sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 14


(Letty)
Calum podwiózł mnie do domu, wpadłam do domu i popędziłam do kuchni. Wiedziałam, że musze po nią jechać. Wzięłam z szuflady nóż i skierowałam się do wyjścia.
- Serio? Nóż? Na chłopaka, który potrafi stworzyć ogień wzięłaś nóż.
- Potrafię jeszcze myślami kogoś zabić. – przypomniałam. – A teraz jedźmy już
*
Staliśmy przed opuszczonym magazynem. Budził się we mnie coraz większy strach i siła, aby walczyć o życie przyjaciółki.
- Ty zostajesz. – powiedziałam i spojrzałam się na Calum’a
- Co?! Nie ma mowy.
- Powiedział, że mam być sama inaczej ją zabiję. Zostajesz. – chłopak popatrzył się na mnie wzrokiem niezrozumienia, ale w końcu pokiwał głową.
Ruszyłam w kierunku budynku. Weszłam przez zniszczone drzwi do środka. Było tam pełno kurzu, pajęczyn i pudeł. Szłam przed siebie długim korytarzem mocno trzymając za plecami nóż. Było ciemno i cicho. Do moich uszu nie docierał żaden dźwięk z wyjątkiem bicia własnego serca. Całe otoczenie mnie przerażało, nie chciałam iść dalej, ale wiedziałam, że muszę to zrobić dla Lily, dla mojej przyjaciółki, która jest dla mnie jak siostra. W końcu doszłam do większego pomieszczenia. Na środku stało krzesło, a na nim uwięziona dziewczyna o znanej mi sylwetce. Podbiegłam do przyjaciółki.
- Lily? Lily, wszystko będzie dobrze, będzie….- poczułam jak silne ręce odciągają mnie od dziewczyny. Plecami uderzyłam o zimną ścianę. Brian stał blisko mnie przytrzymując abym nie uciekła. Patrzyłam mu prosto w oczy. Nie czułam już strachu, a gniew. Słyszałam pisk Lily, która przyglądała się całej sytuacji. Chłopak uśmiechnął się psychopatycznie.
- No w końcu jesteśmy sami. – przechylił głowę na bok i nie spuszczał mnie z oczu. – Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.
- Puść ją. – powiedziałam przez zęby i wskazałam na Lily. Szatyn obrócił się w stronę dziewczyny i rzucił kulę ognia w jej kierunku. Pisnęłam, ale okazało się, ze ogień trafił tylko w sznury, które więziły jej dłonie. Dziewczyna oswobodziła się, a Brian znowu skierował wzrok na mnie. – Lily uciekaj!- krzyknęłam do przerażonej przyjaciółki.
- To na czym skończyliśmy ostatnio? – chłopak stworzył ogień w swojej lewej ręce. – A tak pamiętam miałem cię zabić. A TY nie próbowałbym tego na twoim miejscu. – te słowa skierował do wolnej dziewczyny. Dopiero wtedy zauważyłam, ze trzyma ona metalową rurkę w ręku. Lily nie posłuchała i wzięła zamach, aby uderzyć chłopaka w głowę. Brian był szybszy i bez problemu złapał broń. Metal zaczął świecić, a Lily krzyknęła z bólu. Wiedziałam, że chłopak podgrzał przedmiot, który chwilę temu trzymała szatynka. – Obiecałem, że nic CI nie zrobię i już tego żałuję. – Brian rzucił płomienną kulą w stronę Lily i zamknął ją w okręgu z płomieni. Postanowiłam wykorzystać sytuację i wbiłam nóż w bok chłopaka, który osunął się na nogach. Ognisty krąg wygasał, a ja podbiegłam do szatynki, chwyciłam za rękę i zmusiłam do biegu. Za sobą słyszałam śmiech Brian’a. Nagle przed mną pojawiła się ściana ognia. Byłyśmy w pułapce. To koniec. Nie, nie, nie. To nie może się tak skończyć. Skupiłam wszystkie swoje myśli i starałam się wyobrazić śmierć chłopaka, który szedł powoli w naszym kierunku. Szlag. Niech to zadziała. Wyobrażałam sobie, że chłopak nagle zaczyna się dusić. Powietrze nie może trafić do jego płuc i pada na ziemie. Dalej niech to zadziała! Poganiałam się w myślach. Nic to nie dawało. Chłopak był parę centymetrów ode mnie. Chwycił mnie i rzucił ścianę. Czułam jak każda cześć ciała mnie boli. Szatyn podszedł do mnie i znowu przywarł do ściany. Jego wzrok był pełen nienawiści i chęci mordu.
