sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 14


(Letty)
Calum podwiózł mnie do domu, wpadłam do domu i popędziłam do kuchni. Wiedziałam, że musze po nią jechać. Wzięłam z szuflady nóż i skierowałam się do wyjścia.
- Serio? Nóż? Na chłopaka, który potrafi stworzyć ogień wzięłaś nóż.
- Potrafię jeszcze myślami kogoś zabić. – przypomniałam. – A teraz jedźmy już
*
Staliśmy przed opuszczonym magazynem. Budził się we mnie coraz większy strach i siła, aby walczyć o życie przyjaciółki.
- Ty zostajesz. – powiedziałam i spojrzałam się na Calum’a
- Co?! Nie ma mowy.
- Powiedział, że mam być sama inaczej ją zabiję. Zostajesz. – chłopak popatrzył się na mnie wzrokiem niezrozumienia, ale w końcu pokiwał głową.
Ruszyłam w kierunku budynku. Weszłam przez zniszczone drzwi do środka. Było tam pełno kurzu, pajęczyn i pudeł. Szłam przed siebie długim korytarzem mocno trzymając za plecami nóż. Było ciemno i cicho. Do moich uszu nie docierał żaden dźwięk z wyjątkiem bicia własnego serca. Całe otoczenie mnie przerażało, nie chciałam iść dalej, ale wiedziałam, że muszę to zrobić dla Lily, dla mojej przyjaciółki, która jest dla mnie jak siostra. W końcu doszłam do większego pomieszczenia. Na środku stało krzesło, a na nim uwięziona dziewczyna o znanej mi sylwetce. Podbiegłam do przyjaciółki.
- Lily? Lily, wszystko będzie dobrze, będzie….- poczułam jak silne ręce odciągają mnie od dziewczyny. Plecami uderzyłam o zimną ścianę. Brian stał blisko mnie przytrzymując abym nie uciekła. Patrzyłam mu prosto w oczy. Nie czułam już strachu, a gniew. Słyszałam pisk Lily, która przyglądała się całej sytuacji. Chłopak uśmiechnął się psychopatycznie.
- No w końcu jesteśmy sami. – przechylił głowę na bok i nie spuszczał mnie z oczu. – Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.
- Puść ją. – powiedziałam przez zęby i wskazałam na Lily. Szatyn obrócił się w stronę dziewczyny i rzucił kulę ognia w jej kierunku. Pisnęłam, ale okazało się, ze ogień trafił tylko w sznury, które więziły jej dłonie. Dziewczyna oswobodziła się, a Brian znowu skierował wzrok na mnie. – Lily uciekaj!- krzyknęłam do przerażonej przyjaciółki.
- To na czym skończyliśmy ostatnio? – chłopak stworzył ogień w swojej lewej ręce. – A tak pamiętam miałem cię zabić. A TY nie próbowałbym tego na twoim miejscu. – te słowa skierował do wolnej dziewczyny. Dopiero wtedy zauważyłam, ze trzyma ona metalową rurkę w ręku. Lily nie posłuchała i wzięła zamach, aby uderzyć chłopaka w głowę. Brian był szybszy i bez problemu złapał broń. Metal zaczął świecić, a Lily krzyknęła z bólu. Wiedziałam, że chłopak podgrzał przedmiot, który chwilę temu trzymała szatynka. – Obiecałem, że nic CI nie zrobię i już tego żałuję. – Brian rzucił płomienną kulą w stronę Lily i zamknął ją w okręgu z płomieni. Postanowiłam wykorzystać sytuację i wbiłam nóż w bok chłopaka, który osunął się na nogach. Ognisty krąg wygasał, a ja podbiegłam do szatynki, chwyciłam za rękę i zmusiłam do biegu. Za sobą słyszałam śmiech Brian’a. Nagle przed mną pojawiła się ściana ognia. Byłyśmy w pułapce. To koniec. Nie, nie, nie. To nie może się tak skończyć. Skupiłam wszystkie swoje myśli i starałam się wyobrazić śmierć chłopaka, który szedł powoli w naszym kierunku. Szlag. Niech to zadziała. Wyobrażałam sobie, że chłopak nagle zaczyna się dusić. Powietrze nie może trafić do jego płuc i pada na ziemie. Dalej niech to zadziała! Poganiałam się w myślach. Nic to nie dawało. Chłopak był parę centymetrów ode mnie. Chwycił mnie i rzucił ścianę. Czułam jak każda cześć ciała mnie boli. Szatyn podszedł do mnie i znowu przywarł do ściany. Jego wzrok był pełen nienawiści i chęci mordu.
- Nie błagam nie! – podeszła do niego Lily i chwyciła za rękę. – Błagam, wiem, że masz tam jakieś uczucia. Błagam. – chłopak odrzucił ją. Zamknęłam oczy i czekałam na najgorsze.
- Jakieś ostatnie życzenie? – szepnął mi do ucha, a jego głos przyprawił mnie o ciarki.
- Tak. Odpierdol się. – usłyszałam znajomy głos i otworzyłam oczy. Zauważyłam Luke’a, który oderwał ode mnie szatyna i rzucił przez cały pokój. – Nic Ci nie jest? – zapytał pomagając mi wstać. – jego oczy wyrażały troskę.
- Jest dobrze. – powiedziałam i popatrzyłam się w jego stronę.
- Zabierz Lily i idźcie do Calum’a – pokiwałam w zgodzie i podbiegłam do przyjaciółki. Razem biegiem wyszłyśmy z przeklętego magazynu na zewnątrz. Calum, który czekał przed autem, od razu do nas podbiegł i pomógł iść.
- Odwieź ją do domu. – rozkazałam.
- Zaraz was odwiozę. – powiedział.
- JĄ – podkreśliłam i wskazałam na Lily.
- Nie ma mowy, nie zostajesz tu. – zaczął kłócić się chłopak, ale ja nie słuchałam i skierowałam się z powrotem do pomieszczenia. Pobiegłam korytarze w stronę odgłosów walki. Wpadłam do pokoju i zauważyłam jak Luke teleportuje się z miejsca na miejsce i kopie leżącego chłopaka, z którego lała się krew.
- A mówiłem, że masz się do niej nie zbliżać, bo Cie zabiję. – powiedział blondyn i sięgnął po metalowy drążek. – Nie żartowałem. – powiedział i uderzył nim chłopak, prosto w brzuch. Brian zakaszlał i wypluł krew, nie mógł złapać oddechu. Nie mogłam na to patrzeć. Nie mogłam znieść widoku, jak blondyn, którego znałam, który był taki dobry, staje się bezwzględny. Wiedziałam, że był szkolony, ale nie sądziłam, że tak wygląda jego druga strona. Jak widać każdy ma w sobie demona, którego w pewnym monecie odnajdujemy.
- Jeśli mnie zabijesz nie dowiesz się co nadchodzi. – powiedział ledwo Brian.
- A niby co nadchodzi?- ukucnął przed nim Luke. Szatyn się zaśmiał.
- Myślisz, że jestem takim idiotą i Ci powiem, żebyś potem mnie zabił.
- Mów, albo…
- Albo mnie zabijesz? Wy skoczkowie i wasz porywczy temperament. Jesteś jak tatuś. – szatyn patrzył się prosto w oczy mojego przyjaciela.
- Skąd go znasz?
- Ty nic nie wiesz? – Brian znowu się zaśmiał. – Zostali zamordowani ostatni skoczkowie, największy ród, zostali zabici przez nich. – Nich? Zadałam sobie w myślach pytanie. – Bo współpracowali z demonami. Byliście ich popychadłami, każdy na was polował, a cóż moja rodzina was wydała. – Szatyn wyszczerzył zęby. – Jak widać jednego pominęli.
- Jednego, który Cię zabiję. – powiedział Luke, który był coraz bardziej zły i ponownie kopnął chłopaka w brzuch.
- Nie, nie! Czekaj pomogę wam. Nie wiesz tego co ja wiem.
- Pomożesz? Ty z nimi współpracowałeś. Myślisz, że Ci wierzę?
- Zdradzili nas, chcę zemsty jak nikt inny.
- Dam rade sam. – rzucił Luke i wziął kolejny zamach.
