sobota, 5 marca 2016

Rozdział 27

(Brian)
Szedłem ulicą na umówione spotkanie z Torreto. Był już zmierzch, więc ludzi na ulicy robiło się coraz mniej. Skręciłem w jakąś ciemną uliczkę gdzie czekał na mnie człowiek ogień.
- Sangster. Jak dawno się nie widzieliśmy. - odezwał się mężczyzna wychodząc z cienie tak, że mogłem zobaczyć jego twarz. Na dźwięk mojego prawdziwego nazwiska złość we mnie wzrosła. Zacisnąłem pięści starając się nie wybuchnąć. Przecież, właśnie o to mu chodzi. Chciał, abym przestał nad sobą panować.
- Nie nazywaj mnie tak. – wysyczałem przez zęby.
- Sangster? Przecież to twoje nazwisko. – mężczyzna podchodził bliżej, a jego twarz była skupiona na mnie. Jego ciało zaczęło płonąć. – Czemu go nie używasz? – zapytał. – A tak myślałeś, że dzięki temu Cię nie znajdziemy, że damy Ci spokój. – odpowiedział zamiast mnie. – Myślałeś, że się znudzimy?
- Chciałem tylko nie musieć podpisywać się nazwiskiem ludzi, którzy dla mnie nic nie znaczą. – poinformowałem znudzonym głosem. Torreto się zaśmiał.
- Nic dla Ciebie nie znaczą? Sprawdzimy to. – dodał chytrze się uśmiechając i kiwając głową do swojego przydupasa.
Wszedł on do budynku, który znajdował się za nami i po paru minutach wyszedł ciągnąc za sobą kogoś. Moje oczy się rozszerzyły rozpoznając osobę, która był przetrzymywana. Natalie. To była moja siostra! Torreto ponownie się zaśmiał.
– Wiedze, że rozpoznałeś siostrzyczkę. - uśmiech na jego twarzy się powiększył. – Przyprowadź ją tu bliżej. – tym razem zwrócił się do mężczyzny, który cały czas trzymał dziewczynę. Goryl szybko wykonywał jego polecenia.
Stałem z Natalie twarzą w twarz. Jej niebieskie oczy były pełne łez. Miała zaklejone usta taśmą, a brąz włosy oplatały na  jej umorusaną twarz, która była posiniaczona.

- Natalie. – szepnąłem, a z jej oczu wypłynęły łzy. Moja złość była coraz większa, ledwo nad sobą panowałem. Jak mogli skrzywdzić moją małą, niewinną siostrzyczkę?
- Brian. – odezwał się znowu człowiek ogień. – Jest bal, o którym i tak już wiesz, więc zrobimy tak przyprowadzisz swoich nowych kolegów, a zwłaszcza skoczka i dziewczynę śmierć. Wiem, że macie jakiś plan odnośnie mnie, więc udasz, że im pomagasz, a potem w odpowiednim momencie wkroczy nasza tajna broń.
- Tajna broń? – zapytałem, a mężczyzna się uśmiechnął.
- Kai! – wykrzyczał imię, a ja zmarszczyłem brwi gdy zauważyłem chłopaka, który był w moim wieku. Podszedł on nonszalanckim krokiem w moim kierunku. – Poznaj naszą broń. Ma on wiele ciekawych umiejętności, które chętnie Ci teraz zaprezentuje. – powiedział i skinął głową do bruneta.
Chłopak dotknął Natalie, a ona zaczęła krzyczeć i ledwo trzymała się na nogach.
– Kai właśnie łamie jej kości. – powiedział Torreto.
W tym momencie ręka dziewczyna wygięła się w nienaturalny sposób, czemu towarzyszył dźwięk łamanej kości. Natalie pisnęła z bólu.
- Przestań! – krzyknąłem i przywołałem ogień trafiając w chłopaka, który odszedł od dziewczyny. – Zgadzam się! – wykrzyczałem, a Torreto się zaśmiał.
- Miło się z tobą rozmawia Brian, jak chcesz to potrafisz. – powiedział. – A teraz zacznij się przygotowywać.
