- Jestem skoczkiem. Czyli potrafię się teleportować, ale
tylko i wyłącznie w miejsce, które widzę i potrafię sobie wyobrazić. Mogę na
przykład pojawić się w miejscu, gdzie było robione to zdjęcie. – wskazał na
ramkę na moim biurku. – Mogę teleportować się wyłącznie sam, nie mogę przenieść
żadnych osób, czy dużych przedmiotów.
- Ok. rozumiem, to wszystko. – przerwałam mu.
- Gdy byłem dzieckiem wychowywali mnie rodzice – kontynuował.
– Trenowali, też byli skoczkami. Nigdy nie powiedzieli mi co dokładnie robią,
lecz mówili, że się dowiem. Moja moc rosła, z każdym dniem byłem coraz silniejszy.
Pewnego razu moi rodzice zostali zamordowani przez demony.
- Demony? O czym….
- Są to stworzenia nocy, które przedostają się na ziemię i są
kierowane przez kogoś. Nie wiem przez kogo. Gdy moi rodzice zostali zabici zostałem sam, poznałem Caluma i
z nim zamieszkałem. Nim zginęli
zostawili mi list i księgę. Było tam napisane, że jestem już gotowy poznać
prawdę. Jestem od żywiołu powietrza, dlatego potrafię się teleportować.
Istnieje legenda, że wszystkie żywioły musza zostać poświęcone, a otworzą się
bramy piekieł. Cienie wyjdą na ziemię i znowu nią zawładną. Moja rodzina
starała się odszukać klucz do klątwy. Jest nią dziewczyna, córka ciemności,
która ma wielką moc. Gdy zginęli chciałem kontynuować ich dzieło i wtedy po
prostu poczułem, że muszę przyjechać do Nowego Yorku. Był koncert i poznałem
Ciebie, która zemdlała i majaczyła przez sen coś o śmierci. Wiedziałem, że to
ty, czułem to, nie wiem jak, nie wiem czemu, ale wiedziałem, to Ciebie szukałem
przez połowę życia. Jesteś najważniejszym elementem, kluczem. – Żeby wszystko
się dopełniło ostatnie żywioły mają być poświecone i zabite nożem, wtedy
zostaną wypuszczone cienie i wszystko ma się odbyć w czerwony świt. – przestał
mówić, a ja spojrzałam mu w oczy, nie ufałam mu, już nie.
- Mam uwierzyć w tą bajeczkę?
- To prawda, mówię prawdę.
- Ok., jest coś jeszcze?
- Widzisz śmierć, a dziś powiedziałeś mi o Wrenie, to się
stało, ponieważ jesteś córką śmierci, nie tylko widzisz śmierć, ale ją
kontrolujesz. Masz ogromną moc, którą musisz nauczyć się kontrolować. – jego
oczy wskazywały, że jeszcze czegoś nie powiedział.
- Co jeszcze?
- Mam jeszcze jedną moc, potrafię kontrolować umysły, znaczy
się ludzie robią to co chce, żeby robili.
- Dlatego Ci mężczyźni tak po prostu wyszli?
- Tak, nie będą oni pamiętać co się stało, no tak to działa.
– myślałam o czymś, aż w końcu mnie olśniło
- Dylan. – Luke spojrzał na mnie. – Naskoczyłam na niego, nie
wiedział dlaczego, widziałam jak całuje dziewczynę, powiedział mi, że nie może
się spotkać, to twoja sprawka?
- Letty, on jest podejrzany, musiałem to zrobić. – mój gniew
znowu się powiększył
- Musiałeś zniszczyć jedyną rzecz, która była normalna, za
każdym razem, kiedy próbował mnie pocałować, nagle odchodził, a ja czułam, ze
ktoś mnie obserwuje, na koncercie też, a Lily mówiła, że jak rozmawiała z
Calumem to podszedłeś i powiedziałeś, że musisz wyjść w tym samym momencie
kiedy ja. To byłeś ty!
- Letty.
