sobota, 5 marca 2016

Rozdział 27

(Brian)
Szedłem ulicą na umówione spotkanie z Torreto. Był już zmierzch, więc ludzi na ulicy robiło się coraz mniej. Skręciłem w jakąś ciemną uliczkę gdzie czekał na mnie człowiek ogień.
- Sangster. Jak dawno się nie widzieliśmy. - odezwał się mężczyzna wychodząc z cienie tak, że mogłem zobaczyć jego twarz. Na dźwięk mojego prawdziwego nazwiska złość we mnie wzrosła. Zacisnąłem pięści starając się nie wybuchnąć. Przecież, właśnie o to mu chodzi. Chciał, abym przestał nad sobą panować.
- Nie nazywaj mnie tak. – wysyczałem przez zęby.
- Sangster? Przecież to twoje nazwisko. – mężczyzna podchodził bliżej, a jego twarz była skupiona na mnie. Jego ciało zaczęło płonąć. – Czemu go nie używasz? – zapytał. – A tak myślałeś, że dzięki temu Cię nie znajdziemy, że damy Ci spokój. – odpowiedział zamiast mnie. – Myślałeś, że się znudzimy?
- Chciałem tylko nie musieć podpisywać się nazwiskiem ludzi, którzy dla mnie nic nie znaczą. – poinformowałem znudzonym głosem. Torreto się zaśmiał.
- Nic dla Ciebie nie znaczą? Sprawdzimy to. – dodał chytrze się uśmiechając i kiwając głową do swojego przydupasa.
Wszedł on do budynku, który znajdował się za nami i po paru minutach wyszedł ciągnąc za sobą kogoś. Moje oczy się rozszerzyły rozpoznając osobę, która był przetrzymywana. Natalie. To była moja siostra! Torreto ponownie się zaśmiał.
– Wiedze, że rozpoznałeś siostrzyczkę. - uśmiech na jego twarzy się powiększył. – Przyprowadź ją tu bliżej. – tym razem zwrócił się do mężczyzny, który cały czas trzymał dziewczynę. Goryl szybko wykonywał jego polecenia.
Stałem z Natalie twarzą w twarz. Jej niebieskie oczy były pełne łez. Miała zaklejone usta taśmą, a brąz włosy oplatały na  jej umorusaną twarz, która była posiniaczona.

- Natalie. – szepnąłem, a z jej oczu wypłynęły łzy. Moja złość była coraz większa, ledwo nad sobą panowałem. Jak mogli skrzywdzić moją małą, niewinną siostrzyczkę?
- Brian. – odezwał się znowu człowiek ogień. – Jest bal, o którym i tak już wiesz, więc zrobimy tak przyprowadzisz swoich nowych kolegów, a zwłaszcza skoczka i dziewczynę śmierć. Wiem, że macie jakiś plan odnośnie mnie, więc udasz, że im pomagasz, a potem w odpowiednim momencie wkroczy nasza tajna broń.
- Tajna broń? – zapytałem, a mężczyzna się uśmiechnął.
- Kai! – wykrzyczał imię, a ja zmarszczyłem brwi gdy zauważyłem chłopaka, który był w moim wieku. Podszedł on nonszalanckim krokiem w moim kierunku. – Poznaj naszą broń. Ma on wiele ciekawych umiejętności, które chętnie Ci teraz zaprezentuje. – powiedział i skinął głową do bruneta.
Chłopak dotknął Natalie, a ona zaczęła krzyczeć i ledwo trzymała się na nogach.
– Kai właśnie łamie jej kości. – powiedział Torreto.
W tym momencie ręka dziewczyna wygięła się w nienaturalny sposób, czemu towarzyszył dźwięk łamanej kości. Natalie pisnęła z bólu.
- Przestań! – krzyknąłem i przywołałem ogień trafiając w chłopaka, który odszedł od dziewczyny. – Zgadzam się! – wykrzyczałem, a Torreto się zaśmiał.
- Miło się z tobą rozmawia Brian, jak chcesz to potrafisz. – powiedział. – A teraz zacznij się przygotowywać.
Chwycił Natalie i poszli do budynku, a ja zostałem sam na ulicy.
*
Byliśmy na balu. Zabrałem ją, tylko po cholerę!? Czemu ona tu jest, czemu jej nie zostawiłem? Lily grozi niebezpieczeństwo, ale wiedziałem, że nawet bez mojej zgody będzie chciała przyjść, więc nie miałam wyjścia. Rozglądałem się nerwowo po sali, chcąc znaleźć coś podejrzanego.
W końcu poprosiłem ją do tańca.
- O czym tak myślisz. – zapytałem się dziewczyny widząc, że coś ją trapi.
- Jake’u. – wyznała. Ok. Brain teraz albo nigdy.
- Tym chłopaku, który się do Ciebie dobierał? O tym, który chciał Cię zgwałcić? – wypowiedziałem te słowa z bólem.
- On jest moim przyjacielem. – powiedziała dobitnie - Nie możesz tak o nim mówić. Jasne?
- Przyjacielem? – udałem śmiech. Teraz Brian, teraz albo nigdy. – Z Sean, który Cię zgwałcił też się przyjaźniłaś? - dodałem i wiedziałem, że nie ma już odwrotu.
Wiedziałem, że nigdy mi o tym nie powiedziała, wiedziałem jak to wygląda. Wiedziałem, że pomyśli, że mam z tym coś wspólnego. Wiedziałem, że mnie znienawidzi, ale tego chciałem, tego potrzebowałem. Miała mnie nienawidzić, miała być na mnie wściekła, miała wyjść z balu, aby być bezpieczna.
- Skąd wiesz, że on mnie zgwałcił? – zapytała, a ja grałem dalej.
- Powiedziałaś mi. – skłamałem.
Zabolało mnie to, tak cholernie zabolało mnie to, gdy widziałem w jej oczach obrzydzenie moją osobą, już nigdy nie spojrzy na mnie jak wcześniej, już nigdy mi nie zaufa.
- Nie mówiłam Ci. – wysyczała przez zęby. – Skąd to wiesz? – dalej zadawała pytania, na które nie mogłem jej odpowiedzieć, bo ta wiedza mogła ją zabić, a to była ostatnia rzecz jakiej chciałem. Mogła mnie nienawidź, ale miała żyć.
- Lily pogadamy, ale nie teraz. – poinformowałem brunetkę. Podszedłem do niej bliżej, ale się ode mnie oddaliła, w jej oczach była złość, nienawiść, strach. Odwróciła się do mnie plecami, a ja złapałem ją za rękę znowu przybliżając do siebie, wtedy mnie uderzyła.
- Nie dotykaj mnie. – wysyczała i odeszła.
Zostałem tam sam. Zostałem jak ten skończony idiota czując na policzku jej dłoń, dłoń, która wcześniej błądziła po mojej twarzy z czułością. Wiedziałem, że więcej razy tego nie zrobi, wiedziałem, że więcej razy się do mnie nie zbliży.
*
Wszedłem ponownie na salę i zobaczyłem Lily, która stała przy Letty i Luke’u. Cholera, co ona nadal tu robi, czemu nie poszła do domu, czemu raz w życiu nie mogła zrobić czegoś, co mogło by ją uratować?
Podszedłem do blondyna.
- Coś czuję, że dziś będzie tu piekło. - stwierdziłem. - Jak coś pójdzie nie tak, to masz zając się Lily. – nakazałem. Chłopak na mnie spojrzał i przytaknął. Nie pytał się o nic, nie chciał wiedzieć o co mi chodziło, wiedziałem, ze zrobi wszystko, aby była bezpieczna.
*
- Co ty odpierdalasz? – powiedziała Lily, kiedy zabiłem ochroniarzy stojących przed biurem Torret’a . – Czemu… Co jest z tobą nie tak? – zapytała, a ja udawałem niewzruszonego.
- A miałem ich poprosić, żeby sobie po prostu odeszli?
- Jesteś mordercą. – wysyczała przez zęby. Nienawidzi mnie, myśli, że nie ma we mnie dobra, gdyby tylko wiedziała, że robię to dla niej, że robię to dla swojej siostry. Nie jestem taki.
- Jeśli już sobie to wyjaśniliśmy to możemy wchodzić. – powiedziałem udając, że mam to gdzieś, że nie mam uczuć.
- Zamknięte. – poinformowała mnie Lily, kiedy pociągnęła za klamkę, a ona ani drgnęła.
- Odsuń się.- przywołałem ogień i stopiłem zamek. Otworzyłem drzwi. – Panie przodem.
Kiedy mnie minęła poczułem jej zapach, zapach, który tak na mnie działał, zapach który nie będzie mi już dany.
- Ty zobacz czy nie ma niczego na regałach, a ja ogarnę biurko. – rozkazałem i zacząłem się rozglądać. - Cholera! Nic tu nie ma. – byłem coraz bardziej zniecierpliwiony, wiedziałem, że zaraz rozpęta się tu piekło, a ona nadal tu jest.
- Szukaj dalej. – powiedziała.
- To nie ma sensu. – mówiłem coraz bardziej zły.
- Twoje marudzenie nie pomaga. – podszedłem do niej tak blisko, że prawie dotykałem jej pleców swoją klatką piersiową. - A ty masz coś?
- Nie. – powiedziała, była zła. Dobrze, bardzo dobrze.
- Na co jesteś taka zła? – ciągnąłem, a dziewczyna odwróciła się do mnie przodem. Chciałem dotknąć jej miękkich ust, ust, które kiedyś całowały mnie z uczuciem, ust, które sprawiały, że byłem w innym świecie.
- Serio się pytasz? Może o to, że mnie okłamałeś, może nawet jesteś w to zamieszany. Byłam głupia, że Ci zaufałam.
- Nie każdy jest inteligentny. – powiedziałem.
- Pieprz się! – wykrzyczała.
- Niedawno to zrobiliśmy.
Widziałem, że tym razem przesadziłem, że nigdy mi tego nie odpuści, mam nadzieję, że to wystarczy.
- Nie chce Cię widzieć nigdy więcej. – wycedziła przez zęby i odeszła.
Zaczęła przyglądać się lustru wiszącym w pokoju. Nagle ono się uchyliło i zauważyłem sejf. Zainteresowałem się tym co jest w środku, może to pomogło by mi uratować siostrę, może mógłbym wszystko naprawić. Spaliłem zamek i otworzyłem go, w środku była książka. Lily wzięła ją w rękę i już mieliśmy wychodzić, gdy do środka weszło kilkanaście mężczyzn.
- No to mamy mały problem. Powiedziałem i wystrzeliłem ogień.
*
Schwytali nas. Torreto nas schwytał. Jakiś mężczyzna chwycił Lily za ramię, widziałem, że cierpi, ale nie poruszyłem się. Torreto chciał sprawdzić, czy mi na niej zależy, a jeśli pokazałbym jaka jest prawda nie dał by jej spokoju, nigdy by jej nie dał spokoju. Mógłby ją torturować, tak jak moją siostrę.
Człowiek ogień podszedł do mnie i chwycił za nadgarstek po czym przeniósł ogień na moje ciało. Bolało, to cholernie bolało. Wiedziałem, że mnie nie zabije, ale jego siła była większa niż moja. Kiedy moje ciało zajęło się ogniem ledwo trzymałem się na nogach, wtedy ujrzałem, że chciał chwycić Lily.
Na to nie mogłem pozwolić, jej nie mógł dotknąć. Z resztek sił złapałem jego rękę i powstrzymałem to. Powstrzymałem go przed zabiciem jej. Odepchnąłem i w tamtym momencie zaczęło się. Kai wkroczył do budynku. Wiedziałem, że zacznie zabijać po to, aby Letty zyskała większą moc, po to, aby przestała nad nią panować, po to, aby ją to zabiło.
Kazałem Lily biec, uciekać stąd a sam skręciłem na schodach i zszedłem na dół. Chciałem znaleźć Natalie, jeśli gdzieś ją przetrzymywali to w tym budynku. Błądziłem po korytarz nawołując ją po imieniu. Usłyszałem jakieś krzyki i pobiegłem w tamtym kierunku. Natalie była zamknięta lochu.
- Natalie! – krzyknąłem.
- Brian. – powiedziała resztkami sił. Podbiegłem do niej i chwyciłem metal, chcąc go roztopić, ale nic to nie dało. Klatka była odporna na ogień, przecież to logiczne moja siostra też jest ogniem, więc mogłaby wyjść. – Nie. - wyszeptała. Budynek znowu się zakołysał, i zaczął się walić. – Uciekaj. – powiedziała.
- Nie zostawię Cię! – wykrzyczałem. Wtedy kawałek ściany się osunął i odgrodził mnie od siostry. – Natalie! – przywołałem ogień, ale to nic nie dawało. Budynek rozpadał się coraz bardziej.
- Idź! – wykrzyczała. – Przyszli po mnie. – powiedziała. –Ja przeżyje, ale ty też musisz. – Miałem łzy w oczach. – Przeżyj! – to były ostatni słowa jakie powiedziała.
Szybko wycofałem się i wyszedłem z budynku. Kiedy byłem już na zewnątrz zauważyłem jak Luke trzyma na rękach nieprzytomną Lily. Nie podszedłem, nie chciałem jej narażać. Jestem osobą przez którą jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie.
- Lily! – wykrzyczałem i podniosłem się na łóżku. Przetarłem skronie. To sen, to był tylko pieprzony sen. Nadal byłem w hotelu. Sam. Bez mojej małej Lily. Dziś miałem spotkać się z Torreto, więc wyszedłem z łóżka i poszedłem pod prysznic.

