojawił się wyskoki blondyn, nie lubiłem chłopaka. Od razu, kiedy go spotkałem nie spodobał mi się. To jak patrzy na Letty, to że spędzają tyle czasu razem. Ufałem Letty, ale nie jemu.
- A to ty. - powiedział lekceważącym tonem. Dupek.
- Ta też nie jestem zachwycony.
- To po cholerę tu przylazłeś i zawracasz mi głowę?
- Letty mnie prosiła, abym mógł lepiej ją chronić. – chłopak przewrócił tylko oczami.
- Wchodzisz, czy czekasz na zaproszenie? – odezwał się Luke, a ja wszedłem do środka, to nie będzie najlepszy dzień w moim życiu. Blondyn prowadził mnie na górę.
- O hej. – usłyszałem głos jakiegoś bruneta. – Jestem Calum.
- Daj spokój. – odezwał się Luke. – to chłopak Letty, nie masz się teraz zaprzyjaźniać. – ruszyliśmy dalej, aż w końcu byliśmy w sali treningowej. – Dobra łap. – blondyn rzucił mi kij treningowy. Złapałem przedmiot. – Atakuj. – Nie musiał dwa razy powtarzać. Chwyciłem mocniej przedmiot i wziąłem zamach, a następnie wycelowałem w chłopaka. Zrobił unik, a następnie uderzył mnie tak, że wylądowałem na podsłodzę. – Błagam, miałem cię uczyć, żebyś był silniejszy, ale nie miałem uczyć dziecka. – Moja złość robiła się coraz większa, znowu zakatowałem, ale chybiłem. Reszta treningu wyglądała tak samo. W końcu mieliśmy przerwę, a blondyn gdzieś poszedł.
OD LETTY: Jak trening?
DO LETTY: Chujowo. Twój kolega jest dupkiem.
OD LETTY: Nie przesadzaj, dobrze trenuje.
DO LETTY: Bronisz go?
OD LETTY: Nikogo nie muszę bronić. Dasz radę.
Luke wrócił na salę z butelką wody.
- Wstawaj, ćwiczymy dalej. – całkowicie olałem jego słowa i nadal siedziałem.
DO LETYY: Wielki zły potwór wrócił. Wolałbym być teraz u Ciebie.
OD LETTY: Też bym wolała mieć Cię przy sobie, ale musisz ćwiczyć, żebyś był bezpieczny.
DO LETTY: Idę już, ale jest dupkiem.
- Nie słyszałeś? – zapytał się Luke, kiedy wyrwał mi telefon. Spojrzał na urządzenie. – Jeśli wolisz z nią rozmawiać możemy to teraz skończyć. – rzucił mi komórkę. – Też myślę, że jesteś dupkiem.
- O co Ci chodzi? – Luke spojrzał na mnie. – Wiem, że Ci się podoba, ale ona woli mnie, nawet o tobie nie myśli! Nic dla niej nie znaczysz, więc daj sobie spokój.
- Nie mów, za nią co do mnie czuję, nie mów, co ona czuję, bo możesz się zdziwić. – blondyn ode mnie odszedł -Tak w ogóle to powiedz swojej dziewczynie, żeby oddała mi moją koszulkę.
- Co powiedziałeś? – moja złość była coraz większa.
- A właśnie jeszcze jedna rzecz, nie sądzisz, że ma urocze znamię na prawym biodrze? – Mój gniew osiągnął punkt kulminacyjny. Wyciągnąłem rękę w kierunku Luke’a i skupiłem się na tym, by wysuszyć go z wody, którą w sobie miał. Luke się zakołował, ale następnie znalazł się przy mnie wyciągnął rękę w moją szyję i uniósł mnie do góry. Miałem problemy z oddechem. – Posłuchaj mnie ty zadufany idioto, uczę się używać swoich mocy odkąd mam 12 lat. Jestem silniejszy, szybszy i bardziej wytrzymały. Bez najmniejszego problemu mogę Cię zabić, spróbujesz tego jeszcze raz i nie dożyjesz kolejnego dnia. – Patrzyłem się na chłopaka, a jego oczy nagle zaczęły robić się czerwone. W tym samym momencie chłopak puścił i znikł. A ja zostałem sam w pomieszczeniu.
***
(Letty)
Siedziałam w swoim pokoju, właśnie skończyłam rozmawiać z mamą. Podobno Lindy już się lepiej czuję, więc niedługo powinny wracać. Tęskniłam za nimi, to oczywiste, ale nie poganiałam rodzicielki. Wiem, że moja siostra tego potrzebuję, wiem, że to w pewnym sensie przeze mnie. Nadal siedziałam na parapecie i wyglądałam przez okno, ruch samochodów mnie uspokajał, sprawiał, że czułam się lepiej. Byłam spokojniejsza. Wzięłam szkicownik i zaczęłam przeglądać rysunki. Natknęłam się na szkic noża, muskałam palcem po konturach rysunku, aż w pewnym momencie, mogłabym przysiąść, że poczułam zimno metalicznego narzędzia. Spojrzałam jeszcze raz na kartkę i dotknęłam w tym samym miejscu, ale był tam tylko papier. Zamknęłam notes i rzuciłam go na łóżko. Chyba jednak zostanę przy oglądaniu ulicy. Była godzina 17. Dylan powinien już skończyć swój trening. Wzięłam telefon i przyłożyłam do ucha. Nikt nie odbierał. Powtórzyłam czynność i … nadal nic. O co chodzi? W końcu postanowiłam zostawić wiadomość na poczcie głosowej. Może po prostu jeszcze nie skończyli? Odłożyłam komórkę i postanowiłam wstać i przygotować coś do jedzenia. Poszłam do kuchni wyjęłam wszystkie produkty i zrobiłam tosty, a następnie z kolacją w jednej ręce i kubkiem herbaty w drugiej znowu udałam się do swojej sypialni, gdy koślawo łokciem próbowałam zamknąć drzwi, nagle jakaś ręka mi w tym pomogła. Moje serce szybciej zabiło. Odwróciłam się szybko.
- Jezu! Wiesz jak mnie wystraszyłeś? – powiedziałam, gdy zauważyłam blond włosy. Luke wyszczerzył zęby, najwidoczniej dumny z tego, czego dokonał.
- Dzięki. – rzucił chłopak, a następnie ukradł tosta z mojego talerza i zaczął go konsumować.
- To moja kolacja. – chłopak spojrzał na kawałek chleba i ponownie go ugryzł
-- Jak widać już nie. – pokiwałam tylko głową i wzięłam drugi kawałek tosta. Usiadłam na łóżku obok Luke’a i spojrzałam się pytająco na blondyna, bo widziałam, że coś go trapi. – Nie mogę. To się nie uda, nie będę go szkolił. Jest idiotą, ma dwie lewe ręce i walczy gorzej niż ty.
- Po pierwsze ałć, nie walczę przecież tak źle. Po drugie nie nazywaj go tak, to mój chłopak. – Luke przewrócił oczami i prychnął. – Po trzecie o co Ci chodzi? Czemu go nie lubisz?
- A czemu miałbym? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie powiedziałam już nic i znowu zajęłam się jedzeniem. – Czemu go w ogóle lubisz?
- A czemu ty lubisz Ashley? – teraz to ja przejęłam jego zagrywkę. Luke spojrzał na mnie, tymi swoimi nieziemsko niebieskimi oczami.
- Jest ładna. – powiedział.
- Czyli zależy Ci tylko na wygładzie? - przewróciłam oczami. Typowy facet.
- Nie, ale nic do niej nie czuję. – powiedział spokojnie.
- To czemu jesteście razem?
- Bo jest to wygodne dla mnie i dla niej, oboje mamy korzyści. – Korzyści? Idiota, on nie jest w stanie być poważny, on nie jest w stanie do większych uczuć, już odkąd go poznałam wiedziałam jaki jest. To czemu teraz myślałam, że jest inny? Czemu myślałam, ze może być czuły, że może się o kogoś troszczyć? – A ty co lubisz w swoim Dylanie? – zdziwiło mnie to pytanie.
- Jest miły, czuły, opiekuje się mną, jest też zabawny. I to jest normalna odpowiedź.
- Czyli nie kręci Cię pod względem wyglądu? – teraz to blondyn się droczył.
- Oczywiście, że podoba mi się pod względem wyglądu. – odpowiedziałam i wstałam z łóżka, żeby odstawić talerz. – Co się stało na treningu? – zapytałam nadal odwrócona tyłem do Luke’a.
- Nic, o czym musisz wiedzieć. – usłyszałam głos tuż za sobą, przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułam powietrze na swojej rozgrzanej skórze. Powoli odwróciłam się do chłopaka, który stał może centymetr ode mnie. Popatrzyłam w jego niebieskie oczy, a chłopak przegryzł wargę, jak to robił często. Blondyn podszedł bliżej mnie. Czułam jego bicie serca. Skierowałam głowę w dół, a chłopak złapał mnie za podbródek. Nagle jego oczy zrobiły się czerwone.
- Luke? – powiedziałam zaniepokojona i oddaliłam się od niego.
- Co się stało?
- Twoje oczy… – powiedział, a chłopak nadal nie rozumiał. – Zmieniły kolor. – Luke poszedł do łazienki i spojrzał w lustro.
- O co Ci chodzi? – powiedział kiedy wrócił - Są takie jak zwykle. – Podeszłam do niego bliżej, złapałam za żuchwę i przyciągnęłam bliżej. Dokładnie oglądam jego oczy. – Letty?
- Co? – nadal nie przerywałam, nie przewidziało mi się to. Coś się z nim dzieje.
- Jeśli chciałaś się zbliżyć wystraszało powiedzieć, nie opierałbym się, chyba, że ty wolisz przejąć inicjatywę i to twoja gra wstępna. – puściłam chłopaka i oddaliłam się od niego.
- Ej żartowałem.
- Widziałam to. Nie wariuje. – Chłopak usiadł na łóżku.
- No i co, jeny kolor oczu mi się zmienił, to nie jest mniej dziwne niż to, że umiem się teleportować, a ty zabijać na zawołanie.
- A jak coś złego się z tobą dzieje. – martwiłam się o niego, naprawdę się o niego martwiłam.
- Błagam daj spokój, nic się nie dzieje, czuję się świetnie.
- Ale… - chłopak teleportował się znowu przede mnie. Jasne przecież chodzenie jest dla idiotów.
- Letty, jest dobrze. – powiedział spokojnie i ode mnie odszedł.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam na dół i pociągnęłam za klamkę.
- Dzień dobry Letty.
- Dzień dobry Pani Murphy – przywitałam sąsiadkę, która stała w drzwiach. - Chciałam się zapytać, czy nie popilnowałabyś dziś moich dzieci. Mam dyżur w pracy, Ben’a nie ma, bo też jest w pracy i nie mam z kim zostawić moich szkrabów. – Moja sąsiadka miała dwóch chłopców jeden był jeszcze niemowlakiem, a drugi miał około 3 lat. Miała jeszcze dziewczynkę, która miała 2 latka. Nie był to mój wymarzony wieczór, ale postanowiłam się zgodzić. Zanim zdarzyłam odpowiedzieć po schodach zaszedł Luke. – widzę, że masz gościa, to może jednak pójdę do kogoś innego.
- Nie proszę poczekać. – obejrzałam się na blondyna i uśmiechnęłam diabolicznie. – Pomogę pani, ale czy mój kolega, będzie mógł mi pomóc. To jest Luke. – przedstawiłam blondyna, który się uśmiechnął.
- Witam. –powiedział, nadal nie wiedząc w co go wpakowałam.
- Oczywiście, że może CI pomóc, to chodźcie ze mną. Dzieci czują się lepiej u siebie w domu i mamy zabawki, więc będzie łatwiej je zająć.
- Dzieci? – szepnął mi do ucha blondyn, gdy wychodziliśmy. – Jakie dzieci? Jeśli ty coś zmajstrowała, to twoja wina, ale mnie nie wkręcaj w dziecko. Miedzy nami do niczego nie doszło, chyba, że zapłodniłem Cię przez przytulenie to sorry. – chłopak się zaśmiał, a ja puknęłam go w bok. – No co? Już jestem grzeczny.
Sąsiadka zaprosiła nas do domu i pokazała mieszkanie.
- Tu macie lodówkę, jest tu kolacja, więc możecie sobie coś odgrzać, a teraz przedstawię wam dzieci. To jest Peter. – wskazała na trzylatka, który miał kruczo czarne włosy w nieładzie. Chłopiec się uśmiechnął. – To jest Tina. – tym razem wskazała na dziewczynkę o jasnych włosach i niebieskich oczach. – A to Din. – wzięła z kołyski małego chłopczyka. – Wszystkie numery są na lodówce, wiec jak coś to dzwońcie. To ja idę. Bawcie się dobrze. – Kobieta wyszła z domu, a my z Luke’iem zostaliśmy sami nie licząc trójki dzieci.
- To co teraz? – zadałam pytanie.
- Połóżmy je spać, dzieci przecież śpią. – Plan był genialny nie licząc, że jest 18 i nikt nie chciał zasnąć.
*
Głowa mi już pękała od płaczu maluchów, których nie mogliśmy uspokoić od godziny. Nie byli głodni tego byłam pewna, ponieważ jak próbowałam nakarmić Din’a to zaczął jeszcze bardziej krzyczeć, Tina to samo, a Peter po prostu uciekł. Kołysanie na rękach nie pomagało, malowanie, też nie.
- Jakieś jeszcze genialne pomysły? – zadałam pytanie blondynowi, który próbował uspokoić Tinę, kiedy ja trzymałam na rękach Din’a.
- Jeden, tylko potrzebuję czegoś. – spojrzałam na niego pytająco. Luke odstawił Tinę i pobiegł na górę. Po kilku minutach wrócił, a w ręku trzymał gitarę szczerząc się.
- To twój plan?
- Śpiewać i grać umiem. – powiedział chłopak i wyszczerzył się w tym triumfalnym uśmiechu.
- No to spróbujmy. – blondyn usiadł na kanapie i zaczął grać. Rozległ się dźwięk gitary i dzieci, nagle przestały płakać, a potem usłyszałam jego głos
(https://www.youtube.com/watch?v=F-Y01dIGihE)
Pozbieram te części
I zbuduję domek z lego.
Jeśli coś pójdzie źle, możemy go zburzyć.
Moje trzy słowa maja dwa znaczenia
Ale tylko jedno jest w moich myślach:
To wszystko jest dla Ciebie
Jest ciemny i zimny grudzień.
Ale ja mam Ciebie, byś mnie ogrzewała.
Jeśli się zepsujesz, ja Cię naprawię
I będę ochraniać przed szalejącą burzą.
Pozbawiony dotyku, pozbawiony miłości.
Pomogę Ci się pozbierać kiedy upadniesz.
I ze wszystkich rzeczy, których dokonałem
Myślę, że kocham Cię teraz lepiej.
Pozbawiony wzroku, oszalałem.
Z czasem wszystko zrobię dla Ciebie.
I ze wszystkich rzeczy, których dokonałem
Myślę, ze kocham Cię teraz lepiej.
Pomaluję Cię liczbami
I wleję w Ciebie kolory.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będziemy mogli to oprawić
I powiesić Cię na ścianie.
I tak trudno jest to powiedzieć ale już tak kiedyś miałem.
I poddam swoje serce
I zamienię na Twoje.
Pozbawiony dotyku, pozbawiony miłości.
Pomogę Ci się pozbierać kiedy upadniesz.
I ze wszystkich rzeczy, których dokonałem
Myślę, że kocham Cię teraz lepiej.
Pozbawiony wzroku, oszalałem.
Z czasem wszystko zrobię dla Ciebie.
I ze wszystkich rzeczy, których dokonałem
Myślę, ze kocham Cię teraz lepiej.
Nie zatrzymuj mnie.
Więzy chyba się zrywają
A to więcej niż mógłbym znieść.
Jest ciemny i zimny grudzień.
Ale ja mam Ciebie, byś mnie ogrzewała.
Jeśli się zepsujesz, ja Cię naprawię
I będę ochraniać przed szalejącą burzą.
Pozbawiony dotyku, pozbawiony miłości.
Pomogę Ci się pozbierać kiedy upadniesz.
I ze wszystkich rzeczy, których dokonałem
Myślę, że kocham Cie teraz lepiej.
Pozbawiony wzroku, oszalałem.
Z czasem wszystko zrobię dla Ciebie.
I ze wszystkich rzeczy, których dokonałem
Będę cię kochał teraz lepiej.
W czasie piosenki nie odrywałam wzroku od Luke’a. Czułam się jak bym była w innym świecie. Jego głos mnie zabrał, zabrał gdzieś daleko, a ja nie chciałam wracać. Nagle muzyka się skończyła, a ja mimo woli musiałam powrócić do rzeczywistości. Wiedziałam jak blondyn na mnie patrzy i się uśmiecha, ale nie był to ten triumfalny śmiech, tylko uśmiech pełen czułości. Odłożył gitarę i podszedł do mnie.
- I jak? – zapytał.
- To było piękne. – powiedziałam szczerze. Chłopak przeczesał włosy.
- Dzięki. – nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu, nie chodziło to co się z nimi wcześniej działo, ale one mnie przyciągały jak magnes. Letty powiedz coś, nie gap się tak na niego. Zaczęłam rozglądać się po pokoju i zauważyłam, że Peter zasnął. Luke od razu pokierował swój wzrok w tym samym kierunku.