Chwycił Natalie i poszli do budynku, a ja zostałem sam na ulicy.
*
Byliśmy na balu. Zabrałem ją, tylko po cholerę!? Czemu ona tu jest, czemu jej nie zostawiłem? Lily grozi niebezpieczeństwo, ale wiedziałem, że nawet bez mojej zgody będzie chciała przyjść, więc nie miałam wyjścia. Rozglądałem się nerwowo po sali, chcąc znaleźć coś podejrzanego.
W końcu poprosiłem ją do tańca.
- O czym tak myślisz. – zapytałem się dziewczyny widząc, że coś ją trapi.
- Jake’u. – wyznała. Ok. Brain teraz albo nigdy.
- Tym chłopaku, który się do Ciebie dobierał? O tym, który chciał Cię zgwałcić? – wypowiedziałem te słowa z bólem.
- On jest moim przyjacielem. – powiedziała dobitnie - Nie możesz tak o nim mówić. Jasne?
- Przyjacielem? – udałem śmiech. Teraz Brian, teraz albo nigdy. – Z Sean, który Cię zgwałcił też się przyjaźniłaś? - dodałem i wiedziałem, że nie ma już odwrotu.
Wiedziałem, że nigdy mi o tym nie powiedziała, wiedziałem jak to wygląda. Wiedziałem, że pomyśli, że mam z tym coś wspólnego. Wiedziałem, że mnie znienawidzi, ale tego chciałem, tego potrzebowałem. Miała mnie nienawidzić, miała być na mnie wściekła, miała wyjść z balu, aby być bezpieczna.
- Skąd wiesz, że on mnie zgwałcił? – zapytała, a ja grałem dalej.
- Powiedziałaś mi. – skłamałem.
Zabolało mnie to, tak cholernie zabolało mnie to, gdy widziałem w jej oczach obrzydzenie moją osobą, już nigdy nie spojrzy na mnie jak wcześniej, już nigdy mi nie zaufa.
- Nie mówiłam Ci. – wysyczała przez zęby. – Skąd to wiesz? – dalej zadawała pytania, na które nie mogłem jej odpowiedzieć, bo ta wiedza mogła ją zabić, a to była ostatnia rzecz jakiej chciałem. Mogła mnie nienawidź, ale miała żyć.
- Lily pogadamy, ale nie teraz. – poinformowałem brunetkę. Podszedłem do niej bliżej, ale się ode mnie oddaliła, w jej oczach była złość, nienawiść, strach. Odwróciła się do mnie plecami, a ja złapałem ją za rękę znowu przybliżając do siebie, wtedy mnie uderzyła.
- Nie dotykaj mnie. – wysyczała i odeszła.
Zostałem tam sam. Zostałem jak ten skończony idiota czując na policzku jej dłoń, dłoń, która wcześniej błądziła po mojej twarzy z czułością. Wiedziałem, że więcej razy tego nie zrobi, wiedziałem, że więcej razy się do mnie nie zbliży.
*
Wszedłem ponownie na salę i zobaczyłem Lily, która stała przy Letty i Luke’u. Cholera, co ona nadal tu robi, czemu nie poszła do domu, czemu raz w życiu nie mogła zrobić czegoś, co mogło by ją uratować?
Podszedłem do blondyna.
- Coś czuję, że dziś będzie tu piekło. - stwierdziłem. - Jak coś pójdzie nie tak, to masz zając się Lily. – nakazałem. Chłopak na mnie spojrzał i przytaknął. Nie pytał się o nic, nie chciał wiedzieć o co mi chodziło, wiedziałem, ze zrobi wszystko, aby była bezpieczna.
*
- Co ty odpierdalasz? – powiedziała Lily, kiedy zabiłem ochroniarzy stojących przed biurem Torret’a . – Czemu… Co jest z tobą nie tak? – zapytała, a ja udawałem niewzruszonego.
- A miałem ich poprosić, żeby sobie po prostu odeszli?
