sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 16

Opadłam na łóżko. Nagle poczułam ogromny ból, moja głowa zaczęła mi pękać. Krzyczałam, krzyczałam z całych sił. Moje ciało wygięło się w nienaturalny sposób. Co się dzieje. Przez głowę przelatywało mi pełno obrazów i wtedy usłyszałam głos. -Już wkrótce będziemy po Ciebie-. Ten ochry piały głos przyprawiał mnie o mdłości.- A teraz przeżyj, to co przeżyli oni-. Znowu rozległ się ten głos.
Byłam w jakimś pomieszczeniu. Wszystko było białe. Obok leżało pełno martwych ciał. Byłam przywiązana do łóżka. Rozglądałam się dokoła. Byłam na Sali operacyjnej. Podeszła do mnie jakaś postać. Nie widziałam jej twarzy.
- Zawsze chciałem być doktorem. – odezwał się tajemniczy chłopak.
Mężczyzna wziął skalpel i przejechał nim po mojej ręce. Ból rozległ się po moim ciele.
- Okulistą też. – wtedy skalpel powędrował do mojego oka. Nagle przedmiot wbił się mój narząd. Krzyczałam z bólu.
- Ale najbardziej chciałem zobaczyć jak wygląda ludzkie serce. W tamtym monecie przeciął moją klatkę piersiową.
Nie czułam, nie czułam już nic. Byłam martwa. Obraz zniknął a na jego miejsce pojawił nie nowy. W kolejnej wizji tonęłam, w jeszcze innej byłam palona żywce, obskórowywana , duszona, strzelano do mnie. Czułam to. Czułam każdą ich śmierć, jakbym sama to przeżywała. Nie wytrzymam kolejnej. Wiedziałam to, wiedziałam, że jeszcze jedna wizja i umrę razem z ofiarą. – Pamiętaj jesteś kolejna – usłyszałam głos w głowie i wszystko zniknęło. Leżałam w pokoju. Dotknęłam swojego ciała, nic na nim nie było, żadnych ran, po tym co przeżyłam. Przyjdą po mnie. Przyjdą. Nie zasnęłam przez całą noc. Nie mogłam. Nie chciałam. Bałam się, naprawdę się bałam. Nie mogę tak po prostu czekać. Musze być gotowa, muszę umieć się bronić. Musze poprosić o pomoc jedyną osobę, którą znam i wiem, że mi pomoże.
*
Byłam przed dobrze znanym mi domem. Był wczesny ranek. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Drzwi się uchyliły, a ja zobaczyłam osobę, której ostatniej się spodziewałam. Brunetka patrzyła na mnie z triumfalnym wzrokiem, miała na sobie koszulkę Luke’a. Ashley wyszczerzyła swoje białe zęby.
- Część, czego chcesz? – oparła się o drzwi.
- Jest Luke? – zapytałam szybko.
- Bierze prysznic. – znowu ten triumfalny uśmiech. O co jej chodzi? – przekazać coś?
- Nie po prostu na niego poczekam. – chciałam wejść do domu, ale dziewczyna zagrodziła mi wejście.
- To nie najlepszy pomysł, po prostu powiem mu, że byłaś. – dziewczyna już chciała zamknąć za mną drzwi, gdy w nich pojawił się Brian. Ok. robi się jeszcze bardziej dziwnie. Co on tu kurwa robi i najwidoczniej nie jest martwy, więc o tyle dobrze.
- Letty przyszłaś, wspaniale, chodź zapraszam. – Ashley popatrzyła się na chłopaka speszona i zła. Zdezorientowana weszłam do domu i minęłam wściekłą dziewczyna, gdy przechodziłam obok chłopaka popatrzyłam mu w oczy, złapał mnie z nadgarstek i powiedział szepcząc. – Nie ma za co. – Co za idiota, to on powinien mi dziękować, gdyby nie ja już by nie żył. Postanowiłam go zignorować. Poszłam do salonu i usiadam na sofie. Brian rozłożył się na fotelu obok. Gapił się na mnie jakbym miała coś na twarzy. Pajac. W ogóle co on tu robi? To było ostatnie miejsce, gdzie się go spodziewałam.