- Nie! – krzyknęłam. Wzrok chłopaków zwrócił się w moją stronę, którzy dopiero teraz zauważyli, że jestem w pomieszczeniu.
- Letty? –popatrzył Luke. – Co ty tu…
- Nie zabijesz go. – powiedziałam spokojnym głosem i zauważyłam jak szatyn mi się przygląda. Byś zdziwiony, chwilę temu on by się nie zawahał, a teraz jak mu pomagam.
- Jak chcesz. – powiedział blondyn i uderzy w głowę Briana, który stracił przytomność. Chłopak kierował się w stronę wyjścia.
- Kim są oni? – zadałam pytanie, które mnie nurtowało, ale blondyn całkowicie mnie zlekceważył. – Kim oni są? Odpowiedz mi. – wyprzedziłam chłopaka i zagrodziłam mu drogę. – Spójrz na mnie. – blondyn niechętnie podniósł wzrok. Był wściekły. – O co chodzi?
- Co tu robiłaś? – zapytał, a w jego głosie był gniew. – Dlaczego przyszłaś sama, dlaczego mimo, że Ci kazałem wyjść z Lily to i tak wróciłaś, dlaczego mi nie pozwoliłaś go zabić? – pytał, a z każdym pytaniem jego gniew wzrastał.
- Przyszłam sama, bo powiedział, że jak inaczej postąpię to zabije Lily, nie posłuchałam Cię bo nie możesz mi rozkazywać, mam własny rozum jakbyś nie zauważył. A nie pozwoliłam go zabić, bo nie chce Cie takiego widzieć.
- Widzieć jakiego?!
- Widzieć mordercę!
- Widzisz mnie jako mordercę? Kurwa dobrze wiedzieć. – powiedział blondyn i mnie minął.
- Przestań zachowywać się tak.
- Jak?
- Jakby się nic przed chwilą nie wydarzyło. Słyszałam tą rozmowę. – Luke nie zatrzymywał się i szedł przed siebie. – Porozmawiaj ze mną?! – Chłopak gwałtownie podszedł w moja stronę.
- Co mam Ci powiedzieć, że zachowałaś się jak największa idiotka, więc tak zrobiłaś to. Jesteś irracjonalną, pustą dziewuchą, która nic nie rozumie. Masz dar, którego nawet nie możesz okiełznać, ale udajesz bohaterkę, sprawiając, że przez Ciebie może zginąć więcej ludzi, a ja za każdym razem musze po tobie sprzątać. Nic nie wiesz od śmierci, nic nie wiesz o mnie. Więc przestań udawać, że to rozumiesz, że rozumiesz śmierć, a zwłaszcza kurwa, że rozumiesz co czuję! – słowa te sprawiły mi ból, odsunęłam się od blondyna i patrzyłam mu w oczy. Udawałam silną, nie chciałam pokazać słabości.
- Za to ty wszystko wiesz? Cały czas mi rozkazujesz jakbym była najgłupszą osobą na świecie!
- Bo jesteś!
Luke wyszedł z pomieszczenia a ja osunęłam się przy ścianie. Przeczesałam ręka włosy i nie mogłam przestać myśleć, że miał rację. W końcu wstałam i wyszłam na zewnątrz, zaczynało się ściemniać. Blondyn stał przy samochodzie. Nic nie mówiąc wsiadłam do pojazdu. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. W końcu dojechałam do domu i wysiadłam z auta. Weszłam do mieszkania zamknęłam drzwi oparłam się o drzwi, a z moich oczu poleciało kilka łez.
***
(Lily)
Jechałam samochodem z Calum’em. Byłam roztrzęsiona, nie chciałam myśleć, o tym co się stało. Byłam cała w kurzu, nie mówiąc o tym, że pewnie wyglądam koszmarnie. Zastanawiałam się co stanie z Brian’em. Mimo, tego co zrobił, dostrzegłam w nim pewne człowieczeństwo. Lily co z tobą nie tak? To psychopata. Skarciłam się w myślach.
- Jak mogłaś? – pozwiedzał Calum, który wytrwał mnie z przemyśleń.
- Ale co?
- Wiesz jak się martwiłem? Odchodziłem od zmysłów, od dziś będziesz wszędzie chodziła ze mną. Nie spuszczę Cię z oczu. Księżniczko, nie wiem co bym zrobił, jeśli coś by Ci się stało. – Złapałam Calum’a za dłoń którą miał przy skrzyni biegów i spojrzałam w jego stronę. Chłopak też na mnie spojrzał, bo akurat staliśmy w korku. Widziałam w jego oczach troskę, miłość.
- Dziękuję. – powiedziałam cicho. – Dziękuję, że jesteś przy mnie. Dziękuję, że Cię poznałam, dziękuję, że się o mnie troszczysz. – przybliżyłam się do chłopaka i pocałowała w policzek. Brunet się uśmiechnął.
- Zawsze do usług księżniczko.
*
W końcu dojechaliśmy do mnie do domu. Nie marzyłam o niczym innym jak o gorącej kąpieli. Calum odprowadził mnie do drzwi.
- Wszystko będzie dobrze? – zapytał z troską.
- Tak, dziękuję – uśmiechnęłam się i wtuliłam w chłopaka, napawałam się jego zapachem, ciepłem, uspokajającym biciem jego serca. – A i wiem, że wiesz. – powiedziałam w końcu. Mimo, że nie widziałam twarzy przyjaciela wiedziałam, że właśnie się uśmiecha. – Dobranoc.
- Słodkich snów księżniczko. – Odeszłam od chłopaka i weszłam do domu. Poczułam wibracje telefonu.
WIADOMOŚĆ OD CALUM: Nie porwali Cię jeszcze?
Uśmiechnęłam się. Co za idiota, pomyślałam i szybko wystukałam w telefon odpowiedź.
WIADOMOSĆ DO CALUM: Daję radę, bronię się i stawiam opór :P.
WIADOMOSĆ OD CALUM: I dobrze, bo nie chce znowu zgrywać bohatera i Cię ratować.
Po przeczytaniu tych słów zaczęłam się śmiać. W końcu poszłam do pokoju i wzięłam gorącą kąpiel. Woda sprawiła, że poczułam ukojenie, w końcu ubrałam się w czyste ubrania i zeszłam na dół żeby coś zjeść. Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszła i pociągnęłam za klamkę. Na zewnątrz stałą Letty, w ręku trzymała torbę. Patrzyłam się na nią z pytającą miną.
- Luke to pojeb! – przytaknęłam tylko głową i wpuściłam ją do środka. Po uszykowaniu kolacji poszliśmy do mnie. Przyjaciółka usiadła na łóżku. – Powiedział mi, że jestem idiotką, bo poszłam po Ciebie sama…- Szatynka opowiedziała mi cała historię, to co usłyszała, to co powiedział jej Luke to jak dowiedziała się, że jest skoczkiem, ja również powiedziałam jej o tym co się działo kiedy z nim byłam, jak poznałam Brian’a.
- Czy w naszym życiu nie mogą dziać się żadne normalne rzeczy? – zapytałam w pewnym monecie.
- Dylan i ja się pocałowaliśmy. – powiedziała w końcu Letty. Na te słowa się uśmiechnęłam.
- Co? Jak było? Dobry był? – w tamtym momencie przypomniałam sobie jak to być typową nastolatką.
- Było dobrze, nawet bardzo. – przyjaciółka się zaróżowiła, wiedziałam, że czuje coś do Dylana.
- Jake mnie pocałował. – wypaliłam nagle przypominając sobie tamtą sytuacje.
- Co? Jak to kiedy?
- Raz przyszedł powiedział, że mnie unika bo coś do mnie czuje i nad tym nie panuje i mnie pocałował.
- A ty co na to?
- W szkole powiedziałam mu, że to nie to.
- Ałć. - potem jeszcze śmiałyśmy się z Letty i rozmawiałyśmy jak za dawnych czasów.
- Jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę Ci powiedzieć – powiedziała poważnie przyjaciółka.
- Co? – popatrzyłam się na nią pytającym wzrokiem
- Kai, on chyba został zabity przez demona, znaczy się nie wiemy czy nie żyje, ale Dylan to odkrył i on o wszystkim wie. – Nie wiedziałam jak zareagować. Lubiłam Kai’a pomógł mi i był dla mnie miły. Poczułam pewną pustkę. Resztę wieczoru rozmyślałam jeszcze o tym, a potem z Letty w końcu postanowiłyśmy pójść spać.