- Jesteś mordercą. – wysyczała przez zęby. Nienawidzi mnie, myśli, że nie ma we mnie dobra, gdyby tylko wiedziała, że robię to dla niej, że robię to dla swojej siostry. Nie jestem taki.
- Jeśli już sobie to wyjaśniliśmy to możemy wchodzić. – powiedziałem udając, że mam to gdzieś, że nie mam uczuć.
- Zamknięte. – poinformowała mnie Lily, kiedy pociągnęła za klamkę, a ona ani drgnęła.
- Odsuń się.- przywołałem ogień i stopiłem zamek. Otworzyłem drzwi. – Panie przodem.
Kiedy mnie minęła poczułem jej zapach, zapach, który tak na mnie działał, zapach który nie będzie mi już dany.
- Ty zobacz czy nie ma niczego na regałach, a ja ogarnę biurko. – rozkazałem i zacząłem się rozglądać. - Cholera! Nic tu nie ma. – byłem coraz bardziej zniecierpliwiony, wiedziałem, że zaraz rozpęta się tu piekło, a ona nadal tu jest.
- Szukaj dalej. – powiedziała.
- To nie ma sensu. – mówiłem coraz bardziej zły.
- Twoje marudzenie nie pomaga. – podszedłem do niej tak blisko, że prawie dotykałem jej pleców swoją klatką piersiową. - A ty masz coś?
- Nie. – powiedziała, była zła. Dobrze, bardzo dobrze.
- Na co jesteś taka zła? – ciągnąłem, a dziewczyna odwróciła się do mnie przodem. Chciałem dotknąć jej miękkich ust, ust, które kiedyś całowały mnie z uczuciem, ust, które sprawiały, że byłem w innym świecie.
- Serio się pytasz? Może o to, że mnie okłamałeś, może nawet jesteś w to zamieszany. Byłam głupia, że Ci zaufałam.
- Nie każdy jest inteligentny. – powiedziałem.
- Pieprz się! – wykrzyczała.
- Niedawno to zrobiliśmy.
Widziałem, że tym razem przesadziłem, że nigdy mi tego nie odpuści, mam nadzieję, że to wystarczy.
- Nie chce Cię widzieć nigdy więcej. – wycedziła przez zęby i odeszła.
Zaczęła przyglądać się lustru wiszącym w pokoju. Nagle ono się uchyliło i zauważyłem sejf. Zainteresowałem się tym co jest w środku, może to pomogło by mi uratować siostrę, może mógłbym wszystko naprawić. Spaliłem zamek i otworzyłem go, w środku była książka. Lily wzięła ją w rękę i już mieliśmy wychodzić, gdy do środka weszło kilkanaście mężczyzn.
- No to mamy mały problem. Powiedziałem i wystrzeliłem ogień.
*
Schwytali nas. Torreto nas schwytał. Jakiś mężczyzna chwycił Lily za ramię, widziałem, że cierpi, ale nie poruszyłem się. Torreto chciał sprawdzić, czy mi na niej zależy, a jeśli pokazałbym jaka jest prawda nie dał by jej spokoju, nigdy by jej nie dał spokoju. Mógłby ją torturować, tak jak moją siostrę.
Człowiek ogień podszedł do mnie i chwycił za nadgarstek po czym przeniósł ogień na moje ciało. Bolało, to cholernie bolało. Wiedziałem, że mnie nie zabije, ale jego siła była większa niż moja. Kiedy moje ciało zajęło się ogniem ledwo trzymałem się na nogach, wtedy ujrzałem, że chciał chwycić Lily.
Na to nie mogłem pozwolić, jej nie mógł dotknąć. Z resztek sił złapałem jego rękę i powstrzymałem to. Powstrzymałem go przed zabiciem jej. Odepchnąłem i w tamtym momencie zaczęło się. Kai wkroczył do budynku. Wiedziałem, że zacznie zabijać po to, aby Letty zyskała większą moc, po to, aby przestała nad nią panować, po to, aby ją to zabiło.