- Daj spokój, jestem zabójcza, dam radę sama, a chłopak
pocałunkiem mnie raczej nie zabije. – zaczęłam
chodzić po pokoju. -byłam tak zła, bo myślałam, że całował inną to przez ciebie
jak zobaczyłam Wrena pomyślałam o zabiciu go, to przez Ciebie go zabiłam!
- Letty, musiałem.
- Nienawidzę Cię! – podeszłam do niego i spojrzałam w oczy,
czułam obrzydzenie, gniew. – Idź zanim stworze twoją śmierć.
- Letty, uspokój się.
- Idź! Nie chce Cię więcej razy widzieć. Nie istniejesz dla
mnie?
Chłopak spojrzał się na mnie ostatni raz i rozpłynął się w
powietrzu. Usiadłam na łóżku i płakałam, nic nie miało sensu. Zniszczył mi
życie, to wszystko przez niego. Nienawidziłam go. Naprawdę w tamtym momencie go
nienawidziłam. Miałam dość, to czego się dowiedziałam to za dużo.
***
Wstałam bardziej zmęczona niż zwykle, kolejny dzień.
Chciałam, żeby wczorajszy wieczór był tylko snem. Jednak wiedziałam, że to wszystko
się wydarzyło. Niechętnie wstałam ogarnęłam się i poszłam do szkoły. Marzyłam
tylko o tym, żeby nie spotkać Luke’a. Szłam do klasy kiedy wpadłam na Dylana.
- Letty nie wiem co zrobiłem źle, przepraszam. – rzuciłam się
chłopakowi na ramiona.
- To ja przepraszam, byłam zła i wszystko zrzuciłam na
Ciebie.
- Więc między nami dobrze?
- Tak. – powiedziałam uśmiechając się. Przynajmniej tego nie zniszczył do
końca.
- To dziś coś robimy? – zapytał się.
- Dziś wraca moja mama, więc chciałam być w domu, ale może
jutro? – przegryzłam wargę.
- Może. – zadzwonił dzwonek, Dylan podszedł do mnie i
pocałował w policzek. – Zadzwonię- powiedział i poszedł w swoim kierunku.
Ciszyłam się, że nie był zły za mój wczorajszy wybuch. Również poszłam do klasy,
usiadłam na swoim miejscu i zaczęła się lekcja geografii. W połowie lekcji do
Sali wszedł znany mi blondyn?
- O panie Hemmings czym zawdzięczamy sobie zaszczyt, że
przyszedł pan na lekcje? – powiedział nauczyciel.
-Zaspałem.
- Ciężka noc. – Luke spojrzał się na mnie.
- Nawet nie wie Pan jak.
- Siadaj już – powiedział nauczyciel. Niestety ławkę miał za
mną. Kiedy szedł nasz wzrok się skrzyżował. Blondyn usiadł za mną, ale mimo, iż
go nie widziałam czułam na sobie jego wzrok. Nauczyciel, cały czas coś dyktował,
ale ja kompletnie nie uważałam, do mojej głowy wróciły wydarzenia z
poprzedniego wieczoru.
- Panno Marshall. – zwrócił się nauczyciel- Proszę
odpowiedzieć na pytanie. – Patrzyłam się na niego i nie miałam bladego pojęcia
o czym mówił. – Niestety nie wiem. – powiedziałam
- Przed chwilą o tym mówiłem, chyba, że pani nie uważała.
- Nie dziwię się jej, strasznie pan przynudza. – odezwał się
blondyn za mną.
- Chce jeszcze pan coś dodać panie Hemmings.
- Chyba oprócz tego, ze nie umie pan uczyć to nie.
- Dość tego oboje zostajecie po lekcjach, w bibliotece na
pewno się przydacie.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- Żadnych dyskusji. – powiedział nauczyciel i kontynuował
zajęcia. No świetnie i będę musiał spędzić jakieś 2 godziny z tym idiotą za
mną. W końcu zadzwonił dzwonek, podeszłam do Luke’a zła.
- Jesteś idiotą, przez Ciebie mam kozę.
- Przynajmniej nie będziesz mogła ode mnie uciec – szepnął mi
do ucha i odszedł. Miałam ochotę krzyczeć w środku. Nie chciałam na niego
patrzeć, a co dopiero rozmawiać.
