Do pomieszczenia znowu wszedł blondyn. W ręku trzymał worek, ok. zaczyna robić się dziwnie.
- Dziś zobaczymy jak radzisz sobie z mocą.
- Co?- zapytałam zdziwiona. – Niby jak? Ciebie nie zabije, chodź bardzo chce. – Luke włożył rękę do worka i wyjął węża boa.
- On nam pomoże. – uśmiechnął się blondyn i położył zwierze na podsłodzę.
- Nie zabiję go! – krzyknęłam
- Jak zaczynaliśmy trening mówiłem, że masz wykonywać każde moje polecenie, albo to albo szczeniaki, więc decyduj.
- Jesteś popieprzony!
- Przynajmniej nie jestem martwy i umiem używać swojej mocy.
- Też się tego tak uczyłeś? – wskazałam na zwierzę.
- Miałem gorzej.
- Gorzej? Niby jak?
-
Wszyscy z mojej rodziny byli martwi, a ja byłem dzieckiem, kiedy tak
się stało! Wiesz gdzie ćwiczyłem? W domu, w którym zostali zamordowani!
Wiesz kto ich musiał pochować?! Więc nie marudź i rób co Ci każe! –
Spojrzałam na Luke’a widziałam w nim małego chłopca, który został sam,
który musiał wychować sam siebie. To musiało go zmienić, to wydarzenie
sprawiło, że w jego sercu zagościł mrok, który czasem się ujawnia.
Wstałam
i popatrzyłam na zwierze. Skupiłam się, wyobraziłam jego śmierć i.. nic
się nie stało. Stałam tak nad zwierzęciem jakieś 10 minut i nic się nie
stało.
- To nie ma sensu. – powiedziałam.
- Skup się. – mówił spokojnie blondyn.
Dalej patrzyłam i wyobrażałam sobie, ze zwierze się dusi. Dostałam sms’a i znowu się rozkojarzyłam. Shit.
-
Serio?!- zapytał się Luke. Podszedł do mojej komórki. Nie była
zablokowana, więc spokojnie mógł przeczytać wiadomość. – „Dużo wam
zostało tego projektu? Olej tego idiotę, tak bardzo chciałbym Cię
zobaczyć, poczuć twoje usta” Dylan. Serio? Jaja sobie robisz Letty? To
dla Ciebie zabawa? – Luke rzucił moim telefonem w ścianę. Przedmiot
rozwalił się na kilka kawałków. – Jakbyś się nie zorientowała to jest
wojna, a ty umawiasz się na randki? I to jeszcze z tym frajerem.
-
Możesz przestać! Myślisz, że nie wiem co nadchodzi. Myślisz, że jestem
głupia. Ale co mam robić? Chce mieć życie. Ja nie wtrącam się z kim ty
się pieprzysz. – podeszłam do niego, a mój gniew robił się coraz
większy. Miałam go dość, naprawdę miałam go już dość.
- Z kim co robię?
- Błagam Cię, a Ashley. Maiła na sobie twoją koszulkę kiedy raz otworzyła mi drzwi!
- Ona tu nocowała, bo miała problemy rodzinne i spałem na sofie! Nie jestem tobą, że robię to z jakim popadnie!
- Mną, błagam, czy ty w ogóle się słyszysz?! Masz mnie za taką?! – Odeszłam od niego chwyciłam za torbę i chciałam wyjść.
- Letty!
- Możesz obrażać Dylana, mówić, ze jestem głupia, ale nie możesz mi powiedzieć że jestem dziwką.
- Nie to miałem na myśli!
- To co miałeś na myśli?! –odwróciłam się do niego.
- Ja…
- No właśnie. – szłam w stronę drzwi. Luke teleportował się przede mną.
- Przepraszam.
- Odejdź. – byłam wściekła, taktowałam go jak przyjaciela, ale on… on nim nie był i teraz to wiem.
-Letty.. błagam
-
Odejdź! – nagle światło zaczęło szaleć, a wąż zaczął rzucać się po
pomieszczeniu i zdechł. Patrzyłam na Luke, który zrobił się biały jak
ściana. Upadł na kolana i zaczął pluć krwią. Nie, nie. Przestań Letty.
Przestań. Luke, zaczął krzyczeć z bólu.
- Luke! Nie błagam nie!
Jak to zatrzymać.- chłopak wygiął się z bólu. Spokojnie Letty. Wzięłam
kilka głębszych oddechów. Zamknęłam oczy zaczęłam liczyć. Uspokój się.
Luke przestał krzyczeć. Leżał na ziemi nie przytomny i szybciej
oddychał. Ukucnęłam obok niego. – Przepraszam – mówiłam przez łzy, -
Przepraszam. Nie chciałam. Luke błagam. – moje łzy spływały po
policzkach. Głaskałam blondyna po głowie, którą miałam położoną na
swoich kolanach. – Będę Cię już zawsze słuchać, tylko się obudź.
–Chłopak powoli otworzył oczy. – O mój Boże, wszystko porządku? –
przytuliłam się do chłopaka.
- Już wiem. – powiedział uśmiechając się.
- Co? CO wiesz?
-
Co Cię napędza. – parzyłam mu w oczy, głowę nadal miał położoną na
moich nogach. – To gniew. Używasz mocy, gdy jesteś zła. – Chłopak powoli
się podniósł. – Przewidywałem, że to właśnie to, więc chciałem Cię
zdenerwować. Z kieszeni wyjął telefon, który wyglądał jak mój.
Popatrzyłam na niego.
- Mogłam Cie zabić!
- Ale nie zrobiłaś tego. – chłopak się uśmiechnął. – Obiecałem, że pomogę, więc… - rzuciłam się mu na ramiona, nadal płacząc.
-
Nie rób tego więcej, nie mogę Cie stracić słyszysz. Nie mogę. –
chłopak, również mnie objął. Siedzieliśmy na ziemi jeszcze kilka chwil,
aż w końcu pomogłam skoczkowi wstać. Podeszliśmy do węża, który leżał na
ziemi.
- Chcesz go jako trofeum? – zaśmiał się Luke. Pokiwałam
tylko głową. – Nie myślę tak o tobie. – powiedział gdy byliśmy już w
kuchni. To wszystko było udawane chciałem Cie wkurzyć. Naprawdę nigdy
tak o tobie nie myślałem.
- Wiem. – spojrzałam mu w oczy. Nagle
rozległo się pukanie do drzwi. Luke podszedł i pociągnął za klamkę.
Nagle rzuciła się na niego jakaś dziewczyna, ciepło przytulając. Była
brunetką o dużych brąz oczach. Nie była za wysoka. Ubrana była w krótkie
spodenki, jasną koszulkę i czarny żakiet.
- Luke! – powiedziała zadowolona. – Jak ja tęskniłam. – chłopak odwzajemnił uścisk.
- Sofia? Co ty tu robisz? – zapytał, ale z jego twarzy nie schodził uśmiech.
-
Przyszłam odwiedzić pewnego przystojniaka. – powiedziała wchodząc do
domu. Dziewczyna spojrzała się na mnie i pewnym ruchem podeszła do mnie.
- Sofia. – przywitała się.
- Letty. – dziewczyna zamknęła mnie w przyjaznym uścisku.
- Udusisz ją. – powiedział Luke.
-
Oj przepraszam – dziewczyna w końcu mnie puściła. – Yyy czemu nie masz
koszulki? – spytała patrząc na Luke’a. - Przeszkodziłam wam w czymś? –
zapytał śmiejąc się.
- Nie. – powiedziałam szybko. – Luke mnie … -
Nie wiedziałam co powiedzieć, przecież nie powiem, że mnie szkoli,
żebym mogła się bronić.
- Trenuję ją. – odezwał się chłopak.
Spojrzałam na niego wymownie. – Ona wie, sama ma niezłą moc. – chłopak
uśmiechnął się do brunetki. – Letty przed tobą żywioł ziemi, mój
największy wróg. – zaśmiał się chłopak. – Sofia potrafi mając jakiś
przedmiot, który należy do osoby, zlokalizować jego miejsce przebywania.
- Wystarczy nawet zdjęcie tej osoby. – wtrąciła się dziewczyna. – A ty jaką masz moc.
- Ja?
- Nie ma. – powiedział szybko Luke.
-
Serio, wyglądasz trochę na ogień. One zawsze są niezłymi laskami. Luke
coś o tym wie. – Sofia się uśmiechnęła. – Wiesz co idę się umyć, trochę
musiałam siedzieć w samolocie, zanim się tu znalazłam.- Dziewczyna
wzięła walizki i poszła na górę, jakby była u siebie. Była naprawdę
miła, polubiłam ją.
- Dlaczego? – Luke przyłożył palec do ust i
popukał się w ucho. Zrozumiałam o co chodzi. – Ok. to ja idę. –
powiedziałam i wyszłam z domu blondyna.
Wróciłam do domu.
- Jestem już! – krzyknęłam i popędziłam do pokoju. W środku stał już Luke.
- Wleczesz się. – zaśmiał się chłopak. Na co posłałam mu tylko uśmiech.
- Dlaczego?
-
Jest moją przyjaciółką, ale im mniej osób wie o tobie tym lepiej, ona
wie o legendzie, ale nigdy w nią nie wierzyła, nie chce jej mówić, że to
prawda, nie wiem jak by zareagowała.
- Rozumiem. – powiedziała i
opadłam na łóżko. – Luke również się położył. Leżeliśmy tak obok siebie
patrząc na sufit. – Ale idzie mi coraz lepiej?
- Nie, nie idzie. – zaśmiał się chłopak
- Dziś Cię zraniłam w ramie- przypomniałam.
- I się rozkojarzyłaś. – powiedział Luke. – Ale idzie Ci lepiej. – pochwalił mnie, na co nie mogłam pohamować uśmiechu.
- Nadal się zbliżają?
- Tak. – powiedział smutno. – Ofiar jest coraz więcej i nie zawsze to osoby nadnaturalne. Chcą żebyśmy wiedzieli.
Potem już nie rozmawialiśmy, leżeliśmy tylko obok siebie. W pewnym momencie zasnęłam.
***
(Calum)
Wróciłem
do domu. Ostatnio nocowałem u Michalela i Ashtona, bo nie chciałem
natknąć się na tego idiotę, który chciał zranić moją księżniczkę.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Poszedłem do swojego pokoju i
położyłem się na łóżku. Na nareszcie na swoim, plecy już mnie bolały od
spania na materacu. To był głownie powód powrotu. Nagle drzwi od mojej
łazienki otworzyły się i do środka weszła brunetka w samym ręczniku.
Usiadłem na łóżku i patrzyłem się na dziewczynę, która była piękna. Jej
mokre kosmyki włosów opadały na skórę. Miała duże brąz oczy i piękne
pełne usta.
- Hej. – przywitała się. – Jestem Sofia i co tu
robisz? – uśmiechnęła się dziewczyna, miała piękny uśmiech. – Hallo? –
na te słowa się otrząsnąłem
- Hej. Jestem Calum i mieszkam tu. – powiedziałem.
-
A to ty jesteś przyjacielem Luke’a. – powiedziała. – Miło mi Cię
poznać. To ja się ubiorę i zaraz do Ciebie wrócę. – powiedziała
brunetka, która dopiero teraz uświadomiła sobie, że jest w ręczniku.
Czekałem na nią jakieś 5 minut i Sofia ponownie do mnie przyszła. Miała
no sobie, krótkie spodenki i męską koszulkę, która należała do mnie.
- Z czego się cieszysz? – zapytała i wtedy zorientowałem się, ze śmieje się jak idiota.
- Masz fajną koszulkę. – powiedziałem.
-
Dzięki leżała w tym pokoju i Luke powiedział, że mogę ją wziąć,
uwielbiam męskie koszulki, a ta należy do jego kumpla, który chwilowo
mieszka u kolegów i… Należy do Ciebie?- pokiwałem głową. – To ja może ją
zdejmę- powiedziała i już wychodziła z pokoju.
- Nie musisz. –
powiedziałem i się do niej uśmiechnąłem. Jeśli już chcesz ja zdjąć to
zrób to przy mnie pomyślałem i od razu zganiłem się w myślach. Jesteś
dżentelmenem nie myśl tak. – Na tobie wygląda lepiej. – Dużo lepiej.
- Dzięki. – dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
-
Może pójdziemy na herbatę, zrobię CI coś do jedzenia, robię nieziemskie
naleśniki nie chwaląc się. Jesteśmy sami w domu, to może się poznamy, a
potem będziesz mogła pójść do mnie spać. Znaczy się ja nie będę z tobą
spał. Pościele sobie na kanapie.
- Chętnie… pójdę napić się
herbaty i nie będziesz musiał spać na kanapie, znaczy się nie, że ja
chce spać z tobą, nie przeszkadzało bym mi to, znaczy się ja będę spała
na kanapie, w końcu to twoje łóżko, na pewno jest wygodniejszo od
kanapy…, ale ja nie sprawdzałam, tylko tak przypuszczam. Może się po
prostu już się zamknę. – dziewczyna się uśmiechnęła. Była urocza gdy
gubiła się we własnych słowach.
Zeszliśmy na dół. Zrobiłem
kolację. Usiadłem z Sofią i zaczęliśmy rozmawiać, żartować. Dziewczyna
była naprawdę miła, nawet bym się nie spodziewał, że Luke zna kogoś tak
normalnego. Czas mijał nieubłagalnie, zanim się zorientowaliśmy była
22.00.
- Może obejrzymy jakiś film – zaproponowała.
- Jasne.
Brunetka
poszła wybrać repertuar, a następnie usiedliśmy na sofie oglądaliśmy
jakąś komedie, która skończyła się po około 2 godzinach.
- Chyba
pójdę już spać. A jak ty? – zapytałem, ale dziewczyna nie odpowiedziała.
Spojrzałem w jej stronę. Spała. Wziąłem ją na ręce i położyłem na moim
łóżku, po czym przykryłem kołdrą. Odgarnąłem włosy z jej twarzy i po
cichu nie chcąc jej obudzić wyszedłem. Poszedłem do salonu i uszykowałem
kanapę, na której spędzę najbliższą noc.
***
(Lily )
Szlam
ulicą, było już ciemna i zaczynało robić się chłodno. Skręciłam w
ulicę, która prowadziła do mojego mieszkania. Na ulicy stał człowiek,
miał na sobie kaptur więc nie widziałam jego twarzy, póki nie podeszłam
bliżej. Był to Sean, mężczyzna, który mnie zgwałcił. Moje serce zabiło
szybciej. Zapomniałam, że był w mieście, jak mogłam zapomnieć.
-
Lily. – chłopak uśmiechnął się. – stęskniłem się, więc uznałem, że
poczekam przed twoim domem. – Skąd on wie, gdzie mieszkam? Mężczyzna
podszedł do mnie bliżej, a ja chcąc się oddalić natrafiłam na ścianę. –
Może powtórzymy to co się działo kilka lat temu? – Podszedł jeszcze
bliżej i zaciągnął się moim zapachem. Jego ciało mnie przygniatało.
Nagle ciężar ze mnie zszedł, a ja zauważyłam Brian’a który odepchnął
Sean’a. – Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy dzieciaku. – powiedział
mężczyzna, na co Brian się zaśmiał.
- Dzieciaku? Oh błagam myślisz, że dasz mi radę.
- Nie chce Ci zrobić krzywdy. – powiedział Sean. Na te słowa Brain wybuchł śmiechem.
-
A ja chcę. – w rękach mojego obrońcy pojawił się ogień. Sean zrobił
wielkie oczy wstał i pobiegł w przeciwnym kierunku. Szatyn popatrzył się
na mnie. – Wszystko w porządku.
- Tak. – odpowiedziałam jeszcze w szoku. – Dziękuję, nie wiem jakby się to skończyło gdyby nie ty.
Już
razem z chłopakiem ogniem szliśmy do mnie. Staliśmy przed drzwiami i
dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jestem sama w domu, bo Liam i mój
tata pojechali na koncert i wrócą dopiero za 4 dni. Nie chciałam zostać
sama, bałam się, że on wróci i wtedy nie będzie nikogo.
- Wejdziesz? – zapytałam spojrzawszy w oczy Brian’a
- A chcesz tego?
- Nie chce zostać sama. – powiedziałam. – Boję się.
-
Mam nadzieję, że potrafisz gotować. – na te słowa się uśmiechnęłam.
Poszłam do kuchni i zrobiłam zapiekankę makaronową. Razem z chłopakiem
zjedliśmy kolację. Jak się z nim dłużej rozmawiało był nawet zabawny.
Widziałam w nim człowieka, a nie bezwzględnego zabójcę, którego udawał. –
To co śpimy u Ciebie w łóżku? – zapytał gdy była 1.00 w nocy.
- Śpisz u mojego brata. – powiedziałam i rzuciłam w jego stronę ręcznikiem.
–
Jasne udawaj, że Cię nie pociągam. – Chłopak wstał i poszedł do
łazienki, a ja pozmywałam po kolacji. Gdy wyszedł miał na sobie tylko
białe bokserki. Ok. muszę przyznać, że miał dobre ciało, nawet bardzo
dobre. Lily nie gap się tak.