Kazałem Lily biec, uciekać stąd a sam skręciłem na schodach i zszedłem na dół. Chciałem znaleźć Natalie, jeśli gdzieś ją przetrzymywali to w tym budynku. Błądziłem po korytarz nawołując ją po imieniu. Usłyszałem jakieś krzyki i pobiegłem w tamtym kierunku. Natalie była zamknięta lochu.
- Natalie! – krzyknąłem.
- Brian. – powiedziała resztkami sił. Podbiegłem do niej i chwyciłem metal, chcąc go roztopić, ale nic to nie dało. Klatka była odporna na ogień, przecież to logiczne moja siostra też jest ogniem, więc mogłaby wyjść. – Nie. - wyszeptała. Budynek znowu się zakołysał, i zaczął się walić. – Uciekaj. – powiedziała.
- Nie zostawię Cię! – wykrzyczałem. Wtedy kawałek ściany się osunął i odgrodził mnie od siostry. – Natalie! – przywołałem ogień, ale to nic nie dawało. Budynek rozpadał się coraz bardziej.
- Idź! – wykrzyczała. – Przyszli po mnie. – powiedziała. –Ja przeżyje, ale ty też musisz. – Miałem łzy w oczach. – Przeżyj! – to były ostatni słowa jakie powiedziała.
Szybko wycofałem się i wyszedłem z budynku. Kiedy byłem już na zewnątrz zauważyłem jak Luke trzyma na rękach nieprzytomną Lily. Nie podszedłem, nie chciałem jej narażać. Jestem osobą przez którą jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie.
- Lily! – wykrzyczałem i podniosłem się na łóżku. Przetarłem skronie. To sen, to był tylko pieprzony sen. Nadal byłem w hotelu. Sam. Bez mojej małej Lily. Dziś miałem spotkać się z Torreto, więc wyszedłem z łóżka i poszedłem pod prysznic.

***
(Lily)
Obudziłam się nie wiedząc gdzie jestem. Rozjarzałam się dokładnie po pokoju, w którym się znajdowałam. W końcu, gdy mój mózg otrzeźwiał rozpoznałam miejsce, w którym się znajdowałam.
Byłam w hotelu, a konkretnie w pokoju Letty i Luke’a. Tylko gdzie oni są? Głowa mi pękała, a każdy najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Co się tak właściwie stało? Opadłam znowu na poduszkę i zamknęłam oczy.
W mojej głowie widziałam obraz Brian’a, tego dupka, który tak naprawdę cały czas mnie wykorzystywał, tego idiotę, którego nienawidziłam, albo i nie. Nie ufałam mu, już nie. Potem odsuwając od siebie obraz tej osoby wdziałam Kai’a, który już nie był sobą. Co mu się stało?
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka weszła Letty i towarzyszący jej Luke.
- Hej, jak się czujesz? – spytała cicho przyjaciółka siadając na skraju łóżka.
- Głowa mi pęka. – powiedziałam skarżąc się.
- Nic dziwnego, chyba przywaliłaś głową w ścianę. – odezwał się Luke.
- Jak się tu znalazłam? – zapytałam.
- Luke Cię znalazł i wyniósł z budynku po czym przywiózł tu. Uznałam, że wolisz zostać tu. – odpowiedziała Letty.
- Dziękuję. – spojrzałam na blondyna, który tylko kiwnął mi głową. – Co się tak właściwie wczoraj stało?
- Zaatakowali nas, konkretnie jakiś chłopak wpadł i zaczął wszystkich zabijać.
- Kai. – wyszeptałam. Letty i Luke na mnie spojrzeli pytającym wzrokiem. – To był Kai.
- Skąd wiesz? – zapytała Letty.
- Bo stałam z nim twarzą w twarz. On wysysał moc z żywiołów, a oni… ginęli. – mój głos się łamał na wspomnienia z tamtej nocy.
- Jesteś pewna, że wysysał moc? – zapytał Luke.
- Tak, a co? – spojrzałam na chłopaka, który wydawał się zmartwiony.
- Wiesz czym jest? – zapytała Letty. Blondyn pokiwał głową.
- Mam nadzieję, że się mylę. – Luke wziął głęboki oddech. – Nazywają ten gatunek anima mortem. Oznacza to dusza śmierć, ale jakby na żarty one nie mają duszy. Są to ludzie, którzy zostali zmienieni.