---------------------------
Kolejny rozdział za nami. Jak wam się podoba druga strona Luke'a? Co sądzicie o Brianie?

Życzę miłej soboty :*

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 13

(Lily)
Otworzyłam oczy, nie wiedziałam gdzie jestem. Gdy zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, w którym byłam dostrzegłam jakieś pudła. Całość wyglądała na jakiś magazyn, a patrząc na ilość kurzu musiał on być opuszczony. Głowa mi pękała z każdym najmniejszym ruchem. Nie poruszyć rękoma, ponieważ miałam je przywiązane do krzesła, na którym siedziałam. Co się stało? Szukałam w swojej pamięci jakiś wskazówek. Próbowałam się uwolnić, jednak nie dałam rady.
- Pomocy! – krzyczałam z całych sił. – Jestem tu! Czy ktoś mnie słyszy?! – nie zamykałam się przez jakieś 30 minut. Nikt nie przychodził. Byłam zupełnie sama i słyszałam tylko własny, nierówny oddech i przyspieszone bicie serca. Co się dzieje? Co ja tu robię? Pytania te cały czas krążyły po mojej głowie. Nagle coś poruszyło się w ciemności. Po moim ciele przeszły ciarki. Zmrużyłam oczy, żeby lepiej widzieć. Tajemniczy cień zbliżał się z każdym krokiem. Moje serce biło tak szybko, że myślałam, że zaraz mi wyskoczy. – Wypuść mnie. – dałam rade z siebie wydusić, gdy postać była już za moimi plecami. – Błagam. – czułam jak wzbierają się we mnie łzy.
-Nawet jeśli bym chciał, to nie mogę. – wyszeptał chłopak prosto do mojego ucha, na co się wzdrygnęłam. – Jesteś mi potrzebna. – powiedział i stanął naprzeciwko mnie odgarniając włosy z mojej twarzy, wtedy ujrzałam jego twarz. Był to Brian. Wspomnienia do mnie wróciły. Pamiętałam wszystko, to jak mnie zaatakował, jak jego dłonie płonęły.
- Czemu ja? - wydusiłam z siebie głosem pełnym odrazy.
- Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. – powiedział chłopak i odszedł zostawiając mnie samą.
- Wróć tu! Nie zostawiaj mnie! – bardziej od niego bałam się samotności, bałam się zostać sama.
***
(Letty)
- Zostawiam Ci chyba z 20 wiadomość głosową, odzwoń. Lily martwię się. – odłożyłam telefon na łóżko. Martwiłam się o przyjaciółkę nie miałam z nią kontaktu od wczoraj. Nie mogłam myśleć o niczym innym tylko o niej. Wzięłam kurtkę z szafy i skierowałam się do samochodu. Skoro nie odbiera to do niej pojadę. Ruszyłam w kierunku domu brunetki. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Nagle drzwi się uchyliły a w nich stał ojciec Lily. Tonny Payne.
- Witam. – uśmiechnęłam się. – Jest może Lily?
- Lily? Przecież napisała mi sms'a że nocuje u Ciebie.
- Tak nocowała, ale miała coś przyjść i zabrać a telefon zostawiła u mnie. – skłamałam. Pewnie jest z Calumem pomyślałam. – Dziękuję. Do widzenia. – pożegnałam się.
- Do zobaczenia. – uśmiechałam się mężczyzna i zamknął drzwi.
No to jedziemy do Luke'a i Calum'a. Gdy po 20 minutach byłam przed dobrze znanym mi domem wysiadłam z auta i podeszłam do drzwi, które otworzył mi blondyn.
- Letty? Co tu robisz? Stęskniłaś się za mną? – na ostatni słowa wyszczerzył zęby.
- Jest Calum? – olałam zaczepki Luke'a.
- Yyy tak. A coś się stało?
- Muszę z nim porozmawiać. – powiedziałam i weszłam do mieszkania chłopaków.
- Będziesz musiała poczekać, bo Hood bierze prysznic.
- Spoko. – powiedziałam szybko i usiadłam na kanapie. Blondyn zajął miejsce obok mnie. Nie rozmawialiśmy a ja z nerwów zaczęłam wyginać swoje palce. Martwiłam się, naprawdę się martwiłam.
- Proszę przestań. – powiedział Luke. Wziął moje dłonie i zamknął w swoich. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego niebieskie oczy. Były pełne otuchy, ciepła, troski. Nie pytał co się stało, wiedział, że nie chce o tym rozmawiać. Nie pytał, ale wspierał. Gdy tak patrzyliśmy sobie w oczy do salony wszedł Calum.
- Kchm – odkrząknął. – Przeszkadzam?
- Nareszcie jesteś. – powiedziałam wstając z miejsca.
- Coś się stało? – chłopak zmarszczył brwi nie rozumiejąc co się dzieje.
- Była u Ciebie Lily? Rozmawiałeś z nią od wczoraj? – Calum spojrzał na Luke'a, który miał niezrozumiałą minę. – Co się dzieję? Czego mi nie mówicie?
- Nie widziałem Lily. – odpowiedział powoli Calum, starannie dobierając słowa. – Ale czuję coś.
- Czujesz?
- Nie umiem tego wyjaśnić, ale czuję, że coś z nią nie tak, czuję strach, panikę, gniew.
- Czy ty...
- Jest człowiekiem. – przerwał mi Luke. Spojrzałam się w jego stronę z pytającą miną. – Wie o mnie, o nas. – Otworzyłam szerzej oczy.
- A zamierzałeś mi powiedzieć, że wszystko Co Ci mówię powtarzasz swojemu koledze? – skrzyżowałam dłonie na piersi.
- Calum jest dla mnie jak brat. – powiedział Lukę – a ty mówisz wszystko Lily.
- Nie ważne. - dałam za wygraną. – O co chodzi z tym przeczuciem?
- Nie mam bladego pojęcia. – powiedział Calum. – ale po prostu wiem, że coś jest nie tak.
- Jak ją znajdziemy? – Chłopaki tylko się na mnie popatrzyli. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. – Może zawiadomimy policje?
- I co im powiesz, że koleżanka się nie odzywa, a jej przyjaciel ma przeczucia, które pewnie łączy się z magią, ty potrafisz zabić myślami, a chłopak na którego lecisz chodź nie potrafisz się do tego przyznać się teleportuje. Wspaniała historia. – Luke nawet w tak poważnej sprawie nie mógł sobie darować palnięcia czegoś głupiego.
- To co mamy zrobić geniuszu?
- Czekać.
- Czekać? Naprawdę jesteś takim idiotą. – popatrzyłam mu w oczy i poszłam na górę. Mojej przyjaciółce coś grozi, a ja mam czekać. Muszę coś zrobić.
**
- Co się tak patrzysz – powiedział Luke do Caluma. – Idź do niej.- Brunet skierował się w to samo miejsce co Letty chwilę temu. Wszedł do pokoju, który należał do Luke. Dziewczyna stałą na środku powie mszczenia.
- Nie możemy czekać. – powiedziała. – Nie możemy, musimy coś zrobić. – Z jej oczu płynęły łzy. Brunet podszedł do niej i zamknął w uścisku.
- Nic jej nie będzie. – powiedział i głodził dziewczynę po głowie. Nie mógł jej tego obiecać, ale wiedział, że żyje. Czuł to, czuł ją.
***
(Lily)
Znowu usłyszałam kroki. Wracał. Mój porywacz wracał. W ręku trzymał krzesło. Albo chce zmienić przedmiot na którym mnie więzi, albo chce mi dotrzymać towarzystwa. Brian postawił krzesło naprzeciw mnie i usiadł na nim.
- Gdzie jestem? – zapytałam.
- A ty znowu swoje. Jesteś w opuszczonym magazynie. – powiedział tak chłodnym i spokojnym głosem, że przeszły mnie ciarki.
- Czemu tu jestem? – pytałam dalej.
- Ładna nawet jesteś. – na te słowa serce mi szybciej zabiło. Niech on się nie zbliża, niech on się nie zbliża. Powtarzałam jak mantrę w głowie.
- Nie bój się. Nic Ci nie chce zrobić. – powiedział w końcu chłopak.
- To czego ty do cholery chcesz? – przybliżył się do mnie i spojrzał głęboko w oczy.
- W tym momencie twojego telefonu. – powiedział i sięgnął do mojej kieszeni po komórkę.
- Po co Ci?
- Cii. – przyłożył palec do ust i zaczął wybierać numer telefonu. – Halo Letty. – otworzyłam szerzej oczy. Czego ten skurwiel od niej chce. – Jest ze mną Lily i cóż jeśli chcesz zobaczyć ja żywą to musisz przyjść po nią SAMA i nie mów o tym skoczkowi, bo może popsuć całą zabawę. Do zobaczenia skarbie. – rozłączył się i odwrócił w moją stronę wyszczerzając zęby.
- Czego od niej chcesz.
- Jest kluczem do pewnych drzwi, a ja nie chce ich otworzyć. – powiedział i puścił do mnie oczko. - Lepiej się módl żeby po Ciebie przyszła, bo jak nie to cóż ja spełniam dane komuś słowo. – po tych słowach znowu usiadł na krześle i podpalił swoje dłonie, rzucając kulę ognia z ręki do ręki niczym piłkę.
- Jakim kluczem? – zadałam w końcu pytanie.
- Ty nic nie wiesz prawda? – chłopak przekręcił głowę.
- Nie wiem czego?
- W sumie skoro musimy tu siedzieć to mogę opowiedzieć Ci tą wspaniałą historię. – chłopak pochylił się do przodu i zaczął opowiadać legendę.
***
(Calum)
Patrzyłem jak Letty chodzi po całym pokoju i rozmawia przez telefon, w pewnym momencie się zatrzymała i spojrzała na mnie rozpaczliwym wzrokiem.
- Co się stało?
- Nie wiem czy Luke mówił Ci o Biran'ie.
- Mówił. – powiedziałem poważnie. Wiedziałem już do czego zmierza, ale musiałem do usłyszeć.
- On ją ma. Ma Lily i kazał mi przyjść po nią. Nie możesz nic powiedzieć Luke'owi.
- Zwariowałaś.
- Obiecaj, jeśli Ci na niej zależy. – Letty spojrzała w moje oczy. – obiecaj. – powtórzyła. Zależy mi na Lily, ale wiem, że mi nie wybaczy jeśli coś stanie się jej przyjaciółce. Jeśli tylko ten bydlak tknie moją małą księżniczkę to go zabiję, roztrzaskam mu głowę gołymi rekami.
- Ok. nie powiem mu. – przytaknąłem na prośbę dziewczyny.
- To teraz pomóż mi wydostać się z domu bez podejrzeń Hemmings'a.
Zeszliśmy razem na dół. Luke nadal był w salonie.
- Gdzie idziecie? – zapytał widząc naszą dwójkę.
- Jadę z Letty do jej domu. – powiedziałem i otworzyłem drzwi brunetce. – Zadzwonię dodałem i ruszył do samochodu dziewczyny.
***
(Lily)
Brian skończył opowieść. Patrzyłam się na niego z obrzydzeniem. Chce zabić moją przyjaciółkę tylko po to by ratować swoją skórę. Rozumiem, że nie chce umierać, w końcu kto chce. Nie licząc mnie tych kilka razy, kiedy byłam na to gotowa, ale nie może jej zabić i być z tego taki dumny. Nie martwił się o nikogo.
- Ciekawa legenda prawda? Na szczęście się nie spełni i umrzeć musi tylko jedna nic nie znacząca dziewczyna. – chłopak uśmiechnął się.
- Jesteś pieprzonym psycholem. Nie masz uczuć i o nikogo się nie martwisz tylko o siebie. Kurwa nigdy nikogo nie straciłeś, a chcesz odbierać życie innym. Nie wiesz jak to jest, nie masz zielonego pojęcia jak będą się czuli jej przyjaciele, rodzina. Jest dla Ciebie nic nie znacząca, a dla mnie jest całym życiem. Nie wiesz co to znaczy kogoś stracić. Myślisz, ze jak ją zabijesz to staniesz się bohaterem, chyba tylko swoim. Na nikim Ci nie zależy jesteś tylko zwykłym, popieprzonym bydlakiem. – Brian wstał z impetem z krzesła podszedł do mnie złapał za twarz lewą ręką a w prawej wzbudził ogień, który znajdował się kila centymetrów od mojej twarzy.
- Nie znasz mnie, nie wiesz jaki jestem i nie udawaj, że coś rozumiesz. Powiedz jeszcze jedno słowo, a zginiesz. – patrzył się na mnie wzrokiem nienawiści. Moje serce przyspieszyło bałam się, naprawdę się bałam. Ogień stawał się coraz bardziej nieprzyjemny. Czułam jak moje policzki robią się coraz cieplejsze, jakby chciały się spalić. Chłopak widząc to, że cierpię w końcu się oddalił, a ja poczułam przyjemny chłód. Coś skrywał, brunet, który mnie więził coś skrywał.