- To tam jest pokój mojego brata, a ja pójdę się umyć.
-
Pomóc Ci! – krzyknął gdy byłam już w łazience. Zdjęłam ubrania i
weszłam pod prysznic. Woda zmywała mój strach. W końcu po chyba 30
minutach wyszłam. Poszłam do pokoju, a w łóżku leżał nie kto inny jak
Brian uśmiechać się zawadiacko. – u twoje brata jest niewygodne łóżko. –
powiedział jakby to była wystarczającą wymówka. W domu było strasznie
zimno, a ja miałam na sobie tylko spodenki i za dużo bluzkę.
- Czemu jest tak strasznie zimno?
- Nie wiem – zaśmiał się. No tak nie ma to jak wyłączyć ogrzewanie i o tym zapomnieć brawo Lily. – Ale mogę Cię ogrzać.
- Ostatnio jak to powiedziałeś, to chciałeś mnie zabić.
-
Tym razem będzie inaczej. – powiedział. – Chyba, że się boisz? – dodał i
podniósł brwi. Nie dam za wygraną, poszłam i zajęłam miejsce obok
chłopaka. Przykryłam się kołdrą, ale nadal trzęsłam się z zimna. Chłopak
się do mnie przybliżył, na co się wzdrygnęłam, albo raczej wystraszyłam
tylko czemu?
- Spokojnie. – chłopak wziął mnie w ramiona a moje
ciało przeszyło przyjemne ciepło. Położyłam swoją głowę na jego torsie i
zasnęłam.
______________
Zdjęcie Sofii w zakładce bohaterowie
Mam nadzieję, że macie udane święta ^^ Co dostaliście od mikołaja?
sobota, 26 grudnia 2015
sobota, 19 grudnia 2015
Rozdział 17
Siedziałam w swoim pokoju i szkicowałam, gdy usłyszał jak dzwoni mój telefon.
- Słucham. – powiedziałam
- Hej piękna. – usłyszałam głos Dylan’a. – wiem, że nie powinienem dzwonić, bo możesz być zajęta, ale musiałem usłyszeć twój głos. – Uśmiechnęłam się na te słowa.
- Nie przeszkadzasz mi.
- A masz dziś dla mnie czas. Może pójdziemy na jakąś kolację, czy coś?
- Chciałbym. – naprawdę tego pragnęłam, ale trening. – ale nie mogę. Muszę zrobić z kolegą projekt na chemię.
- Z Luke’iem? – zapytał
- Tak skąd wiesz?
- Jak byłem u Ciebie i oglądaliśmy film w Czesie którego zasnęłaś i się śliniłaś przez sen. – oboje się zaczęliśmy śmieć. – to przyszedł i mi go przedstawiłaś. –a tak pamiętam to.
- Nie śliniłam się. – zaprzeczyłam.
- Maiłem całą mokrą bluzę. – dalej droczył się chłopak.
- Spadaj. – powiedziałam uśmiechając się.
- Dobra będę kończył. – powiedział Dylan – Miłej nauki piękna.
- Pa. – powiedziałam i usłyszałam, że mój rozmówca się rozłączył.
Spojrzałam na zegarek. Shit. Była 16.50. Nie, nie, nie. Już jestem spóźniona. Szybko wstałam i poszłam ubrać się w coś wygodnego. Zdecydowałam się na luźną koszulkę i czarne legginsy. Związałam włosy i wsiadłam w samochód. W końcu dojechałam do domu chłopaków. Była 17.15. Zapukałam do drzwi i szybko pociągnęłam za klamkę.
- Spóźniona. – powiedział Brian na przywitanie. Czy on tu mieszka?
- Gdzie on jest? – zapytałam zdenerwowana.
- Na strychu. – powiedział i uśmiechnął się do mnie. – Powodzenia.
Pobiegłam na górę i otworzyłam drzwi, które prowadziły na poddasze. Pomieszczenie było bardzo duże. Znajdowały się tam rzeczy do ćwiczeń: bieżnia, drążki do podnoszenia. Po środku stał Luke, który wymachiwał kijem ćwiczebnym. Podłoga była obłożona materacami, w razie upadku. Na ścianach było przeczepionych wiele broni poczynając od sztyletów, przez łuki do pistoletów. Ok. czy oni przepadkiem nie handlują jeszcze do tego bronią? Skąd mają te wszystkie śmiercionośne narzędzia?
- Przepraszam za spóźnienie. – powiedziałam podchodząc.
- Odłóż torbę. – odezwał się chłodno blondyn, a ja już żałowałam, że w ogóle tu przyszłam. – Wskakuj na bieżnie.
- Mam biegać? Myślałam, że będziemy się uczyć posługiwać jakąś bronią.
- Nie myśl, tylko wykonuj polecenia. – poszłam na bieżnie i zaczęłam biec. – Jesteś niska, żeby wygrać z przeciwnikiem musisz być szybka, dlatego biegamy.
- Ok. – powiedziałam tylko. Na szczęście miałam jakaś kondycje i spokojnie przebiegłam 4 kilometry. Potem zaczynałam odczuwać zmęczenie. – długo mam tak jeszcze biegać?
- Możesz zejść. – powiedział w końcu Luke, a ja myślałam, że moje płuca zaraz mi spłoną. – Teraz czas na prawdziwy trening.
- Prawdziwy, a niby co to było? – zapytałam zmęczona.
- Rozgrzewka. – powiedział dumny z siebie, że nie daje rady. Chciał mnie zniechęcić, nie dam się. Wytrzymam.
Luke rzucił do mnie kij treningowy.
- Uderz mnie. – Bardzo chętnie, pomyślałam. Wzięłam zamach i chciałam uderzyć chłopaka w brzuch. Luke bez problemu zrobił unik, przekręcił się i klepnął mnie swoim kijem w pośladki. – Robisz za duży zamach, postaw prawą nogę do przodu, wyprostuj się i nie myśl w co chcesz uderzyć tylko wyobraź sobie jak ktoś obrywa. Wzięłam sobie jego rady do serca, gdy wykonałam kolejny zamach poszło lepiej, oczywiście nie trafiłam, ale poszło mi lepiej. Luke wykonał zamach i dostałam w nogę.
- Ała! Przestań!
- Chciałaś żebym Cię trenował, więc to robię. Musisz robić uniki. – Byłam coraz bardziej zdenerwowana, znowu wykonałam zamach, a blondyn bez najmniejszego wysiłku złapał mój kij. – Za bardzo pokazujesz w co będziesz uderzała, zmyl mnie. – Wzięłam swój kij i znowu się zamachnęłam, Ale nie trafiłam. Luke wyrwał mi mój kij z rąk i rzucił w górę, gdy popatrzyłam gdzie leci moja broń niebieskooki podciął mi nogi i upadłam na ziemie. Chłopak stał nade mną i przyłożył mi kij do brzucha
- Jesteś martwa. – powiedział i odszedł
- Ej! Co to było? – krzyknęłam
- Co?- zaśmiał się.
- Chciałam złapać swoją broń.
- Za bardzo się przejmujesz że ją masz, gdy Ci ją zabrałem to myśl o planie B, wykorzystuj otoczenie. – powiedział. – Na dziś koniec, jutro o tej samej godzinie. – chłopak wychodził.- A i jeszcze jedno, masz przybiegać na trening, jak zobaczę, że przyjechałaś to Ci nakopię.
Zostałam sama, byłam strasznie zmęczona. Wyjęłam z torby butelkę wody. Sprawdziłam która godzina i zauważyłam, że mam wiadomość.
OD DYLAN: Jak tam lekcje, strasznie nudne?
DO DYLAN: Tak, wolałabym być z tobą.
OD DYLAN: Ja też. Jutro się widzimy?
DO DYLAN: Tak o 13.00 u mnie?
OD DYLAN: Już nie mogę się doczekać.
W końcu zeszłam na dół, już chciałam wychodzić, gdy usłyszałam rozmowę Luke’a i Brian’a.
- Jest coraz więcej ofiar. – powiedział szatyn. – Co robimy?
- Nie wiem, są coraz bliżej, Letty uczy się bronić, ale co z jej przyjaciółmi. – Postanowiłam się wtrącić, w końcu rozmawiają o mnie i o Lily.
- O co chodzi. – chłopaki spojrzeli się w moja stronę.
- Co tu jeszcze robisz? – powiedział Brian.
- A ty? – zadałam mu pytanie.
- Mieszkam – powiedział z siebie dumny.
- Co? Wczoraj chciałeś go zabić, a dziś się przyjaźnicie? – zwróciłam się do blondyna, który patrzył się na mapę.
- Nie zabiłem go bo ktoś mi przeszkodził, więc wyrzuty miej do siebie, sama mówiłaś, że go potrzebujemy, to niby gdzie ma mieszkać. Przynajmniej mam go na oku. – pokazał głowa na szatyna, który uśmiechnięty mi machnął ręką.
- Jak chcesz. – powiedziałam w końcu. – O czym rozmawiacie?
- O niczym – powiedział blondyn i już chciał wyjść z pokoju.
- Słuchaj przestań być na mnie zły i zachowywać się jak idiota. Ok.? to dotyczy również mnie, więc chce wiedzieć, co mi grozi, co grozi Lily.
- Zadzwoń do Lily, wole to wyjaśniać raz. – powiedział blondyn.
*
Siedzieliśmy wszyscy w salonie. Lily usiadła obok mnie, a Luke stał przy kominku.
- Zabijane są osoby nadnaturalne i zabójstwa są popełniane coraz bliżej nas, więc trzeba was ochraniać. Ty już się uczysz. – Luke wskazał na mnie. – ale nadal musisz mieć kogoś kto będzie miał Cię na oku. Lily to samo.
- To przyglądaj się Lily. – powiedziałam szybko.
- A ciebie niby kto będzie pilnował.
- Ja. – odezwał się Brian, który wszedł do pomieszczenia. – chłopak spojrzał się na Lily, a ona kompletnie go zignorowała.
- Masz mnie za takiego idiotę, myślisz że powierzę Ci życie Letty, przecież wczoraj chciałeś ją zabić. – powiedział Luke i spojrzał się chłopakowi w oczy.
- Masz lepszy pomysł mądralo? I powiedziałem że wam pomogę. – odezwał się szatyn.
- Niech pilnuje mnie. – odezwała się Lily. Wszyscy się na nią spojrzeli.
- Serio? – odezwałam się. – Nie musisz, przecież chciał Cię zabić.
- Ale tego nie zrobił – powiedziała Lily i spojrzała w oczy chłopakowi, który widocznie był zdziwiony. – Miał tyle okazji, ale tego nie zrobił, więc czemu ma mnie nie pilnować. – powiedziała w końcu.
- Dla mnie spoko. – odezwał się Luke.
- Wszystko jedno. – powiedział Brian.
- Nie! – sprzeciwiłam się. – Nie on, jest niebezpieczny. Sorry, ale CI nie ufam. – powiedziałam do szatyna.
- Nie chowam urazy – powiedział chłopak i się uśmiechnął.
- Letty jest ok. – uspokoiła mnie przyjaciółka. – A teraz musze już iść, idę do Caluma, więc, dzięki, że to uzgodniliśmy. - Lily wstała i wyszła z domu.
- No idź za nią. – powiedział Luke do szatyna.
- Co?
- Według Ciebie jak wygląda ochrona?
- No już, już idę. – Brian wziął kurtkę i wyszedł w tym samym kierunku, gdzie chwile temu zniknęła moja przyjaciółka.
- Nie ufam mu. – powiedziałam do blondyna.
- Nic jej nie zrobi. – zapewnił mnie.
- Do jutra. – pożegnałam się z Luke’iem i wyszłam z jego domu. Było już chłodno. Wsiadłam w samochód i wróciłam do domu. Poszłam do łazienki i wzięłam ciepły prysznic, który rozluźnił moje mięśnie po ciężkim treningu. W końcu zmęczona opadłam na łóżko.
***
(Lily)
Brian łaził za mną od kilu dni. Nie rozmawialiśmy ze sobą, tylko wszędzie go widziałam, na przerwach obserwował mnie z bezpiecznej odległości. Naprawdę zaczynało mnie to denerwować, ale musiał to robić. Zgodziłam się, żeby to on był moim „ochroniarzem” bo wiedziałam, że nie mogę mu ufać. Byłam w szkole i akurat była przerwa, kiedy znowu dostrzegłam jego twarz. Trzymajcie mnie, bo zaraz mu strzelę. Kiedy szłam w jego kierunku, chłopak się wyprostował. Na jego twarzy widniał triumfalny uśmiech. Chciał żebym się wkurzyła, co za pajac.
- Coś nie tak? – zapytał podnosząc brew.
- Jak już musisz mnie pilnować to ok., ale mogłabym Cię przynajmniej nie widzieć? – powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Przecież jestem przystojny, więc to akurat nie powinien być problem, chyba, że Cię rozpraszam. – chłopak uśmiechnął się.
- Chciałbyś. – odpowiedziałam.
- Nie jesteś w moim guście. – rzucił gdy już odchodziłam. Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam się. Delikatnie przeczesałam, włosy ręką, podeszłam do niego bliżej i powiedziałam szeptem.
-Nie oszukuj się. – odeszłam ruszając kobieco biodrami. Co? Skoro i tak ma mnie pilnować, to mogę go denerwować. Czułam na sobie jego wzrok. Uśmiechnęłam się. 1-0 pomyślałam.
Z daleka zobaczyłam Jake’a, który się na mnie patrzył. Uśmiechnęłam się w jego kierunku, a on spochmurniał. Czy on widział całą akcje, z widoku trzeciej osoby, mogło to wyglądać dwuznacznie. Shit. Nie, nie, nie. Nie chciałam go zranić, wiem jakie ma do mnie uczucia, nie chciałam, żeby było mu źle. Poczułam falę gorąca, za moimi plecami stał Brian.
- Problemy z chłopakiem? – zapytał.
- Spieprzaj. – powiedziałam i odeszłam.
***
(Letty)
Leżałam znowu na łopatkach. Treningi z Luke’im były ciężkie. Nadal ze sobą normalnie nie rozmawialiśmy. Ale zaczęliśmy używać już ostrzy, Moimi ulubionymi były małe noże Kunai. Były poręczne i chyba najbardziej je opanowałam. Miałam na sobie czarne Leginy i sportowy czarny stanik. Strój nie krępował moich ruchów, więc było mi wygodnie.
- Wstawaj powiedział Luke. – kiedy znowu leżałam. W ręku trzymałam Kunai, a on miał nóż. Wzięłam zamach, Luke zrobił unik, po czym on wykonał ruch, również odskoczyłam i nie zostałam trafiona. Wymienialiśmy ciosy i ich unikaliśmy, w końcu udało mi się drasnąć chłopaka w ramie. Byłam z siebie dumna, aż wyszczerzyłam zęby. Chłopak wypuścił z rąk swoją broń. Już szykowałam się do kolejnego ataku, gdy usłyszałam, że dostałam sms’a. Rozproszyło mnie to i Luke zdążył zrobić unik i znalazł się za moimi plecami.
Z rąk wyjął mój nóż. Stał centralnie za mną i trzymał za ramiona tak, że nie mogłam się ruszyć. Czułam bicie jego serca. Miałam przyspieszony oddech. Byłam oparta o jego nagi tors. Na swojej skórze poczułam zimny metal. Luke ostrzem drażnił moją rozgrzaną skórę. Nie przecinał jej, tylko dotykał tępą stroną. Nóż przesuwał się po moich żebrach cały czas szedł w górę. Dostałam gęsiej skórki. Czułam oddech chłopaka na swoim karku. Ostrze kreśliło ścieżkę przy mojej szyi.
- Martwa. – szepnął chłopak do mojego ucha. Wziął nóż od mojej szyi. Odwróciłam się do niego przodem, staliśmy kilka centymetrów od siebie. Podeszłam bliżej i dotknęłam ręką jego klatki piersiowej, czułam coraz szybsze bicie sera. Podniosłam wzrok i spotkałam jego niebieskie oczy. Nasze twarze znajdowały się milimetry od siebie. Swoją dłonią, chciałam znaleźć jego. Czułam na swoich wargach jego oddech.
- Luke. – powiedziałam szeptem i przegryzłam wargę. Chłopak przybliżył się , tak że teraz całym ciałem dotykałam jego, nasze wargi prawie się stykały. – Jesteś martwy. – powiedziałam i dotknęłam ostrzem jego szyi, które wyjęłam ze swoich spodni, do których miałam przywiązaną broń
Chłopak ruszył nogami, a ja upadłam na ziemie. Luke leżał nade mną i trzymał dłonie, tak, że nie mogłam się ruszyć. Zbliżył swoja twarz do mojej.
- Martwa. – powiedział i wstał. Nadal leżałam w miejscu, w którym nie zostawił. -Włączaj telefon, bo Cię rozprasza,… wiele rzeczy Cię rozprasza.
- Jak to?
