(Brian)
Szedłem ulicą na umówione spotkanie z Torreto. Był
już zmierzch, więc ludzi na ulicy robiło się coraz mniej. Skręciłem w
jakąś ciemną uliczkę gdzie czekał na mnie człowiek ogień.
-
Sangster. Jak dawno się nie widzieliśmy. - odezwał się mężczyzna
wychodząc z cienie tak, że mogłem zobaczyć jego twarz. Na dźwięk mojego
prawdziwego nazwiska złość we mnie wzrosła. Zacisnąłem pięści starając
się nie wybuchnąć. Przecież, właśnie o to mu chodzi. Chciał, abym
przestał nad sobą panować.
- Nie nazywaj mnie tak. – wysyczałem przez zęby.
-
Sangster? Przecież to twoje nazwisko. – mężczyzna podchodził bliżej, a
jego twarz była skupiona na mnie. Jego ciało zaczęło płonąć. – Czemu go
nie używasz? – zapytał. – A tak myślałeś, że dzięki temu Cię nie
znajdziemy, że damy Ci spokój. – odpowiedział zamiast mnie. – Myślałeś,
że się znudzimy?
- Chciałem tylko nie musieć podpisywać się
nazwiskiem ludzi, którzy dla mnie nic nie znaczą. – poinformowałem
znudzonym głosem. Torreto się zaśmiał.
- Nic dla Ciebie nie znaczą? Sprawdzimy to. – dodał chytrze się uśmiechając i kiwając głową do swojego przydupasa.
Wszedł
on do budynku, który znajdował się za nami i po paru minutach wyszedł
ciągnąc za sobą kogoś. Moje oczy się rozszerzyły rozpoznając osobę,
która był przetrzymywana. Natalie. To była moja siostra! Torreto
ponownie się zaśmiał.
– Wiedze, że rozpoznałeś
siostrzyczkę. - uśmiech na jego twarzy się powiększył. – Przyprowadź ją
tu bliżej. – tym razem zwrócił się do mężczyzny, który cały czas trzymał
dziewczynę. Goryl szybko wykonywał jego polecenia.
Stałem z Natalie twarzą w twarz. Jej niebieskie oczy były pełne łez. Miała zaklejone usta taśmą, a brąz włosy oplatały na jej umorusaną twarz, która była posiniaczona.
-
Natalie. – szepnąłem, a z jej oczu wypłynęły łzy. Moja złość była coraz
większa, ledwo nad sobą panowałem. Jak mogli skrzywdzić moją małą,
niewinną siostrzyczkę?
- Brian. – odezwał się znowu
człowiek ogień. – Jest bal, o którym i tak już wiesz, więc zrobimy tak
przyprowadzisz swoich nowych kolegów, a zwłaszcza skoczka i dziewczynę
śmierć. Wiem, że macie jakiś plan odnośnie mnie, więc udasz, że im
pomagasz, a potem w odpowiednim momencie wkroczy nasza tajna broń.
- Tajna broń? – zapytałem, a mężczyzna się uśmiechnął.
-
Kai! – wykrzyczał imię, a ja zmarszczyłem brwi gdy zauważyłem chłopaka,
który był w moim wieku. Podszedł on nonszalanckim krokiem w moim
kierunku. – Poznaj naszą broń. Ma on wiele ciekawych umiejętności, które
chętnie Ci teraz zaprezentuje. – powiedział i skinął głową do bruneta.
Chłopak dotknął Natalie, a ona zaczęła krzyczeć i ledwo trzymała się na nogach.
– Kai właśnie łamie jej kości. – powiedział Torreto.
W
tym momencie ręka dziewczyna wygięła się w nienaturalny sposób, czemu
towarzyszył dźwięk łamanej kości. Natalie pisnęła z bólu.
-
Przestań! – krzyknąłem i przywołałem ogień trafiając w chłopaka, który
odszedł od dziewczyny. – Zgadzam się! – wykrzyczałem, a Torreto się
zaśmiał.
- Miło się z tobą rozmawia Brian, jak chcesz to potrafisz. – powiedział. – A teraz zacznij się przygotowywać.
