sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 11



- Jestem skoczkiem. Czyli potrafię się teleportować, ale tylko i wyłącznie w miejsce, które widzę i potrafię sobie wyobrazić. Mogę na przykład pojawić się w miejscu, gdzie było robione to zdjęcie. – wskazał na ramkę na moim biurku. – Mogę teleportować się wyłącznie sam, nie mogę przenieść żadnych osób, czy dużych przedmiotów.
- Ok. rozumiem, to wszystko. – przerwałam mu.
- Gdy byłem dzieckiem wychowywali mnie rodzice – kontynuował. – Trenowali, też byli skoczkami. Nigdy nie powiedzieli mi co dokładnie robią, lecz mówili, że się dowiem. Moja moc rosła, z każdym dniem byłem coraz silniejszy. Pewnego razu moi rodzice zostali zamordowani przez demony.
- Demony? O czym….
- Są to stworzenia nocy, które przedostają się na ziemię i są kierowane przez kogoś. Nie wiem przez kogo. Gdy moi rodzice  zostali zabici zostałem sam, poznałem Caluma i z nim zamieszkałem. Nim  zginęli zostawili mi list i księgę. Było tam napisane, że jestem już gotowy poznać prawdę. Jestem od żywiołu powietrza, dlatego potrafię się teleportować. Istnieje legenda, że wszystkie żywioły musza zostać poświęcone, a otworzą się bramy piekieł. Cienie wyjdą na ziemię i znowu nią zawładną. Moja rodzina starała się odszukać klucz do klątwy. Jest nią dziewczyna, córka ciemności, która ma wielką moc. Gdy zginęli chciałem kontynuować ich dzieło i wtedy po prostu poczułem, że muszę przyjechać do Nowego Yorku. Był koncert i poznałem Ciebie, która zemdlała i majaczyła przez sen coś o śmierci. Wiedziałem, że to ty, czułem to, nie wiem jak, nie wiem czemu, ale wiedziałem, to Ciebie szukałem przez połowę życia. Jesteś najważniejszym elementem, kluczem. – Żeby wszystko się dopełniło ostatnie żywioły mają być poświecone i zabite nożem, wtedy zostaną wypuszczone cienie i wszystko ma się odbyć w czerwony świt. – przestał mówić, a ja spojrzałam mu w oczy, nie ufałam mu, już nie.
- Mam uwierzyć w tą bajeczkę?
- To prawda, mówię prawdę.
- Ok., jest coś jeszcze?
- Widzisz śmierć, a dziś powiedziałeś mi o Wrenie, to się stało, ponieważ jesteś córką śmierci, nie tylko widzisz śmierć, ale ją kontrolujesz. Masz ogromną moc, którą musisz nauczyć się kontrolować. – jego oczy wskazywały, że jeszcze czegoś nie powiedział.
- Co jeszcze?
- Mam jeszcze jedną moc, potrafię kontrolować umysły, znaczy się ludzie robią to co chce, żeby robili.
- Dlatego Ci mężczyźni tak po prostu wyszli?
- Tak, nie będą oni pamiętać co się stało, no tak to działa. – myślałam o czymś, aż w końcu mnie olśniło
- Dylan. – Luke spojrzał na mnie. – Naskoczyłam na niego, nie wiedział dlaczego, widziałam jak całuje dziewczynę, powiedział mi, że nie może się spotkać, to twoja sprawka?
- Letty, on jest podejrzany, musiałem to zrobić. – mój gniew znowu się powiększył
- Musiałeś zniszczyć jedyną rzecz, która była normalna, za każdym razem, kiedy próbował mnie pocałować, nagle odchodził, a ja czułam, ze ktoś mnie obserwuje, na koncercie też, a Lily mówiła, że jak rozmawiała z Calumem to podszedłeś i powiedziałeś, że musisz wyjść w tym samym momencie kiedy ja. To byłeś ty!
- Letty.
- Daj spokój, jestem zabójcza, dam radę sama, a chłopak pocałunkiem mnie raczej nie zabije.  – zaczęłam chodzić po pokoju. -byłam tak zła, bo myślałam, że całował inną to przez ciebie jak zobaczyłam Wrena pomyślałam o zabiciu go, to przez Ciebie go zabiłam!
- Letty, musiałem.
- Nienawidzę Cię! – podeszłam do niego i spojrzałam w oczy, czułam obrzydzenie, gniew. – Idź zanim stworze twoją śmierć.
- Letty, uspokój się.
- Idź! Nie chce Cię więcej razy widzieć. Nie istniejesz dla mnie?
Chłopak spojrzał się na mnie ostatni raz i rozpłynął się w powietrzu. Usiadłam na łóżku i płakałam, nic nie miało sensu. Zniszczył mi życie, to wszystko przez niego. Nienawidziłam go. Naprawdę w tamtym momencie go nienawidziłam. Miałam dość, to czego się dowiedziałam to za dużo.