-----------------------------------
Jeśli czytasz skomentuj lub zagłosuj, a to  mnie zmotywuje do pracy ^^

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 12



(Letty)
Wstałam po ciężkiej nocy, miałam koszmary. Śnił mi się Wren, jego śmierć. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Następnie zeszłam na dół. W kuchni krzątała się moja mama.
- Dzień dobry kochanie. – przywitała mnie. Nie maiła radosnego głosu, widziałam, że tez przeżywała śmierć chłopaka. – Chcesz coś zjeść?
- Nie dziękuję. – powiedziałam i nalałam sobie kawy w kubek. – Jak ona się ma?
- Wczoraj zasnęła bardzo późno. Bardzo to przeżywa. – pokiwałam tylko smutno głową. Co by pomyślała rodzicielka, jeśli dowiedziałby się, że to ja go zabiłam, że jestem mordercą? Szybko odsunęłam od siebie te myśli. Ubrałam buty i wyszłam z domu. Pojechałam prosto do szkoły. Gdy byłam na parkingu przypomniały mi się wczorajsze wydarzenia, to jak Luke mógł zginąć, to jak wyglądał później. Zastanawiałam się co stało się z chłopakiem, ale nie miałam siły o tym myśleć. Poszłam na lekcję. Pierwszy miałam angielski, lekcja minęła szybko. Gdy rozebrzmiał dzwonek wyszłam z klasy. Idąc korytarzem zauważyłam Dylana, który był strasznie przybity i smutny. Biła od niego nuta tajemniczości, żalu.
- Hej. Co się stało? – zapytałam podchodząc do Stiles’a
- O cześć. Nic, nic się nie stało. – okłamał mnie, widziałam to.
- Mi możesz powiedzieć. – powiedziałam i chwyciłam chłopaka za rękę. – pomogę Ci.
- Letty to jest… trudne i zagmatwane. Nie chcę Ci utrudniać życia. – pochylił głowę i patrzył na ziemię. Podeszłam do niego bliżej i nie wahając  się dotknęłam jego twarzy dłonią. Chciałam mu pomóc.
- Moje życie już jest zagmatwane. – Pokiwał tylko głową.
- Mogę do Ciebie przyjść dziś?
- Jasne – zgodziłam się. Cieszyłam się, że chce się ze mną podzielić swoimi problemami.
*
Kolejną miałam chemię. Czekałam, czy w klasie zobaczę Luke’a. W końcu, oczywiście elegancko spóźniony wszedł do sali. Profesora akurat nie było w klasie, więc nie musiał się tłumaczyć i wysłuchiwać kolejnej pogadanki na temat jego zachowania. Blondyn podszedł od razu do mnie. Nie wyglądał na rannego. Jego rany naprawdę tak szybko się uleczyły?
- Hej urwisie. – przywitał się, kpiąco uśmiechając. No tak znowu zaczął Cię irytować, czyli nic się nie zmieniło.
- Hej. –odpowiedziałam nie patrząc na chłopaka. – Jak się czujesz?
- Jak się czuję po czym? Po tym że prawie zostałem spalony, czy że śliniłaś się widząc mnie bez koszulki. – ostatnie słowa powiedział tak głośno, że każdy w klasie go usłyszał. Wzrok wszystkich skupił się na nas. Co za pajac. Tak chcesz się bawić? OK., nie mam nic przeciwko.
- Ty się bardziej śliniłeś na mój widok. – zaakcentowałam głośniej. Luke uśmiechnął się i przegryzł wargę.
- Nie dziw mi się, przecież oboje wiemy co się dalej działo, ale może pogadamy o tym później kiedy nie będzie nas podsłuchiwać tyle osób. – Chłopak spojrzał się na innych uczniów, którzy nagle zajęli się swoimi obowiązkami. – A czuję się dobrze, wszystko się zagoiło. Chcesz sprawdzić?
- Nie dzięki, wierzę na słowo. – szturchnęłam go w klatkę piersiową.
Lekcja minęła szybko, nawet bardzo. Rozmawiałam z Luke’iem, śmiałam się i zapomniałam o wszystkich problemach.
- Co dziś robisz? – zagadał do mnie chłopak, gdy wychodziliśmy z klasy.
- Nic takiego. – nie chciałam mówić, że  spotykam się z Dylan’em, zwłaszcza, że wiem, że Luke mu nie ufa.
- Bo może…
- Hej Luke. – podeszła do nas Ashley i przytuliła się do chłopaka.
- Hej- powiedziałam do dziewczyny, która najwyraźniej mnie nie widziała.
- O Letty, cześć. Co tam robicie?
- W sumie właśnie szłam. – powiedziałam i pożegnałam się. Nie wiem czemu, ale Ashley wydawała mi się fałszywa. Nie jest taka urocza, jaką udaję przed blondynem.
***
(Lily)
Nie chciałam myśleć, że ten bydlak, który zniszczył całe moje życie znowu się w nim pojawił. Cieszę się, że  powiedziałam Calum’owi o tym co się stało. Co mi się przytrafiło. Poczułam ulgę, jakbym zdjęła z pleców ogromny ciężar. Musze jeszcze powiedzieć o tym Letty. Jest moją przyjaciółką powinna wiedzieć o mnie wszystko, teraz jestem gotowa się otworzyć. Szłam korytarzem, gdy trafiłam na Jake’a. Tego się nie spodziewałam, wiedziałam, że w końcu będę musiała z nim porozmawiać o tym co się stało, ale nie chciałam robić tego teraz. Musiałam mu powiedzieć, że jest moim przyjacielem i nic więcej. Ok. spokojnie Lily, weź kilka oddechów i po prostu to z nim wyjaśnij.
- Hej. - przywitał się i mnie przytulił.
- Hej. – powiedziałam. Nastąpiła niezręczna cisza. W końcu postanowiłam ją przerwać. – Słuchaj musimy porozmawiać o tym co się stało.
- Ok. – powiedział.
- Jake jesteś dla mnie bardzo ważny, naprawdę, ale jesteś moim przyjacielem, a ja nie chcę tego zniszczyć. Kocham Cię jak brata, jesteś bardzo ważną osobą w moim życiu i chce, żebyś w nim został. Potrzebuję Cię. – powiedziałam na jednym wdechu. Chłopak przetarł swoje włosy ręką. Wziął głęboki wdech. Moje serce biło jak oszalałe.- Błagam nie oddalaj się ode mnie.
- Lily spokojnie. Po prostu musze to pogodzić. Chciałem żebyś wiedziała, musiałem CI powiedzieć i rozumiem. Dam radę jestem dużym chłopcem.
- Dziękuję. – powiedziałam.
*
Wracałam ze szkoły i skręcałam już w ulicę, która prowadziła do mojego domu. Nagle wpadł na mnie chłopak. Był brunetem o ciemnych oczach.
- Przepraszam. – powiedział i pomógł mi wstać. – Jesteś cała?
- Tak, nic mi nie jest.
- Jestem Brian. – przedstawił się chłopak.
- Lily.
- Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało, nie chciałem Cię skrzywdzić. – uśmiechnął się promiennie chłopak. Miał zaraźliwy uśmiech, który dodawał mu uroku.
- Wszystko w porządku.
- Na pewno?
- Na pewno. – odpowiedziałam.
- To może w zamian, za to, że nieźle Cię poturbowałem pójdziesz ze mną na kawę? – Chłopak jest słodki, więc czemu nie Lily.
- Jasne. – zgodziłam się i razem ruszyliśmy.