***
(Lily)
Obudziłam się nie wiedząc gdzie jestem. Rozjarzałam się dokładnie po pokoju, w którym się znajdowałam. W końcu, gdy mój mózg otrzeźwiał rozpoznałam miejsce, w którym się znajdowałam.
Byłam w hotelu, a konkretnie w pokoju Letty i Luke’a. Tylko gdzie oni są? Głowa mi pękała, a każdy najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Co się tak właściwie stało? Opadłam znowu na poduszkę i zamknęłam oczy.
W mojej głowie widziałam obraz Brian’a, tego dupka, który tak naprawdę cały czas mnie wykorzystywał, tego idiotę, którego nienawidziłam, albo i nie. Nie ufałam mu, już nie. Potem odsuwając od siebie obraz tej osoby wdziałam Kai’a, który już nie był sobą. Co mu się stało?
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka weszła Letty i towarzyszący jej Luke.
- Hej, jak się czujesz? – spytała cicho przyjaciółka siadając na skraju łóżka.
- Głowa mi pęka. – powiedziałam skarżąc się.
- Nic dziwnego, chyba przywaliłaś głową w ścianę. – odezwał się Luke.
- Jak się tu znalazłam? – zapytałam.
- Luke Cię znalazł i wyniósł z budynku po czym przywiózł tu. Uznałam, że wolisz zostać tu. – odpowiedziała Letty.
- Dziękuję. – spojrzałam na blondyna, który tylko kiwnął mi głową. – Co się tak właściwie wczoraj stało?
- Zaatakowali nas, konkretnie jakiś chłopak wpadł i zaczął wszystkich zabijać.
- Kai. – wyszeptałam. Letty i Luke na mnie spojrzeli pytającym wzrokiem. – To był Kai.
- Skąd wiesz? – zapytała Letty.
- Bo stałam z nim twarzą w twarz. On wysysał moc z żywiołów, a oni… ginęli. – mój głos się łamał na wspomnienia z tamtej nocy.
- Jesteś pewna, że wysysał moc? – zapytał Luke.
- Tak, a co? – spojrzałam na chłopaka, który wydawał się zmartwiony.
- Wiesz czym jest? – zapytała Letty. Blondyn pokiwał głową.
- Mam nadzieję, że się mylę. – Luke wziął głęboki oddech. – Nazywają ten gatunek anima mortem. Oznacza to dusza śmierć, ale jakby na żarty one nie mają duszy. Są to ludzie, którzy zostali zmienieni.
- Zmienieni? – zapytała Letty. Blondyn spojrzał się na nią.
- Polega to na tym, że najpierw demon zabija tą osobę, ale ona i tak wstaje. Potem zabijana jest najbliższa rodzina na oczach potencjalnej nowej zabawki, a żeby rytuał się dopełnił anima mortem musi wypić ich krew, po czym sama zabić kogoś ważnego dla tej osoby, której ciało przejęła. One są niewolnikami, wykonują rozkazy i potrafią przejmować moce. Kiedy z żywiołu wyssie się całą magie, on ginie, a anima przejmuję wszelkie zdolności. Kiedy będzie posiadać moc ziemi, ognia, wody i powietrza nie da się jej prawie w ogóle zabić.
- Prawie? – tym razem ja się odezwałam.
- Albo ostrzem, które jest potrzebne do rytuału, albo…
- Albo? – ponagliłam chłopaka
- Ty możesz to zrobić. – spojrzał się na Letty, której twarz zrobiła się blada.
- Kto może stworzyć dusze śmierci? – zapytałam.
- Każdy kto posiada na władanie własnego demona, każdy kto bawi się ciemną magią.
- Skąd tyle o nich wiesz? – odezwała się Letty. Chłopak wziął głęboki wdech.
- Spotkałem już anime mortem.
- Jak ją zabiliście? – Letty bombardowała pytaniami blondyna.
- Kiedyś może odpowiem Ci na pytanie. – powiedział, a my widząc, że nie jest to miłe wspomnienie zgodziłyśmy się na to.
- Co się stało z tobą i Brian’em? – zapłata mnie brunetka.
- On nie jest tym za kogo się podaje, on… - wiedziałam, że będę musiała jej powiedzieć o Sean’ie, o gwałcie, wiedziałam, że będę musiała jej powiedzieć o wszystkim. Nadszedł czas Lily, nadszedł czas się otworzyć.
- To może ja pójdę? – odezwał się Luke.
- Nie, możesz zostać. – powiedziałam. Spojrzałam na Letty. – Ona Ci ufa. – chłopak uśmiechnął się do mojej przyjaciółki. – Więc i ja Ci zaufam. – wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać.
Opowiedziałam o wszystkim, o gwałcie, o Calebie, o Sean’ie i o Brian’e. Letty ściskała cały czas mnie za rękę, a kiedy skończyła zamknęła w uścisku.
- Tak mi przykro. – głos Letty się załamywał. – Zabiję go, naprawdę go zabiję. Wypatroszę go, zacznę torturować. Brian jest już martwy. – jej złość była coraz większa. Zacisnęła ręce w pięści i zaczęła chodzić po pokoju.
- Hej spokojnie. Wszystko jest dobrze, on nawet nie zasługuje na zabicie go.
- Jak mam się uspokoić? On jest totalnym chujem. Pieprzonym idiotą, który tylko marnuje tlen na tej planecie.
- Uspokój się. – poprosiłam jeszcze raz. Letty spojrzała na mnie i w końcu usiadła obok.
- Ok. –powiedziała i znowu złapała mnie za rękę.
- Co z tą książką? – zapytałam w końcu.
- Jaką? – zdziwiła się brunetka.
- No tą co znaleźliśmy u Torreto. Tą którą…. – wtedy mnie olśniło, nie mieli książki. Upuściłam ją kiedy Kai odrzucił mnie. – Musicie ją znaleźć. – powiedziałam szybko. – U Torreto znaleźliśmy w jego biurze książkę. Była chyba po łacinie. Upuściłam ją na sali. Musicie po nią iść, może to jakaś wskazówka, może to nam jakoś pomoże. – mówiłam szybko.
- Ok. ja i Luke pójdziemy, ale ty zostajesz i odpoczywasz. – powiedziała przyjaciółka i wstała z łóżka. Pokiwałam głową i znów ułożyłam ją na poduszce zamykając oczy.

sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 26

(Letty)
Stałam z boku przyglądając się tańczącym ludziom. Luke gdzieś poszedł, więc zostałam sama. Nagle moją uwagę przyciągnął przystojny mężczyzna. Miał on brązowe włosy ustawione do góry i ciemne oczy. Chłopak ubrany był w czarny garnitur, w którym wyglądał nieziemsko. W pewnym momencie zauważyłam, że mężczyzna mi się przygląda. Zarumieniłam się i spuściłam głowę.
- Witaj. – powiedział szatyn miękkim głosem, w którym wyczułam angielski akcent. Podniosłam wzrok i zauważyłam przystojniaka w garniturze tuż obok mnie. –Jestem Kol.
- Letty. – powiedziałam uśmiechając się, a chłopak chwycił moją dłoń i delikatnie ucałował. Jego miękkie usta dotknęły mojej rozgrzanej skóry dając ulgę. Następnie podniósł się i spojrzał mi prosto w oczy. Gdy tak patrzyłam w te ciemne źrenice widziałam w nich coś co mnie przyciągało, widziałam w nich coś co było mi w jakimś stopniu znane.
- Widziałem jak tańczyłaś. Czy dałabyś mi tą przyjemność i zatańczyłabyś ze mną.
- Z przyjemnością. – odpowiedziałam i ukłoniłam się.
Razem z Kol'em poszliśmy na parkiet. Okazało się, że mężczyzna wspaniale tańczy, przez co bardzo dobrze się z nim bawiłam.
- Widzę Cię tu pierwszy raz, a na pewno taką osobę jak ty bym zapamiętał. – powiedział szatyn.
- Przyjechałam, ze znajomymi do Waszyngtonu i dowiedzieliśmy się, że jest bal, więc uznaliśmy, że wpadniemy. – odpowiedziałam i posłałam niewinny uśmiech w jego stronę.
- Ten chłopak, z którym tańczyłaś to właśnie twój znajomy? – pokiwałam głową. – Ja jestem stąd, w sumie to z Londynu, ale przeprowadziłem się w tą okolicę jakieś pół roku temu. Znając moje szczęście to niedługo znowu się przeniosę.
- Dlaczego?
- Żebym Ci to powiedział musimy przynajmniej umówić się na kawę. – chłopak posłał mi zadziorny uśmiech.
- Przyjmuję wyzwanie. – odpowiedziałam.
***
(Lily)
Brian ponowie wystrzelił ogień w kierunku żyjących trzech goryli. W końcu i oni się podpalili.
- Szybko spadamy! – wykrzyczał, a ja pobiegłam do wyjścia. Biegliśmy korytarzami, aż w pewnym momencie przed nami nie wiadomo skąd znalazło się pełno ochroniarzy z samym gospodarzem na czele. – Mamy przejebane. – powiedział Brian, a moje serce podskoczyło.
- Jeszcze jeden ruch i zginiecie. – powiedział Toretto. –Jeden z jego goryli wyszedł na środek, a z jego dłoni zaczęły wydobywać się błyskawice.
- Spokojnie nie chcemy kłopotów. – gospodarz się zaśmiał.
- Było trzeba o tym pomyśleć zanim włamaliście się do biura.
Mężczyzna podszedł do mnie i chwycił za ramie tak mocno, że myślałam, że zaraz mi coś złamie. Upuściłam książkę na ziemię i starałam się nie krzyczeć. Potem podszedł do mnie Torreto i spojrzał w moje oczy.
- Ładna, szkoda będzie Cię zabić. – powiedział i złapał mnie za policzek. – ale cóż trudno. – Potem podszedł do Briana i złapał swoją lewą dłonią za jego nadgarstek. – Z tobą będzie jakoś łatwiej. – Wtedy zauważyłam, że jego prawa dłoń zaczyna płonąć, a ogień przechodzi przez jego ramię i klatkę piersiową. – Wiesz jestem ogniem i mam nie ciekawą moc samozapłonu, którą mogę Ci pokazać. – mężczyzna zaczął cały płonąć, a ogień wszedł już na Brian'a, który zaczął krzyczeć. Jego ręce płonęły, a żywioł przemieszczał się po jego torsie dotykając już szyi. Krzyki szatyna były nie do zniesienia. – Twoja kolej. – powiedział i spojrzał na mnie. Widziałam jak jego dłoń wędruję po moją. Nagle Brian chwycił nadgarstek Torreta i spojrzał w jego oczy.
- Jestem ogniem idioto, więc nie możesz mnie zabić czymś, co mnie stworzyło. Na szczęście ja inaczej umiem zadawać ból. – powiedział i uśmiechnął się szyderczo, po czym odepchnął mężczyznę. Wtedy cały budynek się zatrząsł, a szyby i żarówki zaczęły pękać. Padłam na ziemię, szybko wyczułam książkę i ruszyłam biegiem, odwróciła się tylko, aby sprawdzić, czy Brian jest za mną.
- Biegnij! – usłyszałam jego głos, wiec nie zatrzymując się mijałam kolejne pokoje pędząc przez labirynt korytarzy.
***
(Letty)
Rozmowę z Kol'em przerwało pękające szkło wszyscy odwrócili się w tamtym kierunku. Nagle wszystkie szyby wleciały do pomieszczenia. Ludzie zaczęli krzyczeć, a Kol popchnął mnie na ziemię. Żarówki zaczęły migotać i pękać, a ludzie w popłochu uciekali z sali depcząc innych. Kilka razy oberwałam prosto w brzuch, ale Kol zasłonił mnie własnym ciałem. Obejrzałam się na schody i zauważyłam postać stojącą na środku, która śmiała się. To on. To on jest odpowiedzialny za śmierci. Starałam się podnieść, ale nie mogłam poruszyć nogą. Zauważyłam, że tajemnicza postać zaczęła schodzić po schodach, po czym chwyciła jakiegoś mężczyznę. Widziałam jak żyły psychopaty zaczynają świecić na czerwono, a chłopak, którego trzymał pada martwy na ziemię. Morderca się zaśmiał i podszedł do kolejnej osoby powtarzając czynność. Zamknęłam oczy nie chcąc widzieć tego po raz drugi. Nagle poczułam jak czyjeś silne ramiona otaczają mnie i podnoszą z ziemi. Był to Kol, który wynosił mnie z pomieszczenia. Psychopata zauważył nas i zaczął iść w naszym kierunku, ale szatyn rzucił w niego nożem trafiając chłopaka w nogę. To pozwoliło nam wyjść z domu. Kol zbił szybę przypadkowego samochodu i otworzył go. Następnie posadził mnie na miejscu pasażera sam zaczynając łączyć kable pod deska rozdzielczą w taki sposób, aby samochód zapalił. Nagle usłyszałam warkot silnika i ruszyliśmy.
***
(Lily)
Wbiegłam na główną salę i zauważyłam, że jest ona całkowicie zrujnowana. Wszędzie było szkło i krew. Leżało tam pełno ciał ludzi, którzy przyszli na bal, a po środku zauważyłam stojącą postać. Nie panując na sobą pisnęłam widząc tą rzeź. Mężczyzna się odwrócił w moim kierunku, a ja go rozpoznałam. Kai. Był cały umazany krwią, a na twarzy miał uśmiech. W jego oczach było coś obcego, coś zimnego. Chłopak chwycił jakaś kobietę, która pod wpływem jego dotyku zaczęła krzyczeć. Żyły psychopaty zaczęły robić się czerwone i przechodziły od rąk po samą szyję. On wysysał z niej życie.
- Kai! – krzyknęłam, ale chłopak nie reagował. Zauważyłam, że patrzy na kolejną kobietę, która przesuwała się ranna wzdłuż kąta. Uśmiechnął się szerzej, a kobieta nagle znikła, a raczej stała się niewidzialna. Jednak można było dostrzec gdzie się znajduję, ponieważ zostawiała po sobie ślady krwi. Kai podszedł do niewidzialnej dziewczyny i ją chwycił, a po chwili jej martwe ciało upadło na ziemię. – Kai! Przestań! – Chłopak wreszcie się na mnie spojrzał, a potem znikł. Po chwili znowu się ukazał stał parę milimetrów ode mnie i patrzył się prosto w moje oczy. Wstrzymałam oddech, a moje serce biło tak szybko, że myślałam że wyskoczy. Nagle wzrok szatyna powędrował za moje plecy. Również spojrzałam w tamtym kierunku i zauważyłam czołgającego się człowieka. Zagrodziłam mu drogę swoi ciałem. – Przestań! – Chłopak mnie nie słuchał i minął. Złapałam go za rękę chcąc go zatrzymać, ale szatyn odwrócił się do mnie. Podniósł rękę sprawiając, że uniosłam się nad ziemią i odepchnął mnie, tak, że przeleciałam przez całą salę. Nagle wszystko zgasło.
***
(Letty)
Gdy w końcu zaczęłam w miarę trzeźwo myśleć zrozumiałam, że jadę samochodem z człowiekiem, którego w ogóle nie znam, z człowiekiem, który w garniturze trzyma noże. Wyczułam swój sztylet, który miałam ukryty w opasce na udzie. Powoli wyciągnęłam Kunai i mocniej przycisnęłam rączkę. W końcu szybkim ruchem przyłożyłam ją Kol'owi do szyi.
- Kim jesteś? Czego chcesz? – Chłopak się zaśmiał.
– Wiesz, że dajesz po sobie poznać kiedy chcesz zakatować? – powiedział w ogóle nie zwracając uwagi na to, że trzymam ostrze przy jego szyi.
- Odpowiadaj! – wykrzyczałam.
- Porywcza jesteś, widać, że masz coś z ognia.
- O czym ty gadasz. – jeszcze bliżej przyłożyłam ostrze. Kol zatrzymał samochód i nagle złapał mnie za nadgarstek wyrywając sztylet. Obracał go kilka razy między palcami śmiejąc się przy tym. Moje serce podskoczyło mi do gardła. No to jestem martwa. Ruszyłam się na fotelu i syknęłam kiedy moją nogę przeszył niewyobrażalny ból. Kol spojrzał na mnie pytająco.
- Masz. – podał mi moje ostrze i sam podniósł moją nogę delikatnie oglądając.. – Chyba to tylko skręcenie. – powiedział i spojrzał prosto w moje oczy. – Może zaboleć. – dodał i następnie szybkim ruchem nastawił kostkę. Krzyknęłam z bólu, ale potem było lepiej. Spojrzałam na chłopaka, było w nim coś dziwnego, coś, co mówiło mi, że mogę mu zaufać.
- Dziękuję. – powiedziałam. Kol znowu zapalił samochód i ruszyliśmy przed siebie. – Dokąd jedziemy? – zapytałam.
- Odwożę Cię do hotelu. – powiedział spokojnie, a ja nawet nie chciałam się pytać skąd wie gdzie mieszkam. Kiedy byliśmy jeż przed moim hotelem spojrzałam się na chłopaka. – Letty?
- Tak.
- Tu masz mój numer. – podał mi kartkę z cyframi. – Spotkajmy się jutro w jakiejś kawiarni, a wszytko Ci wytłumaczę, tylko nie mów nikomu. – Pokiwałam głową i wyszłam z pojazdu. Powoli skierowałam się na górę. Kiedy weszłam do sypialni byłam sama. Nie było Luke'a, Lily, a nawet Brian'a. Szybko znalazłam swój telefon i zadzwoniłam do nich. Po paru sygnałach blondyn odebrał.
- Letty, wszystko w porządku? Gdzie jesteś? - mówił szybko.
- Tak żyję, przyjechałam do naszego hotelu. Czy wszystko z tobą w porządku?
- Tak, wyprowadziłem Lily, jest nie przytomna, a Brian pojechał do hotelu.
- Przyjedź tu z nią.
- Właśnie prowadzę urwisku, zaraz będziemy. – powiedział i rozłączył się.
Po paru minutach drzwi się otworzyły, a do środka wszedł blondyn trzymając na rękach moją przyjaciółkę. Położył ją na łóżku i odwrócił się do mnie.
- Na pewno wszystko w porządku? – zapytał i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Delikatnie przegryzł wargę, a ja rzuciłam się mu na szyję. Chłopak zamknął mnie w swoim uścisku przez co poczułam się bezpiecznie.
- Teraz jest w porządku. – wyszeptałam.


_________________________
Awwwwwwwwwww ta ostatnia scena <3 Ja osobiście uwielbiam Luke i Letty ^^
A wy kogo lubicie? ^^

Rozdział 25

Szłam z Brian'em na parkiet. Chłopak położył rękę na mojej tali i przyciągnął do siebie. Drugą ręką złapał moją, wiec stworzyliśmy idealną ramę. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego brązowe oczy. Muzyka się rozpoczęła, a my zaczęliśmy tańczyć w jej rytm. Szatyn obrócił mnie, a następnie szybkim ruchem znowu znalazłam się obok niego. Zamknęłam oczy i zauważyłam twarz Jake'a. Kiedy Letty mi powiedziała o jego chorobie nie mogłam uwierzyć. Nie chciałam w to wierzyć. Nie mogę go stracić, nie mogę stracić kogoś, kto jest dla mnie jak brat. Nie mogę stracić kogoś przez tą durną chorobę, nie drugi raz.
- O czym tak myślisz. – usłyszałam głos Brian'a.
- Jake'u.
- Tym chłopaku, który się do Ciebie dobierał? O tym, który chciał Cię zgwałcić? – popatrzyłam się na chłopaka niedowierzając. Jak on może tak mówić o Jake'u, moim Jake'u, który zawsze był przy mnie?
- On jest moim przyjacielem. – powiedziałam dobitnie - Nie możesz tak o nim mówić. Jasne.
- Przyjacielem? – zaśmiał się. – Z Sean'em, który Cię zgwałcił też się przyjaźniłaś?- spojrzałam się na niego i oddaliłam.
- Skąd wiesz, że on mnie zgwałcił. – Brian spojrzał na mnie, najwyraźniej wystraszony.
- Powiedziałaś mi. – kłamca, pieprzony kłamca, jedyną osobą, która o tym wie jest Calum, a on na pewno nikomu by tego nie powiedział. Była to jedyna osoba, której ufałam w taki sposób.
- Nie mówiłam Ci. – wysyczałam przez zęby. – Skąd to wiesz?
- Lily pogadamy, ale nie teraz. – chłopak przybliżył się do mnie, a ja zrobiłam krok w tył. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, nie chciałam, żeby przebywał obok mnie. Nie chciałam na niego patrzeć. Odwróciłam się i chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek i obrócił do siebie przodem. Podniosłam rękę i uderzyłam go w twarz.
- Nie dotykaj mnie. – wysyczałam i odeszłam od chłopaka.
Poszłam do ogrodu i zaczęłam chodzić w kółko. W moich oczach pojawiły się łzy, ale ni były one spowodowane smutkiem, ale złością. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do jedynej osoby, która mogła mi pomóc.
- Lily? – usłyszałam głos Calum'a po drugiej stronie. – Co się stało? Dlaczego jesteś zła? – jak on dobrze mnie zna, jak on dobrze wie, ze coś się dzieję. Przegryzałam wargę z nerwów.
- Miałeś rację. – powiedziałam w końcu.- On jest dupkiem, mogłam Cię słuchać, przepraszam, że Cię nie słuchałam. Przepraszam. – powiedziałam szybko.
- Spokojnie księżniczko, będzie dobrze jasne, wszystko będzie dobrze. – po drugiej stronie słuchawki usłyszałam dający mi siłę głos Calum'a, mojego Calum'a. – Będzie dobrze. – powtórzył, a ja pokiwałam głową, chodź wiedziałam, że nie może tego zobaczyć. – A teraz wracaj tam z uniesioną głową, odegraj swoją rolę i bądź silna.
-Dobrze. – powiedziałam w końcu.
- Obcujesz?
- Obiecuję. – powiedziałam. – Calum?
- Tak?
- Dziękuję. – mimo, iż nie widziałam chłopaka dobrze wiedziałam, zż się uśmiecha.
- Zawsze do usług księżniczko.
Rozłączyłam się i wróciłam na salę. Z boku zauważyłam Letty, której towarzyszył Luke. Podeszłam do nich i stanęłam obok. Dziewczyna nachyliła się do mnie.
- Gdzie Brain? – zapytała brunetka.
- Nie wiem i nie chce wiedzieć. – odpowiedziałam szybko. Dziewczyna spojrzała się na mnie z troską. – Powiem Ci wszystko potem. – pokiwała głową i złapała mnie za rękę, aby dodać mi siły. Po minucie obok Luke stanął Brian i zaczął coś do niego mówić. Nagle muzyka ucichła, a na schodach pojawił się sam gospodarz. Był to dorosły mężczyzna po 40. Miał czarne dłuższe włosy i zarost. Ubrany był w czarny garnitur, który idealnie na nim leżał. Nie można było mu niczego zarzucić. Zaczął rozgiąć się po sali i się uśmiechnął. Było coś w nim, coś co przyciągało uwagę, jakiś magnetyzm.
- Dziękuję za przybycie. – odezwał się Torreto. Jego głos był wyniosły i szorstki – Cieszę się, że mogę was gościć w moim domu. Mam nadzieję, że dobrze się bawicie i zostaniecie do samego końca. – Wziął kieliszek szampana i wzniósł toast. Wszyscy zebrani goście również wzięli alkohol. – Za miły wieczór, abyśmy jeszcze kiedyś się spotkali. – Wtedy gospodarz upił łyk szampana, a to samo zrobiła reszta gości. Napój był zimny i wyrafinowany. Luke przeszedł na przód i spojrzał się na nas.
- Ok. czas rozpocząć działania. Lily i Brian idziecie razem. – pokiwałam głową, nie chciałam psuć całego planu, tylko dlatego, że nie chciałam patrzyć na tego idiotę. – Przeszukujcie każdy pokój, a jeśli znajdziecie coś ciekawego, to zabieracie to . Jasne?
- Tak. – odpowiedział Brian.
- No to zaczynamy. – powiedział chłopak.
***
(Letty)
Odwróciłam się, aby wyjść z sali i móc zacząć rozglądać się po domu. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i obraca w taki sposób, że wylądowałam na torsie chłopaka. Podniosłam głowę i zauważyłam te niebieskie oczy, a potem usta z koczykiem, które wykrzywione były w uśmiechu.
- A ty dokąd? - zapytał się Luke nie puszczając mnie.
- Myślałam, że zaczynamy. – odpowiedziałam cały czas patrząc w oczy chłopakowi.
- No bo zaczynamy.
- To czemu nie idziemy?
- Ktoś musi odwrócić uwagę gości. – blondyn uśmiechnął się przebiegle. Spojrzałam na niego pytająco. – Zatańcz ze mną. – powiedział przegryzając wargę.
- Zwariowałeś? – zapytałam rozbawiona jego słowami. Luke zbliżył swoją twarz do mojej.
- Ja nigdy nie żartuję. – wyszeptał i porwał mnie na parkiet. – Po prostu mi zaufaj, odwrócimy uwagę ludzi, a oni wyjdą. – Wzięłam głęboki wdech i pokiwałam głową.
- Ufam Ci. – powiedziałam, a chłopak jeszcze szerzej się uśmiechnął.
Staliśmy na środku Sali, kiedy rozbrzmiała muzyka do tanga. Wzięłam głęboki wdech.
Luke podszedł do mnie i położył lewą rękę na tali, a drugą złapał moją dłoń w taki sposób, że utworzyliśmy idealną ramę. Zaczął prowadzić, ruszałam nogami w rytm muzyki. W pewnym momencie blondyn obrócił mnie, a następnie zbliżył do siebie. Położyłam swoją nogę na jego, a drugą uniosłam. Usłyszałam oklaski ludzi, którzy nas otoczyli. Uśmiechnęłam się na ten dźwięk i dalej tańczyliśmy. Luke obracał mnie i unosił kilka razy. Nasze ciała idealnie się ze sobą dogadywały, każdy ruch był idealny. Pod koniec muzyki blondyn przechylił mnie, a następnie gdy ostatnie nuty rozległy się uniósł powoli do góry. Moja twarz znajdowała się centymetry od jego. Popatrzyłam w te nieziemskie oczy i poczułam przyjemne mrowienie na całym ciele. Nagle rozległy się głośne oklaski, a my oddaliliśmy się od siebie. Ukłoniliśmy się kilka razy i szeroko uśmiechaliśmy.
***
(Lily)
Luke i Letty odwrócili uwagę większości ludzi, więc niepostrzeżenie wymknęliśmy się z Sali. Przechodziliśmy z pokoju do pokoju. Na końcu korytarza zauważyłam ochroniarzy, którzy pilnowali pokoju. Najwidoczniej tam jest to czego szukamy. Mężczyźni przy drzwiach zwrócili się w naszym kierunku.
- Czego tu szukacie? – zapytał jeden goryl.
- Szukam toalety. – powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się.
- W tamtym kierunku. – chłopak wskazał schody.
- Dziękuję bardzo. – odpowiedziałam z uśmiechem. Przeszłam obok dwóch mężczyzn, a Brain szedł obok mnie. Gdy ich mijaliśmy chłopak się odwrócił i wystrzelił ogniem w ich kierunku trafiając prosto w twarz. Mężczyźni zapłonęli, a człowiek ogień szybko do nich podbiegł i skręcił ich kark.
- Co ty odpierdalasz? – spojrzałam na martwe ciała i zasłoniłam usta ręką, aby nie wybuchnąć z krzykiem. – Czemu... Co jest z tobą nie tak? – Chłopak spojrzał się na mnie jakby nie rozumiał czemu jestem roztrzęsiona.
- A miałem ich poprosić, żeby sobie po prostu odeszli?
- Jesteś mordercą. – wysyczałam przez zęby, nie mogłam patrzeć na chłopaka. Jak mogłam widzieć w nim dobro? Jak mogłam być tak głupia?
- Jeśli już sobie to wyjaśniliśmy to możemy wchodzić. – Pociągnęłam za klamkę, ale drzwi nawet nie drgnęły.
- Zamknięte. – powiedziałam.
- Odsuń się. – wykonałam posłusznie polecenie chłopaka, a on wystrzelił ogniem w zamek stapiając go. – Panie przodem. – powiedział i przepuścił mnie do pomieszczenia. Pokój był duży i wszechstronny. Znajdowało się tu pełno regałów, a po środku stało wielkie, stabilne, mahoniowe biurko.
- Ty zobacz czy nie ma niczego na regałach, a ja ogarnę biurko. – powiedział Brian, nie chcąc z nim gadać, ani go oglądać przystałam na ten pomysł. Podeszłam do pierwszej półki i przeglądałam każdą książkę. Nie znalazłam nic podejrzanego. Na kolejnej nadal nic.
- Cholera! Nic tu nie ma. – powiedział zniecierpliwiony Brian.
- Szukaj dalej. – powiedziałam.
- To nie ma sensu. – mówił coraz bardziej zły.
- Twoje marudzenie nie pomaga. – powiedziałam. Brian podszedł bliżej mnie, tak, że byłam prawie oparta o jego plecy.
- A ty masz coś?
- Nie. – powiedziałam szybko.
- Na co jesteś taka zła? – odwróciłam się do niego przodem.
- Serio się pytasz? Może o to, że mnie okłamałeś, może nawet jesteś w to zamieszany. Byłam głupia, że Ci zaufałam.
- Nie każdy jest inteligentny. –powiedział.
- Pieprz się! – powiedziałam coraz bardziej zła.
- Niedawno to zrobiliśmy. – W tym momencie nie wytrzymałam i uderzyłam chłopaka w twarz.
- Nie chce Cię widzieć nigdy więcej. – wycedziłam przez zęby i odeszłam. Podeszłam do lustra, które wisiało w pokoju. Było w nim coś dziwnego, zaczęłam dotykać ściany obok, aż moja ręka natrafiła na przycisk. Lustro się odsunęło, a w środku był sejf. Brian podszedł do mnie i popatrzył na zamek. Złapał klamkę przywołując ogień stopił ją, po czym otworzył drzwiczki. Książka. W środku była książką. Wzięłam przedmiot w rękę i otworzyłam. Na każdej kartce znajdowały się łacińskie słowa, których nie rozumiałam. Szybko zamknęłam lustro i razem z Brian'em już mieliśmy wychodź gdy drzwi się otworzyły i do środka weszło chyba z ośmiu mężczyzn.
- No to mamy mały problem. – odezwał się Szatyn i wystrzelił kule ognia w goryli.

________________________
Przepraszam, że nie było rozdziału dlatego dziś będą dwa ^^
Mam nadzieję, ze dobrze wam minęła sobota kochani <3
Kocham was i dziękuję, że jesteście :*

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 24

Obudziłam się rano. Nadal leżałam na blondynie. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że wciąż śpi. Był taki spokojny, bezbronny. Usiadłam delikatnie, aby go nie obudzić. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam, że martwe ciała ptaków po prostu zniknęły. Spojrzałam na rękę, na której wczoraj był napis. Po tym również nie było śladu. Z dala zauważyłam samochód holujący.- Luke. – szturchnęłam chłopaka.
- Ale z ciebie ranny ptaszek. – Luke położył teraz głowę na moich kolanach.
- Jadą po nas. – po tych słowach leniwie podniósł głowę i spojrzał w to samo miejsce co ja.
- O jadą po nas, czemu nic nie mówisz? – zaśmiał się i wyszedł z samochodu.
     Odholowano nas do pobliskiej wsi. Okazało się, ze naprawa nie będzie trwała długo, więc razem z blondynem poszliśmy na śniadanie. Gdy wróciliśmy samochód był już zdolny do jazdy. Zapłaciliśmy i ruszyliśmy w drogę. W końcu po jakiś 2 godzinach dojechaliśmy do Waszyngtonu. Pojechaliśmy do tego samego hotelu co Brian i Lily. Weszliśmy do środka.
- Witamy w hotelu Malzar. – powiedziała recepcjonistka. – Mają państwo rezerwacje? – spojrzałam na Luke’a, a chłopak na mnie.
- Nie – odezwał się Luke. – A nie możemy zameldować się na miejscu? – kobieta wpisała coś w komputer i spojrzała się na nas.
- Przykro mi, ale nie mamy wolnych żadnych pokoi.
- Żadnych? – zapytałam, a kobieta pokręciła głową.
- Przepraszamy.
- Rozumiemy. – odezwał się Luke. Złapał mnie w pasie i wyprowadził z hotelu – Musimy jechać gdzie indziej.
*
Po 15 minutach jeżdżenia po Waszyngtonie natrafiliśmy na hotel.
- Może tu? – pokazałam palcem na budynek.
- Możemy sprawdzić. – powiedział Luke i zaparkował obok hotelu. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się do środka. Nikogo nie było na recepcji. – Halo!
- Biegnę! – wykrzyczała kobieta, która po kilkunastu sekundach znalazła się przed nami. – Przepraszam byłam zajęta. Letty? – Spojrzałam się na kobietę, to na Luke’a. – Letty nie pamiętasz mnie? Ostatni raz w sumie widziałyśmy się kiedy miałaś 5 lat.
- Przepraszam, ale nie pamiętam.
- Nic nie szkodzi dziecko. – uśmiechnęła się kobieta. – Jestem ciocia Meggie, ale może pamiętasz Vanessę? Jak byłyście dziećmi to się razem bawiłyście. – wyjaśniła i wtedy w mojej głowie zaświtało.
- Tak pamiętam Vanesse. – odpowiedziałam z uśmiechem. – Jest gdzieś tu?
- Jest teraz w Londynie. W szkole. – odpowiedziała kobieta.
- Musimy się kiedyś spotkać.
- Przekaże jej. – powiedziała ciocia. – To co was sprowadza do hotelu. – tym razem spojrzała na blondyna za mną.
- Chcieliśmy wynająć pokój. – odezwał się skoczek.
- Mamy tylko jeden wolny.
- Bierzemy. – powiedzieliśmy z Luke'iem równocześnie.
Po męczącym dniu, prawie drugiej nieprzespanej nocy, napadzie mojej mocy, mieliśmy dość. Chcieliśmy wziąć tylko prysznic i odpocząć.
- Dobrze w takim razie, zapraszam do pokoju. – Kobieta zaprowadziła nas na samą górę.
     Pomieszczenie znajdowało się na samej górze. Wchodziło się od razu do sypialni, która nie była za duża, ale bardzo przytulna. Na samym środku znajdowało się wielkie łóżko, a obok niego szafki nocne. Po lewej stronie było wejście do łazienki, w której był prysznic i wielkie lustro.

- To ja was zostawię. – powiedziała kobieta i wyszła z pokoju.
- Wezmę prysznic. – powiedziałam do Luke’a, który odłożył nasze bagaże. – A potem możemy spotkać się z Lily i Brian’em.
- Jasne. – zgodził się chłopak.
     Poszłam do łazienki, zdjęłam ubrania i weszłam pod strumień gorącej wody. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się dotykiem cieczy na mojej skórze. Po mojej głowie przebiegało tysiąc myśli, ale większość z nich była skupiona na nożu. Srebrzystym narzędziu, który pojawiał się w moich wizjach. Narzędziu, które odebrało tyle żyć. Otworzyłam oczy i wyszłam z pod prysznica. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. No Letty tyle się zmieniło w tak krótkim czasie. Nie jesteś już normalna, nie masz normalnych znajomych, nie masz normalnego chłopaka, w sumie jak się nad tym zastanowić to w ogóle go nie mam. Dylan jest na mnie zły i się nie odzywa, więc to znaczy koniec...
W końcu się ubrałam i wyszłam z łazienki. Blondyn leżał na łóżku i gapił się w sufit. Położyłam się obok niego nie odzywając się słowem. To wystarczyło. Czułam jak daje mi siłę, czułam jak mówi, że wszystko będzie dobrze, że razem damy radę, że przetrwamy. W końcu blondyn wstał. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się mu przyglądać.
- Gdzie idziesz? – zapytałam w końcu.
- Pod prysznic, a co chcesz iść ze mną? – odpowiedział pytaniem na pytanie i "w ogóle" nie spodziewałam się po nim tej ironii.
- Chyba dziś spasuję, ale dzięki za propozycję.
- Jak chcesz. – chłopak zawadiacko się uśmiechnął i zdjął koszulkę.
- Robisz striptiz?
- Chciałabyś urwisie. – odpowiedział i znikł w łazience.
Po około 20 minutach wyszedł . Wyglądał idealnie, jakby właśnie spędził tam pół dnia. Jego włosy były w nieładzie, co dodawało mu uroku. Oczy szeroko otwarte, jakby był wyspany, albo po porannej kawie.
- Idziemy? – zapytał. Pokiwałam głową i wstałam z łóżka.
*
     Po 20 minutach dochodziliśmy z Luke’iem do kawiarni, w której mieli czekać na nas Brian i Lily. Weszliśmy do dużej kafejki, w której panował orzeźwiający nastrój. Naszych przyjaciół jeszcze nie było, więc zajęliśmy stolik. Wzięłam kartę i zaczęłam przyglądać się rodzajom kawy.
- Chcecie złożyć zamówienie? – zapytał kelnerka, która podeszła do stolika.
- Poproszę mrożone latte z syropem truskawkowy. – odezwałam się.
- A coś dla Ciebie. – tym razem spojrzała się na Luke’a, którego pożerała wzrokiem.
- Americano. – powiedział chłopak i nawet nie spojrzał na młodą kelnerkę.
- Oczywiście, zaraz przyniosę. – uśmiechnęła się do blondyna i odeszła. Zaczęłam się śmiać.
- A ty z czego zacieszasz? – zapytał blondyn.
- Bo ta dziewczyna rozbiera Cię wzrokiem, a ty tego nie zauważyłeś. – powiedziałam starając się nie śmiać.
- Widziałem, ale nie zawracam sobie głowy laskami takimi jak ona. – Spojrzałam na dziewczynę, która była średniego wzrostu latynoską. Miała długie czarne włosy i brązowe oczy. W skrócie była ładna.
- Dlaczego? – zdziwiłam się jego odpowiedzią.
- Bo nie. – powiedział.
- Bo nie jest pustą laską, która od razu wskoczyłaby Ci do łóżka?
- Tak Letty dokładnie o to chodzi. – powiedział chłodno. Było mi głupio za tą uwagę.
- Przepraszam. – wycedziłam szybko. – Nie chciałam Cię urazić. – blondyn spojrzał na mnie.
- Nie masz za co przepraszać, nie przejmowałbym się tym co powiedziałaś cały dzień, ale dzięki.
Wtedy usłyszałam jak drzwi do kawiarni się otwierają. Do środka weszła Lily, a za rękę trzymała Brian’a. Widać wiele mnie ominęło.
- Letty. – przytuliła mnie brunetka. Szybko odwzajemniłam uścisk. – Musimy pogadać.
- Oj musimy. – powiedziałam jej na ucho szczerząc się.
W końcu usiadłyśmy przy stoliku razem z chłopakami.
- To jaki jest plan? – zapytał Luke.
- Dowiedzieliśmy się że jutro jest bal który zaczyna się o 20.00. Pójdziemy tam, wmieszamy się w tłum i zaczniemy szukać czegoś, co może nam pomoc. - poinformował Brian.
- Ok., czyli wchodzimy, sprawdzamy wszystko i wypad. – skwitował Luke. – Jest tylko jeden problem.
- Jaki? – zapytał szatyn.
- Ona. – spojrzał się na Lily. – Nie jest żywiołem, więc jak wejdzie?
- Bal nie jest tylko dla nie-ludzi, ale też dla zwykłych śmiertelników, więc pójdzie jako moja osoba towarzysząca.
- Więc, mamy wszytko zaplanowane? – zapytałam.
- Chyba tak. – odpowiedział Brian.
- Świetnie, to my z Lily idziemy się przejść. – powiedziałam i razem z dziewczyną wstałyśmy. – Na razie. – pożegnałam się i wyszłam z przyjaciółką z kawiarni. Poszliśmy do parku – No to może opowiesz mi co się stało? – Lily się zarumieniła.
- No tak wyszło.
- A dlaczego osobą, która mi o tym mówi jest Luke? – dziewczyna wzięła głęboki wdech.
- Ok., powiem Ci wszystko od początku. Tylko mi nie przerywaj. – zagroziła.
- Ok.
- Więc, w sumie zaczęło się kiedy zaczął mnie pilnować. Na początku po prostu nocował u mnie w domu, a potem raz robiliśmy śniadanie i mnie pocałował. To było takie niewinne, nic nie znaczyło, ale potem dla mnie zaczęło coś znaczyć. Cały czas miałam go w głowie, cały czas o nim myślałam. On czuł to samo, przy nim czuję się bezpiecznie, dba o mnie, troszczy się, jest dla mnie strasznie czuły. Jak przyjechaliśmy do Waszyngtonu, to w sumie mamy jeden pokój, no i tak byliśmy… - dziewczyna przegryzła wargę. – No i no. – Dziewczyna się zaśmiała. – Wiesz co się stało.
- Spaliście ze sobą?! – nie mogłam uwierzyć. Moja Lily, moja mała Lily spała z Brian’em.
- Tak, ale to było takie idealne, takie jakie powinno być. Było w tym pełno uczucia, miłości. – powiedziała na co uśmiechnęłam się.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. – powiedziałam.
- Nie przeszkadza Ci, że to Brian? W końcu chciał Cię zabić... - zauważyła odwracając wzrok. 
- Nie ważne, ważne jest tylko to, że jest dobry dla Ciebie, a jeśli czegoś spróbuje, to ja go zabiję, w końcu Luke mnie trenował.
- Właśnie Luke. – podłapała przyjaciółka.
- Co z nim?
- No błagam Cię, jest dobry i to naprawdę. – zaśmiałam się.
- Jest moim przyjacielem przecież jestem z Dylan’em…
- Właśnie kolejne ciacho! Co u niego?
- Jak się ostatnio widzieliśmy to nie najlepiej. Po pierwsze ma moc, panuje nad wodą.
- Co?
- Też się zdziwiłam, ale to nie koniec. Namówiłam go na treningi z Luke’iem i oni się pokłócili, zaczęli na siebie naskakiwać i Luke powiedział, że mam jego koszulkę i że mam fajne znamię a to brzmi….
- Jak byście ze sobą spali. – dokończyła przyjaciółka.
- Właśnie i przyszedł do mojego domu. Zaczął na mnie naskakiwać. Doszło od słowa do słowa i to chyba koniec.
- Nie to niemożliwe.
- Tego nie jestem taka pewna, ale i tak bardziej martwię się o Jake’a.
- Jake’a? Dlaczego?
- Oprócz tego, że ma problemy z narkotykami, to jeszcze musi wyjechać do Kalifornii do uzdrowiska, są tam osoby z rakiem, które są uzależnione.
- Z rakiem? – zdziwiła się Lily.
- To ty nie wiesz? Jake ma raka, jest strasznie ciężki do wyleczenia.
- O mój boże. – zakryła usta dłońmi. – Musze z nim porozmawiać. – Wyciągnęła telefon i dopiero go włączyła. – Dzwonił do mnie kilka razy, ale miałam wyłączoną komórkę. – Szybko wybrała jego numer i przyłożyła aparat do ucha. – Nie odbiera. – Lily zaczęła płakać.
- Ej, spokojnie, on jest silny on to pokona.
Siedziałam tak z Lily do zmroku, potem w końcu się pożegnałyśmy. Pod koniec się uspokoiła. Uwierzyła w moje słowa, uwierzyła w Jake’a.
*
     W końcu wróciłam do hotelu. Otworzyłam drzwi do pokoju i zauważyłam, ze jestem sama. Poszłam pod prysznic i ubrałam się w piżamy, które składały się z luźniej koszulki i spodenek. Włosy związałam w kok i położyłam się na łóżku. Siedziałam tak i gapiłam się w sufit. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stał Luke.
- Cześć urwisie. – przywitał się ukazując rząd białych zębów.
- Cześć. – powiedziałam.
- Jest mały problem.
- Jaki?
- Mamy tylko jedno łóżko, a nas jest dwoje, więc możesz spać na podłodze. – zaśmiał się, a ja spojrzałam się na niego wzrokiem typu „mówisz serio” – ok., ok. . – podniósł ręce w geście poddania. – Twoje twarde argumenty mnie przekonały, to ja śpię na podłodze. Idę się umyć, a ty możesz się już kłaść spać, jutro czeka nas długa noc.
- To dobranoc. – powiedziałam i weszłam pod kołdrę. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Nie mogłam tego zrobić, wierciłam, przewracałam z boku na bok, ale w żadnej pozycji nie było mi wygodnie. W końcu Luke wyszedł z łazienki i położył się na podłodze szykując wcześniej prowizoryczne łóżko z koców. Leżałam tak z otwartymi oczami nadal nie mogąc pozbierać się i zasnąć.
-Luke. – powiedziałam w końcu.
- Tak? – odezwał się.
- Wygodnie Ci?
- Serio się pytasz? – zaśmiałam się uświadamiając sobie jakie głupie jest to pytanie.
- Chodzi mi o to, że jeśli chcesz możesz spać ze mną na łóżku.
- Serio?
- Tak, jeśli chcesz.
- Ok. - w tamtym momencie tuż obok mnie pojawił się Luke.
- Nawet do łóżka musisz się teleportować? – zapytałam.
- Tak jest najfajniej. – odpowiedział.
- Dobranoc. - powiedziałam
- Dobranoc. – odwróciłam się plecami do chłopaka i zamknęłam oczy, nadal nic. Przerzuciłam się na drugi bok to samo, znowu się przekręciłam i powtórzyłam tą czynność chyba z 16 razy. – Jak nie przestaniesz się wiercić to chyba Cię zaknebluję i wrzucę do szafy. – Odwróciłam się do chłopaka twarzą.
- Nie wygodnie mi. – powiedziałam.
- Chodź tu. – chłopak przybliżył się do mnie, a ja położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej. Jego bicie serca uspokoiło mnie i zaprowadziło w głęboki sen.
*
     Siedziałyśmy z Lily w pizzeri i jadłyśmy obiad. Dziewczyna zamówiła swoją ulubioną pizze hawajską, a ja wegetariańską. Chłopacy gdzieś poszli, więc zostałyśmy same.
- Po obiedzie pojedź ze mną to zaczniemy powoli szykować się do balu, w końcu zostały tylko 4 godziny.
- Jasne – powiedziałam.
- Jaką masz sukienkę tak w ogóle? – zapytała i wtedy to do mnie dotarło. Rozmawiamy o tym balu przez dwa dni, mamy plan, ale ja nie mam sukienki. Cholera Letty gdzie ty masz głowę?
- Nie mam. – powiedziałam szybko.
- Co?! Jak to nie masz? – zdziwiła się Lily. – Musimy szybko jechać i Ci coś kupić. – Wstałyśmy zapłaciłyśmy za obiad i pojechałyśmy do mojego hotelu po trochę gotówki.
- Zaczekaj tu, a ja szybko skocze na górę. – powiedziałam i popędziłam na ostatnie piętro. Gdy weszłam do sypialni zaczęłam się rozglądać za swoją walizką, w której miałam pieniądze. Wtedy zauważyłam, że na łóżku leży duże pudło, a na nim karteczka. Wzięłam liścik i przeczytałam
„W ramach przeprosin za to, co powiedziałem Dylan’owi. W ramach przeprosin za to co zrobiłem i pewnie zrobię. Będziesz wyglądała w niej pięknie. Luke”
Odłożyłam karteczkę i otworzyłam pudełko. W środku znajdowała się czarna maska z weneckimi zdobieniami i sukienka. Górna jej część była cielista pokryta koronką, a dół, który był odcinany paskiem, był biały, delikatny z dużym rozcięciem na prawej nodze.

Patrzyłam się na otrzymany prezent i nie mogłam wyjść z podziwu. Sukienka była piękna, była po prostu idealna.
- Jak długo może Ci zająć… - odezwała się Lily, ale urwała kiedy zobaczyła sukienkę. – Wow! A  mówiłaś, że nie masz sukienki.
- Dostałam ją. – odezwałam się w końcu gdy odzyskałam umiejętność mowy.
- Od kogo?
- Luke, jako przeprosiny.
- Chyba muszę zacząć się z nim kłócić. – zażartowała przyjaciółka. – Ona jest cudowna.
- Wiem. – powiedziałam. – Nie mogę jej przyjąć.
- Głupia jesteś? Jasne, że ją przyjmiesz,a teraz chodź jedziemy do mnie. 
Przyjaciółka wzięła wielkie poidełko i razem wyszłyśmy z hotelu kierując się do jej apartamentu.
*
- I jak wyglądam? – zapytała się przyjaciółka, kiedy wyszła z łazienki. Miała lekko pofalowane włosy, delikatny makijaż, a na siebie założyła granatową sukienkę w stylu syrenki.
- Prześlicznie. – powiedziałam.
- Dziękuję. – odezwała się - Ok. a teraz leć ty się przebrać i zrobić fryzurę.
Wykonałam jej polecenia. Włosy upięłam w artystyczny nieład. Postawiłam na delikatny makijaż, który składał się z podkreślenia powieki delikatną czarną kreską i nałożeniem błyszczyka na usta. Potem w końcu ubrałam się w sukienkę, która była dla mnie idealna, na samym końcu założyłam maskę.
- Jeny, wyglądasz idealnie. – powiedziała Lily, kiedy wyszłam z toalety.
- Dziękuję.
- To czas na przyjęcie. – powiedziała dziewczyna i razem wyszłyśmy z apartamentu. Nasi partnerzy byli już na sali, więc pojechałyśmy same.
*
     Miejsce, w którym odbywało się przyjęcie było niczym jak z bajki. Ogromny dom, rozciągał się przed nami. Wokół był wielki ogród. Na zewnątrz już było słychać muzykę.

     Razem z brunetką wysiadłyśmy z samochodu i pokierowałyśmy się do wielkich drzwi. Gdy przekroczyłyśmy próg oniemiałam z zachwytu. Wnętrze było ogromne. Wokół widziałam pełno świec, a na suficie wisiał ogromny żyrandol. Pokierowano nas na górę. Dom był istnym labiryntem, znajdowało się tu tysiące korytarzy i jeszcze więcej pomieszczeń. Dokładnie rozglądałam się wokoło, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Przekopanie się przez te wszystkie zakamarki może trwać lata, a jak my mamy to zrobić w jeden wieczór.

W końcu idąc zauważyłam ogromną salę wypełnioną nieznanymi mi ludźmi. Od nich dzieliły nas tylko schody. Lily chwyciła mnie za ramię i razem powoli zeszłyśmy. Widziałam jak prawie wszystkie twarze zwracają się w naszym kierunku. Zauważyłam Luke’a ubranego w czarny garnitur, jego blond włosy były postawione do góry, a oczy zwrócone w moim kierunku, gdy nasz wzrok się skrzyżował chłopak uśmiechnął się przez co moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. W końcu znalazłyśmy się obok nich.
- I plan wtopmy się w tłum diabli strzelił. – powiedział Brian.
- Nie nasza wina, ze wyglądamy doskonale. – odezwała się Lily. – To co teraz robimy?
- Teraz udajemy, że dobrze się bawimy i nie wyróżniamy się. – odezwał się Brian i wziął Lily za rękę. – Mogę prosić do tańca?
- Ależ oczywiście. – uśmiechnęła się dziewczyna i zniknęła na parkiecie z chłopakiem.
Zostałam sama z Luke'iem na środku sali. Ok. muszę się czegoś napić i to teraz. Pomyślałam i poszłam do oddalonego baru. Zamówiłam szampana i zaczęłam rozglądać się dookoła. Widziałam pełno ludzi, którzy śmiali się i dyskutowali na jakieś nieważne tematy. Niektórzy z nich wirowali na parkiecie, a jeszcze inni chodzili po ogrodzie. Po paru minutach kiedy w ręku trzymałam już alkohol obok mnie stanął Luke.
- Jak się bawisz? – zapytał swoim ciepłym głosem.
- Średnio. – przyznałam szczerze i odwróciłam się przodem do chłopaka.
- No to witaj w klubie. – blondyn uśmiechnął się i stuknął swoim kieliszkiem w mój.
Patrzyłam się na tego chłopaka dalej go nie rozumiejąc. Zazwyczaj jest ironiczny, wypełnia go złość, ale czasem jest czuły i otwarty. Intrygował mnie, zastanawiałam się co takiego ukrywa, co się stało w jego życiu, czemu otacza się murem.
- Dziękuję za sukienkę, jest piękna. – odezwałam się w końcu. Skoczek spojrzał na mnie i zlustrował mnie wzrokiem.
- Nie musisz dziękować, wyglądasz w niej ślicznie. – Czułam jak moje policzki zaczynają robić się czerwone. Blondyn przegryzł wargę jak to miał w zwyczaju, po czym delikatnie się uśmiechnął.
- Dziękuję. – powiedziałam w końcu i pochyliłam głowę na dół.
On mnie onieśmielał! Pierwszy raz byłam onieśmielona przez Luke’a. Nie wiem co się stało, ale po prostu to poczułam.
__________________________________________
Okej jest rozdział! :D
Zacznijmy od tego, że bardzo Was przepraszam za to, że tydzień temu go nie było. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie xd ale ostatni tydzień był dość... zwariowany, a wszystko zaczęło się właśnie w sobotę... Anyway obiecuję poprawę :*
Jesteście tu jeszcze miśki? Mam nadzieję, że tak bo akcja nam się rozkręca ^^
Mam do Was pytanie, poznaliśmy już trochę postaci i tak mnie ciekawi, która jest waszą ulubioną? ;)
Dajcie znać w komentarzach, na które czekam i motywujcie mnie do dalszej pracy <3
Dzięki za wszystko i miłego weekendu :*


sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 23



(Brian)

Zostawiłem Lily na ulicy. Moją małą, bezbronną Lily. Kiedy od niej odszedłem zdałem sobie sprawę, że popełniłem błąd. Nie powinienem był ją zostawić samą. Na pewno wpadnie w tarapaty, ale nie mogłem też jej zabrać. Poszedłem do mojego kumpla, który ma wtyki w kostnicy, więc będę wiedzieć co i jak z tymi ciałami, a nie chciałem, żeby ona musiała tego słuchać. Kiedy po wczorajszej nocy daliśmy naszym skrywanym emocjom upust, kiedy w końcu przyznałem się sam sobie, co do niej czuję zacząłem się o nią martwić jeszcze bardziej. W końcu wszedłem do sklepu zauważyłem mężczyznę stojącego przy ladzie. Był trochę starszy ode mnie. Miał czarne włosy i nosił okulary, można go bardziej wziąć za takiego kujona, ale to najlepszy hacker jakiego znam, więc…

- David. – przywitałem się, a chłopak wstał i popatrzył na mnie. Był trochę wystraszony, bo kiedy ostatni raz się widzieliśmy zrobiłem mały pokaz ognia. Dobra może jednak nie jest moim kumplem, może jednak porostu wisi mi przysługę, ale nie ważne. A jak mówiłem, że ma wtyki w kostnicy to chodziło mi o to, że w 30 sekund włamie się na ich serwer. – Potrzebuję pomocy. – powiedziałem. Brunet spojrzał się na mnie, a ja ciągnąłem dalej. – Musisz włamać się do kostnicy i sprawdzić wszystko na temat ostatnich trupów. Proszę. – uśmiechnąłem się sztucznie.

- Może usiądź. – wskazał na fotel i sam wyjął laptopa. Zająłem miejsce i czekałem. Po kilku minutach chłopak znowu się odezwał. – Większość ostatnich ciał zostało zabite nożem, mają podcięte najpierw żyły na rękach, a następnie wycięty okrąg na klatce piersiowej. Na samym końcu podcięta jest szyja. Te ofiary zostały zabite za pomocą tego samego przedmiotu w identyczny sposób, nawet długość ran jest taka sama.

- Coś jeszcze?

- Inne ofiary nie zostały zabite nożem, ale jakby po prostu została wyssane z nich życie.

- Co?

- Nie ma żadnych śladów, żadnych, po prostu zginęli.

- Ale to nie możliwe? No nic dzięki. – wstałem z fotelu i kierowałem się do wyjścia.

- Brian. – odwróciłem się do bruneta. – Jeśli szukasz jakiegoś podejrzanego typka z mocą w weekend jest bal maskowy.

- Bal?

- Ale nie jest on dla normalnych ludzi, więc jeśli ten ktoś poluje tylko na żywioły to jest idealne miejsce. Organizuje to miejscowy ogień. Torreto. Znana rodzina, długa historia, więc może mają coś w domu, nie wiem na przykład nóż, którym podcinają innym gardła. Wyśle Ci wszystkie informacje.

- Dzięki za pomoc. Dodałem i wyszedłem ze sklepu. Skierowałem się w stronę gdzie zostawiłem Lily. Dziewczyna nadal tam stała. Podszedłem ją od tyłu i pocałowałem w szyje. Dziewczyna pisnęła i odskoczyła ode mnie. – Co się stało?

- Nic, ja tylko się zagapiłam. Dowiedziałeś się czegoś pożytecznego?

- Tak, potem Ci opowiem, a teraz chodź pójdziemy coś zjeść. Wziąłem dziewczynę za rękę i poszliśmy do restauracji.

***

(Letty)

Leżałam na kanapie, a nogi miałam na kolanach Luke’a. Oglądaliśmy jakiś film, kiedy zadzwonił telefon chłopaka. Blondyn szybko podniósł się z kanapy, a ja usiadłam i spojrzałam na niego pytająco.

- Brian. – powiedział i odebrał telefon. Stanęłam obok niego i słuchałam rozmowy. – Rozumiem…. W weekend?.... maskowy….Kto jest z tobą?......Ty chyba kpisz……Nie zabiorę……Pojadę…..sam. – rozmowa się skończyła. Luke odłożył telefon, a ja dalej na niego patrzyłam.

- Co się stało? Odkrył coś? Kto jest z nim? – zadawałam pełno pytań.

- Jest z Lily. – odpowiedział spokojnie.

- Co?! Jak to? Co się właściwie stało?

- No skoro nie wiesz to Ci to wytłumaczę twoja przyjaciółka leci na Brian’a. – przecież to nie możliwe, ale postanowiłam się teraz na tym nie skupiać. Lily mi to wyjaśni

- Ok. to czego się dowiedzieli?

- Większość ciał została zabita nożem.

- Nożem? – blondyn pokiwał głową.

- A co?

- W moim śnie kiedyś był nóż, zwykle w wizjach widzę nóż, w moim szkicowniku narysowałam kiedyś nóż. – Luke spojrzał na mnie. – Nieważne. Gdzie jedziesz?

- Jadę do Waszyngtonu, bo jest bal i tam będzie pełno nie-ludzi, więc to idealne miejsce na atak.

- Jadę z tobą. –powiedziałam szybko.

- Nie słyszałaś co powiedziałem. Idealne miejsce na atak, na pewno zaatakują, nie zabiorę Cię w takie miejsce.

- Jeśli na pewno zaatakują to ty też nie jedziesz. Nie sam, nie puszczę Cię samego. – złapałam blondyna za rękę. – Nie ma mowy, żebyś pojechał sam. Jadę z tobą.

- Nie.

- Tak.

- Nie.

-Tak. Umiem o siebie zadbać, nauczyłeś mnie jak się bronić, jak używać mocy.

- Ale nie umiesz jej kont…. – chłopak zgiął się w pół i zaczął syczeć z bólu, w końcu zamrugałam i przestałam się skupiać, żeby zadawać ból.

- Mówiłeś coś.

- Nie je… - znowu się na niego spojrzałam, nagle chłopak zniknął i pojawił się za mną. – Widzisz znowu jesteś martwa. Odwróciłam się do niego.

- Jesteś jedynym skoczkiem, a ty nie chcesz mnie zranić. Pozwól mi jechać. Pozwól mi mieć na siebie oko, pozwól mi wejść za ten mur, który tworzysz wokół  siebie.

- Dobra jedziesz. – uśmiechnęłam się na te słowa i rzuciłam chłopakowi na szyję. – Nieźle idzie Ci używanie mocy, powiedział kiedy znowu zaczęliśmy oglądać telewizję.

- Dziękuję, miałam dobrego nauczyciela. – Posłałam mu uśmiech.

- Najlepszego. – dodał blondyn i również się zaśmiał.

*

Obudziłam się około 5 rano na kanapie. Obok nie było Luke’a. Usiadłam powoli i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie zauważyłam, więc wstałam z sofy i skierowałam się na pierwsze piętro. Zajrzałam do pokoju Petera, który smacznie spał, następnie poszłam do Tiny, która również była w objęciach Morfeusza. Ostatnia sypialnia jaką sprawdziłam należała do Din’a. Po cichu wychyliłam się zza otwartych drzwi i zauważyłam blondyna, który trzymał na rękach chłopczyka. Kołysał go powoli. Nie widział mnie, nie wiedział, że stoję za nim. Oparłam głowę o próg i przyglądałam się całej scenie. Uśmiechnęłam się kiedy mały zaczął gaworzyć, a chłopak mu odpowiadał, w końcu dziecko zasnęło, a Luke odłożył go do kołyski. Odwrócił się w stronę drzwi i zobaczył mnie.

- Jak długo tu stoisz? – zapytał szeptem.

- Wystarczają długo, żeby zauważyć, że jesteś strasznie czuły dla dzieci. – Skoczek uśmiechnął się i minął mnie w drzwiach. Poszłam za nim na dół. – Luke?

- Hmm?

-  O której wyjeżdżamy?

- „MY”?

- Wieczorem się zgodziłeś. – przypomniałam.

- Żebyś dała mi spokój. – powiedział chłopak.

- Jadę i koniec tematu. – powiedziałam stanowczo.

- Urwisku posłuchaj mnie uważnie. Będzie niebezpiecznie, więc nigdzie, ale to nigdzie nie jedziesz. – podeszłam do niego bliżej.

- Możesz decydować albo jadę z tobą gdzie będziesz mieć na mnie oko, albo pojadę sama. Twój wybór.

- Nie pozwalam Ci jasne. – zaśmiałam się.

- Myślisz, że czekam na twoje pozwolenie? Mam mózg, więc sama o sobie decyduje.

- Może masz mózg, ale z niego nie korzystasz, skoro chcesz się znaleźć w środku niebezpieczeństwa! – chłopak uniósł głos.

- Nie rozumiesz, nie chce żebyś TY był w tym niebezpieczeństwie sam! TY.

- Czemu się tak o mnie martwisz? – chłopak się uspokoił i spojrzał mi prosto w oczy. – Czemu Cię obchodzę?

- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele się o siebie troszczą. – odpowiedziałam spokojnie.

Resztę poranka minęła spokojnie około 7.00 do domu wróciła moja sąsiadka.

- I jak wam minęła noc? – zapytała z uśmiechem, mimo, że po jej twarzy można było stwierdzić, że jest bardzo zmęczona.

- Wszystko było w porządku. – odpowiedziałam.

- Nie było jakiś napadów płaczu i dzieci były grzeczne?

- Mieliśmy mały problem, ale Luke wspaniale radzi sobie z dziećmi. – odpowiedziałam, a kobieta posłała promienny uśmiech blondynowi.

- Nie wiem jak wam dziękować, zaraz wam zapłacę…

- Nie trzeba. – powiedziałam. – To my już będziemy szli. – wzięłam Luke’a za rękę i poprowadziłam do drzwi.

- Dziękuję jeszcze raz, ty to Letty jesteś szczęściarą. Znalazłaś wspaniałego chłopaka, trzymaj się go. – powiedziała kobieta.

- Ale on…

- Dziękuję pani. – odezwał się blondyn i popchnął mnie do drzwi, gdy kierowaliśmy się w kierunku mojego domu zadałam mu pytanie.

- Czemu nie pozwoliłeś mi dokończyć wyjaśniania, że nie jesteśmy razem?

- Bo nie chciałem tam stać godzinami słuchając tłumaczenia, że nie jesteś z taki genialnym facetem jak ja, ponieważ chodzisz z tym frajerem.

- On nie jest frajerem! Przyznaj , że lubisz jak biorą nas za parę. – zaczęłam się droczyć.

- A jeśli tak. Czy to źle? – chłopak odbił piłkę. – Czy to źle, że chce żeby brali nas za parę. – Luke złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Letty co z tobą? Uspokój się.

- Nie dziwę się przecież jestem zajebista. – odpowiedziałam i podeszłam do drzwi żeby je otworzyć. Luke stał kilka metrów ode mnie. – Wezmę tylko prysznic spakuję się i możemy jechać do Ciebie.

- Do mnie? Chcesz ze mną zamieszkać? – chłopak uśmiechnął się zadziornie.

- Żebyś ty się spakował, bo jedziemy do Waszyngtonu. –blondyn prychnął. – Luke jadę z tobą.

- Czemu mam wchodzić, przyjdę po Ciebie.

- Jasne, a ja Ci wierzę, że mnie nie zostawisz. Właź. – rozkazałam a Luke nonszalanckim krokiem przekroczył próg mojego mieszkania. – Idę pod prysznic, a ty tu czekaj.

- Czemu myślisz, że nie zostawię Cię kiedy będziesz się myć?

- A zostawił byś dziewczynę, która jest naga pod prysznicem, żeby iść do domu? – uniosłam brwi.

- Ok. to jakaś odpowiedź – uśmiechnęłam się.

-Możesz poczekać u mnie w pokoju, a ja zaraz wrócę. – chłopak pokiwał głową. Poszłam do pokoju wzięłam czyste ubrania i bieliznę, a następnie weszłam pod prysznic. Ciepła woda rozluźniła moje mięśnie. Po 10 minutach wyszłam z kabiny, wysuszyłam włosy nałożyłam lekki makijaż i przygotowane wcześniej ciuchy. – Ok. teraz się tylko spakuję i możemy ruszać. – powiedziałam kiedy weszłam do pokoju. Luke’a nie było w środku. Idiota mnie zostawił. – Luke!

- Tutaj. – usłyszałam głos chłopaka zza okna. Wyjrzałam i zauważyłam siedzącego skoczka na dachu.

- Co ty tam robisz?

- Siedzę?

- To akurat widzę, ale czemu?

- Lubię być na wysokości, wszystko stąd widać. – chłopak wyciągnął rękę w moim kierunku. – Chodź. – chwyciłam jego dłoń i po minucie siedziałam obok niego. Widok był nieziemski. Wschodziło słońce, wszystko wyglądało tak niewinnie, tak zwyczajnie.

- Tu jest pięknie. – powiedziałam.

- Mówiłem. – spojrzałam na chłopaka, nadal patrzył się w niebo. Był spokojny, nie bał się tego, co nadchodzi, był szczęśliwy. Siedzieliśmy tak jakieś 30 minut. Nie rozmawialiśmy, nie musieliśmy.  Wystarczyła nam tylko nasza obecność. Wpatrywaliśmy się w niebo obserwując jak słońce powoli wychyla się zza horyzontu, obserwowaliśmy chmury, które leniwie przemieszczały się po niebie.

- Chyba powinnam dokończyć pakowanie się. – odezwałam się w końcu. Luke pokiwał głową i pomógł mi zejść z dachu. Gdy byłam już w swojej sypialni wyciągnęłam walizkę i zaczęłam brać najpotrzebniejsze rzeczy. Otworzyłam szafę i zauważyłam bluzkę Luke’a, którą mi dał jak zmokłam pewnego dnia. Wyciągnęłam ją i pokazałam chłopakowi. – To chyba twoje.

- Właśnie szukałem jej, to moja ulubiona koszulka. – powiedział chłopak i wyciągnął rękę po koszulkę.

- Nie oddam Ci jej, na mnie wygląda lepiej. – uśmiechnęłam się i założyłam t-shirt.

- Niech Ci będzie, ale pod warunkiem, że właśnie w niej jedziesz do Waszyngtonu.

- Stoi. – poszłam do łazienki zdjęłam bluzkę, którą miałam pod spodem i założyłam tą od Luke’a, wpuściłam ją w czarne spodnie i wyszłam z toalety. – I jak?

- Idealnie. – zaśmiałam się. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Zaraz przyjdę. – powiedziałam i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi i zauważyłam Dylan’a – Hej. – przywitałam się – Czemu wczoraj się nie odzywałeś? Dzwoniłam chyba z tys…

- To ta koszulka? – zapytał nagle, a ja nie rozumiałam o co chodzi.

- Koszulka?

- Czy to właśnie ta jest Luke’a?

- Tak dał mi ją kiedy…

- Kiedy się z nim bzykałaś? – zaatakował mnie nagle.

- Co?! Nie! O co Ci chodzi?

- Letty błagam przestań kłamać, przestań mnie oszukiwać!

- Nie oszukuję Cię! Mnie i Luke’a nic nie łączy!

- Czyli robisz to z każdym, z którym Cię nic nie łączy! – otworzyłam szerzej oczy, o co mu kurwa biega?

- O czym ty do cholery mówisz, nic z nikim nie robię idioto!

- Masz znamię na prawym udzie?

- Tak! A co to ma  do rzeczy?

- A ja Ci ufałem, dałem Ci moje serce, a ty cały czas…

- Możesz się uspokoić nic nie zrobiłam!

- On wie! Jasne! A niby skąd miał by wiedzieć, że je masz skoro się z nim nie przespałaś!? – nie rozumiałam o co mu chodzi.

- Co, kto wie?

- Luke wie, że masz znamię!

- Dziwne kurwa jakby nie wiedział skoro razem trenowaliśmy, nie chodziłam ubrana do niego w habit!

- A czy przy nim w ogóle byłaś ubrana tego nie wiemy!

- Traktujesz mnie jakbym była dziwką!

- Może nią jesteś! – oddaliłam się, przesadził, tym razem przesadził.

- Czyli tak o mnie sądzisz. – mój głos się uspokoił.

- Letty, nie o to mi chodziło…

- I ty mi mówiłeś, że Luke jest dupkiem, ale spójrz na siebie.

- Nie jestem jak Luke! – wykrzyczał mi prosto w twarz. – Nie porównuj mnie do niego!

- Nie jesteś jak Luke, jesteś gorszy! Na niego mogę liczyć, ON mi ufa. Nie to co ty!

- Letty… ja… - zaczynał się tłumaczyć, ale ja nie mogłam na niego patrzeć, mój gniew był coraz większy, a nie chciałam wybuchnąć.

- Nie chce Cię widzieć! – zatrzasnęłam drzwi i poszłam na górę. Luke spojrzał się na mnie kiedy przekroczyłam próg moich drzwi.

- Letty jest mi strasznie przyk… - rzuciłam się na chłopaka i przytuliłam się do niego. Blondyn szybko mnie objął i trzymał w swoich objęciach póki nie uspokoiłam oddechu. – Ciiii- uspokajał mnie i głaskał po plecach. Jego głos, jego stabilne bicie serca pozwoliły mi uciec w inny świat. W jego ramionach poczułam silna, w jego ramionach byłam bezpieczna. Otarłam łzy i oddaliłam się od chłopaka.

- Dziękuję, że jesteś kiedy Cie potrzebuję.

- Do usług. – chłopak jak zawsze się uśmiechnął, ale ten uśmiech sprawił, że również ja się uśmiechnęłam. – Ok. to dokończ szybko pakowanie i pojedziemy do mnie. – pokiwałam głową i dalej wkładałam rzeczy do walizki.

W końcu zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do mojego samochodu, żeby pojechać do Luke’a.

- To ja też wezmę prysznic i możemy jechać. Poczekaj u mnie w pokoju.

- Jasne. – Kiedy blondyn wyszedł zostałam sama w jego sypialni. Dopiero drugi raz jestem w tym miejscu, a za pierwszym nie miałam zbytnio czasu na rozejrzenie się po tym miejscu. Podeszłam do regału i dotknęłam książek, które miał na półce. Nie znałam żadnego tytułu, ale wydawało mi się, ze są to jakieś horrory, czy thrillery. Mój wzrok przykuło zdjęcie oprawione w ramkę. Na fotografii widziałam rodzinę. Raczej są to krewni Luke’a. Na samym środku stał mały blond chłopiec, który uśmiechał się do aparatu. To pewnie był dobrze znany mi skoczek. Delikatnie odstawiłam zdjęcie i przeszłam do gitar, które miał ustawione w kącie wraz z nutami. Nie umiałam grać, ale gitara była piękna. Opuszkami palców przejechałam delikatnie po strunach, tak aby nie wydać żadnego dźwięku. W końcu mój wzrok skierował się na kartki z zapisanymi nutami. Wzięłam jedną z nich w rękę i zaczęłam się jej przyglądać.

- Kiedyś mogę Ci ją zagrać. – usłyszałam za sobą głos Luke’a, który wyszedł z pod prysznica, jego mokre, blond włosy opadały mu delikatnie na oczy.

- Bardzo chętnie posłucham jak grasz. – odpowiedziałam i odłożyłam kartkę.

- Ok. to tylko spakuję rzeczy i możemy jechać. – pokiwałam głową, a po paru minutach byliśmy gotowi. Tym razem siedzieliśmy w żółtym humerze Luke’a. – No to w drogę.

Podróż nie była strasznie męcząca. Cały czas myślałam o Dylanie, o tym co powiedział, o co mu chodziło, czemu od razu wyskoczył z tą blizną, czemu zaczął krzyczeć na mnie tylko dlatego, ze miałam koszulkę Luke’a. Trening! Coś się musiało wtedy stać. Od treningu ze mną nie rozmawiał, po treningu przyszedł Luke, który był wkurzony. Co się tam stało?

- O czym tak myślisz? – zadał mi pytanie Luke.

- Powiedz mi co się stało na treningu? – chłopak spojrzał na mnie.

- Co?

- Co się stało na treningu? – powtórzyłam pytanie.

- Nic się nie stało. – odpowiedział, a ja wiedziałam, że nie mówi prawdy.

- Co mu powiedziałeś? – ciągnęłam dalej.

- Nic!

- Możesz przestać kłamać! – Luke zatrzymał samochód na poboczu. Byliśmy akurat na jakimś pustkowiu.

- Co mam Ci powiedzieć?!

- Nie wiem, może prawdę.

- Ok. pokłóciliśmy się. To chciałaś usłyszeć!

- O co? – nie odpuszczałam.

- O nic!

- Co mu powiedziałeś Luke?! – chłopak spojrzał na mnie.

- Powiedziałem, że ma Ci powiedzieć, żebyś oddała mi koszulkę! Powiedziałem, że masz fajne znamię. – mój gniew zaczął robić się coraz większy.

- Po cholerę to powiedziałeś!?

- Żeby go wkurzyć!

- Chciałeś żeby ze mną zerwał, chciałeś mi zniszczyć życie?

- Nie! Nie wszystko tyczy się Ciebie!

- To po co?! -Nie mogłam w to uwierzyć, on jest kompletnym egoistą, zasranym, popieprzonym egoistą. Nie mogłam panować nad gniewem. Nagle o przednią szybę rozpił się kruk. Ja i Luke spojrzeliśmy przed siebie. Cale stado leciało prosto na nas. Ptaki wpadały na samochód i zabijały się nawzajem. Nagle moje ciało przeszył niewyobrażalny ból. – Aaaaa! – krzyczałam nie mogąc nad sobą panować.

-Letty! – usłyszałam głos Luke’a. – Letty! – podniósł mnie. – Letty spójrz na mnie! – Nie mogłam otworzyć oczu, to zbyt bolało. – Letty spójrz na mnie! – Zrobiłam to spojrzałam w jego obłędnie niebieskie oczy. – Skup się na moim głosie. – zaczął mówić spokojniej. Starałam się nie myśleć o bólu jaki czułam w całym ciele. Paliło mnie od środa, czułam jak moje żyły pocierają się o siebie, czułam jakby tysiące igieł wbiły się we mnie. – Letty skup się na moim głosie. – powtórzył blondyn. Wziął moją rękę i położył na swojej klatce piersiowej. – Czujesz moje serce? Skup się na jego rytmie, wsłuchaj się tylko w nie. Uspokój oddech, Skup się na moim sercu. – popatrzyłam w jego oczy i skupiałam się tylko na jego pulsie, na tym spokojnym biciu, które już tyle razy mi pomagało. Ból ustał. Zniknął. Byłam wolna. Opadałam z sił i przytuliłam się do chłopaka. – Już dobrze, już po wszystkim. Przepraszam. – powiedział nad moim uchem.

- Ja też przepraszam. – Nic więcej nie musieliśmy sobie mówić. Tyle wystarczyło, to jedno słowo przemawiało do nas bardziej niż tysiąc innych. Oddaliłam się od chłopaka, ale wtedy poczułam ból na przedramieniu. Znowu miałam wypalone napisy na ręce. – Co to znaczy? – podałam rękę chłopakowi.

-Mortem venit. – wyszeptał chłopak i spojrzał mi w oczy, a w nich był ból. – Śmierć nadchodzi. - Spojrzałam na swoją rękę, pewnie i tan napis zniknie do jutra, tak jak poprzednie. – Musimy jechać. – powiedział Luke, a kiedy próbował odpalić samochód wydał on z siebie dziwny dźwięk i zgasł. – No dalej! – powtórzył czynność, ale to nic nie dało. – Cholera! – chłopak wyszedł z auta, a ja zrobiłam to samo. Wtedy zauważyłam chyba ze setki martwych kruków wokół samochodu. Próbowałam zignorować ten obraz ale nie mogłam. Podeszłam do chłopaka, który otworzył maskę samochodu. W środku również było martwe zwierze. – Nie da rady tego naprawić. Muszę zadzwonić po pomoc. – pokiwałam tylko głową, nie mogąc wysilić się, aby coś powiedzieć. Wsiadłam ponownie do samochodu i oparłam się o fotel. Po paru minutach wrócił Luke.

- I co? – zapytałam, gdy odzyskałam umiejętność posługiwania się językiem.

- Mam dwie wiadomości jedną dobrą, druga zła. Po pierwsze pomoc przyjedzie dopiero jutro rano.

- Co?!

- Ale za to spędzisz tą noc w wspaniałym towarzystwie. – chłopak się uśmiechnął, a ja przewróciłam oczami. – Ej nie będzie tak źle.

- Oprócz tego że umrzemy z głodu to będzie super. – powiedziałam ironicznym tonem.

- Na to mogę coś zaradzić. – powiedział chłopak i chytrze się uśmiechnął. Wyciągnął swój telefon i zrobił zdjęcie samochodu od środka. Po czym zniknął.

DO LUKE: Gdzieś ty się teleportował?

OD LUKE: Poczekaj cierpliwie urwisie, niedługo będziesz mi wdzięczna ^^

Odłożyłam telefon i czekałam. Po jakiś 20 minutach chłopak pojawił się znowu na swoim miejscu, a w ręku trzymał opakowanie gorącej pizzy.

- Kolacje podano. – powiedział i uśmiechnął się szczerze.

- Myślałam, że nie możesz się teleportować z kimś.

- Z kimś nie, ale małe przedmioty takie jak pizza mogę przenosić ze sobą.

- Jesteś wapniały powiedziałam i wzięłam kawałek pizzy. – Od poprzedniego wieczoru, kiedy dzieliłam się z blondynem kolacją nic nie jadłam, więc ten posiłek był dla mnie nieziemski.

- Możesz powtórzyć? Chciałbym to nagrać na budzik.

- Spadaj. – powiedziałam i zaśmiałam się. Chłopak również się zaśmiał i wziął swój kawałek. Siedzieliśmy tak, jedliśmy i rozmawialiśmy do późnego wieczoru. W końcu czułam się wyczerpana. – idziemy spać?

- Możesz przesiąść się do tyłu jest tam więcej miejsca. – odpowiedział blondyn, więc posłusznie poszłam na tylnie siedzenia. Rozłożyłam się do w miarę wygodnej pozycji i próbowałam zasnąć. Nagle poczułam jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka i zaczęłam się trząść. Luke obejrzał się na mnie. – Zimno Ci? – pokiwałam głową. Chłopak również przesiadł się na tylnie siedzenie. – Ok. chodź do mnie. – powiedział, a ja posłusznie przysunęłam się bliżej i położyłam swoją głowę na jego torsie. Luke objął mnie ramieniem. Jego ciało było tak ciepłe, że od razu zasnęłam

Theme by Hanchesteria