- Zmienieni? – zapytała Letty. Blondyn spojrzał się na nią.
- Polega to na tym, że najpierw demon zabija tą osobę, ale ona i tak wstaje. Potem zabijana jest najbliższa rodzina na oczach potencjalnej nowej zabawki, a żeby rytuał się dopełnił anima mortem musi wypić ich krew, po czym sama zabić kogoś ważnego dla tej osoby, której ciało przejęła. One są niewolnikami, wykonują rozkazy i potrafią przejmować moce. Kiedy z żywiołu wyssie się całą magie, on ginie, a anima przejmuję wszelkie zdolności. Kiedy będzie posiadać moc ziemi, ognia, wody i powietrza nie da się jej prawie w ogóle zabić.
- Prawie? – tym razem ja się odezwałam.
- Albo ostrzem, które jest potrzebne do rytuału, albo…
- Albo? – ponagliłam chłopaka
- Ty możesz to zrobić. – spojrzał się na Letty, której twarz zrobiła się blada.
- Kto może stworzyć dusze śmierci? – zapytałam.
- Każdy kto posiada na władanie własnego demona, każdy kto bawi się ciemną magią.
- Skąd tyle o nich wiesz? – odezwała się Letty. Chłopak wziął głęboki wdech.
- Spotkałem już anime mortem.
- Jak ją zabiliście? – Letty bombardowała pytaniami blondyna.
- Kiedyś może odpowiem Ci na pytanie. – powiedział, a my widząc, że nie jest to miłe wspomnienie zgodziłyśmy się na to.
- Co się stało z tobą i Brian’em? – zapłata mnie brunetka.
- On nie jest tym za kogo się podaje, on… - wiedziałam, że będę musiała jej powiedzieć o Sean’ie, o gwałcie, wiedziałam, że będę musiała jej powiedzieć o wszystkim. Nadszedł czas Lily, nadszedł czas się otworzyć.
- To może ja pójdę? – odezwał się Luke.
- Nie, możesz zostać. – powiedziałam. Spojrzałam na Letty. – Ona Ci ufa. – chłopak uśmiechnął się do mojej przyjaciółki. – Więc i ja Ci zaufam. – wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać.
Opowiedziałam o wszystkim, o gwałcie, o Calebie, o Sean’ie i o Brian’e. Letty ściskała cały czas mnie za rękę, a kiedy skończyła zamknęła w uścisku.
- Tak mi przykro. – głos Letty się załamywał. – Zabiję go, naprawdę go zabiję. Wypatroszę go, zacznę torturować. Brian jest już martwy. – jej złość była coraz większa. Zacisnęła ręce w pięści i zaczęła chodzić po pokoju.
- Hej spokojnie. Wszystko jest dobrze, on nawet nie zasługuje na zabicie go.
- Jak mam się uspokoić? On jest totalnym chujem. Pieprzonym idiotą, który tylko marnuje tlen na tej planecie.
- Uspokój się. – poprosiłam jeszcze raz. Letty spojrzała na mnie i w końcu usiadła obok.
- Ok. –powiedziała i znowu złapała mnie za rękę.
- Co z tą książką? – zapytałam w końcu.
- Jaką? – zdziwiła się brunetka.
- No tą co znaleźliśmy u Torreto. Tą którą…. – wtedy mnie olśniło, nie mieli książki. Upuściłam ją kiedy Kai odrzucił mnie. – Musicie ją znaleźć. – powiedziałam szybko. – U Torreto znaleźliśmy w jego biurze książkę. Była chyba po łacinie. Upuściłam ją na sali. Musicie po nią iść, może to jakaś wskazówka, może to nam jakoś pomoże. – mówiłam szybko.
- Ok. ja i Luke pójdziemy, ale ty zostajesz i odpoczywasz. – powiedziała przyjaciółka i wstała z łóżka. Pokiwałam głową i znów ułożyłam ją na poduszce zamykając oczy.
Theme by Hanchesteria