*
Byliśmy w przyjemniej kawiarni, wybrałam stolik, a chłopak zamówił dla nas kawę.
- Proszę. – położył kubki na stoliku.
- Dzięki. – odpowiedziałam. – To gdzie tak biegłeś?
- W sumie to nigdzie. Widziałem Cię i pomyślałem, że to moja szansa, żeby się z tobą umówić i proszę udało się. – chłopak wyszczerzył zęby.
- Mmm, aż tak się napracowałeś, żeby ze mną porozmawiać.
- Mam nadzieję, że było warto.
- A było? – zapytałam podnosząc brew.
- Na razie nie narzekam. – Pochyliłam głowę na bok i uśmiechnęłam się szczerze.
- To może powiesz mi coś o sobie?
- Nie mam za wiele do powiedzenia. Jestem z Londynu, a tu przyjechałem, bo musze załatwić parę spraw.
- Jakaś rodzina?
- Ciekawska jesteś. – zaśmiał się chłopak. – Mam tylko brata. A ty?
- Ja? Nie jestem interesującą osobą. Nie lubię mówić o sobie.
- Rozumiem. Nie zbyt kolorowe wspomnienia?
- Można tak ująć. – przyznałam się.
Spędziłam z chłopakiem jakieś 1,5h. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, które nie zbyt wkraczały w życie prywatne, co nie powiem, ale bardzo mi odpowiadało. Brian był naprawdę miły.
- Może Cię odprowadzę? – zaproponował chłopak, gdy już wychodziliśmy z kawiarni.
- Czemu nie. – ruszyliśmy przed siebie, gdy szliśmy jakaś boczną uliczką zrobiło się bardzo zimno.
- Zimno Ci? – zapytał brunet, który szedł obok mnie.
- Trochę. – przyznałam się.
- Mogę to naprawić. – Brian nagle się zatrzymał, więc zrobiłam to samo. Spojrzałam w jego stronę i zastanawiał się co robi, a on spojrzał się na mnie i chytrze uśmiechnął. Wyciągnął swoją rękę z kieszeni. Nagle pojawił się w niej ogień. Zrobiłam wielkie oczy, byłam przerażona. – To co ogrzać cię? – Nagle adrenalina pojawiła się w moim ciele i ruszyłam do ucieczki. Biegłam ile miałam sił. Miałam nadzieję, że chłopak mnie nie dogoni. Nagle znalazłam się w ślepej uliczce. No pięknie Lily pomyśl co teraz. Za zakrętem pojawił się Brian. – Musisz potrenować jeśli chodzi o uciekanie. – Przybliżał się z każdym krokiem. Byłam oparta plecami o mur. Chłopak podszedł do mnie, był w odległości kilku centymetrów. – Co tu z tobą zrobić? – przybliżył płonącą rękę do mojego policzka. Zamknęłam oczy, żeby tego nie widzieć. Czułam ciepło, ale nie było  bolesne. Nagle i ono zniknęło. Otworzyłam oczy, a Brian stał tuż obok przyglądać mi się. – Przepraszam – powiedział i przyłożył rękę do moich ust i nosa. Nie płonęła, lecz unosił się z niej dym, jak z zgaszonego ogniska. Obraz zaczął mi się rozmazywać i straciłam przytomność.
***
(Letty)
Był już wieczór. A ja czekałam na Dylana. Nikogo nie było w domu. Siedziałam w salonie, aż rozległo się pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i chwyciłam za klamkę. Na zewnątrz stał Dylan. Wyglądał idealnie jak zwykle.
- Wchodź. – wpuściłam chłopaka do domu.
- Dzięki.
Poszliśmy do mojego pokoju. Dylan usiadł na łóżku i zaczął bawić się palcami. Usiadłam obok niego i złapałam za dłonie.
- Możesz mi zaufać. – popatrzyłam w jego oczy.
(https://www.youtube.com/watch?v=bNKbeV3wM84)