***
Wstałam bardziej zmęczona niż zwykle, kolejny dzień. Chciałam, żeby wczorajszy wieczór był tylko snem. Jednak wiedziałam, że to wszystko się wydarzyło. Niechętnie wstałam ogarnęłam się i poszłam do szkoły. Marzyłam tylko o tym, żeby nie spotkać Luke’a. Szłam do klasy kiedy wpadłam na Dylana.
- Letty nie wiem co zrobiłem źle, przepraszam. – rzuciłam się chłopakowi na ramiona.
- To ja przepraszam, byłam zła i wszystko zrzuciłam na Ciebie.
- Więc między nami dobrze?
- Tak. – powiedziałam uśmiechając  się. Przynajmniej tego nie zniszczył do końca.
- To dziś coś robimy? – zapytał się.
- Dziś wraca moja mama, więc chciałam być w domu, ale może jutro? – przegryzłam wargę.
- Może. – zadzwonił dzwonek, Dylan podszedł do mnie i pocałował w policzek. – Zadzwonię- powiedział i poszedł w swoim kierunku. Ciszyłam się, że nie był zły za mój wczorajszy wybuch. Również poszłam do klasy, usiadłam na swoim miejscu i zaczęła się lekcja geografii. W połowie lekcji do Sali wszedł znany mi blondyn?
- O panie Hemmings czym zawdzięczamy sobie zaszczyt, że przyszedł pan na lekcje? – powiedział nauczyciel.
-Zaspałem.
- Ciężka noc. – Luke spojrzał się na mnie.
- Nawet nie wie Pan jak.
- Siadaj już – powiedział nauczyciel. Niestety ławkę miał za mną. Kiedy szedł nasz wzrok się skrzyżował. Blondyn usiadł za mną, ale mimo, iż go nie widziałam czułam na sobie jego wzrok. Nauczyciel, cały czas coś dyktował, ale ja kompletnie nie uważałam, do mojej głowy wróciły wydarzenia z poprzedniego wieczoru.
- Panno Marshall. – zwrócił się nauczyciel- Proszę odpowiedzieć na pytanie. – Patrzyłam się na niego i nie miałam bladego pojęcia o czym mówił. – Niestety nie wiem. – powiedziałam
- Przed chwilą o tym mówiłem, chyba, że pani nie uważała.
- Nie dziwię się jej, strasznie pan przynudza. – odezwał się blondyn za mną.
- Chce jeszcze pan coś dodać panie Hemmings.
- Chyba oprócz tego, ze nie umie pan uczyć to nie.
- Dość tego oboje zostajecie po lekcjach, w bibliotece na pewno się przydacie.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- Żadnych dyskusji. – powiedział nauczyciel i kontynuował zajęcia. No świetnie i będę musiał spędzić jakieś 2 godziny z tym idiotą za mną. W końcu zadzwonił dzwonek, podeszłam do Luke’a zła.
- Jesteś idiotą, przez Ciebie mam kozę.
- Przynajmniej nie będziesz mogła ode mnie uciec – szepnął mi do ucha i odszedł. Miałam ochotę krzyczeć w środku. Nie chciałam na niego patrzeć, a co dopiero rozmawiać.
Reszta lekcji minęła szybko, aż w końcu nastąpił czas kary. Poszłam do biblioteki Luke już tam był. Bibliotekarka już mu coś tłumaczyła, a następnie wyszła z Sali. Zostaliśmy sami. Podeszłam do chłopaka.
- Co mamy robić? – zapytałam nawet nie patrząc mu w oczy.
- Mamy uporządkować te wszystkie  książki wskazał na wielki stos.
- Ok. – powiedziałam i odeszłam od Hemmingsa, nie chciałam przebywać w jego towarzystwie. Wzięłam cześć książek i zaczęłam je układać. W pewnym momencie miałam położyć książkę na najwyższej półce, oczywiście byłam za niska. Stanęłam na palcach, nagle ktoś stanął za mną i zabrał książkę z mojej dłoni i odłożył na miejsce. Powoli odwróciłam się żeby spojrzeć Luke’owi w oczy. Staliśmy tak blisko siebie, że czułam bijące od niego ciepło. Patrzyłam mu w oczy i widziałam kogoś komu ufałam, komu nadal mogę ufać. Nie chciałam tego czuć, nie chciałam mu wierzyć.
- Wiem, że to czujesz. Wiem, że chcesz mi zaufać – powiedział nie oddalając się na krok.
- W myślach też czytasz? Czy może po prostu teraz bawisz się w przekazywanie swojej woli.
- Nigdy tego na tobie nie użyłem. To co czułaś, to że mi ufałaś, sama tego doznałaś i ja nie mogę sprawić, że zaczniesz coś czuć – odwróciłam wzrok i odeszłam. W końcu skończyliśmy karę i razem wychodziliśmy ze szkoły jako ostatni. Na parkingu był tylko mój samochód. Powoli do niego szłam gdy podszedł do mnie pewien chłopak. Był wyskoki, miał brązowe włosy, wyglądał jakby był w moim wieku.