Chwycił Natalie i poszli do budynku, a ja zostałem sam na ulicy.
*
Byliśmy
na balu. Zabrałem ją, tylko po cholerę!? Czemu ona tu jest, czemu jej
nie zostawiłem? Lily grozi niebezpieczeństwo, ale wiedziałem, że nawet
bez mojej zgody będzie chciała przyjść, więc nie miałam wyjścia.
Rozglądałem się nerwowo po sali, chcąc znaleźć coś podejrzanego.
W końcu poprosiłem ją do tańca.
- O czym tak myślisz. – zapytałem się dziewczyny widząc, że coś ją trapi.
- Jake’u. – wyznała. Ok. Brain teraz albo nigdy.
- Tym chłopaku, który się do Ciebie dobierał? O tym, który chciał Cię zgwałcić? – wypowiedziałem te słowa z bólem.
- On jest moim przyjacielem. – powiedziała dobitnie - Nie możesz tak o nim mówić. Jasne?
- Przyjacielem? – udałem śmiech. Teraz Brian, teraz albo nigdy. – Z Sean, który Cię zgwałcił też się przyjaźniłaś? - dodałem i wiedziałem, że nie ma już odwrotu.
Wiedziałem,
że nigdy mi o tym nie powiedziała, wiedziałem jak to wygląda.
Wiedziałem, że pomyśli, że mam z tym coś wspólnego. Wiedziałem, że mnie
znienawidzi, ale tego chciałem, tego potrzebowałem. Miała mnie
nienawidzić, miała być na mnie wściekła, miała wyjść z balu, aby być
bezpieczna.
- Skąd wiesz, że on mnie zgwałcił? – zapytała, a ja grałem dalej.
- Powiedziałaś mi. – skłamałem.
Zabolało
mnie to, tak cholernie zabolało mnie to, gdy widziałem w jej oczach
obrzydzenie moją osobą, już nigdy nie spojrzy na mnie jak wcześniej, już
nigdy mi nie zaufa.
- Nie mówiłam Ci. – wysyczała przez
zęby. – Skąd to wiesz? – dalej zadawała pytania, na które nie mogłem jej
odpowiedzieć, bo ta wiedza mogła ją zabić, a to była ostatnia rzecz
jakiej chciałem. Mogła mnie nienawidź, ale miała żyć.
-
Lily pogadamy, ale nie teraz. – poinformowałem brunetkę. Podszedłem do
niej bliżej, ale się ode mnie oddaliła, w jej oczach była złość,
nienawiść, strach. Odwróciła się do mnie plecami, a ja złapałem ją za
rękę znowu przybliżając do siebie, wtedy mnie uderzyła.
- Nie dotykaj mnie. – wysyczała i odeszła.
Zostałem
tam sam. Zostałem jak ten skończony idiota czując na policzku jej dłoń,
dłoń, która wcześniej błądziła po mojej twarzy z czułością. Wiedziałem,
że więcej razy tego nie zrobi, wiedziałem, że więcej razy się do mnie
nie zbliży.
*
Wszedłem ponownie na salę i zobaczyłem Lily, która stała przy Letty i Luke’u. Cholera, co ona nadal tu robi, czemu nie poszła do domu, czemu raz w życiu nie mogła zrobić czegoś, co mogło by ją uratować?
Podszedłem do blondyna.
-
Coś czuję, że dziś będzie tu piekło. - stwierdziłem. - Jak coś pójdzie
nie tak, to masz zając się Lily. – nakazałem. Chłopak na mnie spojrzał i
przytaknął. Nie pytał się o nic, nie chciał wiedzieć o co mi chodziło,
wiedziałem, ze zrobi wszystko, aby była bezpieczna.
*
-
Co ty odpierdalasz? – powiedziała Lily, kiedy zabiłem ochroniarzy
stojących przed biurem Torret’a . – Czemu… Co jest z tobą nie tak? –
zapytała, a ja udawałem niewzruszonego.
- A miałem ich poprosić, żeby sobie po prostu odeszli?
-
Jesteś mordercą. – wysyczała przez zęby. Nienawidzi mnie, myśli, że nie
ma we mnie dobra, gdyby tylko wiedziała, że robię to dla niej, że robię
to dla swojej siostry. Nie jestem taki.