- Czego chcesz? – zapytałam w końcu, gdy chłopak nie spuszczał mnie z oczu.
- Dlaczego? – popatrzyłam na niego zdezorientowana. –Dlaczego mnie uratowałaś?
- Uratowałam Cię, bo nie chciałam, żeby Luke miał poczucie winy z twojego powodu. Uratowałam Cię, żeby uratować jego, żeby nie musiał patrzeć w lustro i widzieć osobę, która była zdolna do zabójstwa. – na te słowa przypomniał mi się Wren, któremu ja odebrałam życie. Myślałam o tym , cały czas. Chodź wiem, że nie zrobiłam tego umyślnie to moja wina. Brian usidła na fotelu i miał poważną minę.
- Bronisz Luke’a cały czas. Ty nie wie…
- Letty? – przerwał mu blondyn, który wszedł do pomieszczenia. Spojrzałam się w jego stronę. – Co tu robisz? – nie mogłam rozszyfrować jego miny, nadal był na mnie zły, to na pewno, ale ja też nie byłam najbardziej szczęśliwą osobą widząc go. Ale on był mi potrzebny, więc musiałam tu przyjść.
- To ja już pójdę. – powiedział Brian. – Letty? – odwróciłam się w jego stronę. – Dziękuję. – powiedział i znikł. Czyli jednak był mi wdzięczny, może nie jest, aż takim idiotą.
- Po co przyszłaś. – z przemyśleń wyciągnął mnie Luke. Popatrzyłam się w jego stronę.
- Miałam wiz…
- O już się umyłeś? – przyszła Ashley. Odczep się wreszcie muszę coś mu powiedzieć.
- Tak. – rzucił szybko Luke i znowu spojrzał na mnie.
- chciałam pogadać o projekcie z chemii. – serio projekt z chemii? To była najlepsza wymówka jaka mi przyszłą do głowy. Przecież nie powiem przy jego dziewczynie, że miałam wizję, że czułam śmierć, ba ja ją przeżywałam, a na koniec słyszałam groźby, że nadchodzi moja kolej, więc teraz chcę żeby mnie szkolił posługiwać się bonią.
- Co? – Luke spojrzał się na mnie jak na idiotkę. – Znaczy się tak. Może pogadamy kiedy indziej, bo chwilowo jestem trochę zajęty. – Ok. dał mi do zrozumienia, że brunetka, która stałą obok trochę nam przeszkadza.
- Jasne. – rzuciłam i wstałam z kanapy. – To do zobaczenia, czy cokolwiek. – wyszłam z domu. To było dziwne, naprawdę niezręczne. Była jakaś 9.00. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam zadzwonić do Jake’a. Dawno z nim nie rozmawiałam. Wybrałam numer przyjaciela, po pięciu sygnałach w końcu odebrał.
- Hej. – usłyszałam jego głos, który w ogóle się nie zmienił
- Cześć debilu. – powiedziałam mega szczęśliwa. – Co powiesz na kawę?
- Za 15 minut tam gdzie zwykle.
- Już pędzę. – powiedziałam i się rozłączyłam.
*
Czekałam w naszej ulubionej kawiarni. W końcu usłyszałam, że ktoś wchodzi. Zauważyłam przystojnego bruneta, który poszedł do kasy i złożył zamówienie.
- Cześć. – przywitał się chłopak.
- Jake. – przytuliłam chłopaka, dopiero jak go zobaczyłam przypomniało mi się jak za nim tęsknie.
- Co tam? Co się u ciebie działo? – zagadał do mnie chłopak i zajął miejsce przy stoliku. Oprócz tego, ze polują na mnie demony, giną ludzie to jest świetnie.
- W sumie nic ciekawego się nie działo. – skłamałam. – Wiesz szkoła, spędzałam czas z Lily i z Dylanem. – na ostatnie słowa szeroko się uśmiechnęłam.
- Sylinskim? Wow widzę, ze jednak coś się działo. – uśmiechnął się chłopak.
- A u ciebie jak?
- W sumie po staremu.