 

- Letty Marshall? – zapytał
- Tak? Słucham?
-  Jestem Brian i nie masz pojęcia jak długo Cię szukałem.
Chłopak uśmiechnął się chytrze i złapał mnie za przed ramię, przywarł do mojego samochodu a jego ręka zapłonęła i to dosłownie

- Wiesz nic do Ciebie nie mam, ale jest pewna legenda, a mój brat został zabity właśnie przez nią, cóż nie chce podzielić jego losu, więc zlikwiduje klucz.- Zbliżył płonącą dłoń do mojej twarzy, zamknęłam oczy, żeby tego nie widzieć.
Nagle jego ciężar ze mnie zszedł. Otworzyłam oczy i zauważyłam jak chłopak leży jakieś kilka metrów za mną. Przed sobą widziałam Luke’a.
- Nie dotykaj jej chyba, że chcesz zginać. – chłopak się zaśmiał, powoli się podnosząc.
- Oj widzę, że chcesz spłonąć. – Po tych słowach kula ognia poleciała w kierunku Luke’a. Jednak chłopaka zdążył się teleportować. – O skoczek, myślałem, że wszyscy już nie żyjecie, ale jednak. Po co ją ratujesz, przez nią zginiesz, wiesz że po ciebie przyjdą i zostaniesz poświecony. – chłopak mówił cały czas celując w znikającego Luke’a. Słysząc to zrozumiałam, że blondyn ryzykuje cały czas swoim życie dla mnie. W pewnym momencie Hemmings oberwał. Krzyknęłam, co zwróciło uwagę Brian’a. Luke to wykorzystał i resztkami sił teleportował się i uderzył chłopaka.
- Letty uciekaj! – krzyknął
- Nie! Co z tobą!
- Już! – postanowiłam go posłuchać i wsiadłam do samochodu i jak najszybciej odjechałam. Nie wiedziałam dokąd zmierzam po prostu jechałam.
***
- Ryzykujesz dla niej życie. – zaśmiał się Brian. – jesteś idiotą.
- Nie ty nim jesteś. – powiedział Luke i znowu skoczył, tym razem pojawił się za plecami chłopaka, przewrócił go i zaczął bić po twarzy, jako skoczek miał więcej siły niż normalny człowiek. Brunet podniósł się i dotknął swoją płonącą ręką Luke’a w ramię paląc jego skórę. Blondyn krzyknął z bólu, po czym oberwał płonącą kulą w brzuch.
- Naprawdę nie chciałem zabić jedynego skoczka, którego poznałem, ale nie dajesz mi wyboru, a kiedy Ciebie już nie będzie, no cóż twoja koleżaneczka będzie następna. – Po tych słowach Luke wykrzesał z siebie resztki siły teleportował się złapał  Brian’a za twarz popatrzył się mu w oczy.
- Pójdziesz za mną i będziesz spokojny. – brunet zrobił dokładnie to o co prosił go Luke. Blondyn zaprowadził go na brzeg pobliskiej rzeki. – Lubisz bawić się ogniem, więc zobaczymy jak idzie Ci z wodą. Luke chwycił chłopaka za głowę i zanurzył ją w wodzie. Brian zaczął się topić, Hemmings w końcu wyjął jego głowę i spojrzał w oczy. – Jeśli zbliżysz się do Letty i będziesz chciał ją skrzywdzić to skończy się inaczej. – po tych słowach blondyn zniknął zostawiając chłopaka samego.