Reszta lekcji minęła szybko, aż w końcu nastąpił czas kary.
Poszłam do biblioteki Luke już tam był. Bibliotekarka już mu coś tłumaczyła, a
następnie wyszła z Sali. Zostaliśmy sami. Podeszłam do chłopaka.
- Co mamy robić? – zapytałam nawet nie patrząc mu w oczy.
- Mamy uporządkować te wszystkie książki wskazał na wielki stos.
- Ok. – powiedziałam i odeszłam od Hemmingsa, nie chciałam
przebywać w jego towarzystwie. Wzięłam cześć książek i zaczęłam je układać. W
pewnym momencie miałam położyć książkę na najwyższej półce, oczywiście byłam za
niska. Stanęłam na palcach, nagle ktoś stanął za mną i zabrał książkę z mojej
dłoni i odłożył na miejsce. Powoli odwróciłam się żeby spojrzeć Luke’owi w
oczy. Staliśmy tak blisko siebie, że czułam bijące od niego ciepło. Patrzyłam
mu w oczy i widziałam kogoś komu ufałam, komu nadal mogę ufać. Nie chciałam
tego czuć, nie chciałam mu wierzyć.
- Wiem, że to czujesz. Wiem, że chcesz mi zaufać – powiedział
nie oddalając się na krok.
- W myślach też czytasz? Czy może po prostu teraz bawisz się
w przekazywanie swojej woli.
- Nigdy tego na tobie nie użyłem. To co czułaś, to że mi
ufałaś, sama tego doznałaś i ja nie mogę sprawić, że zaczniesz coś czuć –
odwróciłam wzrok i odeszłam. W końcu skończyliśmy karę i razem wychodziliśmy ze
szkoły jako ostatni. Na parkingu był tylko mój samochód. Powoli do niego szłam
gdy podszedł do mnie pewien chłopak. Był wyskoki, miał brązowe włosy, wyglądał
jakby był w moim wieku.
- Letty Marshall? – zapytał
- Tak? Słucham?
- Jestem Brian i nie
masz pojęcia jak długo Cię szukałem.
Chłopak uśmiechnął się chytrze i złapał mnie za przed ramię,
przywarł do mojego samochodu a jego ręka zapłonęła i to dosłownie
- Wiesz nic do Ciebie nie mam, ale jest pewna legenda, a mój
brat został zabity właśnie przez nią, cóż nie chce podzielić jego losu, więc
zlikwiduje klucz.- Zbliżył płonącą dłoń do mojej twarzy, zamknęłam oczy, żeby
tego nie widzieć.
Nagle jego ciężar ze mnie zszedł. Otworzyłam oczy i
zauważyłam jak chłopak leży jakieś kilka metrów za mną. Przed sobą widziałam
Luke’a.
- Nie dotykaj jej chyba, że chcesz zginać. – chłopak się
zaśmiał, powoli się podnosząc.
- Oj widzę, że chcesz spłonąć. – Po tych słowach kula ognia
poleciała w kierunku Luke’a. Jednak chłopaka zdążył się teleportować. – O skoczek,
myślałem, że wszyscy już nie żyjecie, ale jednak. Po co ją ratujesz, przez nią
zginiesz, wiesz że po ciebie przyjdą i zostaniesz poświecony. – chłopak mówił
cały czas celując w znikającego Luke’a. Słysząc to zrozumiałam, że blondyn
ryzykuje cały czas swoim życie dla mnie. W pewnym momencie Hemmings oberwał.
Krzyknęłam, co zwróciło uwagę Brian’a. Luke to wykorzystał i resztkami sił
teleportował się i uderzył chłopaka.
- Letty uciekaj! – krzyknął
- Nie! Co z tobą!
- Już! – postanowiłam go posłuchać i wsiadłam do samochodu i
jak najszybciej odjechałam. Nie wiedziałam dokąd zmierzam po prostu jechałam.
***
- Ryzykujesz dla niej życie. – zaśmiał się Brian. – jesteś
idiotą.