- Wiem. – powiedział czule łącząc nasze dłonie. Wziął głęboki oddech i wyjął kartę pamięci z kieszeni. – Muszę CI coś pokazać. – Poszłam po laptopa, a następnie chłopak włączył film. Widziałam na nim Kai’a, który był atakowany przez coś, a raczej zamordowany, przez coś, co nie było człowiekiem. Ok. Letty już czas powiedzieć mu wszystko.
- Dylan… -zaczęłam.
- On nie żyję. – powiedział smutno. – I nawet nie wiem, co go zabiło.
- Dylan muszę Ci coś ważnego powiedzieć i to dotyczy też tej sprawy. – chłopak spojrzał się na mnie. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać. Powiedziałam wszystko. Pominęłam tylko fakt, że Luke jest skoczkiem. Nie chciałam go narażać na wydanie. Ufałam Dylanowi w 100%, ale nie chciałam ryzykować  bezpieczeństwem Luke’a.
- Błagam powiedz coś. – powiedziałam gdy skończyłam swoją opowieść. Chłopak popatrzył mi się w oczy. Był zmieszany, nie rozumiał wszystkiego. W sumie mu się nie dziwę sama tego nie rozumiałam. – Dylan. – chłopak wstał z łóżka i zaczął chodzić w kółko, również wstałam. – Dylan? – brunet popatrzył się na mnie podszedł szybkim tempem w moim kierunku złapał za policzki i przyciągnął do siebie. Nasze wargi się złączyły w namiętnym pocałunku. Czułam motylki w brzuchu. Mój umysł oszalał, nie mogłam jasno myśleć. Chciałam się znaleźć bliżej jego. Wplotłam swoje dłonie w jego włosy. Chciałam czuć rytm jego serca, bijące od niego ciepło. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Dylan odsunął się ode mnie powoli, wciąż będąc swoja twarzą parę centymetrów od mojej. Patrzyliśmy sobie w oczy. Tonęłam w miodowym odcieniu jego oczu.
- Nie jesteś potworem… Każdego dnia zakochuje się w tobie jeszcze bardziej. – powiedział nie odrywając się ode mnie. – Dziękuję, że mi powiedziałaś. – Znowu połączył nasze wargi, a ja myślałam, że zaraz zemdleje. Czułam, że nogi mi się uginają i robią jak z waty. – Chciałbym zostać, ale muszę iść.
- Rozumiem. – powiedziałam i znowu delikatnie pocałowałam chłopaka.
Odprowadziłam go na zewnątrz i wróciłam do pokoju. Padłam na łóżko nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nadal czułam smak warg chłopaka i ich delikatną strukturę.
Wtedy przypomniałam sobie o filmie, więc uznałam, że może powinna zadzwonić do Luke’a. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do blondyna. Nikt nie odbierał. W sumie nie jest późno więc może do niego pójdę.
*
W końcu dojechałam przed dom chłopaka. Zapukałam do drzwi, jednak nikt nie otwierał. Pociągnęłam za klamkę. Drzwi były otwarte, wiec weszłam do środka.
-Hallo? Jest tu ktoś? Luke? – z łazienki w samym ręczniku wyszedł Luke. – Oj przepraszam. Drzwi były otwarte, pukałam, ale nie otwierałeś i nie odbierałeś telefonu, więc…..- starałam się nie patrzeć na chłopaka, bo czułam się strasznie skrępowana.
- Letty spokojnie.
- No wiesz nie chciałam Ci przeszkadzać. – Luke podszedł w moim kierunku.
- Doprawdy? – i wtedy przez drzwi wejściowe weszła Ashley.
- Przyszłam wcześniej, Ale chyba Ci to nie…- spojrzała się w naszym kierunku. – przeszkadza. O Letty, Co tu robisz?
- Właściwie, to chciałam coś powiedzieć Luke’owi, ale to może poczekać skoro się umówiliście.
- Nie spoko możesz na chwilę zostać i powiesz mi co chciałaś skoro przyjechałaś. – powiedział Luke. – poczekacie to pójdę się ubrać.
- Jasne. – odpowiedziałyśmy równocześnie, a Luke poszedł w kierunku swojego pokoju. Ashley spojrzała w moim kierunku.
- Słuchaj no. – powiedziała. – Serio mogłabyś się od niego odpieprzyć. Nie widzisz, że się spotykamy? A ty za każdym razem wszystko psujesz. Wszędzie jest Ciebie pełno i cały czas się przy nim kręcisz, więc albo dasz nam spokój, albo się policzymy. – Ashley miała poważną minę, ale się jej nie bałam.
- O ile mi wiadomo to nie jesteście razem. – powiedziałam. – A ja się tylko przyjaźnie z Luke’iem, a i jeszcze jedno nie chciałabyś się ze mną policzyć.- Ashley spojrzała się na mnie wzrokiem pełnym nienawiści. W tym samym momencie wszedł do salonu Luke.
- O czym chciałaś porozmawiać?
- To nic ważnego, naprawdę. Powiem Ci jutro, a teraz już pójdę. – pożegnałam się z chłopakiem i wyszłam. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Lily, jednak od razu włączyła się poczta. Pewnie jest z Calum’em pomyślałam i zostawiłam tylko wiadomość na skrzynce. Wróciłam do domu. Lindy siedziała w swoim pokoju, a mama była w pracy. Poszłam więc do siebie. Początkowo, obejrzałam swój serial, potem postanowiłam się umyć.
- AAAA!- krzyknęłam, gdy weszłam do pokoju i zauważyłam leżącego na łóżku blondyna. – Co tu robisz?
- Chciałaś porozmawiać. – odpowiedział, jakby to było oczywiste.
- Ale ustaliliśmy, że możemy to zrobić jutro.
- Wole porozmawiać dziś. – odpowiedział i poprawił się na łóżku.
- W ogóle ja się tu dostałeś?
- Teleportowałem się. – Luke zmierzył mnie od stóp do głów i przegryzł wargę, wtedy uświadomiłam sobie, że jestem w pidżamie, która składała się z koszulki na ramiączka i bardzo krótkich spodenek. Zarumieniłam się i chwyciłam za bluzę, która wisiała na krześle i okryłam się nią. – To co chciałaś powiedzieć?
- Chciałam tylko powiedzieć, że Dylan wszystko wie.
- Jak to? – chłopak zmarszczył brwi.
- Przyszedł do mnie pokazał nagranie jak Kai, jego kolega zostaje zamordowany przez demona, to niby co mu miałam powiedzieć?
- Że nic nie wiesz.
- Nie chce go okłamywać. – powiedziałam – Nie powiedziałam mu o tobie.
- Dlaczego? Bałaś się, że będzie zazdrosny?
- Niby o co? I on nie jest jak twoja dziewczyna.
- Moja dziewczyna?
- Ashley.
- Ona nie jest moją dziewczyną. – powiedział chłopak – Nie musisz się czuć zagrożona. – chłopak podszedł bliżej.
- Ona chyba nie wie, że nie jesteście razem. – powiedziałam i oddaliłam się, aż dotknęłam ściany plecami. – I nie czuję się zagrożona, przecież możesz mieć dziewczynę.
- Ale nie chciałabyś tego? – Luke zbliżył się tak, że stał parę centymetrów ode mnie.
- Nie pochlebiaj sobie. – powiedziałam i odsunęłam chłopaka dłonią, a sam uciekłam z kąta, w który mnie zagonił. – A teraz chciałbym pójść spać.
- To jakaś propozycja? – Luke skoczył na łóżko.
- Nie. A teraz spadaj jestem zmęczona.
- Jak chcesz. – chłopak uśmiechnął się. – Dobranoc urwisie. – powiedział i rozpłynął się w powietrzu, a ja położyłam się w miejscu, gdzie chwile temu leżał i zasnęłam.

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 11



- Jestem skoczkiem. Czyli potrafię się teleportować, ale tylko i wyłącznie w miejsce, które widzę i potrafię sobie wyobrazić. Mogę na przykład pojawić się w miejscu, gdzie było robione to zdjęcie. – wskazał na ramkę na moim biurku. – Mogę teleportować się wyłącznie sam, nie mogę przenieść żadnych osób, czy dużych przedmiotów.
- Ok. rozumiem, to wszystko. – przerwałam mu.
- Gdy byłem dzieckiem wychowywali mnie rodzice – kontynuował. – Trenowali, też byli skoczkami. Nigdy nie powiedzieli mi co dokładnie robią, lecz mówili, że się dowiem. Moja moc rosła, z każdym dniem byłem coraz silniejszy. Pewnego razu moi rodzice zostali zamordowani przez demony.
- Demony? O czym….
- Są to stworzenia nocy, które przedostają się na ziemię i są kierowane przez kogoś. Nie wiem przez kogo. Gdy moi rodzice  zostali zabici zostałem sam, poznałem Caluma i z nim zamieszkałem. Nim  zginęli zostawili mi list i księgę. Było tam napisane, że jestem już gotowy poznać prawdę. Jestem od żywiołu powietrza, dlatego potrafię się teleportować. Istnieje legenda, że wszystkie żywioły musza zostać poświęcone, a otworzą się bramy piekieł. Cienie wyjdą na ziemię i znowu nią zawładną. Moja rodzina starała się odszukać klucz do klątwy. Jest nią dziewczyna, córka ciemności, która ma wielką moc. Gdy zginęli chciałem kontynuować ich dzieło i wtedy po prostu poczułem, że muszę przyjechać do Nowego Yorku. Był koncert i poznałem Ciebie, która zemdlała i majaczyła przez sen coś o śmierci. Wiedziałem, że to ty, czułem to, nie wiem jak, nie wiem czemu, ale wiedziałem, to Ciebie szukałem przez połowę życia. Jesteś najważniejszym elementem, kluczem. – Żeby wszystko się dopełniło ostatnie żywioły mają być poświecone i zabite nożem, wtedy zostaną wypuszczone cienie i wszystko ma się odbyć w czerwony świt. – przestał mówić, a ja spojrzałam mu w oczy, nie ufałam mu, już nie.
- Mam uwierzyć w tą bajeczkę?
- To prawda, mówię prawdę.
- Ok., jest coś jeszcze?
- Widzisz śmierć, a dziś powiedziałeś mi o Wrenie, to się stało, ponieważ jesteś córką śmierci, nie tylko widzisz śmierć, ale ją kontrolujesz. Masz ogromną moc, którą musisz nauczyć się kontrolować. – jego oczy wskazywały, że jeszcze czegoś nie powiedział.
- Co jeszcze?
- Mam jeszcze jedną moc, potrafię kontrolować umysły, znaczy się ludzie robią to co chce, żeby robili.
- Dlatego Ci mężczyźni tak po prostu wyszli?
- Tak, nie będą oni pamiętać co się stało, no tak to działa. – myślałam o czymś, aż w końcu mnie olśniło
- Dylan. – Luke spojrzał na mnie. – Naskoczyłam na niego, nie wiedział dlaczego, widziałam jak całuje dziewczynę, powiedział mi, że nie może się spotkać, to twoja sprawka?
- Letty, on jest podejrzany, musiałem to zrobić. – mój gniew znowu się powiększył
- Musiałeś zniszczyć jedyną rzecz, która była normalna, za każdym razem, kiedy próbował mnie pocałować, nagle odchodził, a ja czułam, ze ktoś mnie obserwuje, na koncercie też, a Lily mówiła, że jak rozmawiała z Calumem to podszedłeś i powiedziałeś, że musisz wyjść w tym samym momencie kiedy ja. To byłeś ty!
- Letty.
- Daj spokój, jestem zabójcza, dam radę sama, a chłopak pocałunkiem mnie raczej nie zabije.  – zaczęłam chodzić po pokoju. -byłam tak zła, bo myślałam, że całował inną to przez ciebie jak zobaczyłam Wrena pomyślałam o zabiciu go, to przez Ciebie go zabiłam!
- Letty, musiałem.
- Nienawidzę Cię! – podeszłam do niego i spojrzałam w oczy, czułam obrzydzenie, gniew. – Idź zanim stworze twoją śmierć.
- Letty, uspokój się.
- Idź! Nie chce Cię więcej razy widzieć. Nie istniejesz dla mnie?
Chłopak spojrzał się na mnie ostatni raz i rozpłynął się w powietrzu. Usiadłam na łóżku i płakałam, nic nie miało sensu. Zniszczył mi życie, to wszystko przez niego. Nienawidziłam go. Naprawdę w tamtym momencie go nienawidziłam. Miałam dość, to czego się dowiedziałam to za dużo.