- Jeśli już sobie to wyjaśniliśmy to możemy wchodzić. – powiedziałem udając, że mam to gdzieś, że nie mam uczuć.
- Zamknięte. – poinformowała mnie Lily, kiedy pociągnęła za klamkę, a ona ani drgnęła.
- Odsuń się.- przywołałem ogień i stopiłem zamek. Otworzyłem drzwi. – Panie przodem.
Kiedy mnie minęła poczułem jej zapach, zapach, który tak na mnie działał, zapach który nie będzie mi już dany.
-
Ty zobacz czy nie ma niczego na regałach, a ja ogarnę biurko. –
rozkazałem i zacząłem się rozglądać. - Cholera! Nic tu nie ma. – byłem
coraz bardziej zniecierpliwiony, wiedziałem, że zaraz rozpęta się tu
piekło, a ona nadal tu jest.
- Szukaj dalej. – powiedziała.
- To nie ma sensu. – mówiłem coraz bardziej zły.
-
Twoje marudzenie nie pomaga. – podszedłem do niej tak blisko, że prawie
dotykałem jej pleców swoją klatką piersiową. - A ty masz coś?
- Nie. – powiedziała, była zła. Dobrze, bardzo dobrze.
-
Na co jesteś taka zła? – ciągnąłem, a dziewczyna odwróciła się do mnie
przodem. Chciałem dotknąć jej miękkich ust, ust, które kiedyś całowały
mnie z uczuciem, ust, które sprawiały, że byłem w innym świecie.
- Serio się pytasz? Może o to, że mnie okłamałeś, może nawet jesteś w to zamieszany. Byłam głupia, że Ci zaufałam.
- Nie każdy jest inteligentny. – powiedziałem.
- Pieprz się! – wykrzyczała.
- Niedawno to zrobiliśmy.
Widziałem, że tym razem przesadziłem, że nigdy mi tego nie odpuści, mam nadzieję, że to wystarczy.
- Nie chce Cię widzieć nigdy więcej. – wycedziła przez zęby i odeszła.
Zaczęła
przyglądać się lustru wiszącym w pokoju. Nagle ono się uchyliło i
zauważyłem sejf. Zainteresowałem się tym co jest w środku, może to
pomogło by mi uratować siostrę, może mógłbym wszystko naprawić. Spaliłem
zamek i otworzyłem go, w środku była książka. Lily wzięła ją w rękę i
już mieliśmy wychodzić, gdy do środka weszło kilkanaście mężczyzn.
- No to mamy mały problem. Powiedziałem i wystrzeliłem ogień.
*
Schwytali
nas. Torreto nas schwytał. Jakiś mężczyzna chwycił Lily za ramię,
widziałem, że cierpi, ale nie poruszyłem się. Torreto chciał sprawdzić,
czy mi na niej zależy, a jeśli pokazałbym jaka jest prawda nie dał by
jej spokoju, nigdy by jej nie dał spokoju. Mógłby ją torturować, tak jak
moją siostrę.
Człowiek ogień podszedł do mnie i
chwycił za nadgarstek po czym przeniósł ogień na moje ciało. Bolało, to
cholernie bolało. Wiedziałem, że mnie nie zabije, ale jego siła była
większa niż moja. Kiedy moje ciało zajęło się ogniem ledwo trzymałem się
na nogach, wtedy ujrzałem, że chciał chwycić Lily.
Na
to nie mogłem pozwolić, jej nie mógł dotknąć. Z resztek sił złapałem
jego rękę i powstrzymałem to. Powstrzymałem go przed zabiciem jej.
Odepchnąłem i w tamtym momencie zaczęło się. Kai wkroczył do budynku.
Wiedziałem, że zacznie zabijać po to, aby Letty zyskała większą moc, po
to, aby przestała nad nią panować, po to, aby ją to zabiło.
Kazałem
Lily biec, uciekać stąd a sam skręciłem na schodach i zszedłem na dół.