- Nie ty nim jesteś. – powiedział Luke i znowu skoczył, tym
razem pojawił się za plecami chłopaka, przewrócił go i zaczął bić po twarzy,
jako skoczek miał więcej siły niż normalny człowiek. Brunet podniósł się i
dotknął swoją płonącą ręką Luke’a w ramię paląc jego skórę. Blondyn krzyknął z
bólu, po czym oberwał płonącą kulą w brzuch.
- Naprawdę nie chciałem zabić jedynego skoczka, którego
poznałem, ale nie dajesz mi wyboru, a kiedy Ciebie już nie będzie, no cóż twoja
koleżaneczka będzie następna. – Po tych słowach Luke wykrzesał z siebie resztki
siły teleportował się złapał Brian’a za
twarz popatrzył się mu w oczy.
- Pójdziesz za mną i będziesz spokojny. – brunet zrobił
dokładnie to o co prosił go Luke. Blondyn zaprowadził go na brzeg pobliskiej
rzeki. – Lubisz bawić się ogniem, więc zobaczymy jak idzie Ci z wodą. Luke
chwycił chłopaka za głowę i zanurzył ją w wodzie. Brian zaczął się topić, Hemmings
w końcu wyjął jego głowę i spojrzał w oczy. – Jeśli zbliżysz się do Letty i
będziesz chciał ją skrzywdzić to skończy się inaczej. – po tych słowach blondyn
zniknął zostawiając chłopaka samego.
***
(Lily)
Po wczorajszym wieczorze nie rozmawiałam z Jake’iem, nie
powiedziałam też o tym Letty, bo cały dzień jej nie widziałam. Nie wiedziałam
co czuję, nigdy nie myślałam o przyjacielu inaczej, ale po tym pocałunku. No
właśnie nie wiem czy coś się zmieniło, czy jest jak dawniej. Chciałabym, żeby
było jak dawniej. Chciałabym cofnąć to wszystko. Nie wiem jak teraz mam się
zachowywać przy Jake’u. Rozmyślałam tak w czasie powrotu do domu.
- O tym tak myślisz księżniczko? – zapytał Calum, który mnie
odprowadzał.
- O niczym. – skłamałam
- Jasne, już Ci wierze. – jak zdążył mnie tak szybko
przejrzeć.
- Jake mnie wczoraj pocałował. – wyrzuciłam z siebie.
- A tobie się nie podobało?
- Nie.
- Podobał Ci się?
-Nie. – Calum zrobił dziwną minę. – Znaczy się nie wiem, nie wiem
co mam czuć, bo wiesz znam go już długi czas i nigdy nie myślałam o nim inaczej. To tak jak
ty byś mnie pocałował.
- Ałć. Nie chciałabyś?
Jestem w tym dobry. – zaśmiał się chłopak.
- Oczywiście, że bym chciała i nie wątpię, że jesteś w tym
bardzo dobry. – zaśmiałam się - ale nie wiem jak mam się przy nim zachowywać.
- Jeśli poczułaś motylki w brzuchu i myślisz, ze tego
pocałunku nic nie przebije to jest to, a jeśli nie czułaś tego to oznacza, że
to tylko przyjaciel i musisz mu to powiedzieć.
- Dzięki jesteś najlepszy – pocałowałam chłopaka w policzek.
- Wiem, że chciałaś w usta. – zaśmiał się.
-Ależ oczywiście, ale z trudem się powstrzymałam. – Szliśmy
dalej nagle na naszej drodze pojawił się mężczyzna, którego skądś kojarzyłam,
dopiero gdy podszedł bliżej poznałam te oczy to ten sam mężczyzna, który mnie
zgwałcił. Zatrzymałam się przerażona, co się dzieje.
- Co się stało? – zapytał zaniepokojony przyjaciel.
- Lily. – powiedział mężczyzna. – jak dobrze Cie widzieć. – w
końcu widziałam całą jego twarz. Miał ciemne włosy, brązowe oczy, małe usta i
lekki zarost. Na szyi miał wisiorek, na którym zawieszony była fiolka a w niej
włosy. Moje włosy, które obciął mi tamtego dnia.
-To ty? –
dałam radę wydusić z siebie.