- Niby skąd mam to ostrze. – powiedział machając narzędziem. Dotknęłam miejsca gdzie powinnam mieć broń. Powinni być tam jeszcze jeden nóż. Nie było go. Kiedy je wyjął? Musiał to zrobić, kiedy byliśmy tak blisko siebie, ale byłam skupiona. Jak to zrobił? Blondyn się uśmiechnął i wyszedł z pomieszczenia. Zostałam sama. Usiadłam przy ścianie napiłam się wody i zobaczyłam wiadomość.
OD DYLAN: Tęsknię.
DO DYLAN: Ja też.
OD DYLAN: Chce Cię mieć blisko siebie i nigdy nie wypuść.
Po przeczytaniu sms’a uśmiechnęłam się.
_________________________
Kolejny rozdział za nami :)
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam ^^
Co sądzicie o treningu Luke-Letty? ;]
tema Dylan, czy Luke :D ?
komentujcie i motywujcie mnie do działania :*
Dziękuję, że jesteście :3
- Słucham. – powiedziałam
- Hej piękna. – usłyszałam głos Dylan’a. – wiem, że nie powinienem dzwonić, bo możesz być zajęta, ale musiałem usłyszeć twój głos. – Uśmiechnęłam się na te słowa.
- Nie przeszkadzasz mi.
- A masz dziś dla mnie czas. Może pójdziemy na jakąś kolację, czy coś?
- Chciałbym. – naprawdę tego pragnęłam, ale trening. – ale nie mogę. Muszę zrobić z kolegą projekt na chemię.
- Z Luke’iem? – zapytał
- Tak skąd wiesz?
- Jak byłem u Ciebie i oglądaliśmy film w Czesie którego zasnęłaś i się śliniłaś przez sen. – oboje się zaczęliśmy śmieć. – to przyszedł i mi go przedstawiłaś. –a tak pamiętam to.
- Nie śliniłam się. – zaprzeczyłam.
- Maiłem całą mokrą bluzę. – dalej droczył się chłopak.
- Spadaj. – powiedziałam uśmiechając się.
- Dobra będę kończył. – powiedział Dylan – Miłej nauki piękna.
- Pa. – powiedziałam i usłyszałam, że mój rozmówca się rozłączył.
Spojrzałam na zegarek. Shit. Była 16.50. Nie, nie, nie. Już jestem spóźniona. Szybko wstałam i poszłam ubrać się w coś wygodnego. Zdecydowałam się na luźną koszulkę i czarne legginsy. Związałam włosy i wsiadłam w samochód. W końcu dojechałam do domu chłopaków. Była 17.15. Zapukałam do drzwi i szybko pociągnęłam za klamkę.
- Spóźniona. – powiedział Brian na przywitanie. Czy on tu mieszka?
- Gdzie on jest? – zapytałam zdenerwowana.
- Na strychu. – powiedział i uśmiechnął się do mnie. – Powodzenia.
Pobiegłam na górę i otworzyłam drzwi, które prowadziły na poddasze. Pomieszczenie było bardzo duże. Znajdowały się tam rzeczy do ćwiczeń: bieżnia, drążki do podnoszenia. Po środku stał Luke, który wymachiwał kijem ćwiczebnym. Podłoga była obłożona materacami, w razie upadku. Na ścianach było przeczepionych wiele broni poczynając od sztyletów, przez łuki do pistoletów. Ok. czy oni przepadkiem nie handlują jeszcze do tego bronią? Skąd mają te wszystkie śmiercionośne narzędzia?
- Przepraszam za spóźnienie. – powiedziałam podchodząc.
- Odłóż torbę. – odezwał się chłodno blondyn, a ja już żałowałam, że w ogóle tu przyszłam. – Wskakuj na bieżnie.
- Mam biegać? Myślałam, że będziemy się uczyć posługiwać jakąś bronią.
- Nie myśl, tylko wykonuj polecenia. – poszłam na bieżnie i zaczęłam biec. – Jesteś niska, żeby wygrać z przeciwnikiem musisz być szybka, dlatego biegamy.
- Ok. – powiedziałam tylko. Na szczęście miałam jakaś kondycje i spokojnie przebiegłam 4 kilometry. Potem zaczynałam odczuwać zmęczenie. – długo mam tak jeszcze biegać?
- Możesz zejść. – powiedział w końcu Luke, a ja myślałam, że moje płuca zaraz mi spłoną. – Teraz czas na prawdziwy trening.
- Prawdziwy, a niby co to było? – zapytałam zmęczona.
- Rozgrzewka. – powiedział dumny z siebie, że nie daje rady. Chciał mnie zniechęcić, nie dam się. Wytrzymam.
Luke rzucił do mnie kij treningowy.
- Uderz mnie. – Bardzo chętnie, pomyślałam. Wzięłam zamach i chciałam uderzyć chłopaka w brzuch. Luke bez problemu zrobił unik, przekręcił się i klepnął mnie swoim kijem w pośladki. – Robisz za duży zamach, postaw prawą nogę do przodu, wyprostuj się i nie myśl w co chcesz uderzyć tylko wyobraź sobie jak ktoś obrywa. Wzięłam sobie jego rady do serca, gdy wykonałam kolejny zamach poszło lepiej, oczywiście nie trafiłam, ale poszło mi lepiej. Luke wykonał zamach i dostałam w nogę.
- Ała! Przestań!
- Chciałaś żebym Cię trenował, więc to robię. Musisz robić uniki. – Byłam coraz bardziej zdenerwowana, znowu wykonałam zamach, a blondyn bez najmniejszego wysiłku złapał mój kij. – Za bardzo pokazujesz w co będziesz uderzała, zmyl mnie. – Wzięłam swój kij i znowu się zamachnęłam, Ale nie trafiłam. Luke wyrwał mi mój kij z rąk i rzucił w górę, gdy popatrzyłam gdzie leci moja broń niebieskooki podciął mi nogi i upadłam na ziemie. Chłopak stał nade mną i przyłożył mi kij do brzucha
- Jesteś martwa. – powiedział i odszedł
- Ej! Co to było? – krzyknęłam
- Co?- zaśmiał się.
- Chciałam złapać swoją broń.
- Za bardzo się przejmujesz że ją masz, gdy Ci ją zabrałem to myśl o planie B, wykorzystuj otoczenie. – powiedział. – Na dziś koniec, jutro o tej samej godzinie. – chłopak wychodził.- A i jeszcze jedno, masz przybiegać na trening, jak zobaczę, że przyjechałaś to Ci nakopię.
Zostałam sama, byłam strasznie zmęczona. Wyjęłam z torby butelkę wody. Sprawdziłam która godzina i zauważyłam, że mam wiadomość.
OD DYLAN: Jak tam lekcje, strasznie nudne?
DO DYLAN: Tak, wolałabym być z tobą.
OD DYLAN: Ja też. Jutro się widzimy?
DO DYLAN: Tak o 13.00 u mnie?
OD DYLAN: Już nie mogę się doczekać.
W końcu zeszłam na dół, już chciałam wychodzić, gdy usłyszałam rozmowę Luke’a i Brian’a.
- Jest coraz więcej ofiar. – powiedział szatyn. – Co robimy?
- Nie wiem, są coraz bliżej, Letty uczy się bronić, ale co z jej przyjaciółmi. – Postanowiłam się wtrącić, w końcu rozmawiają o mnie i o Lily.
- O co chodzi. – chłopaki spojrzeli się w moja stronę.
- Co tu jeszcze robisz? – powiedział Brian.
- A ty? – zadałam mu pytanie.
- Mieszkam – powiedział z siebie dumny.
- Co? Wczoraj chciałeś go zabić, a dziś się przyjaźnicie? – zwróciłam się do blondyna, który patrzył się na mapę.
- Nie zabiłem go bo ktoś mi przeszkodził, więc wyrzuty miej do siebie, sama mówiłaś, że go potrzebujemy, to niby gdzie ma mieszkać. Przynajmniej mam go na oku. – pokazał głowa na szatyna, który uśmiechnięty mi machnął ręką.
- Jak chcesz. – powiedziałam w końcu. – O czym rozmawiacie?
- O niczym – powiedział blondyn i już chciał wyjść z pokoju.
- Słuchaj przestań być na mnie zły i zachowywać się jak idiota. Ok.? to dotyczy również mnie, więc chce wiedzieć, co mi grozi, co grozi Lily.
- Zadzwoń do Lily, wole to wyjaśniać raz. – powiedział blondyn.
*
Siedzieliśmy wszyscy w salonie. Lily usiadła obok mnie, a Luke stał przy kominku.
- Zabijane są osoby nadnaturalne i zabójstwa są popełniane coraz bliżej nas, więc trzeba was ochraniać. Ty już się uczysz. – Luke wskazał na mnie. – ale nadal musisz mieć kogoś kto będzie miał Cię na oku. Lily to samo.
- To przyglądaj się Lily. – powiedziałam szybko.
- A ciebie niby kto będzie pilnował.
- Ja. – odezwał się Brian, który wszedł do pomieszczenia. – chłopak spojrzał się na Lily, a ona kompletnie go zignorowała.
- Masz mnie za takiego idiotę, myślisz że powierzę Ci życie Letty, przecież wczoraj chciałeś ją zabić. – powiedział Luke i spojrzał się chłopakowi w oczy.
- Masz lepszy pomysł mądralo? I powiedziałem że wam pomogę. – odezwał się szatyn.
- Niech pilnuje mnie. – odezwała się Lily. Wszyscy się na nią spojrzeli.
- Serio? – odezwałam się. – Nie musisz, przecież chciał Cię zabić.
- Ale tego nie zrobił – powiedziała Lily i spojrzała w oczy chłopakowi, który widocznie był zdziwiony. – Miał tyle okazji, ale tego nie zrobił, więc czemu ma mnie nie pilnować. – powiedziała w końcu.
- Dla mnie spoko. – odezwał się Luke.
- Wszystko jedno. – powiedział Brian.
- Nie! – sprzeciwiłam się. – Nie on, jest niebezpieczny. Sorry, ale CI nie ufam. – powiedziałam do szatyna.
- Nie chowam urazy – powiedział chłopak i się uśmiechnął.
- Letty jest ok. – uspokoiła mnie przyjaciółka. – A teraz musze już iść, idę do Caluma, więc, dzięki, że to uzgodniliśmy. - Lily wstała i wyszła z domu.
- No idź za nią. – powiedział Luke do szatyna.
- Co?
- Według Ciebie jak wygląda ochrona?
- No już, już idę. – Brian wziął kurtkę i wyszedł w tym samym kierunku, gdzie chwile temu zniknęła moja przyjaciółka.
- Nie ufam mu. – powiedziałam do blondyna.
- Nic jej nie zrobi. – zapewnił mnie.
- Do jutra. – pożegnałam się z Luke’iem i wyszłam z jego domu. Było już chłodno. Wsiadłam w samochód i wróciłam do domu. Poszłam do łazienki i wzięłam ciepły prysznic, który rozluźnił moje mięśnie po ciężkim treningu. W końcu zmęczona opadłam na łóżko.
***
(Lily)
Brian łaził za mną od kilu dni. Nie rozmawialiśmy ze sobą, tylko wszędzie go widziałam, na przerwach obserwował mnie z bezpiecznej odległości. Naprawdę zaczynało mnie to denerwować, ale musiał to robić. Zgodziłam się, żeby to on był moim „ochroniarzem” bo wiedziałam, że nie mogę mu ufać. Byłam w szkole i akurat była przerwa, kiedy znowu dostrzegłam jego twarz. Trzymajcie mnie, bo zaraz mu strzelę. Kiedy szłam w jego kierunku, chłopak się wyprostował. Na jego twarzy widniał triumfalny uśmiech. Chciał żebym się wkurzyła, co za pajac.
- Coś nie tak? – zapytał podnosząc brew.
- Jak już musisz mnie pilnować to ok., ale mogłabym Cię przynajmniej nie widzieć? – powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Przecież jestem przystojny, więc to akurat nie powinien być problem, chyba, że Cię rozpraszam. – chłopak uśmiechnął się.
- Chciałbyś. – odpowiedziałam.
- Nie jesteś w moim guście. – rzucił gdy już odchodziłam. Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam się. Delikatnie przeczesałam, włosy ręką, podeszłam do niego bliżej i powiedziałam szeptem.
-Nie oszukuj się. – odeszłam ruszając kobieco biodrami. Co? Skoro i tak ma mnie pilnować, to mogę go denerwować. Czułam na sobie jego wzrok. Uśmiechnęłam się. 1-0 pomyślałam.
Z daleka zobaczyłam Jake’a, który się na mnie patrzył. Uśmiechnęłam się w jego kierunku, a on spochmurniał. Czy on widział całą akcje, z widoku trzeciej osoby, mogło to wyglądać dwuznacznie. Shit. Nie, nie, nie. Nie chciałam go zranić, wiem jakie ma do mnie uczucia, nie chciałam, żeby było mu źle. Poczułam falę gorąca, za moimi plecami stał Brian.
- Problemy z chłopakiem? – zapytał.
- Spieprzaj. – powiedziałam i odeszłam.
***
(Letty)
Leżałam znowu na łopatkach. Treningi z Luke’im były ciężkie. Nadal ze sobą normalnie nie rozmawialiśmy. Ale zaczęliśmy używać już ostrzy, Moimi ulubionymi były małe noże Kunai. Były poręczne i chyba najbardziej je opanowałam. Miałam na sobie czarne Leginy i sportowy czarny stanik. Strój nie krępował moich ruchów, więc było mi wygodnie.
- Wstawaj powiedział Luke. – kiedy znowu leżałam. W ręku trzymałam Kunai, a on miał nóż. Wzięłam zamach, Luke zrobił unik, po czym on wykonał ruch, również odskoczyłam i nie zostałam trafiona. Wymienialiśmy ciosy i ich unikaliśmy, w końcu udało mi się drasnąć chłopaka w ramie. Byłam z siebie dumna, aż wyszczerzyłam zęby. Chłopak wypuścił z rąk swoją broń. Już szykowałam się do kolejnego ataku, gdy usłyszałam, że dostałam sms’a. Rozproszyło mnie to i Luke zdążył zrobić unik i znalazł się za moimi plecami.
Z rąk wyjął mój nóż. Stał centralnie za mną i trzymał za ramiona tak, że nie mogłam się ruszyć. Czułam bicie jego serca. Miałam przyspieszony oddech. Byłam oparta o jego nagi tors. Na swojej skórze poczułam zimny metal. Luke ostrzem drażnił moją rozgrzaną skórę. Nie przecinał jej, tylko dotykał tępą stroną. Nóż przesuwał się po moich żebrach cały czas szedł w górę. Dostałam gęsiej skórki. Czułam oddech chłopaka na swoim karku. Ostrze kreśliło ścieżkę przy mojej szyi.
- Martwa. – szepnął chłopak do mojego ucha. Wziął nóż od mojej szyi. Odwróciłam się do niego przodem, staliśmy kilka centymetrów od siebie. Podeszłam bliżej i dotknęłam ręką jego klatki piersiowej, czułam coraz szybsze bicie sera. Podniosłam wzrok i spotkałam jego niebieskie oczy. Nasze twarze znajdowały się milimetry od siebie. Swoją dłonią, chciałam znaleźć jego. Czułam na swoich wargach jego oddech.
- Luke. – powiedziałam szeptem i przegryzłam wargę. Chłopak przybliżył się , tak że teraz całym ciałem dotykałam jego, nasze wargi prawie się stykały. – Jesteś martwy. – powiedziałam i dotknęłam ostrzem jego szyi, które wyjęłam ze swoich spodni, do których miałam przywiązaną broń
Chłopak ruszył nogami, a ja upadłam na ziemie. Luke leżał nade mną i trzymał dłonie, tak, że nie mogłam się ruszyć. Zbliżył swoja twarz do mojej.
- Martwa. – powiedział i wstał. Nadal leżałam w miejscu, w którym nie zostawił. -Włączaj telefon, bo Cię rozprasza,… wiele rzeczy Cię rozprasza.
- Jak to?
- Niby skąd mam to ostrze. – powiedział machając narzędziem. Dotknęłam miejsca gdzie powinnam mieć broń. Powinni być tam jeszcze jeden nóż. Nie było go. Kiedy je wyjął? Musiał to zrobić, kiedy byliśmy tak blisko siebie, ale byłam skupiona. Jak to zrobił? Blondyn się uśmiechnął i wyszedł z pomieszczenia. Zostałam sama. Usiadłam przy ścianie napiłam się wody i zobaczyłam wiadomość.
OD DYLAN: Tęsknię.
DO DYLAN: Ja też.
OD DYLAN: Chce Cię mieć blisko siebie i nigdy nie wypuść.
Po przeczytaniu sms’a uśmiechnęłam się.
_________________________
Kolejny rozdział za nami :)
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam ^^
Co sądzicie o treningu Luke-Letty? ;]
tema Dylan, czy Luke :D ?
komentujcie i motywujcie mnie do działania :*
Dziękuję, że jesteście :3
sobota, 12 grudnia 2015
Rozdział 16
Opadłam na łóżko. Nagle poczułam ogromny ból, moja głowa zaczęła mi
pękać. Krzyczałam, krzyczałam z całych sił. Moje ciało wygięło się w
nienaturalny sposób. Co się dzieje. Przez głowę przelatywało mi pełno
obrazów i wtedy usłyszałam głos. -Już wkrótce będziemy po Ciebie-. Ten
ochry piały głos przyprawiał mnie o mdłości.- A teraz przeżyj, to co
przeżyli oni-. Znowu rozległ się ten głos.