***
Wstałam bardziej zmęczona niż zwykle, kolejny dzień. Chciałam, żeby wczorajszy wieczór był tylko snem. Jednak wiedziałam, że to wszystko się wydarzyło. Niechętnie wstałam ogarnęłam się i poszłam do szkoły. Marzyłam tylko o tym, żeby nie spotkać Luke’a. Szłam do klasy kiedy wpadłam na Dylana.
- Letty nie wiem co zrobiłem źle, przepraszam. – rzuciłam się chłopakowi na ramiona.
- To ja przepraszam, byłam zła i wszystko zrzuciłam na Ciebie.
- Więc między nami dobrze?
- Tak. – powiedziałam uśmiechając  się. Przynajmniej tego nie zniszczył do końca.
- To dziś coś robimy? – zapytał się.
- Dziś wraca moja mama, więc chciałam być w domu, ale może jutro? – przegryzłam wargę.
- Może. – zadzwonił dzwonek, Dylan podszedł do mnie i pocałował w policzek. – Zadzwonię- powiedział i poszedł w swoim kierunku. Ciszyłam się, że nie był zły za mój wczorajszy wybuch. Również poszłam do klasy, usiadłam na swoim miejscu i zaczęła się lekcja geografii. W połowie lekcji do Sali wszedł znany mi blondyn?
- O panie Hemmings czym zawdzięczamy sobie zaszczyt, że przyszedł pan na lekcje? – powiedział nauczyciel.
-Zaspałem.
- Ciężka noc. – Luke spojrzał się na mnie.
- Nawet nie wie Pan jak.
- Siadaj już – powiedział nauczyciel. Niestety ławkę miał za mną. Kiedy szedł nasz wzrok się skrzyżował. Blondyn usiadł za mną, ale mimo, iż go nie widziałam czułam na sobie jego wzrok. Nauczyciel, cały czas coś dyktował, ale ja kompletnie nie uważałam, do mojej głowy wróciły wydarzenia z poprzedniego wieczoru.
- Panno Marshall. – zwrócił się nauczyciel- Proszę odpowiedzieć na pytanie. – Patrzyłam się na niego i nie miałam bladego pojęcia o czym mówił. – Niestety nie wiem. – powiedziałam
- Przed chwilą o tym mówiłem, chyba, że pani nie uważała.
- Nie dziwię się jej, strasznie pan przynudza. – odezwał się blondyn za mną.
- Chce jeszcze pan coś dodać panie Hemmings.
- Chyba oprócz tego, ze nie umie pan uczyć to nie.
- Dość tego oboje zostajecie po lekcjach, w bibliotece na pewno się przydacie.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- Żadnych dyskusji. – powiedział nauczyciel i kontynuował zajęcia. No świetnie i będę musiał spędzić jakieś 2 godziny z tym idiotą za mną. W końcu zadzwonił dzwonek, podeszłam do Luke’a zła.
- Jesteś idiotą, przez Ciebie mam kozę.
- Przynajmniej nie będziesz mogła ode mnie uciec – szepnął mi do ucha i odszedł. Miałam ochotę krzyczeć w środku. Nie chciałam na niego patrzeć, a co dopiero rozmawiać.
Reszta lekcji minęła szybko, aż w końcu nastąpił czas kary. Poszłam do biblioteki Luke już tam był. Bibliotekarka już mu coś tłumaczyła, a następnie wyszła z Sali. Zostaliśmy sami. Podeszłam do chłopaka.
- Co mamy robić? – zapytałam nawet nie patrząc mu w oczy.
- Mamy uporządkować te wszystkie  książki wskazał na wielki stos.
- Ok. – powiedziałam i odeszłam od Hemmingsa, nie chciałam przebywać w jego towarzystwie. Wzięłam cześć książek i zaczęłam je układać. W pewnym momencie miałam położyć książkę na najwyższej półce, oczywiście byłam za niska. Stanęłam na palcach, nagle ktoś stanął za mną i zabrał książkę z mojej dłoni i odłożył na miejsce. Powoli odwróciłam się żeby spojrzeć Luke’owi w oczy. Staliśmy tak blisko siebie, że czułam bijące od niego ciepło. Patrzyłam mu w oczy i widziałam kogoś komu ufałam, komu nadal mogę ufać. Nie chciałam tego czuć, nie chciałam mu wierzyć.
- Wiem, że to czujesz. Wiem, że chcesz mi zaufać – powiedział nie oddalając się na krok.
- W myślach też czytasz? Czy może po prostu teraz bawisz się w przekazywanie swojej woli.
- Nigdy tego na tobie nie użyłem. To co czułaś, to że mi ufałaś, sama tego doznałaś i ja nie mogę sprawić, że zaczniesz coś czuć – odwróciłam wzrok i odeszłam. W końcu skończyliśmy karę i razem wychodziliśmy ze szkoły jako ostatni. Na parkingu był tylko mój samochód. Powoli do niego szłam gdy podszedł do mnie pewien chłopak. Był wyskoki, miał brązowe włosy, wyglądał jakby był w moim wieku.

 

- Letty Marshall? – zapytał
- Tak? Słucham?
-  Jestem Brian i nie masz pojęcia jak długo Cię szukałem.
Chłopak uśmiechnął się chytrze i złapał mnie za przed ramię, przywarł do mojego samochodu a jego ręka zapłonęła i to dosłownie

- Wiesz nic do Ciebie nie mam, ale jest pewna legenda, a mój brat został zabity właśnie przez nią, cóż nie chce podzielić jego losu, więc zlikwiduje klucz.- Zbliżył płonącą dłoń do mojej twarzy, zamknęłam oczy, żeby tego nie widzieć.
Nagle jego ciężar ze mnie zszedł. Otworzyłam oczy i zauważyłam jak chłopak leży jakieś kilka metrów za mną. Przed sobą widziałam Luke’a.
- Nie dotykaj jej chyba, że chcesz zginać. – chłopak się zaśmiał, powoli się podnosząc.
- Oj widzę, że chcesz spłonąć. – Po tych słowach kula ognia poleciała w kierunku Luke’a. Jednak chłopaka zdążył się teleportować. – O skoczek, myślałem, że wszyscy już nie żyjecie, ale jednak. Po co ją ratujesz, przez nią zginiesz, wiesz że po ciebie przyjdą i zostaniesz poświecony. – chłopak mówił cały czas celując w znikającego Luke’a. Słysząc to zrozumiałam, że blondyn ryzykuje cały czas swoim życie dla mnie. W pewnym momencie Hemmings oberwał. Krzyknęłam, co zwróciło uwagę Brian’a. Luke to wykorzystał i resztkami sił teleportował się i uderzył chłopaka.
- Letty uciekaj! – krzyknął
- Nie! Co z tobą!
- Już! – postanowiłam go posłuchać i wsiadłam do samochodu i jak najszybciej odjechałam. Nie wiedziałam dokąd zmierzam po prostu jechałam.
***
- Ryzykujesz dla niej życie. – zaśmiał się Brian. – jesteś idiotą.
- Nie ty nim jesteś. – powiedział Luke i znowu skoczył, tym razem pojawił się za plecami chłopaka, przewrócił go i zaczął bić po twarzy, jako skoczek miał więcej siły niż normalny człowiek. Brunet podniósł się i dotknął swoją płonącą ręką Luke’a w ramię paląc jego skórę. Blondyn krzyknął z bólu, po czym oberwał płonącą kulą w brzuch.
- Naprawdę nie chciałem zabić jedynego skoczka, którego poznałem, ale nie dajesz mi wyboru, a kiedy Ciebie już nie będzie, no cóż twoja koleżaneczka będzie następna. – Po tych słowach Luke wykrzesał z siebie resztki siły teleportował się złapał  Brian’a za twarz popatrzył się mu w oczy.
- Pójdziesz za mną i będziesz spokojny. – brunet zrobił dokładnie to o co prosił go Luke. Blondyn zaprowadził go na brzeg pobliskiej rzeki. – Lubisz bawić się ogniem, więc zobaczymy jak idzie Ci z wodą. Luke chwycił chłopaka za głowę i zanurzył ją w wodzie. Brian zaczął się topić, Hemmings w końcu wyjął jego głowę i spojrzał w oczy. – Jeśli zbliżysz się do Letty i będziesz chciał ją skrzywdzić to skończy się inaczej. – po tych słowach blondyn zniknął zostawiając chłopaka samego.