***
(Lily)
Po wczorajszym wieczorze nie rozmawiałam z Jake’iem, nie powiedziałam też o tym Letty, bo cały dzień jej nie widziałam. Nie wiedziałam co czuję, nigdy nie myślałam o przyjacielu inaczej, ale po tym pocałunku. No właśnie nie wiem czy coś się zmieniło, czy jest jak dawniej. Chciałabym, żeby było jak dawniej. Chciałabym cofnąć to wszystko. Nie wiem jak teraz mam się zachowywać przy Jake’u. Rozmyślałam tak w czasie powrotu do domu.
- O tym tak myślisz księżniczko? – zapytał Calum, który mnie odprowadzał.
- O niczym. – skłamałam
- Jasne, już Ci wierze. – jak zdążył mnie tak szybko przejrzeć.
- Jake mnie wczoraj pocałował. – wyrzuciłam z siebie.
- A tobie się nie podobało?
- Nie.
- Podobał Ci się?
-Nie. – Calum zrobił dziwną minę. – Znaczy się nie wiem, nie wiem co mam czuć, bo wiesz znam go już długi czas  i nigdy nie myślałam o nim inaczej. To tak jak ty byś mnie pocałował.
- Ałć.  Nie chciałabyś? Jestem w tym dobry. – zaśmiał się chłopak.
- Oczywiście, że bym chciała i nie wątpię, że jesteś w tym bardzo dobry. – zaśmiałam się - ale nie wiem jak mam się przy nim zachowywać.
- Jeśli poczułaś motylki w brzuchu i myślisz, ze tego pocałunku nic nie przebije to jest to, a jeśli nie czułaś tego to oznacza, że to tylko przyjaciel i musisz mu to powiedzieć.
- Dzięki jesteś najlepszy – pocałowałam chłopaka w policzek.
- Wiem, że chciałaś w usta. – zaśmiał się.
-Ależ oczywiście, ale z trudem się powstrzymałam. – Szliśmy dalej nagle na naszej drodze pojawił się mężczyzna, którego skądś kojarzyłam, dopiero gdy podszedł bliżej poznałam te oczy to ten sam mężczyzna, który mnie zgwałcił. Zatrzymałam się przerażona, co się dzieje.
- Co się stało? – zapytał zaniepokojony przyjaciel.
- Lily. – powiedział mężczyzna. – jak dobrze Cie widzieć. – w końcu widziałam całą jego twarz. Miał ciemne włosy, brązowe oczy, małe usta i lekki zarost. Na szyi miał wisiorek, na którym zawieszony była fiolka a w niej włosy. Moje włosy, które obciął mi tamtego dnia.

-To ty? – dałam radę wydusić z siebie.
- Tęskniłaś. A właśnie wczoraj poznałem twoją przyjaciółkę Letty, niestety mi uciekła, ale jeszcze się spotkamy, liczę na to.
- Nie zbliżaj się do niej. – wysyczałam.
- A co mi zrobisz? – powiedział i zbliżył się do mnie.
- Lepsze pytanie jest co ja zrobię? – odezwał się Calum, który stanął między mną i mężczyzną. – Kim jesteś.
- Sean i jestem, no cóż bliskim znajomym Lily. – na te słowa wzdrygnęłam się.
- Lepiej stąd znikaj, bo nie chcesz być moim bliskim znajomym. – Mężczyzna w kapturze popatrzył na nas i odszedł.
- Wszystko dobrze? – zapytał się Calum. -  o co chodziło? – wiedziałam, że będę musiała mu wszystko powiedzieć. Gdy w końcu byliśmy w moim domu zaprosiłam chłopaka do domu i opowiedziałam mu wszystko. Chłopak przytulił mnie dodając otuchy.
- Ok. mam coś dla ciebie. – powiedział i wziął gitarę, którą miał cały czas przy sobie.
Zaczął grać i usłyszałam słowa, które strasznie mi pomogły.

Nie umiera nigdy
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy

Życie może być ciężkie by oddychać, kiedy jesteś uwięziony w pudle
Czekasz na wolność aż przybędzie, zawsze przychodzi za późno (woah)
Jesteś na krawędzi, gubiąc się i droga zaczyna kołysać
Za każdym razem gdy strona się odwraca, jest szansa by to naprawić.