- Tęskniłaś.
A właśnie wczoraj poznałem twoją przyjaciółkę Letty, niestety mi uciekła, ale
jeszcze się spotkamy, liczę na to.
- Nie
zbliżaj się do niej. – wysyczałam.
- A co mi
zrobisz? – powiedział i zbliżył się do mnie.
- Lepsze
pytanie jest co ja zrobię? – odezwał się Calum, który stanął między mną i
mężczyzną. – Kim jesteś.
- Sean i
jestem, no cóż bliskim znajomym Lily. – na te słowa wzdrygnęłam się.
- Lepiej
stąd znikaj, bo nie chcesz być moim bliskim znajomym. – Mężczyzna w kapturze
popatrzył na nas i odszedł.
- Wszystko
dobrze? – zapytał się Calum. - o co
chodziło? – wiedziałam, że będę musiała mu wszystko powiedzieć. Gdy w końcu
byliśmy w moim domu zaprosiłam chłopaka do domu i opowiedziałam mu wszystko.
Chłopak przytulił mnie dodając otuchy.
- Ok. mam
coś dla ciebie. – powiedział i wziął gitarę, którą miał cały czas przy sobie.
Zaczął grać
i usłyszałam słowa, które strasznie mi pomogły.
Nie umiera
nigdy
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy
Życie może być ciężkie by oddychać, kiedy jesteś uwięziony w pudle
Czekasz na wolność aż przybędzie, zawsze przychodzi za późno (woah)
Jesteś na krawędzi, gubiąc się i droga zaczyna kołysać
Za każdym razem gdy strona się odwraca, jest szansa by to naprawić.
Oh, słońce wzejdzie
Jak Zapłoną płomienie
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy
Trudno jest dostrzec wroga, kiedy wpatrujesz się w siebie
Może twoje odbicie pokazuje, że krzyczysz o pomoc
I próbujesz jak najlepiej by się utrzymać, A twoje stopy pozostają w tyle
Ale rytm, którym maszerujesz, trzymasz idealny takt
Oh, słońce wzejdzie
Jak Zapłoną płomienie
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce się wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy
Próbuj jak najlepiej, by zmienić swój los
Po prostu ciesz się życiem
Słońce się wzniesie, księżyc upadnie
Jutro nie umiera nigdy, (nie umiera nigdy)
Oh, słońce wzejdzie(słońce wzejdzie, słońce wzejdzie)
Jak zapłoną płomienie (Zapłoną płomienie, Zapłoną płomienie)
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy
Życie może być ciężkie by oddychać, kiedy jesteś uwięziony w pudle
Czekasz na wolność aż przybędzie, zawsze przychodzi za późno (woah)
Jesteś na krawędzi, gubiąc się i droga zaczyna kołysać
Za każdym razem gdy strona się odwraca, jest szansa by to naprawić.
Oh, słońce wzejdzie
Jak Zapłoną płomienie
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy
Trudno jest dostrzec wroga, kiedy wpatrujesz się w siebie
Może twoje odbicie pokazuje, że krzyczysz o pomoc
I próbujesz jak najlepiej by się utrzymać, A twoje stopy pozostają w tyle
Ale rytm, którym maszerujesz, trzymasz idealny takt
Oh, słońce wzejdzie
Jak Zapłoną płomienie
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce się wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy
Próbuj jak najlepiej, by zmienić swój los
Po prostu ciesz się życiem
Słońce się wzniesie, księżyc upadnie
Jutro nie umiera nigdy, (nie umiera nigdy)
Oh, słońce wzejdzie(słońce wzejdzie, słońce wzejdzie)
Jak zapłoną płomienie (Zapłoną płomienie, Zapłoną płomienie)
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy
Piosenka
sprawiła, że poczułam się lepiej, on sprawił, że poczułam się lepiej.
- Jesteś
najsilniejszą osobą jaką znam, ze wszystkim radziłaś sobie sama, ale teraz masz
mnie i ja Ci pomogę obiecuję. – powiedział, a ja wtuliłam się w niego.