Byłam w jakimś pomieszczeniu. Wszystko było białe. Obok leżało pełno martwych ciał. Byłam przywiązana do łóżka. Rozglądałam się dokoła. Byłam na Sali operacyjnej. Podeszła do mnie jakaś postać. Nie widziałam jej twarzy.
- Zawsze chciałem być doktorem. – odezwał się tajemniczy chłopak.
Mężczyzna wziął skalpel i przejechał nim po mojej ręce. Ból rozległ się po moim ciele.
- Okulistą też. – wtedy skalpel powędrował do mojego oka. Nagle przedmiot wbił się mój narząd. Krzyczałam z bólu.
- Ale najbardziej chciałem zobaczyć jak wygląda ludzkie serce. W tamtym monecie przeciął moją klatkę piersiową.
Nie czułam, nie czułam już nic. Byłam martwa. Obraz zniknął a na jego miejsce pojawił nie nowy. W kolejnej wizji tonęłam, w jeszcze innej byłam palona żywce, obskórowywana , duszona, strzelano do mnie. Czułam to. Czułam każdą ich śmierć, jakbym sama to przeżywała. Nie wytrzymam kolejnej. Wiedziałam to, wiedziałam, że jeszcze jedna wizja i umrę razem z ofiarą. – Pamiętaj jesteś kolejna – usłyszałam głos w głowie i wszystko zniknęło. Leżałam w pokoju. Dotknęłam swojego ciała, nic na nim nie było, żadnych ran, po tym co przeżyłam. Przyjdą po mnie. Przyjdą. Nie zasnęłam przez całą noc. Nie mogłam. Nie chciałam. Bałam się, naprawdę się bałam. Nie mogę tak po prostu czekać. Musze być gotowa, muszę umieć się bronić. Musze poprosić o pomoc jedyną osobę, którą znam i wiem, że mi pomoże.
*
Byłam przed dobrze znanym mi domem. Był wczesny ranek. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Drzwi się uchyliły, a ja zobaczyłam osobę, której ostatniej się spodziewałam. Brunetka patrzyła na mnie z triumfalnym wzrokiem, miała na sobie koszulkę Luke’a. Ashley wyszczerzyła swoje białe zęby.
- Część, czego chcesz? – oparła się o drzwi.
- Jest Luke? – zapytałam szybko.
- Bierze prysznic. – znowu ten triumfalny uśmiech. O co jej chodzi? – przekazać coś?
- Nie po prostu na niego poczekam. – chciałam wejść do domu, ale dziewczyna zagrodziła mi wejście.
- To nie najlepszy pomysł, po prostu powiem mu, że byłaś. – dziewczyna już chciała zamknąć za mną drzwi, gdy w nich pojawił się Brian. Ok. robi się jeszcze bardziej dziwnie. Co on tu kurwa robi i najwidoczniej nie jest martwy, więc o tyle dobrze.
- Letty przyszłaś, wspaniale, chodź zapraszam. – Ashley popatrzyła się na chłopaka speszona i zła. Zdezorientowana weszłam do domu i minęłam wściekłą dziewczyna, gdy przechodziłam obok chłopaka popatrzyłam mu w oczy, złapał mnie z nadgarstek i powiedział szepcząc. – Nie ma za co. – Co za idiota, to on powinien mi dziękować, gdyby nie ja już by nie żył. Postanowiłam go zignorować. Poszłam do salonu i usiadam na sofie. Brian rozłożył się na fotelu obok. Gapił się na mnie jakbym miała coś na twarzy. Pajac. W ogóle co on tu robi? To było ostatnie miejsce, gdzie się go spodziewałam.
- Czego chcesz? – zapytałam w końcu, gdy chłopak nie spuszczał mnie z oczu.
- Dlaczego? – popatrzyłam na niego zdezorientowana. –Dlaczego mnie uratowałaś?
- Uratowałam Cię, bo nie chciałam, żeby Luke miał poczucie winy z twojego powodu. Uratowałam Cię, żeby uratować jego, żeby nie musiał patrzeć w lustro i widzieć osobę, która była zdolna do zabójstwa. – na te słowa przypomniał mi się Wren, któremu ja odebrałam życie. Myślałam o tym , cały czas. Chodź wiem, że nie zrobiłam tego umyślnie to moja wina. Brian usidła na fotelu i miał poważną minę.
- Bronisz Luke’a cały czas. Ty nie wie…
- Letty? – przerwał mu blondyn, który wszedł do pomieszczenia. Spojrzałam się w jego stronę. – Co tu robisz? – nie mogłam rozszyfrować jego miny, nadal był na mnie zły, to na pewno, ale ja też nie byłam najbardziej szczęśliwą osobą widząc go. Ale on był mi potrzebny, więc musiałam tu przyjść.
- To ja już pójdę. – powiedział Brian. – Letty? – odwróciłam się w jego stronę. – Dziękuję. – powiedział i znikł. Czyli jednak był mi wdzięczny, może nie jest, aż takim idiotą.
- Po co przyszłaś. – z przemyśleń wyciągnął mnie Luke. Popatrzyłam się w jego stronę.
- Miałam wiz…
- O już się umyłeś? – przyszła Ashley. Odczep się wreszcie muszę coś mu powiedzieć.
- Tak. – rzucił szybko Luke i znowu spojrzał na mnie.
- chciałam pogadać o projekcie z chemii. – serio projekt z chemii? To była najlepsza wymówka jaka mi przyszłą do głowy. Przecież nie powiem przy jego dziewczynie, że miałam wizję, że czułam śmierć, ba ja ją przeżywałam, a na koniec słyszałam groźby, że nadchodzi moja kolej, więc teraz chcę żeby mnie szkolił posługiwać się bonią.
- Co? – Luke spojrzał się na mnie jak na idiotkę. – Znaczy się tak. Może pogadamy kiedy indziej, bo chwilowo jestem trochę zajęty. – Ok. dał mi do zrozumienia, że brunetka, która stałą obok trochę nam przeszkadza.
- Jasne. – rzuciłam i wstałam z kanapy. – To do zobaczenia, czy cokolwiek. – wyszłam z domu. To było dziwne, naprawdę niezręczne. Była jakaś 9.00. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam zadzwonić do Jake’a. Dawno z nim nie rozmawiałam. Wybrałam numer przyjaciela, po pięciu sygnałach w końcu odebrał.
- Hej. – usłyszałam jego głos, który w ogóle się nie zmienił
- Cześć debilu. – powiedziałam mega szczęśliwa. – Co powiesz na kawę?
- Za 15 minut tam gdzie zwykle.
- Już pędzę. – powiedziałam i się rozłączyłam.
*
Czekałam w naszej ulubionej kawiarni. W końcu usłyszałam, że ktoś wchodzi. Zauważyłam przystojnego bruneta, który poszedł do kasy i złożył zamówienie.
- Cześć. – przywitał się chłopak.
- Jake. – przytuliłam chłopaka, dopiero jak go zobaczyłam przypomniało mi się jak za nim tęsknie.
- Co tam? Co się u ciebie działo? – zagadał do mnie chłopak i zajął miejsce przy stoliku. Oprócz tego, ze polują na mnie demony, giną ludzie to jest świetnie.
- W sumie nic ciekawego się nie działo. – skłamałam. – Wiesz szkoła, spędzałam czas z Lily i z Dylanem. – na ostatnie słowa szeroko się uśmiechnęłam.
- Sylinskim? Wow widzę, ze jednak coś się działo. – uśmiechnął się chłopak.
- A u ciebie jak?
- W sumie po staremu.
-Wiem o Lily. –ok. musiałam poruszyć ten temat, chce wiedzieć jak się czuję. Kocham go jak brata, chce wiedzieć co się dzieję, jak to przyjął.
- Powiedziała Ci. – spojrzał na mnie zakłopotany. Pokiwałam tylko głową. Chłopak przeczesał włosy. – No ona tego nie czuję, więc ok. Dam radę, nadal jest moja przyjaciółką, ale muszę się od niej chwilowo oddalić.
- Rozumiem. A co z Samanthą? – chyba tak miała na imię.
- Wyjechała. Napisała mi tylko sms’a, że musi jechać i cieszy się że mnie poznała.
- To lipa. – powiedziałam.
- Trochę. – chłopak upił łyk swojej kawy.
Siedział z przyjaciel w kawiarni jakieś 2 godziny w tym czasie rozmawialiśmy jeszcze o wielu rzeczach. Poczynając od szkoły, a skoczywszy na wspominaniu jacy byliśmy kiedy mieliśmy jakieś 12 lat. W tym czasie naśmiałam się tak dużo, że chyba wyczerpałam swój limit na cały miesiąc. W końcu się rozeszliśmy, a ja wróciłam do swojego pustego domu. Mama dzwoniła, że z Lindy zostają tam dłużej na jakieś 4 dni. Poszłam do kuchni żeby wstawić wódę na herbatę.
- Co tak naprawę chciałaś? – usłyszałam za sobą głos. Upuściłam trzymaną przez siebie szklankę. Zamknęłam oczy i czekałam na dźwięk tłuczonego szkła, ale on nie następował. Za to zauważyłam Luke’a, który stał milimetry ode mnie, a w ręku trzymał szklankę. – Uważaj. – uśmiechnął się jak to on. Oddaliłam się od niego trochę.
- Miałam wizję. – chłopak spojrzał się na mnie poważnie.. –Tym razem było inaczej. – mówiłam dalej. – Nie przewidywałam śmierci, ale patrzyłam, na śmierć, która się już dokonywała. – przeczesałam włosy. – Czułam ją, czułam dokładnie to co ofiary. A w mojej głowie był głos, który powiedział, że jestem kolejna. – powiedziałam w końcu i spojrzałam się w niebieskie oczy mojego słuchacza. – Musisz nauczyć mnie bronić. Musisz nauczyć mnie jak mam używać mocy, jak mam używać broni.
- My Cie ochronimy. – powiedział w końcu.
- Chce sama umieć się bronić.
- jeszcze wczoraj mówiłaś, że widzisz we mnie mordercę, a dziś chcesz, żebym Cię uczył posługiwania bronią?
- Ty nie rozumiesz prawda? Nie chciałam, żebyś kogoś zabił, bo wiem jak to jest odebrać komuś życie!
- Mówisz o Wrenie! Błagam to było przez przypadek, nie twoja wina. Nie wiesz jak to jest decydować o czyjejś śmierci!
- A ty wiesz?! – chłopak spojrzał się na mnie gniewnie. – Nie chcesz mnie szkolić ok., w takim razie pójdę do Brian’a.- Odeszłam już od chłopaka, ale on nagle teleportował się przede mną.
- Dziś o 17.00 u mnie. – uśmiechnęłam się triumfalnie. – Na treningach ja rządzę, wykonujesz każde moje polecenie, bez wyjątku. – pokiwałam głową. – Będziesz jeszcze tego żałować. – Chłopak oddalił się i już miał się teleportować.
- Luke. – blondyn odwrócił się w moją stronę. – Dziękuję. – powiedziałam i zaraz po tym chłopak się rozpłynął. Ok. no to czas zacząć trening. Do 17.00 miałam jakieś 5 godzin.
________________________
Wiem, że rozdział bardzo krótki i przepraszam, ale w ogóle nie mam czasu. W szkole mam niezły zapierdziel bo oczywiście wszystkim się przypomniało o klasówkach. Przepraszam was bardzo za to i mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie dłuższy.
Kocham was bardzo mocno <3
Byłam w jakimś pomieszczeniu. Wszystko było białe. Obok leżało pełno martwych ciał. Byłam przywiązana do łóżka. Rozglądałam się dokoła. Byłam na Sali operacyjnej. Podeszła do mnie jakaś postać. Nie widziałam jej twarzy.
- Zawsze chciałem być doktorem. – odezwał się tajemniczy chłopak.
Mężczyzna wziął skalpel i przejechał nim po mojej ręce. Ból rozległ się po moim ciele.
- Okulistą też. – wtedy skalpel powędrował do mojego oka. Nagle przedmiot wbił się mój narząd. Krzyczałam z bólu.
- Ale najbardziej chciałem zobaczyć jak wygląda ludzkie serce. W tamtym monecie przeciął moją klatkę piersiową.
Nie czułam, nie czułam już nic. Byłam martwa. Obraz zniknął a na jego miejsce pojawił nie nowy. W kolejnej wizji tonęłam, w jeszcze innej byłam palona żywce, obskórowywana , duszona, strzelano do mnie. Czułam to. Czułam każdą ich śmierć, jakbym sama to przeżywała. Nie wytrzymam kolejnej. Wiedziałam to, wiedziałam, że jeszcze jedna wizja i umrę razem z ofiarą. – Pamiętaj jesteś kolejna – usłyszałam głos w głowie i wszystko zniknęło. Leżałam w pokoju. Dotknęłam swojego ciała, nic na nim nie było, żadnych ran, po tym co przeżyłam. Przyjdą po mnie. Przyjdą. Nie zasnęłam przez całą noc. Nie mogłam. Nie chciałam. Bałam się, naprawdę się bałam. Nie mogę tak po prostu czekać. Musze być gotowa, muszę umieć się bronić. Musze poprosić o pomoc jedyną osobę, którą znam i wiem, że mi pomoże.
*
Byłam przed dobrze znanym mi domem. Był wczesny ranek. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Drzwi się uchyliły, a ja zobaczyłam osobę, której ostatniej się spodziewałam. Brunetka patrzyła na mnie z triumfalnym wzrokiem, miała na sobie koszulkę Luke’a. Ashley wyszczerzyła swoje białe zęby.
- Część, czego chcesz? – oparła się o drzwi.
- Jest Luke? – zapytałam szybko.
- Bierze prysznic. – znowu ten triumfalny uśmiech. O co jej chodzi? – przekazać coś?
- Nie po prostu na niego poczekam. – chciałam wejść do domu, ale dziewczyna zagrodziła mi wejście.
- To nie najlepszy pomysł, po prostu powiem mu, że byłaś. – dziewczyna już chciała zamknąć za mną drzwi, gdy w nich pojawił się Brian. Ok. robi się jeszcze bardziej dziwnie. Co on tu kurwa robi i najwidoczniej nie jest martwy, więc o tyle dobrze.
- Letty przyszłaś, wspaniale, chodź zapraszam. – Ashley popatrzyła się na chłopaka speszona i zła. Zdezorientowana weszłam do domu i minęłam wściekłą dziewczyna, gdy przechodziłam obok chłopaka popatrzyłam mu w oczy, złapał mnie z nadgarstek i powiedział szepcząc. – Nie ma za co. – Co za idiota, to on powinien mi dziękować, gdyby nie ja już by nie żył. Postanowiłam go zignorować. Poszłam do salonu i usiadam na sofie. Brian rozłożył się na fotelu obok. Gapił się na mnie jakbym miała coś na twarzy. Pajac. W ogóle co on tu robi? To było ostatnie miejsce, gdzie się go spodziewałam.
- Czego chcesz? – zapytałam w końcu, gdy chłopak nie spuszczał mnie z oczu.
- Dlaczego? – popatrzyłam na niego zdezorientowana. –Dlaczego mnie uratowałaś?
- Uratowałam Cię, bo nie chciałam, żeby Luke miał poczucie winy z twojego powodu. Uratowałam Cię, żeby uratować jego, żeby nie musiał patrzeć w lustro i widzieć osobę, która była zdolna do zabójstwa. – na te słowa przypomniał mi się Wren, któremu ja odebrałam życie. Myślałam o tym , cały czas. Chodź wiem, że nie zrobiłam tego umyślnie to moja wina. Brian usidła na fotelu i miał poważną minę.
- Bronisz Luke’a cały czas. Ty nie wie…
- Letty? – przerwał mu blondyn, który wszedł do pomieszczenia. Spojrzałam się w jego stronę. – Co tu robisz? – nie mogłam rozszyfrować jego miny, nadal był na mnie zły, to na pewno, ale ja też nie byłam najbardziej szczęśliwą osobą widząc go. Ale on był mi potrzebny, więc musiałam tu przyjść.
- To ja już pójdę. – powiedział Brian. – Letty? – odwróciłam się w jego stronę. – Dziękuję. – powiedział i znikł. Czyli jednak był mi wdzięczny, może nie jest, aż takim idiotą.
- Po co przyszłaś. – z przemyśleń wyciągnął mnie Luke. Popatrzyłam się w jego stronę.
- Miałam wiz…
- O już się umyłeś? – przyszła Ashley. Odczep się wreszcie muszę coś mu powiedzieć.
- Tak. – rzucił szybko Luke i znowu spojrzał na mnie.
- chciałam pogadać o projekcie z chemii. – serio projekt z chemii? To była najlepsza wymówka jaka mi przyszłą do głowy. Przecież nie powiem przy jego dziewczynie, że miałam wizję, że czułam śmierć, ba ja ją przeżywałam, a na koniec słyszałam groźby, że nadchodzi moja kolej, więc teraz chcę żeby mnie szkolił posługiwać się bonią.