***
(Lily)
Po wczorajszym wieczorze nie rozmawiałam z Jake’iem, nie powiedziałam też o tym Letty, bo cały dzień jej nie widziałam. Nie wiedziałam co czuję, nigdy nie myślałam o przyjacielu inaczej, ale po tym pocałunku. No właśnie nie wiem czy coś się zmieniło, czy jest jak dawniej. Chciałabym, żeby było jak dawniej. Chciałabym cofnąć to wszystko. Nie wiem jak teraz mam się zachowywać przy Jake’u. Rozmyślałam tak w czasie powrotu do domu.
- O tym tak myślisz księżniczko? – zapytał Calum, który mnie odprowadzał.
- O niczym. – skłamałam
- Jasne, już Ci wierze. – jak zdążył mnie tak szybko przejrzeć.
- Jake mnie wczoraj pocałował. – wyrzuciłam z siebie.
- A tobie się nie podobało?
- Nie.
- Podobał Ci się?
-Nie. – Calum zrobił dziwną minę. – Znaczy się nie wiem, nie wiem co mam czuć, bo wiesz znam go już długi czas  i nigdy nie myślałam o nim inaczej. To tak jak ty byś mnie pocałował.
- Ałć.  Nie chciałabyś? Jestem w tym dobry. – zaśmiał się chłopak.
- Oczywiście, że bym chciała i nie wątpię, że jesteś w tym bardzo dobry. – zaśmiałam się - ale nie wiem jak mam się przy nim zachowywać.
- Jeśli poczułaś motylki w brzuchu i myślisz, ze tego pocałunku nic nie przebije to jest to, a jeśli nie czułaś tego to oznacza, że to tylko przyjaciel i musisz mu to powiedzieć.
- Dzięki jesteś najlepszy – pocałowałam chłopaka w policzek.
- Wiem, że chciałaś w usta. – zaśmiał się.
-Ależ oczywiście, ale z trudem się powstrzymałam. – Szliśmy dalej nagle na naszej drodze pojawił się mężczyzna, którego skądś kojarzyłam, dopiero gdy podszedł bliżej poznałam te oczy to ten sam mężczyzna, który mnie zgwałcił. Zatrzymałam się przerażona, co się dzieje.
- Co się stało? – zapytał zaniepokojony przyjaciel.
- Lily. – powiedział mężczyzna. – jak dobrze Cie widzieć. – w końcu widziałam całą jego twarz. Miał ciemne włosy, brązowe oczy, małe usta i lekki zarost. Na szyi miał wisiorek, na którym zawieszony była fiolka a w niej włosy. Moje włosy, które obciął mi tamtego dnia.

-To ty? – dałam radę wydusić z siebie.
- Tęskniłaś. A właśnie wczoraj poznałem twoją przyjaciółkę Letty, niestety mi uciekła, ale jeszcze się spotkamy, liczę na to.
- Nie zbliżaj się do niej. – wysyczałam.
- A co mi zrobisz? – powiedział i zbliżył się do mnie.
- Lepsze pytanie jest co ja zrobię? – odezwał się Calum, który stanął między mną i mężczyzną. – Kim jesteś.
- Sean i jestem, no cóż bliskim znajomym Lily. – na te słowa wzdrygnęłam się.
- Lepiej stąd znikaj, bo nie chcesz być moim bliskim znajomym. – Mężczyzna w kapturze popatrzył na nas i odszedł.
- Wszystko dobrze? – zapytał się Calum. -  o co chodziło? – wiedziałam, że będę musiała mu wszystko powiedzieć. Gdy w końcu byliśmy w moim domu zaprosiłam chłopaka do domu i opowiedziałam mu wszystko. Chłopak przytulił mnie dodając otuchy.
- Ok. mam coś dla ciebie. – powiedział i wziął gitarę, którą miał cały czas przy sobie.
Zaczął grać i usłyszałam słowa, które strasznie mi pomogły.

Nie umiera nigdy
Jutro nie umiera nigdy
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy

Życie może być ciężkie by oddychać, kiedy jesteś uwięziony w pudle
Czekasz na wolność aż przybędzie, zawsze przychodzi za późno (woah)
Jesteś na krawędzi, gubiąc się i droga zaczyna kołysać
Za każdym razem gdy strona się odwraca, jest szansa by to naprawić.

Oh, słońce wzejdzie
Jak Zapłoną płomienie
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy

Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy

Trudno jest dostrzec wroga, kiedy wpatrujesz się w siebie
Może twoje odbicie pokazuje, że krzyczysz o pomoc
I próbujesz jak najlepiej by się utrzymać, A twoje stopy pozostają w tyle
Ale rytm, którym maszerujesz, trzymasz idealny takt

Oh, słońce wzejdzie
Jak Zapłoną płomienie
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce się wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy

Próbuj jak najlepiej, by zmienić swój los
Po prostu ciesz się życiem
Słońce się wzniesie, księżyc upadnie
Jutro nie umiera nigdy, (nie umiera nigdy)

Oh, słońce wzejdzie(słońce wzejdzie, słońce wzejdzie)
Jak zapłoną płomienie (Zapłoną płomienie, Zapłoną płomienie)
Nie jesteśmy straceni
Dopóki nie powiemy, że to koniec
Nie znikniemy
Oh, słońce wzejdzie
Jutro nie umiera nigdy

Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy

Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Nie umiera nigdy, nie umiera nigdy, nie (woah, woah)
Jutro nie umiera nigdy
Piosenka sprawiła, że poczułam się lepiej, on sprawił, że poczułam się lepiej.
- Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam, ze wszystkim radziłaś sobie sama, ale teraz masz mnie i ja Ci pomogę obiecuję. – powiedział, a ja wtuliłam się w niego.
- Dziękuję, że jesteś. – powiedziałam i zamknęłam oczy, żeby móc napawać się jego obecnością.
***
(Letty)
Byłam w domu od jakiejś godziny. W tym czasie cały próbowałam dodzwonić się do Luke’a. On żyje, on żyje. Musi żyć. Nie mogłam wytrzymać, więc wsiadłam w samochód i pojechałam do niego. Zapukałam do drzwi nikt nie otwierał. Pociągnęłam za klamkę, drzwi były otwarte, więc weszłam do środka.
- Luke! Luke! Jesteś!. – krzyczałam, lecz nikt nie odpowiadał. – Gdzie ty jesteś idioto?!- Usłyszałam jak drzwi się otwierają, wyszłam na korytarz i zauważyłam poturbowanego blondyna. Pobiegłam szybko w jego stronę i rzuciłam się jego ramiona. Chłopak był zaskoczony widząc mnie.
- Odbieraj jak dzwonię. – powiedziałam, nie odrywając się od chłopaka.
- Nie wziąłem komórki.
- Cieszę się, że żyjesz. – w końcu oddaliłam się od Luke’a – mogłeś zginąć i to przeze mnie.
- Dla Ciebie, a to różnica. – powiedział. Spojrzałam w jego oczy.
- Dziękuję. – chłopak lekko się uśmiechnął i poszedł do kuchni zdejmując koszulkę w międzyczasie i odsłaniając wyrzeźbione ciało. Dopiero wtedy zauważyłam jego rany, miał spaloną skórę na ramieniu i brzuchu. – O mój Boże! Musimy jechać do szpitala.
- Spokojnie, jestem skoczkiem, leczę się szybciej, taki mój urok. – pomogłam mu odkazić ranę i założyć opatrunek. Po tym poszłam do domu. Przekraczając próg drzwi usłyszałam głos mojej mamy. Shit zapomniałam o tym, ze wraca. Podeszłam do rodzicielki szybko i ją ucałowałam.
- Nareszcie jesteś kochanie. – przywitała mnie mama.
- Przepraszam, miałam karę w szkolę – po części to prawda.
- Co nie było mnie tydzień, a ty już masz kłopoty. – nawet nie wiesz jakie.
- To nic takiego.
Resztę wieczoru, spędziłam z mamą i Lindy. W pewnym momencie zadzwonił telefon do Lindy oznajmiając, że Wren nie żyję. Siostra zaczęła płakać, myślałam, że wie i wtedy wróciło do mnie co zrobiłam. Po długim wieczorze wreszcie poszłam do pokoju. Miałam poczucie winy i rozmyślałam o Brien’ie. Dopiero kiedy Luke walczył z chłopakiem ogniem dowiedziałam się jaki jest dla mnie ważny i jak się o niego martwię, nawet jeśli mnie oszukał. W pewnym momencie moich rozmyśleń nareszcie usnęłam.

***
Kai był u Dylana i razem oglądali jakiś film.
- Idę po co do jedzenia – powiedział Stylinski.
- Ok. –odpowiedział.
Kai został sam i dalej oglądał film, nagle przed nim zmaterializowała się postać, był to demon. Nachylił się nad nim i wpił mu pazury w nogę. Brunet chciał krzyczeć, ale nie mógł wydusić z siebie słowa. Uderzył demona i pobiegł, niechcący uderzył w stojący statyw z kamerą i upadł. Wtedy demon przewrócił, go na plecy i podciął gardło. Następnie znikł wraz z ciałem chłopaka.
- Przyniosłem popcorn. – powiedział Dylan. – Gdzie ty kurwa jesteś? – wtedy dostał sms’a
OD KAI: Musiałem wyjść jakaś ważna sprawa w domu.
DO KAI: Ok.
Chłopak rozejrzał się po pokoju zauważył leżącą kamerę, która była włączona, przewinął żeby zobaczyć co się nagrało i nie mógł  w to uwierzyć. Nie chciał w to wierzyć.











Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się podoba. 
Jak coś to założyłam twitter'a i moja nazwa to @wokaidiofficial ^^R
Theme by Hanchesteria