Chciałem znaleźć Natalie, jeśli gdzieś ją przetrzymywali to w tym
budynku. Błądziłem po korytarz nawołując ją po imieniu. Usłyszałem
jakieś krzyki i pobiegłem w tamtym kierunku. Natalie była zamknięta
lochu.
- Natalie! – krzyknąłem.
- Brian. –
powiedziała resztkami sił. Podbiegłem do niej i chwyciłem metal, chcąc
go roztopić, ale nic to nie dało. Klatka była odporna na ogień, przecież
to logiczne moja siostra też jest ogniem, więc mogłaby wyjść. – Nie. -
wyszeptała. Budynek znowu się zakołysał, i zaczął się walić. – Uciekaj. –
powiedziała.
- Nie zostawię Cię! – wykrzyczałem. Wtedy
kawałek ściany się osunął i odgrodził mnie od siostry. – Natalie! –
przywołałem ogień, ale to nic nie dawało. Budynek rozpadał się coraz
bardziej.
- Idź! – wykrzyczała. – Przyszli po mnie. –
powiedziała. –Ja przeżyje, ale ty też musisz. – Miałem łzy w oczach. –
Przeżyj! – to były ostatni słowa jakie powiedziała.
Szybko
wycofałem się i wyszedłem z budynku. Kiedy byłem już na zewnątrz
zauważyłem jak Luke trzyma na rękach nieprzytomną Lily. Nie podszedłem,
nie chciałem jej narażać. Jestem osobą przez którą jest w jeszcze
większym niebezpieczeństwie.
- Lily! – wykrzyczałem i
podniosłem się na łóżku. Przetarłem skronie. To sen, to był tylko
pieprzony sen. Nadal byłem w hotelu. Sam. Bez mojej małej Lily. Dziś
miałem spotkać się z Torreto, więc wyszedłem z łóżka i poszedłem pod
prysznic.
***
(Lily)
Obudziłam się nie wiedząc gdzie
jestem. Rozjarzałam się dokładnie po pokoju, w którym się znajdowałam. W
końcu, gdy mój mózg otrzeźwiał rozpoznałam miejsce, w którym się
znajdowałam.
Byłam w hotelu, a konkretnie w pokoju Letty i
Luke’a. Tylko gdzie oni są? Głowa mi pękała, a każdy najmniejszy ruch
sprawiał mi ból. Co się tak właściwie stało? Opadłam znowu na poduszkę i
zamknęłam oczy.
W mojej głowie widziałam obraz Brian’a, tego
dupka, który tak naprawdę cały czas mnie wykorzystywał, tego idiotę,
którego nienawidziłam, albo i nie. Nie ufałam mu, już nie. Potem
odsuwając od siebie obraz tej osoby wdziałam Kai’a, który już nie był
sobą. Co mu się stało?
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka weszła Letty i towarzyszący jej Luke.
- Hej, jak się czujesz? – spytała cicho przyjaciółka siadając na skraju łóżka.
- Głowa mi pęka. – powiedziałam skarżąc się.
- Nic dziwnego, chyba przywaliłaś głową w ścianę. – odezwał się Luke.
- Jak się tu znalazłam? – zapytałam.
- Luke Cię znalazł i wyniósł z budynku po czym przywiózł tu. Uznałam, że wolisz zostać tu. – odpowiedziała Letty.
- Dziękuję. – spojrzałam na blondyna, który tylko kiwnął mi głową. – Co się tak właściwie wczoraj stało?
- Zaatakowali nas, konkretnie jakiś chłopak wpadł i zaczął wszystkich zabijać.
- Kai. – wyszeptałam. Letty i Luke na mnie spojrzeli pytającym wzrokiem. – To był Kai.
- Skąd wiesz? – zapytała Letty.
- Bo stałam z nim twarzą w twarz. On wysysał moc z żywiołów, a oni… ginęli. – mój głos się łamał na wspomnienia z tamtej nocy.
- Jesteś pewna, że wysysał moc? – zapytał Luke.
- Tak, a co? – spojrzałam na chłopaka, który wydawał się zmartwiony.
- Wiesz czym jest? – zapytała Letty. Blondyn pokiwał głową.
-
Mam nadzieję, że się mylę. – Luke wziął głęboki oddech. – Nazywają ten
gatunek anima mortem. Oznacza to dusza śmierć, ale jakby na żarty one
nie mają duszy. Są to ludzie, którzy zostali zmienieni.
- Zmienieni? – zapytała Letty. Blondyn spojrzał się na nią.
-
Polega to na tym, że najpierw demon zabija tą osobę, ale ona i tak
wstaje. Potem zabijana jest najbliższa rodzina na oczach potencjalnej
nowej zabawki, a żeby rytuał się dopełnił anima mortem musi wypić ich
krew, po czym sama zabić kogoś ważnego dla tej osoby, której ciało
przejęła. One są niewolnikami, wykonują rozkazy i potrafią przejmować
moce. Kiedy z żywiołu wyssie się całą magie, on ginie, a anima przejmuję
wszelkie zdolności. Kiedy będzie posiadać moc ziemi, ognia, wody i
powietrza nie da się jej prawie w ogóle zabić.
- Prawie? – tym razem ja się odezwałam.
- Albo ostrzem, które jest potrzebne do rytuału, albo…
- Albo? – ponagliłam chłopaka
- Ty możesz to zrobić. – spojrzał się na Letty, której twarz zrobiła się blada.
- Kto może stworzyć dusze śmierci? – zapytałam.
- Każdy kto posiada na władanie własnego demona, każdy kto bawi się ciemną magią.
- Skąd tyle o nich wiesz? – odezwała się Letty. Chłopak wziął głęboki wdech.
- Spotkałem już anime mortem.
- Jak ją zabiliście? – Letty bombardowała pytaniami blondyna.
- Kiedyś może odpowiem Ci na pytanie. – powiedział, a my widząc, że nie jest to miłe wspomnienie zgodziłyśmy się na to.
- Co się stało z tobą i Brian’em? – zapłata mnie brunetka.
-
On nie jest tym za kogo się podaje, on… - wiedziałam, że będę musiała
jej powiedzieć o Sean’ie, o gwałcie, wiedziałam, że będę musiała jej
powiedzieć o wszystkim. Nadszedł czas Lily, nadszedł czas się otworzyć.
- To może ja pójdę? – odezwał się Luke.
-
Nie, możesz zostać. – powiedziałam. Spojrzałam na Letty. – Ona Ci ufa. –
chłopak uśmiechnął się do mojej przyjaciółki. – Więc i ja Ci zaufam. –
wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać.
Opowiedziałam o
wszystkim, o gwałcie, o Calebie, o Sean’ie i o Brian’e. Letty ściskała
cały czas mnie za rękę, a kiedy skończyła zamknęła w uścisku.
-
Tak mi przykro. – głos Letty się załamywał. – Zabiję go, naprawdę go
zabiję. Wypatroszę go, zacznę torturować. Brian jest już martwy. – jej
złość była coraz większa. Zacisnęła ręce w pięści i zaczęła chodzić po
pokoju.
- Hej spokojnie. Wszystko jest dobrze, on nawet nie zasługuje na zabicie go.
- Jak mam się uspokoić? On jest totalnym chujem. Pieprzonym idiotą, który tylko marnuje tlen na tej planecie.
- Uspokój się. – poprosiłam jeszcze raz. Letty spojrzała na mnie i w końcu usiadła obok.
- Ok. –powiedziała i znowu złapała mnie za rękę.
- Co z tą książką? – zapytałam w końcu.
- Jaką? – zdziwiła się brunetka.
-
No tą co znaleźliśmy u Torreto. Tą którą…. – wtedy mnie olśniło, nie
mieli książki. Upuściłam ją kiedy Kai odrzucił mnie. – Musicie ją
znaleźć. – powiedziałam szybko. – U Torreto znaleźliśmy w jego biurze
książkę. Była chyba po łacinie. Upuściłam ją na sali. Musicie po nią
iść, może to jakaś wskazówka, może to nam jakoś pomoże. – mówiłam
szybko.
- Ok. ja i Luke pójdziemy, ale ty zostajesz i
odpoczywasz. – powiedziała przyjaciółka i wstała z łóżka. Pokiwałam
głową i znów ułożyłam ją na poduszce zamykając oczy.