- Co? – Luke spojrzał się na mnie jak na idiotkę. – Znaczy się tak. Może pogadamy kiedy indziej, bo chwilowo jestem trochę zajęty. – Ok. dał mi do zrozumienia, że brunetka, która stałą obok trochę nam przeszkadza.
- Jasne. – rzuciłam i wstałam z kanapy. – To do zobaczenia, czy cokolwiek. – wyszłam z domu. To było dziwne, naprawdę niezręczne. Była jakaś 9.00. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam zadzwonić do Jake’a. Dawno z nim nie rozmawiałam. Wybrałam numer przyjaciela, po pięciu sygnałach w końcu odebrał.
- Hej. – usłyszałam jego głos, który w ogóle się nie zmienił
- Cześć debilu. – powiedziałam mega szczęśliwa. – Co powiesz na kawę?
- Za 15 minut tam gdzie zwykle.
- Już pędzę. – powiedziałam i się rozłączyłam.
*
Czekałam w naszej ulubionej kawiarni. W końcu usłyszałam, że ktoś wchodzi. Zauważyłam przystojnego bruneta, który poszedł do kasy i złożył zamówienie.
- Cześć. – przywitał się chłopak.
- Jake. – przytuliłam chłopaka, dopiero jak go zobaczyłam przypomniało mi się jak za nim tęsknie.
- Co tam? Co się u ciebie działo? – zagadał do mnie chłopak i zajął miejsce przy stoliku. Oprócz tego, ze polują na mnie demony, giną ludzie to jest świetnie.
- W sumie nic ciekawego się nie działo. – skłamałam. – Wiesz szkoła, spędzałam czas z Lily i z Dylanem. – na ostatnie słowa szeroko się uśmiechnęłam.
- Sylinskim? Wow widzę, ze jednak coś się działo. – uśmiechnął się chłopak.
- A u ciebie jak?
- W sumie po staremu.
-Wiem o Lily. –ok. musiałam poruszyć ten temat, chce wiedzieć jak się czuję. Kocham go jak brata, chce wiedzieć co się dzieję, jak to przyjął.
- Powiedziała Ci. – spojrzał na mnie zakłopotany. Pokiwałam tylko głową. Chłopak przeczesał włosy. – No ona tego nie czuję, więc ok. Dam radę, nadal jest moja przyjaciółką, ale muszę się od niej chwilowo oddalić.
- Rozumiem. A co z Samanthą? – chyba tak miała na imię.
- Wyjechała. Napisała mi tylko sms’a, że musi jechać i cieszy się że mnie poznała.
- To lipa. – powiedziałam.
- Trochę. – chłopak upił łyk swojej kawy.
Siedział z przyjaciel w kawiarni jakieś 2 godziny w tym czasie rozmawialiśmy jeszcze o wielu rzeczach. Poczynając od szkoły, a skoczywszy na wspominaniu jacy byliśmy kiedy mieliśmy jakieś 12 lat. W tym czasie naśmiałam się tak dużo, że chyba wyczerpałam swój limit na cały miesiąc. W końcu się rozeszliśmy, a ja wróciłam do swojego pustego domu. Mama dzwoniła, że z Lindy zostają tam dłużej na jakieś 4 dni. Poszłam do kuchni żeby wstawić wódę na herbatę.
- Co tak naprawę chciałaś? – usłyszałam za sobą głos. Upuściłam trzymaną przez siebie szklankę. Zamknęłam oczy i czekałam na dźwięk tłuczonego szkła, ale on nie następował. Za to zauważyłam Luke’a, który stał milimetry ode mnie, a w ręku trzymał szklankę. – Uważaj. – uśmiechnął się jak to on. Oddaliłam się od niego trochę.
- Miałam wizję. – chłopak spojrzał się na mnie poważnie.. –Tym razem było inaczej. – mówiłam dalej. – Nie przewidywałam śmierci, ale patrzyłam, na śmierć, która się już dokonywała. – przeczesałam włosy. – Czułam ją, czułam dokładnie to co ofiary. A w mojej głowie był głos, który powiedział, że jestem kolejna. – powiedziałam w końcu i spojrzałam się w niebieskie oczy mojego słuchacza. – Musisz nauczyć mnie bronić. Musisz nauczyć mnie jak mam używać mocy, jak mam używać broni.
- My Cie ochronimy. – powiedział w końcu.
- Chce sama umieć się bronić.
- jeszcze wczoraj mówiłaś, że widzisz we mnie mordercę, a dziś chcesz, żebym Cię uczył posługiwania bronią?
- Ty nie rozumiesz prawda? Nie chciałam, żebyś kogoś zabił, bo wiem jak to jest odebrać komuś życie!
- Mówisz o Wrenie! Błagam to było przez przypadek, nie twoja wina. Nie wiesz jak to jest decydować o czyjejś śmierci!
- A ty wiesz?! – chłopak spojrzał się na mnie gniewnie. – Nie chcesz mnie szkolić ok., w takim razie pójdę do Brian’a.- Odeszłam już od chłopaka, ale on nagle teleportował się przede mną.
- Dziś o 17.00 u mnie. – uśmiechnęłam się triumfalnie. – Na treningach ja rządzę, wykonujesz każde moje polecenie, bez wyjątku. – pokiwałam głową. – Będziesz jeszcze tego żałować. – Chłopak oddalił się i już miał się teleportować.
- Luke. – blondyn odwrócił się w moją stronę. – Dziękuję. – powiedziałam i zaraz po tym chłopak się rozpłynął. Ok. no to czas zacząć trening. Do 17.00 miałam jakieś 5 godzin.
________________________
Wiem, że rozdział bardzo krótki i przepraszam, ale w ogóle nie mam czasu. W szkole mam niezły zapierdziel bo oczywiście wszystkim się przypomniało o klasówkach. Przepraszam was bardzo za to i mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie dłuższy.
Kocham was bardzo mocno <3
sobota, 5 grudnia 2015
Rozdział 15
( Letty )
Do moich oczu wpadły promienie światła. Położyłam poduszkę na głowę. Nie ma mowy nie wstaje. Mam dość. Potrzebuję dnia wolnego. Obok mnie leżała Lily, która nadal smacznie spała. Usiadłam na łóżku, a pierwszą rzeczą o której pomyślałam były wydarzenia z wczoraj. To jak chciałam iść po Lily, to że nie potrafię się bronić, ani używać mocy. Muszę coś z tym zrobić. TO nie może się powtórzyć. Gdyby nie Luke pewnie byłybyśmy martwe. Właśnie moje myśli zaczęły krążyć wokół blondyna. Nasza wczorajsza kłótnia. Ok, może przesadziłam trochę wczoraj, ale on też nie był fair względem mnie. Mogłam przynajmniej spróbować go zrozumieć. Był zły, kurwa on był wściekły, a ja mu nie pomogłam. Dowiedział się, że przez rodzinę Brian’a stracił wszystkich, a ja go jeszcze uratowałam, ale musiałam, on coś wie. Przeczesałam włosy ręką. Przestań o nim myśleć. Jest idiotą, nazwał Cię idiotką, też nie chciał mnie zrozumieć. Zawsze mi rozkazuje, nigdy mnie nie słucha. Jest zarozumiałym dzieckiem, który obraża się na cały świat.
- O czym tak myślisz? – usłyszałam cichy głos przyjaciółki. – A raczej o kim? – uśmiechnęła się zawadiacko. – Czyżby Dylan wkradł się do twoich myśli?
- Luke. – powiedziałam, wkurzona na siebie, że przejmuję się tym idiotą. Powinnam myśleć o chłopaku, z którym się całowałam, który mi się podoba, ale nie mogłam. Cały czas myślałam o blondynie, który tak bardzo mnie wkurza, ale on mnie potrzebuje, albo raczej ja jego.
- Luke? – zdziwiła się przyjaciółka. – Coś się zmieniło przez noc, czy ja nie ogarniam. Wczoraj chciałaś go udusić, a dziś od rana o nim myślisz? Co z tobą nie tak, z wyjątkiem, że wszystko. – dziewczyna się uśmiechnęła, nawet nie przejmowała się tym co się z nią działo, była silna, tylko skąd ona bierze tą siłę? Patrzyłam się na Lily i ją podziwiałam. – Co? – zapytała speszona. – Mam coś na twarzy?
- Skąd to bierzesz? – zapytałam
- Ale co?
- Siłę. Zawsze jesteś ponad to. Nigdy się nie przejmujesz. To co się dzieje Cię nie przytłacza. Jak to robisz? – przyjaciółka spochmurniała. – Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. – powiedziałam szybko.
- Kiedyś CI to powiem obiecuję, ale nie dziś. – pokiwałam tylko głową.
- Rozumiem. – brunetka posłała mi ciepły uśmiech i wstała z łóżka. Sięgnęłam po telefon, była godzina 11.25. Miałam nieodebraną wiadomość.
OD DYLAN: Cześć Piękna. Masz ochotę dziś na kino? Ty, ja, popcorn, jakiś dobry film?
Na sam widok sms’a się uśmiechnęłam. Może jednak nie wszystko w moim życiu jest popieprzone.
DO DYLAN: O której będziesz?
OD DYLAN: 17.00 jestem u Ciebie.
DO DYLAN: Już nie mogę się doczekać.
Odłożyłam telefon i rzuciłam się na łóżko. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nie mogłam przestać się cieszyć. Brian został pokonany, właśnie co się z nim stało? Nie myśl o tym teraz Letty szybko zganiłam się w myślach. Ja umówiłam się na randkę, przez ostatnie kilka dni przestało dochodzić do tajemniczych wypadków, może wszystko się ułoży.
- Z czego się tak cieszysz? – zapytała Lily wchodząc do pokoju.
- Mam randkę. – powiedziałam nie mogąc przestać się szczerzyć.
- Z kim?
- Z Kim? – spojrzałam się na nią. – A jak myślisz?
- Nie wiem ostatnio jak się zapytałam o czym myślisz to powiedziałaś, że Luke, więc wolę nie ryzykować zgadując. – na te słowa rzuciłam w nią poduszką.
- Dylan! – powiedziałam wytykając język.
- A blondyn nie będzie zazdrosny? – droczyła się szatynka. W nosie miałam co myśli, przecież ona ma Ashley.
- A co ty się tak o niego martwisz, myślałam, że go nie lubisz.
- Wiesz jak ktoś ratuję Ci życie i ten ratunek się udaję a nie przychodzi z nożem to jestem skłonna zmienić podejście.
- Super Cię uratowałam. Cicho siedź. – zaśmiałam się.
- W ogóle co się z nim stało?
- Luke’iem… żyje. – powiedziałam,
-Z Brian’em. – Lily popatrzyła się poważnie na mnie. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Po pierwsze sama nie wiedziałam, co z nim, a po drugie, nie wiedziałam co woli usłyszeć, że żyje, czy, że jest martwy.
- Wczoraj jak jeszcze poszłam do magazynu Luke go bił, ale żyje, bo jest nam potrzebny. Ma pewne informacje i powiedział, że nam pomoże. – badawczym wzorkiem patrzyłam na przyjaciółkę. Byłam ciekawa jak zareaguję, że jej porywacz będzie blisko cały czas.
- To dobrze. – odpowiedziała tylko. – Cieszę się że żyje.
- Serio?
- Tak. Nie chciałam go wiedzieć martwego, nic mi nie zrobił.- Ok. na te słowa się zmartwiłam. Przecież on Cię porwał, groził chciał podpalić, ale ok. jeżeli to dla ciebie nic, to ja cię akceptuję. – No wstawaj, musimy iść na zakupy, jeśli chcesz wyglądać nieziemsko na randkę z pewnym przystojniakiem. – Przyjaciółka rzuciła mi ciuchy w twarz i wygoniła z ciepłego łóżka, które było dla mnie oazą spokoju i bezpieczeństwa. Niechętnie wstałam i poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć.
*
W końcu dojechaliśmy do galerii. Razem z Lily udałyśmy się do sklepu, żeby znaleźć jakieś ciuchy na dziś wieczór. Przeglądałyśmy wieszaki z ubraniami, ale miałam dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Letty czemu ty sobie sama wszystko komplikujesz? Postanowiłam zlekceważyć swoje przeczucie i cieszyć się dniem. W końcu wybrałam białą sukienkę. Gdy w końcu wróciłyśmy do domu wzięłam się za szykowanie. Do randki zostało mi jakieś 2 godziny. Poszłam pod prysznic, a następnie ubrałam się w nową sukienkę do tego założyłam zieloną kurtkę, włosy zostawił rozpuszczone, a na usta nałożyłam delikatny błyszczyk. Jeszcze podkreśliłam tylko oczy czarną kredka i byłam gotowa.
Zadowolona ze swojego wyglądu poszłam na dół. Byłam sama w domu. Mama z Lindy pojechała do jakiegoś lekarza, gdyż moja siostra nie mogła pogodzić się ze śmiercią Wrena. Sama też nie mogłam się z tym pogodzić, ale musze. Muszę jakoś normalnie funkcjonować i właśnie dziś to robię. Usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać telewizje. W końcu wybiła godzina 17.00. Na podjeździe pojawił się samochód Dylana. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Założyłam buty i wyszłam na zewnątrz.
- Cześć- przywitałam się nieśmiało. Chłopak popatrzył się na mnie.
- Wow, wyglądasz nieziemsko. – powiedział i uśmiechnął się. Poczułam jak moje policzki zaczynają sie czerwienić.
- Dziękuję. – odpowiedziałam tylko nie mogąc pozbierać myśli, żeby powiedzieć coś bardziej ogarniętego.
- To co idziemy? – zapytał i poprowadził do samochodu. Otworzył drzwi od strony pasażera, a sam zajął miejsce za kółkiem.
*
Po 30 minutach znaleźliśmy się przy kinie. Droga minęła szybko. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Dylan był moją odskocznią od tego szaleństwa, był moją kotwicą. Chłopak otworzył mi drzwi, a kiedy wysiadłam złączył nasze dłonie. Moje serce zabiło szybciej. Letty zachowujesz się jak typowa nastolatka, ale chciałam to robić, chciałam myśleć tylko o tym co czuję.
- To na co idziemy? – zapytałam.
- Myślałem o Jupietrze co ty na to? – zapytał. W sumie chciałam obejrzeć ten film, wiec czemu nie?
- Świetnie. – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Dylan poszedł kupić bilety, a ja czekałam. Znowu powróciło do mnie przeczucie, ze coś się wydarzy. Przestań, tak myśleć. Zganiłam się w myślach. Jest dobrze, jesteś w kinie z chłopakiem, na którym Ci zależy, więc tego nie komplikuj.
- Wszystko w porządku? – zapytał się Dylan podchodząc do mnie.
- Tak. – skłamałam i uśmiechnęłam się. – Po prostu się zamyśliłam.
- To co idziemy? – powiedział chłopak i wyciągnął do mnie rękę. Złączyłam nasze dłonie. Mogę się do tego przyzwyczaić. W końcu zajęliśmy miejsce na Sali i zaczął się film. Cały czas trzymałam chłopak za rękę, w pewnym momencie się do niego przytuliłam. Czułam, jego bliskość, ciepło. Gdy w końcu film się skończył wyszliśmy z pomieszczania. Zrobiło się już ciemno.
- Co powiesz o spacerze? – zapytał chłopak, a ja przyznam szczerze, że pomysł ten bardzo mi się spodobał.
- Ależ oczywiści. – uśmiechnęłam się
Ruszyliśmy ulicą idąc za rękę. Świeci księżyc, a my chodziliśmy po parku. Było idealnie. Stanęliśmy przed jeziorem. Dylan popatrzył mi się w oczy. W świetle księżyca wyglądał jeszcze bardziej pociągająco. Spojrzałam na jego pełne usta. Miałam niezmierną ochotę ich posmakować. Podeszłam bliżej, dotykałam jego torsu. Podniosłam wzrok z powrotem na jego oczy i ustałam na palcach. Nasze wargi się spotkały, a mnie oblało przyjemne ciepło. Poczułam jak chłopak oplata mnie w tali i przyciąga jeszcze bliżej, nawet nie wiedziałam, że to możliwe. Wplotłam swoje ręce w jego włosy. Nasze pocałunki były delikatne, pełne uczucia. Moje serce biło jak szalone, oby tego nie czuł pomyślałam. Dylan się uśmiechnął.
- Co? – zapytałam, odrywając się od niego. Nasze twarze znajdowały się w odległości kilku centymetrów, że czułam jego oddech.
- Jesteś niesamowita. – wziął kosmyk moich włosów i położył za ucho. – Jesteś niesamowita Letty Marshall. – Na te słowa uśmiechnęłam się. – Uwielbiam jak się czerwienisz, uwielbiam twój uśmiech i to jak szybko bije CI serce, gdy jestem tak blisko. – na ostatnie słowa się zaśmiałam, czyli jednak poczuł. Chłopak również się zaśmiał. – Uwielbiam, twój śmiech. Chyba się w tobie zakochałem. – Spojrzałam mu w oczy.