-Wiem o Lily. –ok. musiałam poruszyć ten temat, chce wiedzieć jak się czuję. Kocham go jak brata, chce wiedzieć co się dzieję, jak to przyjął.
- Powiedziała Ci. – spojrzał na mnie zakłopotany. Pokiwałam tylko głową. Chłopak przeczesał włosy. – No ona tego nie czuję, więc ok. Dam radę, nadal jest moja przyjaciółką, ale muszę się od niej chwilowo oddalić.
- Rozumiem. A co z Samanthą? – chyba tak miała na imię.
- Wyjechała. Napisała mi tylko sms’a, że musi jechać i cieszy się że mnie poznała.
- To lipa. – powiedziałam.
- Trochę. – chłopak upił łyk swojej kawy.
Siedział z przyjaciel w kawiarni jakieś 2 godziny w tym czasie rozmawialiśmy jeszcze o wielu rzeczach. Poczynając od szkoły, a skoczywszy na wspominaniu jacy byliśmy kiedy mieliśmy jakieś 12 lat. W tym czasie naśmiałam się tak dużo, że chyba wyczerpałam swój limit na cały miesiąc. W końcu się rozeszliśmy, a ja wróciłam do swojego pustego domu. Mama dzwoniła, że z Lindy zostają tam dłużej na jakieś 4 dni. Poszłam do kuchni żeby wstawić wódę na herbatę.
- Co tak naprawę chciałaś? – usłyszałam za sobą głos. Upuściłam trzymaną przez siebie szklankę. Zamknęłam oczy i czekałam na dźwięk tłuczonego szkła, ale on nie następował. Za to zauważyłam Luke’a, który stał milimetry ode mnie, a w ręku trzymał szklankę. – Uważaj. – uśmiechnął się jak to on. Oddaliłam się od niego trochę.
- Miałam wizję. – chłopak spojrzał się na mnie poważnie.. –Tym razem było inaczej. – mówiłam dalej. – Nie przewidywałam śmierci, ale patrzyłam, na śmierć, która się już dokonywała. – przeczesałam włosy. – Czułam ją, czułam dokładnie to co ofiary. A w mojej głowie był głos, który powiedział, że jestem kolejna. – powiedziałam w końcu i spojrzałam się w niebieskie oczy mojego słuchacza. – Musisz nauczyć mnie bronić. Musisz nauczyć mnie jak mam używać mocy, jak mam używać broni.
- My Cie ochronimy. – powiedział w końcu.
- Chce sama umieć się bronić.
- jeszcze wczoraj mówiłaś, że widzisz we mnie mordercę, a dziś chcesz, żebym Cię uczył posługiwania bronią?
- Ty nie rozumiesz prawda? Nie chciałam, żebyś kogoś zabił, bo wiem jak to jest odebrać komuś życie!
- Mówisz o Wrenie! Błagam to było przez przypadek, nie twoja wina. Nie wiesz jak to jest decydować o czyjejś śmierci!
- A ty wiesz?! – chłopak spojrzał się na mnie gniewnie. – Nie chcesz mnie szkolić ok., w takim razie pójdę do Brian’a.- Odeszłam już od chłopaka, ale on nagle teleportował się przede mną.
- Dziś o 17.00 u mnie. – uśmiechnęłam się triumfalnie. – Na treningach ja rządzę, wykonujesz każde moje polecenie, bez wyjątku. – pokiwałam głową. – Będziesz jeszcze tego żałować. – Chłopak oddalił się i już miał się teleportować.
- Luke. – blondyn odwrócił się w moją stronę. – Dziękuję. – powiedziałam i zaraz po tym chłopak się rozpłynął. Ok. no to czas zacząć trening. Do 17.00 miałam jakieś 5 godzin.

________________________
Wiem, że rozdział bardzo krótki i przepraszam, ale w ogóle nie mam czasu. W szkole mam niezły zapierdziel bo oczywiście wszystkim się przypomniało o klasówkach. Przepraszam was bardzo za to i mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie dłuższy.
Kocham was bardzo mocno <3

2 komentarze:

Theme by Hanchesteria