Oh, słońce wzejdzie
Jak Zapłoną płomienie
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy

Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy

Trudno jest dostrzec wroga, kiedy wpatrujesz się w siebie
Może twoje odbicie pokazuje, że krzyczysz o pomoc
I próbujesz jak najlepiej by się utrzymać, A twoje stopy pozostają w tyle
Ale rytm, którym maszerujesz, trzymasz idealny takt

Oh, słońce wzejdzie
Jak Zapłoną płomienie
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce się wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy

Próbuj jak najlepiej, by zmienić swój los
Po prostu ciesz się życiem
Słońce się wzniesie, księżyc upadnie
Jutro nie umiera nigdy, (nie umiera nigdy)

Oh, słońce wzejdzie(słońce wzejdzie, słońce wzejdzie)
Jak zapłoną płomienie (Zapłoną płomienie, Zapłoną płomienie)
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy

Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy

Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy
Piosenka sprawiła, że poczułam się lepiej, on sprawił, że poczułam się lepiej.
- Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam, ze wszystkim radziłaś sobie sama, ale teraz masz mnie i ja Ci pomogę obiecuję. – powiedział, a ja wtuliłam się w niego.
- Dziękuję, że jesteś. – powiedziałam i zamknęłam oczy, żeby móc napawać się jego obecnością.
***
(Letty)
Byłam w domu od jakiejś godziny. W tym czasie cały próbowałam dodzwonić się do Luke’a. On żyje, on żyje. Musi żyć. Nie mogłam wytrzymać, więc wsiadłam w samochód i pojechałam do niego. Zapukałam do drzwi nikt nie otwierał. Pociągnęłam za klamkę, drzwi były otwarte, więc weszłam do środka.
- Luke! Luke! Jesteś!. – krzyczałam, lecz nikt nie odpowiadał. – Gdzie ty jesteś idioto?!- Usłyszałam jak drzwi się otwierają, wyszłam na korytarz i zauważyłam poturbowanego blondyna. Pobiegłam szybko w jego stronę i rzuciłam się jego ramiona. Chłopak był zaskoczony widząc mnie.
- Odbieraj jak dzwonię. – powiedziałam, nie odrywając się od chłopaka.
- Nie wziąłem komórki.
- Cieszę się, że żyjesz. – w końcu oddaliłam się od Luke’a – mogłeś zginąć i to przeze mnie.
- Dla Ciebie, a to różnica. – powiedział. Spojrzałam w jego oczy.
- Dziękuję. – chłopak lekko się uśmiechnął i poszedł do kuchni zdejmując koszulkę w międzyczasie i odsłaniając wyrzeźbione ciało. Dopiero wtedy zauważyłam jego rany, miał spaloną skórę na ramieniu i brzuchu. – O mój Boże! Musimy jechać do szpitala.
- Spokojnie, jestem skoczkiem, leczę się szybciej, taki mój urok. – pomogłam mu odkazić ranę i założyć opatrunek. Po tym poszłam do domu. Przekraczając próg drzwi usłyszałam głos mojej mamy. Shit zapomniałam o tym, ze wraca. Podeszłam do rodzicielki szybko i ją ucałowałam.
- Nareszcie jesteś kochanie. – przywitała mnie mama.
- Przepraszam, miałam karę w szkolę – po części to prawda.
- Co nie było mnie tydzień, a ty już masz kłopoty. – nawet nie wiesz jakie.
- To nic takiego.
Resztę wieczoru, spędziłam z mamą i Lindy. W pewnym momencie zadzwonił telefon do Lindy oznajmiając, że Wren nie żyję. Siostra zaczęła płakać, myślałam, że wie i wtedy wróciło do mnie co zrobiłam. Po długim wieczorze wreszcie poszłam do pokoju. Miałam poczucie winy i rozmyślałam o Brien’ie. Dopiero kiedy Luke walczył z chłopakiem ogniem dowiedziałam się jaki jest dla mnie ważny i jak się o niego martwię, nawet jeśli mnie oszukał. W pewnym momencie moich rozmyśleń nareszcie usnęłam.

***
Kai był u Dylana i razem oglądali jakiś film.
- Idę po co do jedzenia – powiedział Stylinski.
- Ok. –odpowiedział.
Kai został sam i dalej oglądał film, nagle przed nim zmaterializowała się postać, był to demon. Nachylił się nad nim i wpił mu pazury w nogę. Brunet chciał krzyczeć, ale nie mógł wydusić z siebie słowa. Uderzył demona i pobiegł, niechcący uderzył w stojący statyw z kamerą i upadł. Wtedy demon przewrócił, go na plecy i podciął gardło. Następnie znikł wraz z ciałem chłopaka.
- Przyniosłem popcorn. – powiedział Dylan. – Gdzie ty kurwa jesteś? – wtedy dostał sms’a
OD KAI: Musiałem wyjść jakaś ważna sprawa w domu.
DO KAI: Ok.
Chłopak rozejrzał się po pokoju zauważył leżącą kamerę, która była włączona, przewinął żeby zobaczyć co się nagrało i nie mógł  w to uwierzyć. Nie chciał w to wierzyć.











Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się podoba. 
Jak coś to założyłam twitter'a i moja nazwa to @wokaidiofficial ^^R

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Hanchesteria