- Dziękuję,
że jesteś. – powiedziałam i zamknęłam oczy, żeby móc napawać się jego
obecnością.
***
(Letty)
Byłam w domu od jakiejś godziny. W tym czasie cały próbowałam
dodzwonić się do Luke’a. On żyje, on żyje. Musi żyć. Nie mogłam wytrzymać, więc
wsiadłam w samochód i pojechałam do niego. Zapukałam do drzwi nikt nie
otwierał. Pociągnęłam za klamkę, drzwi były otwarte, więc weszłam do środka.
- Luke! Luke! Jesteś!. – krzyczałam, lecz nikt nie
odpowiadał. – Gdzie ty jesteś idioto?!- Usłyszałam jak drzwi się otwierają,
wyszłam na korytarz i zauważyłam poturbowanego blondyna. Pobiegłam szybko w
jego stronę i rzuciłam się jego ramiona. Chłopak był zaskoczony widząc mnie.
- Odbieraj jak dzwonię. – powiedziałam, nie odrywając się od
chłopaka.
- Nie wziąłem komórki.
- Cieszę się, że żyjesz. – w końcu oddaliłam się od Luke’a –
mogłeś zginąć i to przeze mnie.
- Dla Ciebie, a to różnica. – powiedział. Spojrzałam w jego
oczy.
- Dziękuję. – chłopak lekko się uśmiechnął i poszedł do
kuchni zdejmując koszulkę w międzyczasie i odsłaniając wyrzeźbione ciało. Dopiero
wtedy zauważyłam jego rany, miał spaloną skórę na ramieniu i brzuchu. – O mój
Boże! Musimy jechać do szpitala.
- Spokojnie, jestem skoczkiem, leczę się szybciej, taki mój
urok. – pomogłam mu odkazić ranę i założyć opatrunek. Po tym poszłam do domu.
Przekraczając próg drzwi usłyszałam głos mojej mamy. Shit zapomniałam o tym, ze
wraca. Podeszłam do rodzicielki szybko i ją ucałowałam.
- Nareszcie jesteś kochanie. – przywitała mnie mama.
- Przepraszam, miałam karę w szkolę – po części to prawda.
- Co nie było mnie tydzień, a ty już masz kłopoty. – nawet
nie wiesz jakie.
- To nic takiego.
Resztę wieczoru, spędziłam z mamą i Lindy. W pewnym momencie
zadzwonił telefon do Lindy oznajmiając, że Wren nie żyję. Siostra zaczęła
płakać, myślałam, że wie i wtedy wróciło do mnie co zrobiłam. Po długim
wieczorze wreszcie poszłam do pokoju. Miałam poczucie winy i rozmyślałam o
Brien’ie. Dopiero kiedy Luke walczył z chłopakiem ogniem dowiedziałam się jaki
jest dla mnie ważny i jak się o niego martwię, nawet jeśli mnie oszukał. W
pewnym momencie moich rozmyśleń nareszcie usnęłam.
***
Kai był u Dylana i razem oglądali jakiś film.
- Idę po co do jedzenia – powiedział Stylinski.
- Ok. –odpowiedział.
Kai został sam i dalej oglądał film, nagle przed nim
zmaterializowała się postać, był to demon. Nachylił się nad nim i wpił mu
pazury w nogę. Brunet chciał krzyczeć, ale nie mógł wydusić z siebie słowa.
Uderzył demona i pobiegł, niechcący uderzył w stojący statyw z kamerą i upadł.
Wtedy demon przewrócił, go na plecy i podciął gardło. Następnie znikł wraz z
ciałem chłopaka.
- Przyniosłem popcorn. – powiedział Dylan. – Gdzie ty kurwa
jesteś? – wtedy dostał sms’a
OD KAI: Musiałem wyjść jakaś ważna sprawa w domu.
DO KAI: Ok.
Chłopak rozejrzał się po pokoju zauważył leżącą
kamerę, która była włączona, przewinął żeby zobaczyć co się nagrało i nie
mógł w to uwierzyć. Nie chciał w to
wierzyć.Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się podoba.
Jak coś to założyłam twitter'a i moja nazwa to @wokaidiofficial ^^R
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz