(Letty)
Stałam z boku
przyglądając się tańczącym ludziom. Luke gdzieś poszedł, więc zostałam
sama. Nagle moją uwagę przyciągnął przystojny mężczyzna. Miał on brązowe
włosy ustawione do góry i ciemne oczy. Chłopak ubrany był w czarny
garnitur, w którym wyglądał nieziemsko. W pewnym momencie zauważyłam, że
mężczyzna mi się przygląda. Zarumieniłam się i spuściłam głowę.
- Witaj. – powiedział
szatyn miękkim głosem, w którym wyczułam angielski akcent. Podniosłam
wzrok i zauważyłam przystojniaka w garniturze tuż obok mnie. –Jestem
Kol.
- Letty. – powiedziałam
uśmiechając się, a chłopak chwycił moją dłoń i delikatnie ucałował. Jego
miękkie usta dotknęły mojej rozgrzanej skóry dając ulgę. Następnie
podniósł się i spojrzał mi prosto w oczy. Gdy tak patrzyłam w te ciemne
źrenice widziałam w nich coś co mnie przyciągało, widziałam w nich coś
co było mi w jakimś stopniu znane.
- Widziałem jak tańczyłaś. Czy dałabyś mi tą przyjemność i zatańczyłabyś ze mną.
- Z przyjemnością. – odpowiedziałam i ukłoniłam się.
Razem z Kol'em poszliśmy na parkiet. Okazało się, że mężczyzna wspaniale tańczy, przez co bardzo dobrze się z nim bawiłam.
- Widzę Cię tu pierwszy raz, a na pewno taką osobę jak ty bym zapamiętał. – powiedział szatyn.
- Przyjechałam, ze
znajomymi do Waszyngtonu i dowiedzieliśmy się, że jest bal, więc
uznaliśmy, że wpadniemy. – odpowiedziałam i posłałam niewinny uśmiech w
jego stronę.
- Ten chłopak, z którym
tańczyłaś to właśnie twój znajomy? – pokiwałam głową. – Ja jestem stąd,
w sumie to z Londynu, ale przeprowadziłem się w tą okolicę jakieś pół
roku temu. Znając moje szczęście to niedługo znowu się przeniosę.
- Dlaczego?
- Żebym Ci to powiedział musimy przynajmniej umówić się na kawę. – chłopak posłał mi zadziorny uśmiech.
- Przyjmuję wyzwanie. – odpowiedziałam.
***
(Lily)
Brian ponowie wystrzelił ogień w kierunku żyjących trzech goryli. W końcu i oni się podpalili.
- Szybko spadamy! –
wykrzyczał, a ja pobiegłam do wyjścia. Biegliśmy korytarzami, aż w
pewnym momencie przed nami nie wiadomo skąd znalazło się pełno
ochroniarzy z samym gospodarzem na czele. – Mamy przejebane. –
powiedział Brian, a moje serce podskoczyło.
- Jeszcze jeden ruch i
zginiecie. – powiedział Toretto. –Jeden z jego goryli wyszedł na środek,
a z jego dłoni zaczęły wydobywać się błyskawice.
- Spokojnie nie chcemy kłopotów. – gospodarz się zaśmiał.
- Było trzeba o tym pomyśleć zanim włamaliście się do biura.
Mężczyzna podszedł do
mnie i chwycił za ramie tak mocno, że myślałam, że zaraz mi coś złamie.
Upuściłam książkę na ziemię i starałam się nie krzyczeć. Potem podszedł
do mnie Torreto i spojrzał w moje oczy.
- Ładna, szkoda będzie
Cię zabić. – powiedział i złapał mnie za policzek. – ale cóż trudno. –
Potem podszedł do Briana i złapał swoją lewą dłonią za jego nadgarstek. –
Z tobą będzie jakoś łatwiej. – Wtedy zauważyłam, że jego prawa dłoń
zaczyna płonąć, a ogień przechodzi przez jego ramię i klatkę piersiową. –
Wiesz jestem ogniem i mam nie ciekawą moc samozapłonu, którą mogę Ci
pokazać. – mężczyzna zaczął cały płonąć, a ogień wszedł już na Brian'a,
który zaczął krzyczeć. Jego ręce płonęły, a żywioł przemieszczał się po
jego torsie dotykając już szyi. Krzyki szatyna były nie do zniesienia. –
Twoja kolej. – powiedział i spojrzał na mnie. Widziałam jak jego dłoń
wędruję po moją. Nagle Brian chwycił nadgarstek Torreta i spojrzał w
jego oczy.
- Jestem ogniem idioto,
więc nie możesz mnie zabić czymś, co mnie stworzyło. Na szczęście ja
inaczej umiem zadawać ból. – powiedział i uśmiechnął się szyderczo, po
czym odepchnął mężczyznę. Wtedy cały budynek się zatrząsł, a szyby i
żarówki zaczęły pękać. Padłam na ziemię, szybko wyczułam książkę i
ruszyłam biegiem, odwróciła się tylko, aby sprawdzić, czy Brian jest za
mną.
- Biegnij! – usłyszałam jego głos, wiec nie zatrzymując się mijałam kolejne pokoje pędząc przez labirynt korytarzy.
***
(Letty)
Rozmowę z Kol'em
przerwało pękające szkło wszyscy odwrócili się w tamtym kierunku. Nagle
wszystkie szyby wleciały do pomieszczenia. Ludzie zaczęli krzyczeć, a
Kol popchnął mnie na ziemię. Żarówki zaczęły migotać i pękać, a ludzie w
popłochu uciekali z sali depcząc innych. Kilka razy oberwałam prosto w
brzuch, ale Kol zasłonił mnie własnym ciałem. Obejrzałam się na schody i
zauważyłam postać stojącą na środku, która śmiała się. To on. To on
jest odpowiedzialny za śmierci. Starałam się podnieść, ale nie mogłam
poruszyć nogą. Zauważyłam, że tajemnicza postać zaczęła schodzić po
schodach, po czym chwyciła jakiegoś mężczyznę. Widziałam jak żyły
psychopaty zaczynają świecić na czerwono, a chłopak, którego trzymał
pada martwy na ziemię. Morderca się zaśmiał i podszedł do kolejnej osoby
powtarzając czynność. Zamknęłam oczy nie chcąc widzieć tego po raz
drugi. Nagle poczułam jak czyjeś silne ramiona otaczają mnie i podnoszą z
ziemi. Był to Kol, który wynosił mnie z pomieszczenia. Psychopata
zauważył nas i zaczął iść w naszym kierunku, ale szatyn rzucił w niego
nożem trafiając chłopaka w nogę. To pozwoliło nam wyjść z domu. Kol zbił
szybę przypadkowego samochodu i otworzył go. Następnie posadził mnie na
miejscu pasażera sam zaczynając łączyć kable pod deska rozdzielczą w
taki sposób, aby samochód zapalił. Nagle usłyszałam warkot silnika i
ruszyliśmy.
***
(Lily)
Wbiegłam na główną salę i
zauważyłam, że jest ona całkowicie zrujnowana. Wszędzie było szkło i
krew. Leżało tam pełno ciał ludzi, którzy przyszli na bal, a po środku
zauważyłam stojącą postać. Nie panując na sobą pisnęłam widząc tą rzeź.
Mężczyzna się odwrócił w moim kierunku, a ja go rozpoznałam. Kai. Był
cały umazany krwią, a na twarzy miał uśmiech. W jego oczach było coś
obcego, coś zimnego. Chłopak chwycił jakaś kobietę, która pod wpływem
jego dotyku zaczęła krzyczeć. Żyły psychopaty zaczęły robić się czerwone
i przechodziły od rąk po samą szyję. On wysysał z niej życie.
- Kai! – krzyknęłam, ale
chłopak nie reagował. Zauważyłam, że patrzy na kolejną kobietę, która
przesuwała się ranna wzdłuż kąta. Uśmiechnął się szerzej, a kobieta
nagle znikła, a raczej stała się niewidzialna. Jednak można było
dostrzec gdzie się znajduję, ponieważ zostawiała po sobie ślady krwi.
Kai podszedł do niewidzialnej dziewczyny i ją chwycił, a po chwili jej
martwe ciało upadło na ziemię. – Kai! Przestań! – Chłopak wreszcie się
na mnie spojrzał, a potem znikł. Po chwili znowu się ukazał stał parę
milimetrów ode mnie i patrzył się prosto w moje oczy. Wstrzymałam
oddech, a moje serce biło tak szybko, że myślałam że wyskoczy. Nagle
wzrok szatyna powędrował za moje plecy. Również spojrzałam w tamtym
kierunku i zauważyłam czołgającego się człowieka. Zagrodziłam mu drogę
swoi ciałem. – Przestań! – Chłopak mnie nie słuchał i minął. Złapałam go
za rękę chcąc go zatrzymać, ale szatyn odwrócił się do mnie. Podniósł
rękę sprawiając, że uniosłam się nad ziemią i odepchnął mnie, tak, że
przeleciałam przez całą salę. Nagle wszystko zgasło.
***
(Letty)
Gdy w końcu zaczęłam w
miarę trzeźwo myśleć zrozumiałam, że jadę samochodem z człowiekiem,
którego w ogóle nie znam, z człowiekiem, który w garniturze trzyma noże.
Wyczułam swój sztylet, który miałam ukryty w opasce na udzie. Powoli
wyciągnęłam Kunai i mocniej przycisnęłam rączkę. W końcu szybkim ruchem
przyłożyłam ją Kol'owi do szyi.
- Kim jesteś? Czego chcesz? – Chłopak się zaśmiał.
– Wiesz, że dajesz po
sobie poznać kiedy chcesz zakatować? – powiedział w ogóle nie zwracając
uwagi na to, że trzymam ostrze przy jego szyi.
- Odpowiadaj! – wykrzyczałam.
- Porywcza jesteś, widać, że masz coś z ognia.
- O czym ty gadasz. –
jeszcze bliżej przyłożyłam ostrze. Kol zatrzymał samochód i nagle złapał
mnie za nadgarstek wyrywając sztylet. Obracał go kilka razy między
palcami śmiejąc się przy tym. Moje serce podskoczyło mi do gardła. No to
jestem martwa. Ruszyłam się na fotelu i syknęłam kiedy moją nogę
przeszył niewyobrażalny ból. Kol spojrzał na mnie pytająco.
- Masz. – podał mi moje
ostrze i sam podniósł moją nogę delikatnie oglądając.. – Chyba to tylko
skręcenie. – powiedział i spojrzał prosto w moje oczy. – Może zaboleć. –
dodał i następnie szybkim ruchem nastawił kostkę. Krzyknęłam z bólu,
ale potem było lepiej. Spojrzałam na chłopaka, było w nim coś dziwnego,
coś, co mówiło mi, że mogę mu zaufać.
- Dziękuję. – powiedziałam. Kol znowu zapalił samochód i ruszyliśmy przed siebie. – Dokąd jedziemy? – zapytałam.
- Odwożę Cię do hotelu. –
powiedział spokojnie, a ja nawet nie chciałam się pytać skąd wie gdzie
mieszkam. Kiedy byliśmy jeż przed moim hotelem spojrzałam się na
chłopaka. – Letty?
- Tak.
- Tu masz mój numer. –
podał mi kartkę z cyframi. – Spotkajmy się jutro w jakiejś kawiarni, a
wszytko Ci wytłumaczę, tylko nie mów nikomu. – Pokiwałam głową i wyszłam
z pojazdu. Powoli skierowałam się na górę. Kiedy weszłam do sypialni
byłam sama. Nie było Luke'a, Lily, a nawet Brian'a. Szybko znalazłam
swój telefon i zadzwoniłam do nich. Po paru sygnałach blondyn odebrał.
- Letty, wszystko w porządku? Gdzie jesteś? - mówił szybko.
- Tak żyję, przyjechałam do naszego hotelu. Czy wszystko z tobą w porządku?
- Tak, wyprowadziłem Lily, jest nie przytomna, a Brian pojechał do hotelu.
- Przyjedź tu z nią.
- Właśnie prowadzę urwisku, zaraz będziemy. – powiedział i rozłączył się.
Po paru minutach drzwi
się otworzyły, a do środka wszedł blondyn trzymając na rękach moją
przyjaciółkę. Położył ją na łóżku i odwrócił się do mnie.
- Na pewno wszystko w
porządku? – zapytał i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Delikatnie
przegryzł wargę, a ja rzuciłam się mu na szyję. Chłopak zamknął mnie w
swoim uścisku przez co poczułam się bezpiecznie.
- Teraz jest w porządku. – wyszeptałam.
_________________________
Awwwwwwwwwww ta ostatnia scena <3 Ja osobiście uwielbiam Luke i Letty ^^
A wy kogo lubicie? ^^