- Nie błagam nie! – podeszła do niego Lily i chwyciła za rękę. – Błagam, wiem, że masz tam jakieś uczucia. Błagam. – chłopak odrzucił ją. Zamknęłam oczy i czekałam na najgorsze.
- Jakieś ostatnie życzenie? – szepnął mi do ucha, a jego głos przyprawił mnie o ciarki.
- Tak. Odpierdol się. – usłyszałam znajomy głos i otworzyłam oczy. Zauważyłam Luke’a, który oderwał ode mnie szatyna i rzucił przez cały pokój. – Nic Ci nie jest? – zapytał pomagając mi wstać. – jego oczy wyrażały troskę.
- Jest dobrze. – powiedziałam i popatrzyłam się w jego stronę.
- Zabierz Lily i idźcie do Calum’a – pokiwałam w zgodzie i podbiegłam do przyjaciółki. Razem biegiem wyszłyśmy z przeklętego magazynu na zewnątrz. Calum, który czekał przed autem, od razu do nas podbiegł i pomógł iść.
- Odwieź ją do domu. – rozkazałam.
- Zaraz was odwiozę. – powiedział.
- JĄ – podkreśliłam i wskazałam na Lily.
- Nie ma mowy, nie zostajesz tu. – zaczął kłócić się chłopak, ale ja nie słuchałam i skierowałam się z powrotem do pomieszczenia. Pobiegłam korytarze w stronę odgłosów walki. Wpadłam do pokoju i zauważyłam jak Luke teleportuje się z miejsca na miejsce i kopie leżącego chłopaka, z którego lała się krew.
- A mówiłem, że masz się do niej nie zbliżać, bo Cie zabiję. – powiedział blondyn i sięgnął po metalowy drążek. – Nie żartowałem. – powiedział i uderzył nim chłopak, prosto w brzuch. Brian zakaszlał i wypluł krew, nie mógł złapać oddechu. Nie mogłam na to patrzeć. Nie mogłam znieść widoku, jak blondyn, którego znałam, który był taki dobry, staje się bezwzględny. Wiedziałam, że był szkolony, ale nie sądziłam, że tak wygląda jego druga strona. Jak widać każdy ma w sobie demona, którego w pewnym monecie odnajdujemy.
- Jeśli mnie zabijesz nie dowiesz się co nadchodzi. – powiedział ledwo Brian.
- A niby co nadchodzi?- ukucnął przed nim Luke. Szatyn się zaśmiał.
- Myślisz, że jestem takim idiotą i Ci powiem, żebyś potem mnie zabił.
- Mów, albo…
- Albo mnie zabijesz? Wy skoczkowie i wasz porywczy temperament. Jesteś jak tatuś. – szatyn patrzył się prosto w oczy mojego przyjaciela.
- Skąd go znasz?
- Ty nic nie wiesz? – Brian znowu się zaśmiał. – Zostali zamordowani ostatni skoczkowie, największy ród, zostali zabici przez nich. – Nich? Zadałam sobie w myślach pytanie. – Bo współpracowali z demonami. Byliście ich popychadłami, każdy na was polował, a cóż moja rodzina was wydała. – Szatyn wyszczerzył zęby. – Jak widać jednego pominęli.
- Jednego, który Cię zabiję. – powiedział Luke, który był coraz bardziej zły i ponownie kopnął chłopaka w brzuch.
- Nie, nie! Czekaj pomogę wam. Nie wiesz tego co ja wiem.
- Pomożesz? Ty z nimi współpracowałeś. Myślisz, że Ci wierzę?
- Zdradzili nas, chcę zemsty jak nikt inny.
- Dam rade sam. – rzucił Luke i wziął kolejny zamach.
- Nie! – krzyknęłam. Wzrok chłopaków zwrócił się w moją stronę, którzy dopiero teraz zauważyli, że jestem w pomieszczeniu.
- Letty? –popatrzył Luke. – Co ty tu…
- Nie zabijesz go. – powiedziałam spokojnym głosem i zauważyłam jak szatyn mi się przygląda. Byś zdziwiony, chwilę temu on by się nie zawahał, a teraz jak mu pomagam.
- Jak chcesz. – powiedział blondyn i uderzy w głowę Briana, który stracił przytomność. Chłopak kierował się w stronę wyjścia.
- Kim są oni? – zadałam pytanie, które mnie nurtowało, ale blondyn całkowicie mnie zlekceważył. – Kim oni są? Odpowiedz mi. – wyprzedziłam chłopaka i zagrodziłam mu drogę. – Spójrz na mnie. – blondyn niechętnie podniósł wzrok. Był wściekły. – O co chodzi?
- Co tu robiłaś? – zapytał, a w jego głosie był gniew. – Dlaczego przyszłaś sama, dlaczego mimo, że Ci kazałem wyjść z Lily to i tak wróciłaś, dlaczego mi nie pozwoliłaś go zabić? – pytał, a z każdym pytaniem jego gniew wzrastał.
- Przyszłam sama, bo powiedział, że jak inaczej postąpię to zabije Lily, nie posłuchałam Cię bo nie możesz mi rozkazywać, mam własny rozum jakbyś nie zauważył. A nie pozwoliłam go zabić, bo nie chce Cie takiego widzieć.
- Widzieć jakiego?!
- Widzieć mordercę!
- Widzisz mnie jako mordercę? Kurwa dobrze wiedzieć. – powiedział blondyn i mnie minął.
- Przestań zachowywać się tak.
- Jak?
- Jakby się nic przed chwilą nie wydarzyło. Słyszałam tą rozmowę. – Luke nie zatrzymywał się i szedł przed siebie. – Porozmawiaj ze mną?! – Chłopak gwałtownie podszedł w moja stronę.
- Co mam Ci powiedzieć, że zachowałaś się jak największa idiotka, więc tak zrobiłaś to. Jesteś irracjonalną, pustą dziewuchą, która nic nie rozumie. Masz dar, którego nawet nie możesz okiełznać, ale udajesz bohaterkę, sprawiając, że przez Ciebie może zginąć więcej ludzi, a ja za każdym razem musze po tobie sprzątać. Nic nie wiesz od śmierci, nic nie wiesz o mnie. Więc przestań udawać, że to rozumiesz, że rozumiesz śmierć, a zwłaszcza kurwa, że rozumiesz co czuję! – słowa te sprawiły mi ból, odsunęłam się od blondyna i patrzyłam mu w oczy. Udawałam silną, nie chciałam pokazać słabości.
- Za to ty wszystko wiesz? Cały czas mi rozkazujesz jakbym była najgłupszą osobą na świecie!
- Bo jesteś!
Luke wyszedł z pomieszczenia a ja osunęłam się przy ścianie. Przeczesałam ręka włosy i nie mogłam przestać myśleć, że miał rację. W końcu wstałam i wyszłam na zewnątrz, zaczynało się ściemniać. Blondyn stał przy samochodzie. Nic nie mówiąc wsiadłam do pojazdu. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. W końcu dojechałam do domu i wysiadłam z auta. Weszłam do mieszkania zamknęłam drzwi oparłam się o drzwi, a z moich oczu poleciało kilka łez.
***
(Lily)
Jechałam samochodem z Calum’em. Byłam roztrzęsiona, nie chciałam myśleć, o tym co się stało. Byłam cała w kurzu, nie mówiąc o tym, że pewnie wyglądam koszmarnie. Zastanawiałam się co stanie z Brian’em. Mimo, tego co zrobił, dostrzegłam w nim pewne człowieczeństwo. Lily co z tobą nie tak? To psychopata. Skarciłam się w myślach.
- Jak mogłaś? – pozwiedzał Calum, który wytrwał mnie z przemyśleń.
- Ale co?
- Wiesz jak się martwiłem? Odchodziłem od zmysłów, od dziś będziesz wszędzie chodziła ze mną. Nie spuszczę Cię z oczu. Księżniczko, nie wiem co bym zrobił, jeśli coś by Ci się stało. – Złapałam Calum’a za dłoń którą miał przy skrzyni biegów i spojrzałam w jego stronę. Chłopak też na mnie spojrzał, bo akurat staliśmy w korku. Widziałam w jego oczach troskę, miłość.
- Dziękuję. – powiedziałam cicho. – Dziękuję, że jesteś przy mnie. Dziękuję, że Cię poznałam, dziękuję, że się o mnie troszczysz. – przybliżyłam się do chłopaka i pocałowała w policzek. Brunet się uśmiechnął.
- Zawsze do usług księżniczko.
*
W końcu dojechaliśmy do mnie do domu. Nie marzyłam o niczym innym jak o gorącej kąpieli. Calum odprowadził mnie do drzwi.
- Wszystko będzie dobrze? – zapytał z troską.
- Tak, dziękuję – uśmiechnęłam się i wtuliłam w chłopaka, napawałam się jego zapachem, ciepłem, uspokajającym biciem jego serca. – A i wiem, że wiesz. – powiedziałam w końcu. Mimo, że nie widziałam twarzy przyjaciela wiedziałam, że właśnie się uśmiecha. – Dobranoc.
- Słodkich snów księżniczko. – Odeszłam od chłopaka i weszłam do domu. Poczułam wibracje telefonu.
WIADOMOŚĆ OD CALUM: Nie porwali Cię jeszcze?
Uśmiechnęłam się. Co za idiota, pomyślałam i szybko wystukałam w telefon odpowiedź.
WIADOMOSĆ DO CALUM: Daję radę, bronię się i stawiam opór :P.
WIADOMOSĆ OD CALUM: I dobrze, bo nie chce znowu zgrywać bohatera i Cię ratować.
Po przeczytaniu tych słów zaczęłam się śmiać. W końcu poszłam do pokoju i wzięłam gorącą kąpiel. Woda sprawiła, że poczułam ukojenie, w końcu ubrałam się w czyste ubrania i zeszłam na dół żeby coś zjeść. Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszła i pociągnęłam za klamkę. Na zewnątrz stałą Letty, w ręku trzymała torbę. Patrzyłam się na nią z pytającą miną.
- Luke to pojeb! – przytaknęłam tylko głową i wpuściłam ją do środka. Po uszykowaniu kolacji poszliśmy do mnie. Przyjaciółka usiadła na łóżku. – Powiedział mi, że jestem idiotką, bo poszłam po Ciebie sama…- Szatynka opowiedziała mi cała historię, to co usłyszała, to co powiedział jej Luke to jak dowiedziała się, że jest skoczkiem, ja również powiedziałam jej o tym co się działo kiedy z nim byłam, jak poznałam Brian’a.
- Czy w naszym życiu nie mogą dziać się żadne normalne rzeczy? – zapytałam w pewnym monecie.
- Dylan i ja się pocałowaliśmy. – powiedziała w końcu Letty. Na te słowa się uśmiechnęłam.
- Co? Jak było? Dobry był? – w tamtym momencie przypomniałam sobie jak to być typową nastolatką.
- Było dobrze, nawet bardzo. – przyjaciółka się zaróżowiła, wiedziałam, że czuje coś do Dylana.
- Jake mnie pocałował. – wypaliłam nagle przypominając sobie tamtą sytuacje.
- Co? Jak to kiedy?
- Raz przyszedł powiedział, że mnie unika bo coś do mnie czuje i nad tym nie panuje i mnie pocałował.
- A ty co na to?
- W szkole powiedziałam mu, że to nie to.
- Ałć. - potem jeszcze śmiałyśmy się z Letty i rozmawiałyśmy jak za dawnych czasów.
- Jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę Ci powiedzieć – powiedziała poważnie przyjaciółka.
- Co? – popatrzyłam się na nią pytającym wzrokiem
- Kai, on chyba został zabity przez demona, znaczy się nie wiemy czy nie żyje, ale Dylan to odkrył i on o wszystkim wie. – Nie wiedziałam jak zareagować. Lubiłam Kai’a pomógł mi i był dla mnie miły. Poczułam pewną pustkę. Resztę wieczoru rozmyślałam jeszcze o tym, a potem z Letty w końcu postanowiłyśmy pójść spać.


---------------------------
Kolejny rozdział za nami. Jak wam się podoba druga strona Luke'a? Co sądzicie o Brianie?

Życzę miłej soboty :*

2 komentarze:

  1. O kurcze *-* , rozdział jak zwykle świetny ,
    nie miałam czasu żeby skomentować wcześniej, ale przecież nigdy nie jest za późno xD :D
    O drugiej stronie Luke'a i o Branie nawet niewiem co mam myśleć o.o , tylko wow, nie spodziewalam się tego ,
    No i czekam na next :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że czytasz i mnie wspierasz :*
      Cieszę się, że podobał Ci się ten rozdział. Mam nadzieję, że z dalszym ciągiem historii Cię nie zawiodę :)

      Usuń

Theme by Hanchesteria