- To dobrze. – odpowiedziałam i znowu złączyłam nasze usta. Poczułam motyle w brzuchu. Nagle zaczął padać deszcz. Oderwałam się od chłopak, czując zimna ciecz na rozgrzanej skórze. Pobiegliśmy w stronę samochodu, gdy w końcu znaleźliśmy się w aucie, byliśmy cali mokrzy.
- Odwiozę Cię do domu, bo jeszcze mi się rozchorujesz piękna. – powiedział i odpalił samochód.
Staliśmy w korku, brunet spojrzał się na mnie.
– Musisz przestać. – powiedział poważnie.
- Ale co? – zapytałam zdezorientowana.
- Wyglądasz teraz zbyt seksownie, a ja musze skupić się na drodze, a nie być rozpraszanym, przez najpiękniejszą dziewczynę na świecie.
- Oh przepraszam, nie chciałam tego robić. – po powiedzeniu tych słów przegryzłam wargę.
- Nie rób tak. – zaśmiał się chłopak.
- Ale jak?
- Nie przegryzaj wargi.
- Przepraszam – podniosłam ręce w geście poddania.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. W końcu dojechaliśmy pod mój dom, staliśmy przed moimi drzwiami.
- Dziękuję, to były wspaniała randka. – powiedziałam i znowu specjalnie przegryzłam wargę. Dylan pokręcił tylko głową.
- Proszę. – powiedział i zbliżył się do mnie. Podeszłam do niego i ucałowałam w policzek. Już się odwróciłam i chciałam wejść do domu kiedy Dylan złapał mnie za rękę odwrócił w swoją stronę, złapał za policzek i pocałował.
- Teraz możesz iść. Dobranoc piękna. – chłopak odszedł i wszedł do samochodu. Sama też weszłam do domu i nie mogąc przestać się uśmiechając jak głupia poszłam do swojego pokoju. Moje serce nadal szybciej biło. Dotknęłam swoich warg, a na wspomnienie tego czego dotykały kilka minut temu nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu.
_______________________________
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał ^^
Letty w końcu mogła trochę odetchnąć i się uspokoić.
Lubicie Dylana?
Czy może wolicie Luke'a?
Liczę na wasze komentarze :)
Dziękuję, że jesteście i mnie wspieracie <3
sobota, 28 listopada 2015
Rozdział 14
(Letty)
Calum podwiózł mnie do domu, wpadłam do domu i popędziłam do kuchni. Wiedziałam, że musze po nią jechać. Wzięłam z szuflady nóż i skierowałam się do wyjścia.
- Serio? Nóż? Na chłopaka, który potrafi stworzyć ogień wzięłaś nóż.
- Potrafię jeszcze myślami kogoś zabić. – przypomniałam. – A teraz jedźmy już
*
Staliśmy przed opuszczonym magazynem. Budził się we mnie coraz większy strach i siła, aby walczyć o życie przyjaciółki.
- Ty zostajesz. – powiedziałam i spojrzałam się na Calum’a
- Co?! Nie ma mowy.
- Powiedział, że mam być sama inaczej ją zabiję. Zostajesz. – chłopak popatrzył się na mnie wzrokiem niezrozumienia, ale w końcu pokiwał głową.
Ruszyłam w kierunku budynku. Weszłam przez zniszczone drzwi do środka. Było tam pełno kurzu, pajęczyn i pudeł. Szłam przed siebie długim korytarzem mocno trzymając za plecami nóż. Było ciemno i cicho. Do moich uszu nie docierał żaden dźwięk z wyjątkiem bicia własnego serca. Całe otoczenie mnie przerażało, nie chciałam iść dalej, ale wiedziałam, że muszę to zrobić dla Lily, dla mojej przyjaciółki, która jest dla mnie jak siostra. W końcu doszłam do większego pomieszczenia. Na środku stało krzesło, a na nim uwięziona dziewczyna o znanej mi sylwetce. Podbiegłam do przyjaciółki.
- Lily? Lily, wszystko będzie dobrze, będzie….- poczułam jak silne ręce odciągają mnie od dziewczyny. Plecami uderzyłam o zimną ścianę. Brian stał blisko mnie przytrzymując abym nie uciekła. Patrzyłam mu prosto w oczy. Nie czułam już strachu, a gniew. Słyszałam pisk Lily, która przyglądała się całej sytuacji. Chłopak uśmiechnął się psychopatycznie.
- No w końcu jesteśmy sami. – przechylił głowę na bok i nie spuszczał mnie z oczu. – Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.
- Puść ją. – powiedziałam przez zęby i wskazałam na Lily. Szatyn obrócił się w stronę dziewczyny i rzucił kulę ognia w jej kierunku. Pisnęłam, ale okazało się, ze ogień trafił tylko w sznury, które więziły jej dłonie. Dziewczyna oswobodziła się, a Brian znowu skierował wzrok na mnie. – Lily uciekaj!- krzyknęłam do przerażonej przyjaciółki.
- To na czym skończyliśmy ostatnio? – chłopak stworzył ogień w swojej lewej ręce. – A tak pamiętam miałem cię zabić. A TY nie próbowałbym tego na twoim miejscu. – te słowa skierował do wolnej dziewczyny. Dopiero wtedy zauważyłam, ze trzyma ona metalową rurkę w ręku. Lily nie posłuchała i wzięła zamach, aby uderzyć chłopaka w głowę. Brian był szybszy i bez problemu złapał broń. Metal zaczął świecić, a Lily krzyknęła z bólu. Wiedziałam, że chłopak podgrzał przedmiot, który chwilę temu trzymała szatynka. – Obiecałem, że nic CI nie zrobię i już tego żałuję. – Brian rzucił płomienną kulą w stronę Lily i zamknął ją w okręgu z płomieni. Postanowiłam wykorzystać sytuację i wbiłam nóż w bok chłopaka, który osunął się na nogach. Ognisty krąg wygasał, a ja podbiegłam do szatynki, chwyciłam za rękę i zmusiłam do biegu. Za sobą słyszałam śmiech Brian’a. Nagle przed mną pojawiła się ściana ognia. Byłyśmy w pułapce. To koniec. Nie, nie, nie. To nie może się tak skończyć. Skupiłam wszystkie swoje myśli i starałam się wyobrazić śmierć chłopaka, który szedł powoli w naszym kierunku. Szlag. Niech to zadziała. Wyobrażałam sobie, że chłopak nagle zaczyna się dusić. Powietrze nie może trafić do jego płuc i pada na ziemie. Dalej niech to zadziała! Poganiałam się w myślach. Nic to nie dawało. Chłopak był parę centymetrów ode mnie. Chwycił mnie i rzucił ścianę. Czułam jak każda cześć ciała mnie boli. Szatyn podszedł do mnie i znowu przywarł do ściany. Jego wzrok był pełen nienawiści i chęci mordu.
- Nie błagam nie! – podeszła do niego Lily i chwyciła za rękę. – Błagam, wiem, że masz tam jakieś uczucia. Błagam. – chłopak odrzucił ją. Zamknęłam oczy i czekałam na najgorsze.
- Jakieś ostatnie życzenie? – szepnął mi do ucha, a jego głos przyprawił mnie o ciarki.
- Tak. Odpierdol się. – usłyszałam znajomy głos i otworzyłam oczy. Zauważyłam Luke’a, który oderwał ode mnie szatyna i rzucił przez cały pokój. – Nic Ci nie jest? – zapytał pomagając mi wstać. – jego oczy wyrażały troskę.
- Jest dobrze. – powiedziałam i popatrzyłam się w jego stronę.
- Zabierz Lily i idźcie do Calum’a – pokiwałam w zgodzie i podbiegłam do przyjaciółki. Razem biegiem wyszłyśmy z przeklętego magazynu na zewnątrz. Calum, który czekał przed autem, od razu do nas podbiegł i pomógł iść.
- Odwieź ją do domu. – rozkazałam.
- Zaraz was odwiozę. – powiedział.
- JĄ – podkreśliłam i wskazałam na Lily.
- Nie ma mowy, nie zostajesz tu. – zaczął kłócić się chłopak, ale ja nie słuchałam i skierowałam się z powrotem do pomieszczenia. Pobiegłam korytarze w stronę odgłosów walki. Wpadłam do pokoju i zauważyłam jak Luke teleportuje się z miejsca na miejsce i kopie leżącego chłopaka, z którego lała się krew.
- A mówiłem, że masz się do niej nie zbliżać, bo Cie zabiję. – powiedział blondyn i sięgnął po metalowy drążek. – Nie żartowałem. – powiedział i uderzył nim chłopak, prosto w brzuch. Brian zakaszlał i wypluł krew, nie mógł złapać oddechu. Nie mogłam na to patrzeć. Nie mogłam znieść widoku, jak blondyn, którego znałam, który był taki dobry, staje się bezwzględny. Wiedziałam, że był szkolony, ale nie sądziłam, że tak wygląda jego druga strona. Jak widać każdy ma w sobie demona, którego w pewnym monecie odnajdujemy.
- Jeśli mnie zabijesz nie dowiesz się co nadchodzi. – powiedział ledwo Brian.
- A niby co nadchodzi?- ukucnął przed nim Luke. Szatyn się zaśmiał.
- Myślisz, że jestem takim idiotą i Ci powiem, żebyś potem mnie zabił.
- Mów, albo…
- Albo mnie zabijesz? Wy skoczkowie i wasz porywczy temperament. Jesteś jak tatuś. – szatyn patrzył się prosto w oczy mojego przyjaciela.
- Skąd go znasz?
- Ty nic nie wiesz? – Brian znowu się zaśmiał. – Zostali zamordowani ostatni skoczkowie, największy ród, zostali zabici przez nich. – Nich? Zadałam sobie w myślach pytanie. – Bo współpracowali z demonami. Byliście ich popychadłami, każdy na was polował, a cóż moja rodzina was wydała. – Szatyn wyszczerzył zęby. – Jak widać jednego pominęli.
- Jednego, który Cię zabiję. – powiedział Luke, który był coraz bardziej zły i ponownie kopnął chłopaka w brzuch.
- Nie, nie! Czekaj pomogę wam. Nie wiesz tego co ja wiem.
- Pomożesz? Ty z nimi współpracowałeś. Myślisz, że Ci wierzę?
- Zdradzili nas, chcę zemsty jak nikt inny.
- Dam rade sam. – rzucił Luke i wziął kolejny zamach.
- Nie! – krzyknęłam. Wzrok chłopaków zwrócił się w moją stronę, którzy dopiero teraz zauważyli, że jestem w pomieszczeniu.
- Letty? –popatrzył Luke. – Co ty tu…
- Nie zabijesz go. – powiedziałam spokojnym głosem i zauważyłam jak szatyn mi się przygląda. Byś zdziwiony, chwilę temu on by się nie zawahał, a teraz jak mu pomagam.
- Jak chcesz. – powiedział blondyn i uderzy w głowę Briana, który stracił przytomność. Chłopak kierował się w stronę wyjścia.
- Kim są oni? – zadałam pytanie, które mnie nurtowało, ale blondyn całkowicie mnie zlekceważył. – Kim oni są? Odpowiedz mi. – wyprzedziłam chłopaka i zagrodziłam mu drogę. – Spójrz na mnie. – blondyn niechętnie podniósł wzrok. Był wściekły. – O co chodzi?
- Co tu robiłaś? – zapytał, a w jego głosie był gniew. – Dlaczego przyszłaś sama, dlaczego mimo, że Ci kazałem wyjść z Lily to i tak wróciłaś, dlaczego mi nie pozwoliłaś go zabić? – pytał, a z każdym pytaniem jego gniew wzrastał.
- Przyszłam sama, bo powiedział, że jak inaczej postąpię to zabije Lily, nie posłuchałam Cię bo nie możesz mi rozkazywać, mam własny rozum jakbyś nie zauważył. A nie pozwoliłam go zabić, bo nie chce Cie takiego widzieć.
- Widzieć jakiego?!
- Widzieć mordercę!
- Widzisz mnie jako mordercę? Kurwa dobrze wiedzieć. – powiedział blondyn i mnie minął.
- Przestań zachowywać się tak.
- Jak?
- Jakby się nic przed chwilą nie wydarzyło. Słyszałam tą rozmowę. – Luke nie zatrzymywał się i szedł przed siebie. – Porozmawiaj ze mną?! – Chłopak gwałtownie podszedł w moja stronę.
- Co mam Ci powiedzieć, że zachowałaś się jak największa idiotka, więc tak zrobiłaś to. Jesteś irracjonalną, pustą dziewuchą, która nic nie rozumie. Masz dar, którego nawet nie możesz okiełznać, ale udajesz bohaterkę, sprawiając, że przez Ciebie może zginąć więcej ludzi, a ja za każdym razem musze po tobie sprzątać. Nic nie wiesz od śmierci, nic nie wiesz o mnie. Więc przestań udawać, że to rozumiesz, że rozumiesz śmierć, a zwłaszcza kurwa, że rozumiesz co czuję! – słowa te sprawiły mi ból, odsunęłam się od blondyna i patrzyłam mu w oczy. Udawałam silną, nie chciałam pokazać słabości.
- Za to ty wszystko wiesz? Cały czas mi rozkazujesz jakbym była najgłupszą osobą na świecie!
- Bo jesteś!
Luke wyszedł z pomieszczenia a ja osunęłam się przy ścianie. Przeczesałam ręka włosy i nie mogłam przestać myśleć, że miał rację. W końcu wstałam i wyszłam na zewnątrz, zaczynało się ściemniać. Blondyn stał przy samochodzie. Nic nie mówiąc wsiadłam do pojazdu. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. W końcu dojechałam do domu i wysiadłam z auta. Weszłam do mieszkania zamknęłam drzwi oparłam się o drzwi, a z moich oczu poleciało kilka łez.
***
(Lily)
Jechałam samochodem z Calum’em. Byłam roztrzęsiona, nie chciałam myśleć, o tym co się stało. Byłam cała w kurzu, nie mówiąc o tym, że pewnie wyglądam koszmarnie. Zastanawiałam się co stanie z Brian’em. Mimo, tego co zrobił, dostrzegłam w nim pewne człowieczeństwo. Lily co z tobą nie tak? To psychopata. Skarciłam się w myślach.
- Jak mogłaś? – pozwiedzał Calum, który wytrwał mnie z przemyśleń.
- Ale co?
- Wiesz jak się martwiłem? Odchodziłem od zmysłów, od dziś będziesz wszędzie chodziła ze mną. Nie spuszczę Cię z oczu. Księżniczko, nie wiem co bym zrobił, jeśli coś by Ci się stało. – Złapałam Calum’a za dłoń którą miał przy skrzyni biegów i spojrzałam w jego stronę. Chłopak też na mnie spojrzał, bo akurat staliśmy w korku. Widziałam w jego oczach troskę, miłość.
- Dziękuję. – powiedziałam cicho. – Dziękuję, że jesteś przy mnie. Dziękuję, że Cię poznałam, dziękuję, że się o mnie troszczysz. – przybliżyłam się do chłopaka i pocałowała w policzek. Brunet się uśmiechnął.
- Zawsze do usług księżniczko.
*
W końcu dojechaliśmy do mnie do domu. Nie marzyłam o niczym innym jak o gorącej kąpieli. Calum odprowadził mnie do drzwi.
- Wszystko będzie dobrze? – zapytał z troską.
- Tak, dziękuję – uśmiechnęłam się i wtuliłam w chłopaka, napawałam się jego zapachem, ciepłem, uspokajającym biciem jego serca. – A i wiem, że wiesz. – powiedziałam w końcu. Mimo, że nie widziałam twarzy przyjaciela wiedziałam, że właśnie się uśmiecha. – Dobranoc.
- Słodkich snów księżniczko. – Odeszłam od chłopaka i weszłam do domu. Poczułam wibracje telefonu.
WIADOMOŚĆ OD CALUM: Nie porwali Cię jeszcze?
Uśmiechnęłam się. Co za idiota, pomyślałam i szybko wystukałam w telefon odpowiedź.
WIADOMOSĆ DO CALUM: Daję radę, bronię się i stawiam opór :P.
WIADOMOSĆ OD CALUM: I dobrze, bo nie chce znowu zgrywać bohatera i Cię ratować.
Po przeczytaniu tych słów zaczęłam się śmiać. W końcu poszłam do pokoju i wzięłam gorącą kąpiel. Woda sprawiła, że poczułam ukojenie, w końcu ubrałam się w czyste ubrania i zeszłam na dół żeby coś zjeść. Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszła i pociągnęłam za klamkę. Na zewnątrz stałą Letty, w ręku trzymała torbę. Patrzyłam się na nią z pytającą miną.
- Luke to pojeb! – przytaknęłam tylko głową i wpuściłam ją do środka. Po uszykowaniu kolacji poszliśmy do mnie. Przyjaciółka usiadła na łóżku. – Powiedział mi, że jestem idiotką, bo poszłam po Ciebie sama…- Szatynka opowiedziała mi cała historię, to co usłyszała, to co powiedział jej Luke to jak dowiedziała się, że jest skoczkiem, ja również powiedziałam jej o tym co się działo kiedy z nim byłam, jak poznałam Brian’a.
- Czy w naszym życiu nie mogą dziać się żadne normalne rzeczy? – zapytałam w pewnym monecie.
- Dylan i ja się pocałowaliśmy. – powiedziała w końcu Letty. Na te słowa się uśmiechnęłam.
- Co? Jak było? Dobry był? – w tamtym momencie przypomniałam sobie jak to być typową nastolatką.
- Było dobrze, nawet bardzo. – przyjaciółka się zaróżowiła, wiedziałam, że czuje coś do Dylana.
- Jake mnie pocałował. – wypaliłam nagle przypominając sobie tamtą sytuacje.
- Co? Jak to kiedy?
- Raz przyszedł powiedział, że mnie unika bo coś do mnie czuje i nad tym nie panuje i mnie pocałował.
- A ty co na to?
- W szkole powiedziałam mu, że to nie to.
- Ałć. - potem jeszcze śmiałyśmy się z Letty i rozmawiałyśmy jak za dawnych czasów.
- Jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę Ci powiedzieć – powiedziała poważnie przyjaciółka.
- Co? – popatrzyłam się na nią pytającym wzrokiem
- Kai, on chyba został zabity przez demona, znaczy się nie wiemy czy nie żyje, ale Dylan to odkrył i on o wszystkim wie. – Nie wiedziałam jak zareagować. Lubiłam Kai’a pomógł mi i był dla mnie miły. Poczułam pewną pustkę. Resztę wieczoru rozmyślałam jeszcze o tym, a potem z Letty w końcu postanowiłyśmy pójść spać.
---------------------------
Kolejny rozdział za nami. Jak wam się podoba druga strona Luke'a? Co sądzicie o Brianie?
Życzę miłej soboty :*
sobota, 21 listopada 2015
Rozdział 13
(Lily)
Otworzyłam oczy, nie
wiedziałam gdzie jestem. Gdy zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, w
którym byłam dostrzegłam jakieś pudła. Całość wyglądała na jakiś
magazyn, a patrząc na ilość kurzu musiał on być opuszczony. Głowa mi
pękała z każdym najmniejszym ruchem. Nie poruszyć rękoma, ponieważ
miałam je przywiązane do krzesła, na którym siedziałam. Co się stało?
Szukałam w swojej pamięci jakiś wskazówek. Próbowałam się uwolnić,
jednak nie dałam rady.
- Pomocy! – krzyczałam z
całych sił. – Jestem tu! Czy ktoś mnie słyszy?! – nie zamykałam się
przez jakieś 30 minut. Nikt nie przychodził. Byłam zupełnie sama i
słyszałam tylko własny, nierówny oddech i przyspieszone bicie serca. Co
się dzieje? Co ja tu robię? Pytania te cały czas krążyły po mojej
głowie. Nagle coś poruszyło się w ciemności. Po moim ciele przeszły
ciarki. Zmrużyłam oczy, żeby lepiej widzieć. Tajemniczy cień zbliżał się
z każdym krokiem. Moje serce biło tak szybko, że myślałam, że zaraz mi
wyskoczy. – Wypuść mnie. – dałam rade z siebie wydusić, gdy postać była
już za moimi plecami. – Błagam. – czułam jak wzbierają się we mnie łzy.
-Nawet jeśli bym chciał,
to nie mogę. – wyszeptał chłopak prosto do mojego ucha, na co się
wzdrygnęłam. – Jesteś mi potrzebna. – powiedział i stanął naprzeciwko
mnie odgarniając włosy z mojej twarzy, wtedy ujrzałam jego twarz. Był to
Brian. Wspomnienia do mnie wróciły. Pamiętałam wszystko, to jak mnie
zaatakował, jak jego dłonie płonęły.
- Czemu ja? - wydusiłam z siebie głosem pełnym odrazy.
- Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. – powiedział chłopak i odszedł zostawiając mnie samą.
- Wróć tu! Nie zostawiaj mnie! – bardziej od niego bałam się samotności, bałam się zostać sama.
***
(Letty)
- Zostawiam Ci chyba z
20 wiadomość głosową, odzwoń. Lily martwię się. – odłożyłam telefon na
łóżko. Martwiłam się o przyjaciółkę nie miałam z nią kontaktu od
wczoraj. Nie mogłam myśleć o niczym innym tylko o niej. Wzięłam kurtkę z
szafy i skierowałam się do samochodu. Skoro nie odbiera to do niej
pojadę. Ruszyłam w kierunku domu brunetki. Stanęłam przed drzwiami i
zapukałam. Nagle drzwi się uchyliły a w nich stał ojciec Lily. Tonny
Payne.
- Witam. – uśmiechnęłam się. – Jest może Lily?
- Lily? Przecież napisała mi sms'a że nocuje u Ciebie.
- Tak nocowała, ale
miała coś przyjść i zabrać a telefon zostawiła u mnie. – skłamałam.
Pewnie jest z Calumem pomyślałam. – Dziękuję. Do widzenia. – pożegnałam
się.
- Do zobaczenia. – uśmiechałam się mężczyzna i zamknął drzwi.
No to jedziemy do Luke'a
i Calum'a. Gdy po 20 minutach byłam przed dobrze znanym mi domem
wysiadłam z auta i podeszłam do drzwi, które otworzył mi blondyn.
- Letty? Co tu robisz? Stęskniłaś się za mną? – na ostatni słowa wyszczerzył zęby.
- Jest Calum? – olałam zaczepki Luke'a.
- Yyy tak. A coś się stało?
- Muszę z nim porozmawiać. – powiedziałam i weszłam do mieszkania chłopaków.
- Będziesz musiała poczekać, bo Hood bierze prysznic.
- Spoko. – powiedziałam
szybko i usiadłam na kanapie. Blondyn zajął miejsce obok mnie. Nie
rozmawialiśmy a ja z nerwów zaczęłam wyginać swoje palce. Martwiłam się,
naprawdę się martwiłam.
- Proszę przestań. –
powiedział Luke. Wziął moje dłonie i zamknął w swoich. Podniosłam głowę i
spojrzałam w jego niebieskie oczy. Były pełne otuchy, ciepła, troski.
Nie pytał co się stało, wiedział, że nie chce o tym rozmawiać. Nie
pytał, ale wspierał. Gdy tak patrzyliśmy sobie w oczy do salony wszedł
Calum.
- Kchm – odkrząknął. – Przeszkadzam?
- Nareszcie jesteś. – powiedziałam wstając z miejsca.
- Coś się stało? – chłopak zmarszczył brwi nie rozumiejąc co się dzieje.
- Była u Ciebie Lily?
Rozmawiałeś z nią od wczoraj? – Calum spojrzał na Luke'a, który miał
niezrozumiałą minę. – Co się dzieję? Czego mi nie mówicie?
- Nie widziałem Lily. – odpowiedział powoli Calum, starannie dobierając słowa. – Ale czuję coś.
- Czujesz?
- Nie umiem tego wyjaśnić, ale czuję, że coś z nią nie tak, czuję strach, panikę, gniew.
- Czy ty...
- Jest człowiekiem. –
przerwał mi Luke. Spojrzałam się w jego stronę z pytającą miną. – Wie o
mnie, o nas. – Otworzyłam szerzej oczy.
- A zamierzałeś mi powiedzieć, że wszystko Co Ci mówię powtarzasz swojemu koledze? – skrzyżowałam dłonie na piersi.
- Calum jest dla mnie jak brat. – powiedział Lukę – a ty mówisz wszystko Lily.
- Nie ważne. - dałam za wygraną. – O co chodzi z tym przeczuciem?
- Nie mam bladego pojęcia. – powiedział Calum. – ale po prostu wiem, że coś jest nie tak.
- Jak ją znajdziemy? – Chłopaki tylko się na mnie popatrzyli. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. – Może zawiadomimy policje?
- I co im powiesz, że
koleżanka się nie odzywa, a jej przyjaciel ma przeczucia, które pewnie
łączy się z magią, ty potrafisz zabić myślami, a chłopak na którego
lecisz chodź nie potrafisz się do tego przyznać się teleportuje.
Wspaniała historia. – Luke nawet w tak poważnej sprawie nie mógł sobie
darować palnięcia czegoś głupiego.
- To co mamy zrobić geniuszu?
- Czekać.
- Czekać? Naprawdę
jesteś takim idiotą. – popatrzyłam mu w oczy i poszłam na górę. Mojej
przyjaciółce coś grozi, a ja mam czekać. Muszę coś zrobić.
**
- Co się tak patrzysz –
powiedział Luke do Caluma. – Idź do niej.- Brunet skierował się w to
samo miejsce co Letty chwilę temu. Wszedł do pokoju, który należał do
Luke. Dziewczyna stałą na środku powie mszczenia.
- Nie możemy czekać. –
powiedziała. – Nie możemy, musimy coś zrobić. – Z jej oczu płynęły łzy.
Brunet podszedł do niej i zamknął w uścisku.
- Nic jej nie będzie. –
powiedział i głodził dziewczynę po głowie. Nie mógł jej tego obiecać,
ale wiedział, że żyje. Czuł to, czuł ją.
***
(Lily)
Znowu usłyszałam kroki.
Wracał. Mój porywacz wracał. W ręku trzymał krzesło. Albo chce zmienić
przedmiot na którym mnie więzi, albo chce mi dotrzymać towarzystwa.
Brian postawił krzesło naprzeciw mnie i usiadł na nim.
- Gdzie jestem? – zapytałam.
- A ty znowu swoje. Jesteś w opuszczonym magazynie. – powiedział tak chłodnym i spokojnym głosem, że przeszły mnie ciarki.
- Czemu tu jestem? – pytałam dalej.
- Ładna nawet jesteś. –
na te słowa serce mi szybciej zabiło. Niech on się nie zbliża, niech on
się nie zbliża. Powtarzałam jak mantrę w głowie.
- Nie bój się. Nic Ci nie chce zrobić. – powiedział w końcu chłopak.
- To czego ty do cholery chcesz? – przybliżył się do mnie i spojrzał głęboko w oczy.
- W tym momencie twojego telefonu. – powiedział i sięgnął do mojej kieszeni po komórkę.
- Po co Ci?
- Cii. – przyłożył palec
do ust i zaczął wybierać numer telefonu. – Halo Letty. – otworzyłam
szerzej oczy. Czego ten skurwiel od niej chce. – Jest ze mną Lily i cóż
jeśli chcesz zobaczyć ja żywą to musisz przyjść po nią SAMA i nie mów o
tym skoczkowi, bo może popsuć całą zabawę. Do zobaczenia skarbie. –
rozłączył się i odwrócił w moją stronę wyszczerzając zęby.
- Czego od niej chcesz.
- Jest kluczem do
pewnych drzwi, a ja nie chce ich otworzyć. – powiedział i puścił do mnie
oczko. - Lepiej się módl żeby po Ciebie przyszła, bo jak nie to cóż ja
spełniam dane komuś słowo. – po tych słowach znowu usiadł na krześle i
podpalił swoje dłonie, rzucając kulę ognia z ręki do ręki niczym piłkę.
- Jakim kluczem? – zadałam w końcu pytanie.
- Ty nic nie wiesz prawda? – chłopak przekręcił głowę.
- Nie wiem czego?
- W sumie skoro musimy
tu siedzieć to mogę opowiedzieć Ci tą wspaniałą historię. – chłopak
pochylił się do przodu i zaczął opowiadać legendę.
***
(Calum)
Patrzyłem jak Letty
chodzi po całym pokoju i rozmawia przez telefon, w pewnym momencie się
zatrzymała i spojrzała na mnie rozpaczliwym wzrokiem.
- Co się stało?
- Nie wiem czy Luke mówił Ci o Biran'ie.
- Mówił. – powiedziałem poważnie. Wiedziałem już do czego zmierza, ale musiałem do usłyszeć.
- On ją ma. Ma Lily i kazał mi przyjść po nią. Nie możesz nic powiedzieć Luke'owi.
- Zwariowałaś.
- Obiecaj, jeśli Ci na
niej zależy. – Letty spojrzała w moje oczy. – obiecaj. – powtórzyła.
Zależy mi na Lily, ale wiem, że mi nie wybaczy jeśli coś stanie się jej
przyjaciółce. Jeśli tylko ten bydlak tknie moją małą księżniczkę to go
zabiję, roztrzaskam mu głowę gołymi rekami.
- Ok. nie powiem mu. – przytaknąłem na prośbę dziewczyny.
- To teraz pomóż mi wydostać się z domu bez podejrzeń Hemmings'a.
Zeszliśmy razem na dół. Luke nadal był w salonie.
- Gdzie idziecie? – zapytał widząc naszą dwójkę.
- Jadę z Letty do jej domu. – powiedziałem i otworzyłem drzwi brunetce. – Zadzwonię dodałem i ruszył do samochodu dziewczyny.
***
(Lily)
Brian skończył
opowieść. Patrzyłam się na niego z obrzydzeniem. Chce zabić moją
przyjaciółkę tylko po to by ratować swoją skórę. Rozumiem, że nie chce
umierać, w końcu kto chce. Nie licząc mnie tych kilka razy, kiedy byłam
na to gotowa, ale nie może jej zabić i być z tego taki dumny. Nie
martwił się o nikogo.
- Ciekawa legenda
prawda? Na szczęście się nie spełni i umrzeć musi tylko jedna nic nie
znacząca dziewczyna. – chłopak uśmiechnął się.
- Jesteś pieprzonym
psycholem. Nie masz uczuć i o nikogo się nie martwisz tylko o siebie.
Kurwa nigdy nikogo nie straciłeś, a chcesz odbierać życie innym. Nie
wiesz jak to jest, nie masz zielonego pojęcia jak będą się czuli jej
przyjaciele, rodzina. Jest dla Ciebie nic nie znacząca, a dla mnie jest
całym życiem. Nie wiesz co to znaczy kogoś stracić. Myślisz, ze jak ją
zabijesz to staniesz się bohaterem, chyba tylko swoim. Na nikim Ci nie
zależy jesteś tylko zwykłym, popieprzonym bydlakiem. – Brian wstał z
impetem z krzesła podszedł do mnie złapał za twarz lewą ręką a w prawej
wzbudził ogień, który znajdował się kila centymetrów od mojej twarzy.
- Nie znasz mnie, nie
wiesz jaki jestem i nie udawaj, że coś rozumiesz. Powiedz jeszcze jedno
słowo, a zginiesz. – patrzył się na mnie wzrokiem nienawiści. Moje serce
przyspieszyło bałam się, naprawdę się bałam. Ogień stawał się coraz
bardziej nieprzyjemny. Czułam jak moje policzki robią się coraz
cieplejsze, jakby chciały się spalić. Chłopak widząc to, że cierpię w
końcu się oddalił, a ja poczułam przyjemny chłód. Coś skrywał, brunet,
który mnie więził coś skrywał.
-----------------------------------
Jeśli czytasz skomentuj lub zagłosuj, a to mnie zmotywuje do pracy ^^
sobota, 14 listopada 2015
Rozdział 12
(Letty)
Wstałam po ciężkiej nocy, miałam koszmary. Śnił mi się Wren,
jego śmierć. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Następnie zeszłam
na dół. W kuchni krzątała się moja mama.
- Dzień dobry kochanie. – przywitała mnie. Nie maiła
radosnego głosu, widziałam, że tez przeżywała śmierć chłopaka. – Chcesz coś
zjeść?
- Nie dziękuję. – powiedziałam i nalałam sobie kawy w kubek.
– Jak ona się ma?
- Wczoraj zasnęła bardzo późno. Bardzo to przeżywa. –
pokiwałam tylko smutno głową. Co by pomyślała rodzicielka, jeśli dowiedziałby
się, że to ja go zabiłam, że jestem mordercą? Szybko odsunęłam od siebie te
myśli. Ubrałam buty i wyszłam z domu. Pojechałam prosto do szkoły. Gdy byłam na
parkingu przypomniały mi się wczorajsze wydarzenia, to jak Luke mógł zginąć, to
jak wyglądał później. Zastanawiałam się co stało się z chłopakiem, ale nie
miałam siły o tym myśleć. Poszłam na lekcję. Pierwszy miałam angielski, lekcja
minęła szybko. Gdy rozebrzmiał dzwonek wyszłam z klasy. Idąc korytarzem
zauważyłam Dylana, który był strasznie przybity i smutny. Biła od niego nuta
tajemniczości, żalu.
- Hej. Co się stało? – zapytałam podchodząc do Stiles’a
- O cześć. Nic, nic się nie stało. – okłamał mnie, widziałam
to.
- Mi możesz powiedzieć. – powiedziałam i chwyciłam chłopaka
za rękę. – pomogę Ci.
- Letty to jest… trudne i zagmatwane. Nie chcę Ci utrudniać
życia. – pochylił głowę i patrzył na ziemię. Podeszłam do niego bliżej i nie
wahając się dotknęłam jego twarzy
dłonią. Chciałam mu pomóc.
- Moje życie już jest zagmatwane. – Pokiwał tylko głową.
- Mogę do Ciebie przyjść dziś?
- Jasne – zgodziłam się. Cieszyłam się, że chce się ze mną
podzielić swoimi problemami.
*
Kolejną miałam chemię. Czekałam, czy w klasie zobaczę Luke’a.
W końcu, oczywiście elegancko spóźniony wszedł do sali. Profesora akurat nie
było w klasie, więc nie musiał się tłumaczyć i wysłuchiwać kolejnej pogadanki
na temat jego zachowania. Blondyn podszedł od razu do mnie. Nie wyglądał na
rannego. Jego rany naprawdę tak szybko się uleczyły?
- Hej urwisie. – przywitał się, kpiąco uśmiechając. No tak
znowu zaczął Cię irytować, czyli nic się nie zmieniło.
- Hej. –odpowiedziałam nie patrząc na chłopaka. – Jak się
czujesz?
- Jak się czuję po czym? Po tym że prawie zostałem spalony,
czy że śliniłaś się widząc mnie bez koszulki. – ostatnie słowa powiedział tak
głośno, że każdy w klasie go usłyszał. Wzrok wszystkich skupił się na nas. Co
za pajac. Tak chcesz się bawić? OK., nie mam nic przeciwko.
- Ty się bardziej śliniłeś na mój widok. – zaakcentowałam
głośniej. Luke uśmiechnął się i przegryzł wargę.
- Nie dziw mi się, przecież oboje wiemy co się dalej działo,
ale może pogadamy o tym później kiedy nie będzie nas podsłuchiwać tyle osób. –
Chłopak spojrzał się na innych uczniów, którzy nagle zajęli się swoimi
obowiązkami. – A czuję się dobrze, wszystko się zagoiło. Chcesz sprawdzić?
- Nie dzięki, wierzę na słowo. – szturchnęłam go w klatkę
piersiową.
Lekcja minęła szybko, nawet bardzo. Rozmawiałam z Luke’iem,
śmiałam się i zapomniałam o wszystkich problemach.
- Co dziś robisz? – zagadał do mnie chłopak, gdy
wychodziliśmy z klasy.
- Nic takiego. – nie chciałam mówić, że spotykam się z Dylan’em, zwłaszcza, że wiem,
że Luke mu nie ufa.
- Bo może…
- Hej Luke. – podeszła do nas Ashley i przytuliła się do
chłopaka.
- Hej- powiedziałam do dziewczyny, która najwyraźniej mnie
nie widziała.
- O Letty, cześć. Co tam robicie?
- W sumie właśnie szłam. – powiedziałam i pożegnałam się. Nie
wiem czemu, ale Ashley wydawała mi się fałszywa. Nie jest taka urocza, jaką
udaję przed blondynem.
***
(Lily)
Nie chciałam myśleć, że ten bydlak, który zniszczył całe moje
życie znowu się w nim pojawił. Cieszę się, że
powiedziałam Calum’owi o tym co się stało. Co mi się przytrafiło.
Poczułam ulgę, jakbym zdjęła z pleców ogromny ciężar. Musze jeszcze powiedzieć
o tym Letty. Jest moją przyjaciółką powinna wiedzieć o mnie wszystko, teraz
jestem gotowa się otworzyć. Szłam korytarzem, gdy trafiłam na Jake’a. Tego się
nie spodziewałam, wiedziałam, że w końcu będę musiała z nim porozmawiać o tym
co się stało, ale nie chciałam robić tego teraz. Musiałam mu powiedzieć, że
jest moim przyjacielem i nic więcej. Ok. spokojnie Lily, weź kilka oddechów i
po prostu to z nim wyjaśnij.
- Hej. - przywitał się i mnie przytulił.
- Hej. – powiedziałam. Nastąpiła niezręczna cisza. W końcu
postanowiłam ją przerwać. – Słuchaj musimy porozmawiać o tym co się stało.
- Ok. – powiedział.
- Jake jesteś dla mnie bardzo ważny, naprawdę, ale jesteś
moim przyjacielem, a ja nie chcę tego zniszczyć. Kocham Cię jak brata, jesteś
bardzo ważną osobą w moim życiu i chce, żebyś w nim został. Potrzebuję Cię. –
powiedziałam na jednym wdechu. Chłopak przetarł swoje włosy ręką. Wziął głęboki
wdech. Moje serce biło jak oszalałe.- Błagam nie oddalaj się ode mnie.
- Lily spokojnie. Po prostu musze to pogodzić. Chciałem żebyś
wiedziała, musiałem CI powiedzieć i rozumiem. Dam radę jestem dużym chłopcem.
- Dziękuję. – powiedziałam.
*
Wracałam ze szkoły i skręcałam już w ulicę, która prowadziła
do mojego domu. Nagle wpadł na mnie chłopak. Był brunetem o ciemnych oczach.
- Przepraszam. – powiedział i pomógł mi wstać. – Jesteś cała?
- Tak, nic mi nie jest.
- Jestem Brian. – przedstawił się chłopak.
- Lily.
- Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało, nie chciałem Cię
skrzywdzić. – uśmiechnął się promiennie chłopak. Miał zaraźliwy uśmiech, który
dodawał mu uroku.
- Wszystko w porządku.
- Na pewno?
- Na pewno. – odpowiedziałam.
- To może w zamian, za to, że nieźle Cię poturbowałem
pójdziesz ze mną na kawę? – Chłopak jest słodki, więc czemu nie Lily.
- Jasne. – zgodziłam się i razem ruszyliśmy.
*
Byliśmy w przyjemniej kawiarni, wybrałam stolik, a chłopak
zamówił dla nas kawę.
- Proszę. – położył kubki na stoliku.
- Dzięki. – odpowiedziałam. – To gdzie tak biegłeś?
- W sumie to nigdzie. Widziałem Cię i pomyślałem, że to moja
szansa, żeby się z tobą umówić i proszę udało się. – chłopak wyszczerzył zęby.
- Mmm, aż tak się napracowałeś, żeby ze mną porozmawiać.
- Mam nadzieję, że było warto.
- A było? – zapytałam podnosząc brew.
- Na razie nie narzekam. – Pochyliłam głowę na bok i
uśmiechnęłam się szczerze.
- To może powiesz mi coś o sobie?
- Nie mam za wiele do powiedzenia. Jestem z Londynu, a tu
przyjechałem, bo musze załatwić parę spraw.
- Jakaś rodzina?
- Ciekawska jesteś. – zaśmiał się chłopak. – Mam tylko brata.
A ty?
- Ja? Nie jestem interesującą osobą. Nie lubię mówić o sobie.
- Rozumiem. Nie zbyt kolorowe wspomnienia?
- Można tak ująć. – przyznałam się.
Spędziłam z chłopakiem jakieś 1,5h. Rozmawialiśmy o wielu
rzeczach, które nie zbyt wkraczały w życie prywatne, co nie powiem, ale bardzo
mi odpowiadało. Brian był naprawdę miły.
- Może Cię odprowadzę? – zaproponował chłopak, gdy już
wychodziliśmy z kawiarni.
- Czemu nie. – ruszyliśmy przed siebie, gdy szliśmy jakaś
boczną uliczką zrobiło się bardzo zimno.
- Zimno Ci? – zapytał brunet, który szedł obok mnie.
- Trochę. – przyznałam się.
- Mogę to naprawić. – Brian nagle się zatrzymał, więc zrobiłam
to samo. Spojrzałam w jego stronę i zastanawiał się co robi, a on spojrzał się
na mnie i chytrze uśmiechnął. Wyciągnął swoją rękę z kieszeni. Nagle pojawił
się w niej ogień. Zrobiłam wielkie oczy, byłam przerażona. – To co ogrzać cię?
– Nagle adrenalina pojawiła się w moim ciele i ruszyłam do ucieczki. Biegłam
ile miałam sił. Miałam nadzieję, że chłopak mnie nie dogoni. Nagle znalazłam
się w ślepej uliczce. No pięknie Lily pomyśl co teraz. Za zakrętem pojawił się
Brian. – Musisz potrenować jeśli chodzi o uciekanie. – Przybliżał się z każdym
krokiem. Byłam oparta plecami o mur. Chłopak podszedł do mnie, był w odległości
kilku centymetrów. – Co tu z tobą zrobić? – przybliżył płonącą rękę do mojego
policzka. Zamknęłam oczy, żeby tego nie widzieć. Czułam ciepło, ale nie
było bolesne. Nagle i ono zniknęło.
Otworzyłam oczy, a Brian stał tuż obok przyglądać mi się. – Przepraszam –
powiedział i przyłożył rękę do moich ust i nosa. Nie płonęła, lecz unosił się z
niej dym, jak z zgaszonego ogniska. Obraz zaczął mi się rozmazywać i straciłam
przytomność.
***
(Letty)
Był już wieczór. A ja czekałam na Dylana. Nikogo nie było w
domu. Siedziałam w salonie, aż rozległo się pukanie do drzwi. Podeszłam do nich
i chwyciłam za klamkę. Na zewnątrz stał Dylan. Wyglądał idealnie jak zwykle.
- Wchodź. – wpuściłam chłopaka do domu.
- Dzięki.
Poszliśmy do mojego pokoju. Dylan usiadł na łóżku i zaczął
bawić się palcami. Usiadłam obok niego i złapałam za dłonie.
- Możesz mi zaufać. – popatrzyłam w jego oczy.
(https://www.youtube.com/watch?v=bNKbeV3wM84)
- Wiem. – powiedział czule łącząc nasze dłonie. Wziął głęboki
oddech i wyjął kartę pamięci z kieszeni. – Muszę CI coś pokazać. – Poszłam po
laptopa, a następnie chłopak włączył film. Widziałam na nim Kai’a, który był
atakowany przez coś, a raczej zamordowany, przez coś, co nie było człowiekiem.
Ok. Letty już czas powiedzieć mu wszystko.
- Dylan… -zaczęłam.
- On nie żyję. – powiedział smutno. – I nawet nie wiem, co go
zabiło.
- Dylan muszę Ci coś ważnego powiedzieć i to dotyczy też tej
sprawy. – chłopak spojrzał się na mnie. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam
opowiadać. Powiedziałam wszystko. Pominęłam tylko fakt, że Luke jest skoczkiem.
Nie chciałam go narażać na wydanie. Ufałam Dylanowi w 100%, ale nie chciałam
ryzykować bezpieczeństwem Luke’a.
- Błagam powiedz coś. – powiedziałam gdy skończyłam swoją
opowieść. Chłopak popatrzył mi się w oczy. Był zmieszany, nie rozumiał
wszystkiego. W sumie mu się nie dziwę sama tego nie rozumiałam. – Dylan. –
chłopak wstał z łóżka i zaczął chodzić w kółko, również wstałam. – Dylan? –
brunet popatrzył się na mnie podszedł szybkim tempem w moim kierunku złapał za
policzki i przyciągnął do siebie. Nasze wargi się złączyły w namiętnym
pocałunku. Czułam motylki w brzuchu. Mój umysł oszalał, nie mogłam jasno
myśleć. Chciałam się znaleźć bliżej jego. Wplotłam swoje dłonie w jego włosy.
Chciałam czuć rytm jego serca, bijące od niego ciepło. Chciałam, żeby ta chwila
trwała wiecznie. Dylan odsunął się ode mnie powoli, wciąż będąc swoja twarzą
parę centymetrów od mojej. Patrzyliśmy sobie w oczy. Tonęłam w miodowym
odcieniu jego oczu.
- Nie jesteś potworem… Każdego dnia zakochuje się w tobie
jeszcze bardziej. – powiedział nie odrywając się ode mnie. – Dziękuję, że mi
powiedziałaś. – Znowu połączył nasze wargi, a ja myślałam, że zaraz zemdleje.
Czułam, że nogi mi się uginają i robią jak z waty. – Chciałbym zostać, ale
muszę iść.
- Rozumiem. – powiedziałam i znowu delikatnie pocałowałam
chłopaka.
Odprowadziłam go na zewnątrz i wróciłam do pokoju. Padłam na
łóżko nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nadal czułam smak warg chłopaka i ich
delikatną strukturę.
Wtedy przypomniałam sobie o filmie, więc uznałam, że może powinna
zadzwonić do Luke’a. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do blondyna. Nikt
nie odbierał. W sumie nie jest późno więc może do niego pójdę.
*
W końcu dojechałam przed dom chłopaka. Zapukałam do drzwi,
jednak nikt nie otwierał. Pociągnęłam za klamkę. Drzwi były otwarte, wiec
weszłam do środka.
-Hallo? Jest tu ktoś? Luke? – z łazienki w samym ręczniku
wyszedł Luke. – Oj przepraszam. Drzwi były otwarte, pukałam, ale nie otwierałeś
i nie odbierałeś telefonu, więc…..- starałam się nie patrzeć na chłopaka, bo
czułam się strasznie skrępowana.
- Letty spokojnie.
- No wiesz nie chciałam Ci przeszkadzać. – Luke podszedł w
moim kierunku.
- Doprawdy? – i wtedy przez drzwi wejściowe weszła Ashley.
- Przyszłam wcześniej, Ale chyba Ci to nie…- spojrzała się w
naszym kierunku. – przeszkadza. O Letty, Co tu robisz?
- Właściwie, to chciałam coś powiedzieć Luke’owi, ale to może
poczekać skoro się umówiliście.
- Nie spoko możesz na chwilę zostać i powiesz mi co chciałaś
skoro przyjechałaś. – powiedział Luke. – poczekacie to pójdę się ubrać.
- Jasne. – odpowiedziałyśmy równocześnie, a Luke poszedł w
kierunku swojego pokoju. Ashley spojrzała w moim kierunku.
- Słuchaj no. – powiedziała. – Serio mogłabyś się od niego
odpieprzyć. Nie widzisz, że się spotykamy? A ty za każdym razem wszystko
psujesz. Wszędzie jest Ciebie pełno i cały czas się przy nim kręcisz, więc albo
dasz nam spokój, albo się policzymy. – Ashley miała poważną minę, ale się jej
nie bałam.
- O ile mi wiadomo to nie jesteście razem. – powiedziałam. –
A ja się tylko przyjaźnie z Luke’iem, a i jeszcze jedno nie chciałabyś się ze
mną policzyć.- Ashley spojrzała się na mnie wzrokiem pełnym nienawiści. W tym
samym momencie wszedł do salonu Luke.
- O czym chciałaś porozmawiać?
- To nic ważnego, naprawdę. Powiem Ci jutro, a teraz już
pójdę. – pożegnałam się z chłopakiem i wyszłam. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam
do Lily, jednak od razu włączyła się poczta. Pewnie jest z Calum’em pomyślałam
i zostawiłam tylko wiadomość na skrzynce. Wróciłam do domu. Lindy siedziała w
swoim pokoju, a mama była w pracy. Poszłam więc do siebie. Początkowo,
obejrzałam swój serial, potem postanowiłam się umyć.
- AAAA!- krzyknęłam, gdy weszłam do pokoju i zauważyłam leżącego
na łóżku blondyna. – Co tu robisz?
- Chciałaś porozmawiać. – odpowiedział, jakby to było
oczywiste.
- Ale ustaliliśmy, że możemy to zrobić jutro.
- Wole porozmawiać dziś. – odpowiedział i poprawił się na
łóżku.
- W ogóle ja się tu dostałeś?
- Teleportowałem się. – Luke zmierzył mnie od stóp do głów i
przegryzł wargę, wtedy uświadomiłam sobie, że jestem w pidżamie, która składała
się z koszulki na ramiączka i bardzo krótkich spodenek. Zarumieniłam się i
chwyciłam za bluzę, która wisiała na krześle i okryłam się nią. – To co
chciałaś powiedzieć?
- Chciałam tylko powiedzieć, że Dylan wszystko wie.
- Jak to? – chłopak zmarszczył brwi.
- Przyszedł do mnie pokazał nagranie jak Kai, jego kolega
zostaje zamordowany przez demona, to niby co mu miałam powiedzieć?
- Że nic nie wiesz.
- Nie chce go okłamywać. – powiedziałam – Nie powiedziałam mu
o tobie.
- Dlaczego? Bałaś się, że będzie zazdrosny?
- Niby o co? I on nie jest jak twoja dziewczyna.
- Moja dziewczyna?
- Ashley.
- Ona nie jest moją dziewczyną. – powiedział chłopak – Nie
musisz się czuć zagrożona. – chłopak podszedł bliżej.
- Ona chyba nie wie, że nie jesteście razem. – powiedziałam i
oddaliłam się, aż dotknęłam ściany plecami. – I nie czuję się zagrożona,
przecież możesz mieć dziewczynę.
- Ale nie chciałabyś tego? – Luke zbliżył się tak, że stał
parę centymetrów ode mnie.
- Nie pochlebiaj sobie. – powiedziałam i odsunęłam chłopaka
dłonią, a sam uciekłam z kąta, w który mnie zagonił. – A teraz chciałbym pójść
spać.
- To jakaś propozycja? – Luke skoczył na łóżko.
- Nie. A teraz spadaj jestem zmęczona.
- Jak chcesz. – chłopak uśmiechnął się. – Dobranoc urwisie. –
powiedział i rozpłynął się w powietrzu, a ja położyłam się w miejscu, gdzie
chwile temu leżał i zasnęłam.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)