- Odniosę go do pokoju. – powiedział cicho i wziął chłopczyka na górę. Po paru minutach wrócił i zaczął kołysać Tinę, która na jego racach z minuty na minutę zasypiała coraz bardziej.
Przyglądałam się chłopakowi, był dla nich, taki czuły. Był taki ciepły, opiekuńczy, troskliwy. Wcześniej myślałam, że nie stać go na takie uczucia i miałam poczucie winy. Jak mogłam się tak bardzo pomylić. On był zdolny do tych emocji. Miał w sobie tyle spokoju, empatii. Zauważyłam, że dziewczynka również zasnęła, więc Luke wziął ode mnie Din’a
Zaczął kołysać chłopcem, który zainteresował się twarzą blondyna. Uśmiechnęłam się kiedy chłopiec włożył malutkie palce do oka skoczka. Przyglądałam się Luke’owi, który chodził w tą i z powrotem z chłopcem po pokoju nucąc mu kołysankę. W końcu i on zasnął. Blondyn zaniósł go do kołyski i następnie zajął miejsce obok mnie na kanapie. Nadal nie spuszczałam z niego wzroku.
- To trochę przerażające jak się tak patrzysz od prawie godziny. – odezwał się nagle a mnie zalał rumieniec, którego miałam nadzieję, że nie widział.
- Przepraszam. – wycedziłam tylko.
- Nie przepraszaj, nic na to nie poradzisz, że Ci się podobam. – ok. chcesz się tak bawić niech będzie, tylko, że tym razem ja wygram.
- Czyli to twoja wina, że się patrzę. – Luke przegryzł wargę.
- Nie moja wina, że jestem taki sexy.
- Ale ty też się na mnie patrzysz. – powiedziałam.
- Kiedy?
- Nie licząc teraz, dziś jak byłeś u mnie, wcześniej jak mnie uczyłeś.
- To ty się na mnie rzuciłaś. – przypomniał mi.
- Nie protestowałeś. – podniosłam jedną brew.
- Wolałem Cię podejść. – chłopak wstał i poszedł do kuchni. Poszłam za nim.
- Nie podszedłeś. – stanęłam centralnie za jego plecami.
- Doprawdy? – Luke obrócił się, znowu staliśmy strasznie blisko siebie.
- To ja Ciebie podeszłam. – powiedziałam powoli.
- Ja wiedziałem, że zaraz zaatakujesz, tak jak teraz, kiedy szukasz noża, który miał być na blacie, ale nie zauważyłaś, że go wziąłem jak tu przyszedłem. – w tym momencie poczułam jak Luke chwyta mnie za rękę, obraca i przechyla. Nasze twarze były tak blisko siebie, że czułam jego oddech na swojej szyi. – Martwa. – szepnął mi do ucha.
- Skąd wiedziałeś? – zadałam pytanie, kiedy w końcu się otrząsnęłam. Luke znowu siedział na kanapie. Zajęłam miejsce obok niego kładąc nogi na jego kolanach.
- Za bardzo się zdradzasz.
- Ale jak?
- Po pierwsze twój oddech jest przyspieszony, a żyła na szyi pulsuje tak szybko, co oznacza, że serce Ci szaleje.
- Może zawsze się tak przy tobie zachowuję? – Luke spojrzał na mnie. Jego niebieskie oczy wpatrywały się w moja twarz.
- Nie zachowujesz. – powiedział powoli i włączył telewizor. Wzięłam poduszę i w niego rzuciłam. – Ej! – tym razem to chłopak rzucił przedmiotem i zaczęła się wojna. Nagle moja umiejętność rzucania dała o sobie znać, bo poduszka za szybko wymsknęła mi się z ręki i poleciała prosto w wazon. Zamknęłam oczy czekając na dźwięk tłuczonego szkła, ale on nie następował. Jak otworzyłam oczy zauważyłam blondyna, który się uśmiechał i trzymał szklany przedmiot w ręce. – Niezdara. – powiedział tylko, a ja się roześmiałam.
- Dlatego mam Ciebie, żebyś nie pozwolił mi wszystkiego zepsuć. Żebyś mnie naprawił, jak w piosence. – Luke podniósł na mnie wzrok. – Właśnie zaśpiewaj mi coś, ale tym razem tylko dla mnie. – powiedziałam pewna siebie.
- Może kiedy indziej. – odpowiedział i wziął poduszkę ode mnie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Znowu usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy oglądać jakiś film.
____________________
Ja uwielbiam takiego Luke, a wy?
Czekam na wasze komentarze :)
Miłej soboty ^^
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)